11. KŁOPOT
CHRIS
Od sobotniej, a raczej już niedzielnej sytuacji nie zbliżałem się do Paige. Cały czas jednak zastanawiałem się, dlaczego miała do mnie taki problem. Chciałem ją poznać, wydała mi się interesująca. Całkowicie inna od Alison i większość dziewczyn, które się koło mnie kręciły. To typowe stwierdzenie, ale mimo wszystko, chciałem spróbować się z nią dogadać; musiałem się przekonać na własnej skórze, czy miałem rację. Przez swoją nieuwagę wygadałem się znajomym, że się nią interesowałem, a oni, oczywiście nie mogli sobie odpuścić i też zaczęli się wokół niej kręcić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że cała wina spadała na mnie, bo gdybym trzymał jęzor za zębami, to może miałaby inne nastawienie do mnie.
Jeśli chodzi o sytuację z Alison, to powiedziałem jej prawdę. Porównałem ją do kobiet lekkich obyczajów, dając jej do zrozumienia, że nie było realnych szans na zyskanie szacunku kogokolwiek w tej szkole. W końcu do siebie go nie miała.
― Po szkole przyjedź od razu do domu. Ty i Matt pojedziecie ze mną w pewne miejsce. ― spojrzałem na Ivy, siostrzenicę gospodarza domu, w którym mieszkałem.
― A Ty masz zamiar w ogóle wrócić do szkoły? Od tygodni Cię nauczyciele nie widzieli. ― wzruszyła ramionami i poszła w swoją stronę.
Ivy była osobą bardzo komunikatywną i pewną siebie, ale nie znosiła przebywać w tej szkole. Jak sama często powtarzała, miała uczulenie na ćwierćinteligentów; nazywała tak większość osób, z którymi miała styczność. W większości się z nią zgadzałem, bo ponad połowa osób z klasy oraz szkoły stawiała na pierwszym miejscu popularność i pieniądze. Co chwilę ktoś robił z siebie głupka, zaczepiał innych uczniów lub prowokował bójki, by tylko o nim było głośno. Dla mnie to było zbyt przesadzone, starałem się nigdy nie ingerować w takie sytuacje, ale jak to w życiu bywa, nie zawsze się dało.
Na terenie szkoły byłem kilka minut przed dzwonkiem, nie śpiesząc się, szedłem w stronę wejścia. Cały czas rozglądałem się za czarnowłosą, przyglądanie się jej, stało się moją rutyną, próbowałem w niej dostrzec coś, czego nie widziałem u Alison i innych dziewczyn. Jednak, oprócz jej ciętego języka i z reguły neutralnego wyrazu twarzy, nie dostrzegłem niczego.
― Co to była za akcja w klubie? ― uniosłem brew, patrząc na kumpli. ― Z Alison i tą nową. ― wyjaśnili. ― O co poszło, że się wtrąciłeś?
― Nie pamiętam. ― skłamałem. ― Pijany byłem. ― nie uwierzyli mi. ― Nie ma co opowiadać. ― westchnąłem. ― Alison rzuciła się na Paige, tyle widziałem. Wystarczy Wam plotkary?
Reszta dnia minęła mi dosyć szybko, całe przerwy szukałem wzrokiem czarnowłosej. Dopiero kiedy miałem wracać do domu ją zauważyłem, wzrok miała wlepiony w telefon, a na jej twarzy widniał delikatny uśmiech. Chciałem do niej podejść i spróbować z nią porozmawiać, ale uprzedził mnie jakiś chłopak, który zasłonił jej oczy.
Była w związku.
Tyle mi wystarczyło, poszedłem od razu w stronę swojego samochodu. Kiedy odjeżdżałem jeszcze tam stali, rozmawiali, ale już nie była uśmiechnięta, a wściekła. Na pierwszy rzut oka było widać, że się kłócili. Nie zatrzymałem się jednak i zgodnie z ustaleniem, wróciłem do domu.
― Jedziemy za dwie godziny, zostawiłam Ci pół pizzy, idź zjeść. ― spojrzałem na Ivy, która rozmawiała z Nathanem w garażu. ― Wszystko gra?
― Gdzie w ogóle jedziemy? ― oparłem się o samochód. ― Jakiś odbiór? Akcja?
― Nie. Moi kuzyni przyjechali, wuj miał coś przekazać Rickowi, a my mamy to odebrać. ― kiwnąłem głową i już bez żadnych zbędnych gadek, poszedłem zjeść „obiad".
Równo dwie godziny później znów pojawiłem się w garażu i czekałem na pozostałą dwójkę. Wiedziałem, że Rick, oprócz zmarłej siostry, miał również brata, ale nigdy nie miałem okazji go widzieć. Nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, ale byłem ciekawy kuzynostwa Ivy. Byli tacy sami jak ona? Żyli normalnie, czy też w półświatku?
― Gdzie Ivy? ― zapytałem Matta, który do mnie dołączył. Jednakże, zanim zdążył mi odpowiedzieć, białowłosa również weszła do garażu. ― Jedziemy szefowo? ― rzuciła mi kluczyki do swojego auta.
― Co Cię gryzie Chris? ― zapytała, kiedy już byliśmy poza domem. ― Od kiedy wróciłeś z tego burdelu, zachowujesz się dziwnie.
― To nic ważnego. ― powiedziałem z uśmiechem na twarzy. ― Widziałaś tych swoich kuzynów w ogóle? Nigdy nie wspominaliście o nich.
― Ostatni raz widziałam się z Maxem i Larą jak miałam dziesięć lat. ― wyznała. ― Normalnie bym się nie kwapiła, by tam jechać, ale ponoć wuj adoptował córkę po wypadku swojego przyjaciela. Chcę ją poznać. ― przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało.
― To chyba tutaj. ― zatrzymałem się pod apartamentowcem. Wysiedliśmy z auta i od razu ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych, a następnie do windy.
Jak na moje, to nie potrzebnie jechaliśmy tutaj aż w trójkę, w końcu co w odwiedzinach mogło pójść nie tak? Ivy miała odebrać coś od swojego kuzyna, znając drobiazgowość i ostrożność szefów, miała być to teczka, ewentualnie jakieś nagranie. Nie miałem głowy do poznawania nowych osób, tym bardziej powiązanych z półświatkiem.
― Wejdź! ― usłyszeliśmy pod drzwiami. ― O co Ty się tak wściekasz? Jestem dorosły, mogę umawiać się, z kim chcę.
― Jesteś idiotą. ― stanąłem jak wryty, widząc Paige na środku salonu. ― Znowu będziesz cierpiał przez tego rudzielca, zobaczysz. ― jej wzrok padł na naszą trójką. ― I co świecie jeszcze dla mnie masz? ― westchnęła, odwracając się i idąc w swoją stronę.
― Wybaczcie za nią, ma swoje humorki. ― pokręcił głową, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. ― Rick nic nie mówił, że będziesz miała towarzyszy. ― dokładnie przeanalizował Matta i mnie. ― Rozgośćcie się, zaraz przyjdę. ― Thomson zniknął za drzwiami, a my zgodnie z jego poleceniem usiedliśmy na dużych rozmiarów narożniku. ― Ojciec wiele mi nie mówił, ale kazał mi niezwłocznie Wam to przekazać.
Ivy otworzyła teczkę, którą wręczył jej kuzyn i tak jak myślałem wcześniej, nie było zbyt wiele tekstu, ale wszystko jasno dało się zrozumieć. Mieliśmy problem i to poważny. Na dołączonych zdjęciach widać było, że szef gangu Viper szykował jakiś poważniejszy ruch.
― Jak widzicie na zdjęciach, Walker osobiście odebrał trzy pełne wozy broni i amunicji. Mój ojciec się obawia, że w niedalekiej przyszłości może dojść do ataków na siedziby Waszych ludzi.
― Matt jedź zawieźć to Rickowi i wróć po nas. ― bez słowa wziął teczkę i wyszedł z mieszkania. ― A więc tamta dziewczyna, to...
― Paige, moja siostra. ― dokończył za nią. ― Jeśli chodzi o tę scenę, jak przyjechaliście, to nie przejmuj się, przejdzie jej. ― białowłosa kiwnęła głową i zagryzła dolną wargę. ― Zawołać ją? ― kiwnęła ochoczo głową, a Thomson ze śmiechem poszedł w stronę, w którą czarnowłosa wcześniej. ― To jest Ivy, nasza kuzynka, a to... ― wskazał na mnie.
― Wiem, kim jest. ― jej ton głosu był oschły. ― Chodzimy do tej samej szkoły. ― wyjaśniła na szybko. ― Miło Cię poznać, jestem Paige. ― moja przyjaciółka się szeroko uśmiechnęła.
Kolejne minuty wyglądały następująco, Ivy nie kryła podekscytowania i zadawała pytanie za pytaniem, a Paige na wszystko odpowiadała, ale była tym wszystkim mniej zachwycona. Miałem wrażenie, że moja obecność wystarczyła, by czarnowłosa była ciągle poddenerwowana, cały czas zaciskała pięści i usta w wąską linię, a gdy ja byłem zmuszony coś powiedzieć, przewracała oczami.
― Chyba nie macie dobrych stosunków. ― zauważył jej brat. ― Czemu? ― spojrzałem na nią, bo sam byłem ciekaw. Oprócz gapienia się na nią i próby poznania nie zrobiłem nic złego, a przynajmniej w moim mniemaniu. ― Paige?
― Nie martw tym swojej pięknej główki braciszku. ― uniosłem brew. ― Będziesz miał poważniejsze problemy na głowie.
― Nie zaczynaj znowu, już to przerabialiśmy. ― przewróciła oczami. ― Nie masz czasem jakiegoś sprawdzianu z matmy, czy coś w tym rodzaju. ― wzruszyła ramionami. ― Wydaję mi się, że tak, idź się uczyć. ― westchnęła i ruszyła w swoją stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro