Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. KOLEJNA PRZEPROWADZKA

    Nikogo chyba nie zdziwił fakt, że po powrocie do domu, od razu poszłam obrażona do pokoju. Max próbował ze mną rozmawiać, ale twardo go ignorowałam. Byłam wściekła i musiałam to wszystko przyswoić. Może gdybym wiedziała o tym wszystkim wcześniej, moje życie potoczyłoby się inaczej. Pewnie nadal bym siedziała w Anglii i była bezpieczna w domu. Było wiele niewiadomych, o których nawet nie chciałam, a może nawet się bałam myśleć. Gdybanie do niczego nie doprowadza, więc się położyłam. Próbowałam zasnąć, ale na marne. Kręciłam się na łóżku przez dobrych kilka godzin. W końcu zdecydowałam, że pora zacząć się pakować. Do końca nie wiedziałam, co ze sobą zabrać. Na pewno ubrania, laptopa, kosmetyki i telefon. Bardzo podobał mi się ten pokój i gdybym mogła, wzięłabym wszystko.

― Nie śpisz już? ― zdziwił się Max, widząc mnie w kuchni o ósmej rano.

― Nie spałam wcale. ― przyznałam. ― Konieczna jest ta przeprowadzka? ― zapytałam z nadzieją, że jednak będę mogła zostać u niego.

― To był twój pomysł. ― przypomniał. ― Sam chciałbym tego uniknąć, ale co zrobić? Do momentu, aż zagrożenie nie minie albo czegoś nie wymyślą, to musisz się dostosować. ― westchnęłam. ― Będzie ciężko, ale dasz radę, musisz. Tu chodzi o twoje życie.

― Wiem, ale...

― Nie ma „ale" Paige. Musisz! Na tym temat zakończony. ― pokiwałam głową. ― Zjedz i później zacznij się pakować.

― Spakowałam się już. Mówiłam, że nie spałam.

Przy śniadaniu dużo rozmawialiśmy. Chciałam wiedzieć coś o Ricku oraz Ivy, ale niewiele się dowiedziałam o tej drugiej. Nasz wuj był osobą władczą, nie obchodziły go żadne wytłumaczenia, każdy miał robić to, co kazał. W innym wypadku były konsekwencje. Oprócz tego był z lekka opiekuńczy. Sam dzieci nie miał, a Ivy traktował jak własną córkę. Liczyłam, że nie będzie zbyt opiekuńczy co do mnie. Odzwyczaiłam się od tłumaczenia na każdym kroku. Max nic nie wiedział o reszcie, ale co się dziwić, właściwie, co go oni obchodzili. Byli pachołkami na zlecenia szefa.

Jeśli chodzi o Chrisa, to co miałam powiedzieć? Z dwojga złego lepiej, że on musiał mnie niańczyć, niż żeby miał to być ktoś kompletnie obcy. Z brunetem, chociaż mogłam się dogadać i było mniejsze prawdopodobieństwo, że zrobi mi krzywdę, gdybym miała jakieś głupie pomysły.

― To, o której tam jedziemy? ― zapytałam, wkładając naczynia do zmywarki.

― Zadzwonię do Ricka, zapytam się, czy przygotowali Ci pokój. ― kiwnęłam głową. ― A masz jakieś plany? ― uniósł brew, patrząc na mnie podejrzliwie.

― W sumie to tak. Umówiłam się z Janet i Aaronem na maraton filmowy. Pamiętasz? Jak pakowaliśmy moje rzeczy od nich, to o tym wspominaliśmy.

― No dobra, ale wiesz, że...

― Tak, tak. Jak będziemy u nich, to z nim pogadam.

Dopiero o piątej po południu pojechaliśmy do nowego domu. Nie byliśmy do końca pewni, czy mieli wolny pokój, czy kogoś przegonili. Musieliśmy się zorientować w sytuacji. Nie chciałam być na celowniku gangstera, który został pozbawiony sypialni. Nie na tym to wszystko miało polegać. Na miejscu, otworzył nam Matt, sztucznie się uśmiechnął i wpuścił nas do środka. Wciąż nie czułam się pewnie. Miałam w końcu mieszkać ze zgrają kryminalistów. Pewnie niejedno życie mieli na sumieniu. Bałam się ich, ale nie chciałam tego pokazywać, ktoś mógłby mieć z tego satysfakcję.

― Gdzie Chris? ― zapytałam. ― A raczej moja niania. ― Nathan, który akurat schodził z góry, parsknął śmiechem.

― Jest u siebie. Uczy się albo śpi. Wejdź na górę, skręć w lewo i trzecie drzwi. Lepiej zapukaj, żebyś nie musiała oglądać jego nagiego zadka.

Ominęłam wszystkich i ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Szłam powoli, obserwowałam otoczenie. Dom był bardzo ładny, zadbany. Dotąd myślałam, że tacy ludzie mieszkają w opuszczonych, starych budynkach albo szpitalach psychiatrycznych. Wszystkie kolory były stonowane. Na ścianach były obrazy, tak jak w Hogwarcie, tylko że te ani nie mówiły, ani się nie poruszały.

Jak byłam pod jego pokojem, to nawet nie zdążyłam zapukać. Z impetem się otworzyły, a ja dziękowałam projektantowi, że otwierały się do środka. Mahoń odbiłby mi się na twarzy.

― Czemu tu stałaś? ― zdziwił się. ― Czaiłaś się na mnie? ― zapytał pół żartem, pół serio.

― Nie, chciałam pogadać. Dzisiaj muszę być, sam wiesz.

― O której? ― wpuścił mnie do środka. ― Lepiej gadać w środku, jakby ktoś usłyszał, to jest po tobie i mnie. ― usiadłam na łóżku.

― O dziesiątej wieczorem, ale moja zmiana zaczyna się półgodziny później. ― milczał, jakby się zastanawiał. ― Co? Za późna godzina dla takiej dzidzi jak ja? ― powiedziałam z sarkazmem.

― Nie ode mnie zależy, czy to późno, czy nie. Pogadaj z Rickiem i swoim bratem. Ja mam tylko Cię pilnować.

― Żartujesz sobie? ― prychnęłam. ― Po co mi niania, skoro i tak o pozwolenie muszę pytać kogoś innego? ― nie wierzyłam w to. Zatrudnili mi nianie, ale i tak miałam pytać braciszka? Po co to wszystko? Lepiej, żeby on mnie już pilnował. No może prócz tego wieczoru.

― Mała. To nie moje zasady, ale gdyby to ode mnie zależało, to byś nigdzie nie poszła. To bardzo ryzykowne. Jeżeli ktoś Cię rozpozna, a jest na to duża szansa, to na dziewięćdziesiąt procent nie wyjdziemy z tego żywi. Lepiej się zastanów, czy nie odpuścić. Przyjdź do mnie, jak to przemyślisz. ― westchnęłam. ― To nie jest zabawa w ciuciu babkę. Możesz zginąć.

― Nie ma co myśleć. Dzisiaj mam zmianę i muszę tam być. Spróbuję pogadać z szefem. ― zastanowiłam się. ― Powiem, że musiałam się wyprowadzić do brata, który w każdej chwili może mnie wywieźć do domu, jak dowie się, gdzie pracuje. Coś w tym rodzaju. Na pewno zrozumie.

Już długo nie dał się namawiać. Kazał tylko przekonać Ricka i Maxa, a potem mam mu dokładnie powiedzieć, jaką wymówkę wymyśliłam. Po zejściu na dół od razu zaczęłam szukać tamtych dwóch. W głównym salonie ich nie było, dopiero po wyjściu za dom znalazłam zguby. Siedzieli w altance i popijali kawę.

― O! Tu jesteście! ― ucieszyłam się na ich widok. Po ich minach widziałam podejrzenie. ― Mam sprawę, ważną.

― Już mu wspominałem o tym maratonie filmowym. ― powiedział Max. ― Oboje nie jesteśmy co do tego przekonani. Miałaś się dostosować.

― Mówiłam, że to tylko maraton filmowy. Będziemy siedzieć w mieszkaniu i oglądać, jeść chipsy, słodycze i popcorn. Wiesz, ile mam plotek do nadrobienia?! ― nie odrywali ode mnie wzroku. ― Chris powiedział, że ze mną pojedzie, ale mam jeszcze was przekonać.

― O której się umówiłaś? Kto tam będzie i do której masz zamiar tam być? ― w końcu odezwał się Rick.

Przekonanie ich musiałam dać z siebie wiele wysiłku. Każda moja odpowiedź była analizowana i rodziła kolejne pytania. Musiałam im pokazać zdjęcia moich przyjaciół, aby oni mieli pewność, że to nikt z wrogiego gangu. Na szczęście żadne z nich nie miało powiązania z półświatkiem. Musiałam też zaznaczyć, że Chris będzie z nami w środku i znajdę dla niego miejsce do spania. Na szczęście jeden wolny pokój był, a ja miałam nadzieję, że Liam do końca się nie wprowadził i mój pokój był wolny.

― Daje Ci kredyt zaufania. Jak przeholujesz, to zamknę Cię tutaj i nawet czubka nosa nie wystawisz poza dom. ― Rick był poważny, a ja nie zamierzałam wpaść.

― Przyjęłam do wiadomości. ― byłam równie poważna. ― Dobra, a z innej beczki. Pokażesz mi pokój, w którym mam pomieszkiwać?

Rick zaprowadził mnie z powrotem do domu. Mój pokój był na tym samym piętrze co Chrisa, tyle że po prawej stronie. Sypialnia różniła się niemal wszystkim. Niemal wszystko było czarne, prócz dodatków i podłogi. Nie mogłam zaprzeczyć, że był przytulny i ładny, bo był i to bardzo. Jednakże musiałam przywyknąć do tego, kogo spotkam za ścianami i kim są Ci ludzie. Chciałam czuć się swobodnie.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro