15. KOLEJNA PRZEPROWADZKA
Nikogo chyba nie zdziwił fakt, że po powrocie do domu, od razu poszłam obrażona do pokoju. Max próbował ze mną rozmawiać, ale twardo go ignorowałam. Byłam wściekła i musiałam to wszystko przyswoić. Może gdybym wiedziała o tym wszystkim wcześniej, moje życie potoczyłoby się inaczej. Pewnie nadal bym siedziała w Anglii i była bezpieczna w domu. Było wiele niewiadomych, o których nawet nie chciałam, a może nawet się bałam myśleć. Gdybanie do niczego nie doprowadza, więc się położyłam. Próbowałam zasnąć, ale na marne. Kręciłam się na łóżku przez dobrych kilka godzin. W końcu zdecydowałam, że pora zacząć się pakować. Do końca nie wiedziałam, co ze sobą zabrać. Na pewno ubrania, laptopa, kosmetyki i telefon. Bardzo podobał mi się ten pokój i gdybym mogła, wzięłabym wszystko.
― Nie śpisz już? ― zdziwił się Max, widząc mnie w kuchni o ósmej rano.
― Nie spałam wcale. ― przyznałam. ― Konieczna jest ta przeprowadzka? ― zapytałam z nadzieją, że jednak będę mogła zostać u niego.
― To był twój pomysł. ― przypomniał. ― Sam chciałbym tego uniknąć, ale co zrobić? Do momentu, aż zagrożenie nie minie albo czegoś nie wymyślą, to musisz się dostosować. ― westchnęłam. ― Będzie ciężko, ale dasz radę, musisz. Tu chodzi o twoje życie.
― Wiem, ale...
― Nie ma „ale" Paige. Musisz! Na tym temat zakończony. ― pokiwałam głową. ― Zjedz i później zacznij się pakować.
― Spakowałam się już. Mówiłam, że nie spałam.
Przy śniadaniu dużo rozmawialiśmy. Chciałam wiedzieć coś o Ricku oraz Ivy, ale niewiele się dowiedziałam o tej drugiej. Nasz wuj był osobą władczą, nie obchodziły go żadne wytłumaczenia, każdy miał robić to, co kazał. W innym wypadku były konsekwencje. Oprócz tego był z lekka opiekuńczy. Sam dzieci nie miał, a Ivy traktował jak własną córkę. Liczyłam, że nie będzie zbyt opiekuńczy co do mnie. Odzwyczaiłam się od tłumaczenia na każdym kroku. Max nic nie wiedział o reszcie, ale co się dziwić, właściwie, co go oni obchodzili. Byli pachołkami na zlecenia szefa.
Jeśli chodzi o Chrisa, to co miałam powiedzieć? Z dwojga złego lepiej, że on musiał mnie niańczyć, niż żeby miał to być ktoś kompletnie obcy. Z brunetem, chociaż mogłam się dogadać i było mniejsze prawdopodobieństwo, że zrobi mi krzywdę, gdybym miała jakieś głupie pomysły.
― To, o której tam jedziemy? ― zapytałam, wkładając naczynia do zmywarki.
― Zadzwonię do Ricka, zapytam się, czy przygotowali Ci pokój. ― kiwnęłam głową. ― A masz jakieś plany? ― uniósł brew, patrząc na mnie podejrzliwie.
― W sumie to tak. Umówiłam się z Janet i Aaronem na maraton filmowy. Pamiętasz? Jak pakowaliśmy moje rzeczy od nich, to o tym wspominaliśmy.
― No dobra, ale wiesz, że...
― Tak, tak. Jak będziemy u nich, to z nim pogadam.
Dopiero o piątej po południu pojechaliśmy do nowego domu. Nie byliśmy do końca pewni, czy mieli wolny pokój, czy kogoś przegonili. Musieliśmy się zorientować w sytuacji. Nie chciałam być na celowniku gangstera, który został pozbawiony sypialni. Nie na tym to wszystko miało polegać. Na miejscu, otworzył nam Matt, sztucznie się uśmiechnął i wpuścił nas do środka. Wciąż nie czułam się pewnie. Miałam w końcu mieszkać ze zgrają kryminalistów. Pewnie niejedno życie mieli na sumieniu. Bałam się ich, ale nie chciałam tego pokazywać, ktoś mógłby mieć z tego satysfakcję.
― Gdzie Chris? ― zapytałam. ― A raczej moja niania. ― Nathan, który akurat schodził z góry, parsknął śmiechem.
― Jest u siebie. Uczy się albo śpi. Wejdź na górę, skręć w lewo i trzecie drzwi. Lepiej zapukaj, żebyś nie musiała oglądać jego nagiego zadka.
Ominęłam wszystkich i ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Szłam powoli, obserwowałam otoczenie. Dom był bardzo ładny, zadbany. Dotąd myślałam, że tacy ludzie mieszkają w opuszczonych, starych budynkach albo szpitalach psychiatrycznych. Wszystkie kolory były stonowane. Na ścianach były obrazy, tak jak w Hogwarcie, tylko że te ani nie mówiły, ani się nie poruszały.
Jak byłam pod jego pokojem, to nawet nie zdążyłam zapukać. Z impetem się otworzyły, a ja dziękowałam projektantowi, że otwierały się do środka. Mahoń odbiłby mi się na twarzy.
― Czemu tu stałaś? ― zdziwił się. ― Czaiłaś się na mnie? ― zapytał pół żartem, pół serio.
― Nie, chciałam pogadać. Dzisiaj muszę być, sam wiesz.
― O której? ― wpuścił mnie do środka. ― Lepiej gadać w środku, jakby ktoś usłyszał, to jest po tobie i mnie. ― usiadłam na łóżku.
― O dziesiątej wieczorem, ale moja zmiana zaczyna się półgodziny później. ― milczał, jakby się zastanawiał. ― Co? Za późna godzina dla takiej dzidzi jak ja? ― powiedziałam z sarkazmem.
― Nie ode mnie zależy, czy to późno, czy nie. Pogadaj z Rickiem i swoim bratem. Ja mam tylko Cię pilnować.
― Żartujesz sobie? ― prychnęłam. ― Po co mi niania, skoro i tak o pozwolenie muszę pytać kogoś innego? ― nie wierzyłam w to. Zatrudnili mi nianie, ale i tak miałam pytać braciszka? Po co to wszystko? Lepiej, żeby on mnie już pilnował. No może prócz tego wieczoru.
― Mała. To nie moje zasady, ale gdyby to ode mnie zależało, to byś nigdzie nie poszła. To bardzo ryzykowne. Jeżeli ktoś Cię rozpozna, a jest na to duża szansa, to na dziewięćdziesiąt procent nie wyjdziemy z tego żywi. Lepiej się zastanów, czy nie odpuścić. Przyjdź do mnie, jak to przemyślisz. ― westchnęłam. ― To nie jest zabawa w ciuciu babkę. Możesz zginąć.
― Nie ma co myśleć. Dzisiaj mam zmianę i muszę tam być. Spróbuję pogadać z szefem. ― zastanowiłam się. ― Powiem, że musiałam się wyprowadzić do brata, który w każdej chwili może mnie wywieźć do domu, jak dowie się, gdzie pracuje. Coś w tym rodzaju. Na pewno zrozumie.
Już długo nie dał się namawiać. Kazał tylko przekonać Ricka i Maxa, a potem mam mu dokładnie powiedzieć, jaką wymówkę wymyśliłam. Po zejściu na dół od razu zaczęłam szukać tamtych dwóch. W głównym salonie ich nie było, dopiero po wyjściu za dom znalazłam zguby. Siedzieli w altance i popijali kawę.
― O! Tu jesteście! ― ucieszyłam się na ich widok. Po ich minach widziałam podejrzenie. ― Mam sprawę, ważną.
― Już mu wspominałem o tym maratonie filmowym. ― powiedział Max. ― Oboje nie jesteśmy co do tego przekonani. Miałaś się dostosować.
― Mówiłam, że to tylko maraton filmowy. Będziemy siedzieć w mieszkaniu i oglądać, jeść chipsy, słodycze i popcorn. Wiesz, ile mam plotek do nadrobienia?! ― nie odrywali ode mnie wzroku. ― Chris powiedział, że ze mną pojedzie, ale mam jeszcze was przekonać.
― O której się umówiłaś? Kto tam będzie i do której masz zamiar tam być? ― w końcu odezwał się Rick.
Przekonanie ich musiałam dać z siebie wiele wysiłku. Każda moja odpowiedź była analizowana i rodziła kolejne pytania. Musiałam im pokazać zdjęcia moich przyjaciół, aby oni mieli pewność, że to nikt z wrogiego gangu. Na szczęście żadne z nich nie miało powiązania z półświatkiem. Musiałam też zaznaczyć, że Chris będzie z nami w środku i znajdę dla niego miejsce do spania. Na szczęście jeden wolny pokój był, a ja miałam nadzieję, że Liam do końca się nie wprowadził i mój pokój był wolny.
― Daje Ci kredyt zaufania. Jak przeholujesz, to zamknę Cię tutaj i nawet czubka nosa nie wystawisz poza dom. ― Rick był poważny, a ja nie zamierzałam wpaść.
― Przyjęłam do wiadomości. ― byłam równie poważna. ― Dobra, a z innej beczki. Pokażesz mi pokój, w którym mam pomieszkiwać?
Rick zaprowadził mnie z powrotem do domu. Mój pokój był na tym samym piętrze co Chrisa, tyle że po prawej stronie. Sypialnia różniła się niemal wszystkim. Niemal wszystko było czarne, prócz dodatków i podłogi. Nie mogłam zaprzeczyć, że był przytulny i ładny, bo był i to bardzo. Jednakże musiałam przywyknąć do tego, kogo spotkam za ścianami i kim są Ci ludzie. Chciałam czuć się swobodnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro