👬ROZDZIAŁ 20👬
Dojechaliśmy na miejsce. Wszystko co widziałem wokół to pare domków i las oraz las i jeszcze dodatkowo las.
- To jesteśmy. - odezwała się nauczycielka - Ahh..czujecie to powietrze? Najpiękniejszy zapach to zapach lasu. - oznajmiła.
- Tsa. Wali grzybami i śmierdzącą wodą z rzeki. - skomentował Theo.
Nauczycielka spiorunowała go wzrokiem.
- Dla ciebie oraz twoich kolegów mam już karę za zamiane miejsc w autokarze. - poinformowała - Wasza czwórka zostaje. - wskazała na mnie, Theo, Kai'a i Dylana - Reszta pójdzie z panem Parkerem. - uśmiechnęła się do Mike'a - Wskażesz im pokoje? - spytała ze słodką minką.
Jak zawsze. Na Mike'a lecą wszyscy.
- Jasne. Za mną, młodzi! - rozkazał.
- A co do was...- nauczycielka znów spojrzała na naszą czwórkę - Za karę macie iść do lasu i nazbierać drewna na opał. Rozpalimy w kominku na wieczór. Będzie tak nastrojowo. - rozmarzyła się.
- Ona ma coś z głową? - wyszeptał do mnie po cichu Kai.
- Możliwe. - przytaknąłem.
- No szybciutko! Do roboty! - poganiała.
Westchnąłem głośno i ruszyłem za domki, gdzie zaraz za nimi rozciągał się las.
Zatrzymałem się za rogiem drewnianego budynku.
- Dobra. To może pójdziemy parami? Nie wiem jak wy, ale ja boję się, że się zgubie. Więc...- odwróciłem się do chłopaków i zamilkłem.
Kai siedział na krześle bujanym pod ścianą i otworzył paczkę chrupek, a Theo położył się na trawie. Dylan nie był lepszy, bo zajął miejsce na leżaku.
- Co wy robicie? - zdziwiłem się.
- Myślisz, że będę chodził po lesie i zbierał jakieś chaszcze? - prychnął Theo.
- Ja jem chrupki. Jestem zajęty. - wzruszył ramionami Kai.
Spojrzałem na Dylana.
- Jeff kazał mi odpoczywać. - wyjaśnił.
- Ale z was dupki! - wkurzyłem się.
- Zluzuj. - odparł Kai z pełną buzią i głupim uśmiechem.
- Dobra! Pójdę sam i mam was gdzieś! - wykrzyczałem.
Z determinacją ruszyłem w głąb lasu.
- Nie wygłupiaj się, Thomas! Jeszcze się zgubisz! - krzyknął za mną Theo, ale maszerowałem dalej.
Nie chcę podpaść nauczycielce. Rodzice Kai'a się nim prawie nie interesują, bo ciągle ich nie ma. Theo nie wygląda na kogoś, kto przejmuje się starymi, a z Dylanem to wiadomo. Ja natomiast nie mogę pozwolić sobie na żadne przewinienia. Nie chcę żeby szkoła skarżyła się na mnie ojcu. Boję się, że zacznie się zadręczać, że nie jest dobrym rodzicem. I tak ma ciężko po śmierci mamy. Cały czas się o to obwinia, chociaż mama i tak była chora na raka, więc jego winy było w tym tyle co nic.
Przystanąłem i rozejrzałem się wokół. Słyszałem tylko szum drzew i śpiewanie ptaków. Spojrzałem na ziemię. Jak dla mnie to nie ma tu nic oprócz mchu, liści i jakiś drobnych gałązek.
Gdzie ja znajdę drewno?
Trzeba było wziąć piłę czy coś.
Ruszyłem przed siebie i po jakimś czasie natknąłem się na przewrócone i połamane drzewo.
- Bingo! - ucieszyłem się.
Nagle w krzakach obok coś zaczęło szumrować. Pisknąłem mało męsko.
- Piszczysz jak dziewczynka. - usłyszałem z drugiej strony i znów zapiszczałem.
Zobaczyłem, że to tylko Dylan i odetchnąłem z ulgą.
- Coś chciało mnie zjeść! - poskarżyłem się i wskazałem na krzak z którego wyskoczyła wiewiórka i myknęła na drzewo.
- Rzeczywiście, aż strach się bać. - szatyn przewrócił oczami.
- Kto tak piszczał jak dziewczyna? - dołączył do nas Theo.
- Dylan. - skłamałem.
- Ta. Lubię czasami popiszczeć. - odparł Dylan.
- Jakie z was downy. Weźmy lepiej to drzewo i wracajmy. Chcę się przekimać. - popędził nas Theo.
- A gdzie Kai? - rozejrzałem się wokół.
- Moim zdaniem to tam gdzie był ostatnio. - odpowiedział.
Tsa. Dzięki za pomoc, Kai.
Oby chrupek utkwił ci w gardle.
* * *
- Nie jest tak źle. - stwierdziłem stojąc w pokoju.
Regał z lewej zaraz obok łóżka, a po prawej drugie łóżko zaraz obok drzwi od łazienki.
Theo od razu walnął się na te łóżko po prawej.
- Budź mnie tylko w awaryjnych sytuacjach. - wymamrotał w poduszkę.
- Czyli? - spytałem, siadając na swoim łóżku.
- Koniec świata, śniadanie, obiad lub kolacja. - odpowiedział.
- Spoko. - uśmiechnąłem się.
Zostawiłem swoje rzeczy i postanowiłem nie przeszkadzać chłopakowi w spaniu. Opuściłem pokój, decydując się na rozejrzenie się po rezerwacie.
- Hej! - zaczepił mnie Kai i szybko podbiegł - Mam super, ekstra wiadomość! - oznajmił.
- A ja chciałbym ci bardzo podziękować za pomoc w zbieraniu drewna w lesie. - wtrąciłem.
- Oj tam! - machnął ręką - Byłem u Bonnie. Razem z Katrin zdecydowały na zrobienie imprezy dziś wieczorem. - poinformował.
- I? - spytałem.
- No jak to? Przychodzisz i się super bawimy! - ucieszył się.
- Sam nie wiem. - westchnąłem - Nie chcę mieć przypału. - wyznałem.
- Nikt się nie dowie. Mike będzie nas krył. - odparł.
- On się zupełnie nie nadaje na opekuna. - pokręciłem głową.
- Idź, przekaż Theo aby także dołączył, a ja pójdę do Brada. - zdecydował i odbiegł ode mnie.
- Taaaa...- mruknąłem pod nosem.
Szczerze? Nie chciało mi się iść na żadną imprezę, ale postanowiłem, że powiem Theo, bo może on będzie chciał tam być.
Wróciłem do pokoju i wskoczyłem na łóżko na którym leżał chłopak, na co ten zerwał się do siadu, patrząc na mnie pytająco.
- Jest żarcie? - zapytał.
- Emmm...nie. - odrzekłem.
- Więc koniec świata? - wywnioskował.
- To też nie. - roześmiałem się - Planują imprezę wieczorem i jesteś zaproszony. - wyjaśniłem.
- A ty idziesz? - zaciekawił się.
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami.
- Może to być świetna okazja do pogodzenia Dylana z Minho. - stwierdził.
- Tak, ale oni najpierw muszą tam iść. - oznajmiłem.
- Ty namówisz Dylana, ja Minho. - zdecydował.
- Dlaczego ja mam gorzej? - zirytowałem się, bo namówienie na cokolwiek Dylana chyba graniczy z cudem.
- Masz dobry wpływ na niego. W lesie zachowywał się w końcu jak ktoś normalny, a nie burczał pod nosem jak zawsze i to dzięki tobie. - powiedział.
- Dzięki mnie? - zdziwiłem się.
- Myślę, że nieświadomie pomogłeś mu zrozumieć, że jak będzie postępował tak jak do tej pory, to zostanie sam. - stwierdził Theo.
- Wcale nie. To nie moja zasługa. Ledwo sprawiłem, że przestał traktować mnie jak śmiecia, a co dopiero zmienić go w takim stopniu. - westchnąłem.
- Ja tam i tak myślę, że to w głównej mierze dzięki tobie. - uparł się - Nie zmieniłeś jego nastawienia tylko do siebie, ale także do wszystkich. Dlatego myślę, że pogodzenie go z Minho to pestka. Nie wierzyłem w to dopóki nie zobaczyłem na własne oczy jak on bardzo się przy tobie zmienił. - wzruszył ramionami.
- Żebyś się nie zdziwił. Dylan jest uparty. - odrzekłem.
- Trochę więcej wiary, Thomas. - polecił i z powrotem położył na łóżku.
Dłuższą chwilę zastanawiałem się nad jego słowami.
Czy naprawdę jestem w stanie zmienić Dylana na lepsze?
Szczerze w to wątpię.
Moim zdaniem nie trzeba nic w nim zmieniać. Chwile, które spędziłem z nim w klinice pokazały mi prawdziwego Dylana.
On tylko przed innymi nosi maskę i przez to ludzie myślą, że jest zły.
Ale ja wiem, że to nie prawda.
Tak naprawdę, on jest zagubiony.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Dylan
Gif w rozdziale: Kai i chrupki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro