Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👬ROZDZIAŁ 7👬

DRUGI NA DZIŚ:*

- Co tu robisz?

Ze strachem spojrzałem na Dylana.

No to po mnie. Żegnam cię świecie! Kocham cię, tato!

- Emmm...ja....- mój wzrok zatrzymał się na jego butach - Emmm...odwiedzam ciotkę. - palnąłem.

- Tak? A na co choruje? - spytał z założonymi rękoma.

- Na...emm...serce. - wymyśliłem.

- To chyba powinna leżeć na kardiologi, a to jest OIOM. - zauważył.

- No widzisz! Pomyliłem piętra! - zaśmiałem się nerwowo i wstałem z zamiarem ucieczki, ale szatyn złapał mnie za ramię.

- Śledzisz mnie? - zapytał prosto z mostu.

- Co? Nie! Nie, oczywiście, że nie! - skłamałem.

- Wynoś się stąd zanim zrobię ci poważną krzywdę. - upomniał srogo, po czym ruszył z powrotem w stronę sali gdzie leżała dziewczynka.

- To twoja siostra? - ugryzłem się w język trochę za późno.

Ty chyba naprawdę chcesz zginąć, Thomas...

Chłopak zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał na mnie.

- To nie jest twoja sprawa. - prychnął.

Nie wiem co we mnie wystąpiło. Znów przypomniał mi się jego płacz plus jeszcze to dziecko leżące na łóżku nieruchomo. To wszystko sprawiło, że słowa same wyleciały mi z ust.

- Przykro mi z jej powodu. - wskazałem na drzwi od sali - I przykro mi z powodu twojej mamy. Wiesz, są różne ośrodki, które mogą jej pomóc wyjść z uzależnienia. Jeśli chcesz...mogę znaleźć jakiś dobry gdzie otrzyma pomoc. - oznajmiłem.

Dylan patrzył na mnie przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Co? - mruknął w końcu.

- Pewnie nie chcesz jej nigdzie oddawać, ale myślę, że to najlepsze wyjście. - dodałem niepewnie.

- Po co mi to mówisz? - zdziwił się i dopiero teraz zauważyłem, że jego nienawistny ton zniknął.

Można powiedzieć, że rozmawiał ze mną prawie normalnie.

- Chcę ci pomóc. - wyznałem.

Szatyn zaśmiał się cicho, po czym znów wrócił dobrze znany mi tyran.

- Nie chcę od ciebie żadnej pomocy. - obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem.

- I tak ją dostaniesz. - uparłem się.

Naprawdę nie wiem co się ze mną działo! Chyba oszalałem!

- Liczę do trzech. Po tym czasie już jesteś martwy. - zagroził.

- Zaryzykuję. Szpital mam blisko. - wzruszyłem ramionami, sam dziwiąc się swoją nagłą odwagą.

- Wiesz, zanim wyleczysz się z pedalstwa, idź na leczenie psychiatryczne. - polecił - Znęcam się nad tobą od miesięcy, a ty mi najpierw próbujesz grozić, a teraz chcesz mi pomóc? - prychnął.

- Sam się sobie dziwię. - westchnąłem.

- Nie mam czasu na takie gadanie. Jutro dostaniesz wpierdol i inaczej zaczniesz śpiewać. - machnął na mnie lekceważąco ręką, po czym wszedł do sali na chwilę, a potem ruszył w stronę windy.

Usiadłem z powrotem na ławce i zastanawiałem się co we mnie wystąpiło.

Od kiedy jestem takim debilem aby chcieć pomóc osobie tak bardzo bezuczuciowej jak Dylan?

A zresztą! Koniec z tym! Nie chce pomocy? To nie!

Wstałem z ławki i postanowiłem wrócić do domu oraz dać sobie spokój ze sprawami Dylana.

Muszę teraz pomyśleć o ważniejszych rzeczach jak rozprawka.

* * *

- Hej, mogę u ciebie posiedzieć? - spytałem gdy Brad otworzył mi drzwi.

- Pewnie! Wejdź! - zaprosił mnie do środka z uśmiechem.

- Dzień dobry, pani Sivan. - przywitałem się z mamą chłopaka.

- Witaj, Thomas. Ależ ty już urósł! Zaglądaj do nas częściej. - odrzekła miło kobieta.

Posłałem jej uśmiech i ruszyłem za Bradem do jego pokoju.

Sam nie wiem czemu tu przyszedłem. Nie chciałem siedzieć w domu i rozmyślać nad tym czego dowiedziałem się o Dylanie oraz o tym, że jutro w szkole dostanę niezły wpierdol. Dobrze, że jutro jest piątek. Może przez weekend siniaki znikną, chociaż to musiałby być cud.

- Wszystko okej? - głos Brada przywołał mnie do rzeczywistości.

Usiadłem na łóżku i poklepałem miejsce obok siebie. Niebieskooki przysiadł koło mnie.

Sam nie wiem. Chyba potrzebowałem oderwać się na chwilę od własnych myśli. Potrzebowałem zapomnienia.

Chwyciłem twarz chłopaka w dłonie i wpiłem gwałtownie w jego usta. Brad pisnął zaskoczony. Wcale nie przejmując się jego reakcją, wsunąłem mu język do buzi, jednocześnie ręką próbując rozpiąć spodnie chłopakowi.

- Thomas! - Brad odepchnął mnie od siebie - Co ty wyprawiasz? - spytał.

Jego oddech był przyspieszony, a policzki zarumieniły się na ładny różowy kolor.

- Przepraszam. Ja...- urwałem, chowając twarz w dłonie.

- Co się dzieje? - zapytał łagodnie, gładząc mnie opuszkami palców po karku.

- Wczoraj śledziłem Dylana. - wyznałem, prostując się i zaglądając w oczy Bradowi.

- Nadal słucham. - powiedział, zachęcając tym samym abym kontynuował.

I czy to nie jest najlepszy przyjaciel na świecie?

- Dowiedziałem się, że mieszka w okropnym miejscu gdzie żyć się nie da. Dodatkowo pracuje w klinice, a jego matka to alkoholiczka. Dziś również go śledziłem, chociaż sam nie wiem czemu. - spuściłem wzrok na swoje ręce - Odwiedził szpital. Jego młodsza siostra tam leży. Na OIOMie. Chyba bardzo źle z nią. To mała dziewczynka. Na oko ma może z dziewięć lat. To straszne. Nie mogę przestać o tym myśleć, wiesz? - wyznałem.

- Masz rację. To smutne. - wyszeptał Brad, obejmując mnie ramieniem - Ale nic na to nie poradzisz. Nie uleczysz cudem jego matki albo siostry. - stwierdził.

- Chciałem mu pomóc, ale on nie chciał mojej pomocy. I jeszcze zapowiedział, że dostanę jutro wpierdol. - westchnąłem.

- Nie da się na siłę komuś pomóc. Rozumiem, że raczej zrezygnowałeś z próby szantażu? - domyślił się.

- No cóż...- spojrzałem na niego - Tak jakby mu groziłem, ale się tym nie przejął. - wzruszyłem ramionami.

- Wiesz co może ci poprawić humor? - spytał z lekkim uśmiechem.

- Nie pójście jutro do szkoły? - zgadywałem.

- Nie, głupku! - zachichotał, po czym wstał i wyjął z szafy butelkę jakiejś kolorowej wódki.

- Zgłupiałeś? - pokręciłem głową.

- No dawaj! - pomachał mi butelką przed twarzą - Chodźmy do parku! Humor raz dwa ci się poprawi! - stwierdził.

To nie był dobry pomysł, ale potrzebowałem jakiejś odskoczni.

- Dobra, chodźmy. - wstałem z łóżka, na co Brad pisnął z zadowoleniem.

Schował butelkę za bluzę i wyszliśmy z pokoju.

- Mamo, idę z Tomem na spacer! - powiadomił swoją matkę.

Co ja w ogóle ostatnio odpierdalam?

* * *

Ojciec mnie zabiję. Było już w cholerę późno i zimno. Nogi mi się plątały, ale szedłem dalej.

- O! Przepraszam, pana! - usłyszałem, więc zatrzymałem się i odwróciłem aby zobaczyć na kogo wpadł Brad - Jest pan taki zimny i.....twardy. - zauważył niebieskooki - Dam panu swoją kurtkę. - zdecydował.

- Brad, to jest słup. - westchnąłem, widząc, że przytula się do pomalowanego na czarno, wysokiego słupa.

- Oops? - zachichotał głośno.

Sam także się roześmiałem. Byliśmy pijani w trzy dupy, ale aktualnie miałem to gdzieś.

Nadal śmiejąc się głośno, przytuliłem się do Brada.

- Spać mi się chcę. - wymamrotał chłopak w moją bluzę.

- Odprowadzę cię. - powiedziałem z uśmiechem i cmoknąłem go w policzek.

- A kto odprowadzi ciebie? - spytał niewyraźnie.

- Nie wiem. Może ten zimny i twardy pan. - wskazałem na słup.

- A to spoko. - wybełgotał Brad, chyba nawet nie zdając sobie sprawy z tego co powiedziałem.

Objąłem przyjaciela ramieniem i zaczęliśmy iść w kierunku domu niebieskookiego.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Brad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro