10. DZIEŃ PRZEPROWADZKI
Od tamtej soboty minęły raptem trzy dni; był wtorek, a ja musiałam od samego rana męczyć się ze znajomymi Chrisa. On trzymał się ode mnie z daleka, chociaż kilka razy przyłapałam go na tym, że na mnie „zerkał". Chłopaki ze szkolnej drużyny zdecydowanie za bardzo zaczęli się mną interesować. Po szkole krążyły plotki na temat mnie, które nie tyle, ile mijały się z prawdą szeroki łykiem, to jeszcze robiły ze mnie kobietę lekkich obyczajów. Przez mój nastrój na dywaniku u dyrektora byłam już od pierwszej lekcji. Do Loczka doszły te „newsy", co nie zamierzał zostawiać bez komentarza, przez dwadzieścia minut rozmawiałam z nim na ten temat i otwarcie przyznałam, że jeszcze kilka dni, a w końcu ktoś zginie z moich rąk.
― Zwolnię Cię z wychowania fizycznego. ― powiedział na wstępie, postawiłam dopiero jedną nogę w jego gabinecie. ― zaprzeczyłam. ― Dlaczego nie?
― Bo to jedyna lekcja, na której mogę wyładować negatywną energię. ― odpowiedziałam zgodnie z prawdą. ― Nie będę się wyżywać na moich bliskich. ― dopowiedziałam po chwili. ― Jak Panu ulży, to obiecuje się postarać nie trafić tutaj na reszcie lekcji.
― Caspian, żaden pan, jesteś tu tak często, że to „panowanie" mnie irytuje. ― uniosłam brew, ale nie kłóciłam się, jego decyzja, a mi to odpowiadało. ― Wracaj na lekcje.
Tak jak obiecałam, wytrzymałam do wychowania fizycznego. Już nie pojawiłam się na dywaniku, zdziwiło mnie jednak to, że nie zarobiłam już żadnej uwagi ani negatywnej oceny, bo przez kolejne sto minut lekcyjnych słuchałam muzyki i pisałam z bratem i przyjaciółmi. Cieszyło mnie to, że David był na tyle wyrozumiały, że pożyczył mi notatki z lekcji i próbował podnieść mnie na duchu, mówiąc, że w końcu wszyscy znudzą się tym gadaniem.
Miałam taką nadzieję.
― Gratuluję, dałaś radę. ― powiedział na wstępie Caspian. ― Czym się zajmowałaś, przez te dwie lekcje? ― uniósł brew.
― Bujałam w obłokach. ― odpowiedziałam ze śmiechem. ― Nauczyciele się nie skarżyli. ― dopowiedziałam i weszłam do szatni. Przebrałam się w ekspresowym tempie, po czym wyszłam z pomieszczenia. Loczek stał w tym samym miejscu. ― Co?
― Zbijak, siłownia czy bieganie? ― uniosłam brew. ― Chciałaś wyładować negatywne emocje, chcę dać Ci tę szansę.
― W zbijaka grałam ostatnio w podstawówce. ― parsknęłam śmiechem. ― Ale może być, zaangażuj jeszcze dryblasów, nie będę musiała udawać, że przypadkiem dostał w twarz piłką. ― mężczyzna się zaśmiał, ale kiwnął głową.
Przez całą lekcję miałam ogromną satysfakcję, bo co chwilę ktoś obrywał ode mnie piłką. Nie zwracałam uwagi, czy moje zagrania były czyste, czy też nie. Miałam frajdę i to dla mnie się liczyło. Jednakże największym sukcesem było do mnie trafienie w Rudą, która jak zwykle przyszła spóźniona na lekcje, prosto w twarz. Na tym w sumie lekcja dobiegła końca, więc czym prędzej pognałam do szatni, by się przebrać i móc w końcu wrócić do domu.
― A Ty, gdzie się tak śpieszysz? ― byłam już przy wyjściu z budynku, ale zatrzymał mnie Max. ― Języka z gęby zgubiłaś siostruniu?
― Co tu robisz? ― zapytałam podejrzliwie, co go strasznie rozśmieszyło. ― Serio pytam. ― chwilę czekałam na odpowiedź, ale się jej nie doczekałam, bo obok nas pojawiła się Alison, która rzuciła się na szyję mojemu bratu. ― Albo wiesz co, powiesz mi w drodze do domu, chodź. ― kiwnęłam głową do brata, co ten zignorował.
Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje, jednakże miałam nadzieję, że w tym przypadku nie tyle, ile zardzewiała, to została doszczętnie zniszczona. Dobrze pamiętałam, jak mój brat cierpiał przez kolejne miesiące, nie chciałam powtórki. Ruda patrzyła na niego maślanymi oczami, ale co się dziwić, nie tylko ja zmieniłam się przez ten czas. Już nie wyglądał jak chłystek z podwórka, zaczął pakować na siłowni i o wiele bardziej dbał o siebie.
― Idziesz? ― wtrąciłam im się do rozmowy. ― Mam coś ważnego do załatwienia. ― wymyśliłam na szybko.
― To odłóż te plany, bo dzisiaj się do mnie wprowadzasz. ― oderwał wzrok od swojej byłej. ― Poczekaj na mnie w aucie, zaraz przyjdę. ― rzucił mi kluczyki i powiedział, gdzie było i jak wyglądało jego samochód.
Czekałam na niego prawie dwadzieścia minut, w tym czasie zdążyłam się zwyzywać z kilkoma innymi ludźmi, co jeszcze bardziej zepsuło mi humor. Byłam już na takim etapie, że chciałam iść do domu na pieszo, ale nim cokolwiek zdążyłam zrobić, przyszedł brat marnotrawny. Przez całą drogę milczałam; ignorowałam jego zaczepki i próby rozpoczęcia rozmowy. Gdy byliśmy już pod odpowiednim adresem, pobiegłam do domu.
― Co Cię dzisiaj ugryzło? ― zaczął Max, wchodząc do mojego pokoju. ― Okres masz, czy co? ― zmierzyłam go wzrokiem. ― Ile Ty masz lat? Prawie osiemnaście czy osiem?
― Chyba nie muszę Ci przypominać, że raczej za nią nie przepadam. Pamiętasz jeszcze, co działo się w Anglii? Co zrobiła mi i Ci? A może Ci wyleciało? ― zapanowała cisza, nie chciałam się z nim kłócić, zwłaszcza o nią, ale ile razy można uczyć się na tym samym błędzie?
― Pomóc Ci się spakować? ― zmienił temat, kiwnęłam głową i już bez zbędnego gadania, wzięliśmy się do roboty.
Przez te kilka godzin zdążyłam ochłonąć, a dzięki moim przyjaciołom nawet delikatnie poprawił mi się humor. Kiedy wszystko było już skończone, to na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech, co udzielił się też pozostałym.
Cieszyłam się, że będę mieszkać z bratem, zawsze mieliśmy dobry kontakt i miałam nadzieję, że tak pozostanie pomimo takiej rozłąki. Nie byliśmy biologicznym rodzeństwem, ale nie miałam wątpliwości, że to tylko drobny, nic nieznaczący szczegół. Rodziny nie można wybrać, ja po śmierci moich, również nie miałam wyboru, ale szybko przekonałam się, że nie mogłam trafić do lepszych ludzi. Szybko ich pokochałam i się przywiązałam.
― Wszystko masz? ― szybko wszystko sprawdziłam, po czym potwierdziłam. ― Bierz coś, nie będę tych tobołów za Ciebie nosił. Pamiętam, jak wyjeżdżałaś, miałaś o wiele mniej rzeczy.
― Mieszkam tutaj już długo, to normalne, że coś dokupiłam. ― z westchnięciem, wziął jedno z najcięższych pudeł, po czym wyszedł z mieszkania. ― Wiem, że szybko za mną zatęsknicie. Wątpię, że Liam będzie Was tak co rano cierpliwie budził, jak ja. ― powiedziałam z zachowaną powagą do przyjaciół.
― Już tęsknimy mała. ― odezwał się Aaron. ― Pilnuj się, nie zabij Rudzielca. ― zaśmiałam się, po czym przytuliłam go oraz Janet. ― Pomogę Ci z tym. ― wziął kolejne dwa pudła, a mi zostało jeszcze jedno, plus dwie, ogromne walizki.
Pożegnania zazwyczaj trwają wieczność, a przynajmniej w moim mniemaniu. Mimo że wciąż mieliśmy mieszkać w tym samym mieście, to jeszcze przez kolejne, długie minuty żegnałam się z przyjaciółmi. W tym czasie zdążyliśmy się umówić na maraton filmowy i na wyjście do klubu. Max miał w końcu dosyć tego „skrzeczenia" i siłą wepchnął mnie do samochodu. Jazda do nowych czterech ścian nie trwała wyjątkowo długo, a biorąc pod uwagę korki, to i tak byliśmy bardzo szybko.
Lokum mojego brata znajdowało się w dosyć bogatej dzielnicy, nie marnował pieniędzy, bo mieszkanie było ulokowane na samej górze, a do tego miało obszerny taras, który na moje oko, był rozmiarów kolosalnych. Bez przeszkód mogłabym tam zrobić imprezę na co najmniej pięćdziesiąt osób, a i tak wielkiego tłoku by nie było.
Max pokazał mi całe mieszkanie i od razu zaznaczył, jakie zasady panowały pod jego dachem. Byłam zbyt zmęczona, by cokolwiek podważać, ale mimo tego znalazłam siłę, by wyzwać go od dziadów. Mieszkanie było bardzo nowoczesne, ale jednocześnie przytulne. Najbardziej podobał mi się mój pokój, który miał wszystko, czego nastolatka mogłaby zechcieć. Ściany były koloru szarego, sufit standardowo był biały, a na nim halogeny o jasnym, zimnym świetle. Na podłodze były białe panele, które przypominały kafelki. Środek pokoju zdobiło ogromne dwuosobowe łoże, z czarną, miękką pościelą i białymi poduszkami. W rogu tuż przy oknie stało małe, zgrabne, białe biurko i tego samego koloru fotel biurowy. Nie było zbyt dużo mebli, stała tylko komoda, nad którą była półka na książki. Oprócz tego były jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do niewielkiej garderoby. Na szczęście nie miałam aż tak wielkiego zamiłowania do ubrań, więc na spokojnie mogłam się tam pomieścić.
― Jak Ci się podoba? ― zapytał, kiedy przez dłuższy czas się przyglądałam pomieszczeniu. ― Długo myślałem nad tym pokojem, niby nie masz jakiegoś wyrafinowanego gustu, ale chciałem Cię pozytywnie zaskoczyć.
― Udało Ci się. ― stwierdziłam z wielkim uśmiechem na twarzy. ― Jest piękny. ― przytuliłam lekko brata. ― Ale pozwól mi już pójść spać, ten dzień jest zdecydowanie za długi i męczący. ― zgodził się ze mną, kiwając głową.
― Łazienkę masz naprzeciwko pokoju. ― powiedział jeszcze. ― Słodkich snów siostruniu. ― cmoknął mnie w czoło, po czym wyszedł z mojego królestwa.
######
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro