Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👬ROZDZIAŁ 32👬

- Pójdziemy się przejść? - spytałem szatyna.

Tak naprawdę nie miałem ochoty na spacer, ale nie czułem się tutaj dobrze, a nie chciałem o tym mówić Dylanowi.

Slamsy nie są jednak dla mnie.

- Na huśtawki? - zaproponował, na co uśmiechnąłem się szeroko.

- To super pomysł. - pochwaliłem go.

Wyszliśmy z bloku. Nie wiedziałem czy mogę złapać szatyna za rękę. W sumie to nie wiedziałem kim teraz dla siebie jesteśmy. Niby chłopak mnie pocałował i powiedział, że coś do mnie czuje, ale nie zgodził się także na przyjaźń. Czyli to znaczy, że jesteśmy teraz parą? Czy jednak nie?

Mógłbym się spytać czy zostanie moim chłopakiem, ale nie chciałem aby zareagował na to tak jak na mój pocałunek na wycieczce.

- Dylan? Kim my teraz dla siebie jesteśmy? - spytałem, bo naprawdę to nie dawało mi spokoju.

Czułem się źle z tym, że nie wiem na czym stoję.

- Nie wiem za dużo o związkach. I definitywnie nie wiem nic o miłości. - wyznał.

Zrobiło mi się smutno.

Czyżby żadna dziewczyna go nigdy nie kochała?

- Cóż, nie rozumiem jak to możliwe. - stwierdziłem.

- Powiedzmy, że od zawsze moją miłością były książki, więc nie miałem za bardzo czasu na randki. - wyjaśnił, siadając na jednej z huśtawek.

Zająłem miejsce na tej obok i spojrzałem na chłopaka.

- Czemu zawsze się tak na mnie gapisz? - spytał po chwili.

- Bo jest na co. - pokazałem mu język.

- Bardzo dorosłe zachowanie, Tommy. - szatyn pokręcił głową z lekkim uśmiechem.

- Lubię jak do mnie tak mówisz. "Tommy" brzmi....ładnie. - uświadomiłem sobie.

- Cokolwiek, byle nie zdrabniaj mojego. - nakazał, zaczynając kopać butami piach jak ostatnio, gdy tutaj siedzieliśmy.

- Dobrze, Dyluś. - odrzekłem - Po co bawisz się tym piaskiem? Nawyk? - zaciekawiłem się.

- Aktualnie kopię dla ciebie grób za "Dylusia". - spojrzał na mnie z powagą.

- Więc jak mam cię nazywać? - zapytałem.

- Normalnie. - wzruszył ramionami.

- Nie chcę normalnie. - burknąłem, robiąc smutną minkę, ale tak naprawdę w środku promieniowałem szczęściem, że znów rozmawiam z szatynem i mało tego, można powiedzieć, że jesteśmy "razem", chociaż nasz związek jest skomplikowany jak cholera.

- To nie wiem. Może "Dyl"? - zaproponował.

- Minho tak na ciebie mówi. - upomniałem - A co powiesz na "Dylek"? - uśmiechnąłem się.

- Nie. - odpowiedział stanowczo.

- "Dylunek"? - zachichotałem.

- Mowy nie ma. - zaśmiał się.

- "Dylunaneczek". Tak, to brzmi świetnie. - stwierdziłem.

- Jeśli tak mnie kiedykolwiek nazwiesz, to się obrażę na amen. - obiecał.

- Marudzisz. - westchnąłem - A właśnie, co z Minho? - zaciekawiłem się.

- Pogodziliśmy się. - poinformował szatyn.

- To super. - ucieszyłem się.

- Poza tym byłem u matki. Kazała ci podziękować. - oznajmił.

- Podziękować? - zdziwiłem się, bo ostatnio jak ją widziałem, wyzywała mnie od gówniarzy.

- Za to, że znalazłeś ten ośrodek. - wyjaśnił.

- Och...nie ma za co. Nie musi mi dziękować. Ważne, że jej pomaga. - stwierdziłem.

- Pomaga. - potwierdził Dylan - I miałeś rację. Ona nadal mnie kocha, ale była zbyt zagubiona aby to okazywać. - dodał po chwili.

Uśmiechnąłem się lekko i zanim pomyślałem co robie, puściłem jeden z łańcuchów od huśtawki i złapałem chłopaka za rękę. Nie wyrwał mi jej, ale rozejrzał się wokół jakby bał się, że ktoś może to zobaczyć.

- Spokojnie, nikogo tu nie ma. - powiedziałem, widząc jednocześnie, że robi się już ciemno.

Szatyn spojrzał na mnie i zacisnął rękę na mojej, na co kąciki moich ust automatycznie podniosły się w górę.

- Oszaleję przez ciebie. - westchnął Dylan.

- Czemu? - zdziwiłem się.

- To wkurzające, że czegoś nie chcę, ale jednocześnie chcę i to wszystko przez ciebie. - oznajmił.

- Więc niby mącę ci w głowie? - spytałem z niedowierzaniem.

- Cały czas. Na przykład teraz. Złapałeś mnie za rękę, na co nie bardzo miałem ochotę, ale gdy tylko spojrzałem na twój uśmiech, to już się zmieniło. - wyjaśnił.

- Czyli ci to nie przeszkadza? - wskazałem na nasze ręce.

- Już chyba nie. - powiedział to tak jakby niedowierzał w to co mówi.

- Jesteś cholernie skomplikowany. - pokręciłem głową.

- Dlatego dziwię się, że mnie kochasz. - oznajmił.

- Kocham. - przytaknąłem i zapierając się nogami, zbliżyłem swoją huśtawkę do tej Dylana - Bardzo cię kocham. - wyznałem.

- Więc chyba oszalałeś. - stwierdził, po czym spojrzał na mnie.

- Możliwe. - zaśmiałem się - A ty razem ze mną, ale i tak jesteś kochany. - powiedziałem.

- Ty mnie takim czynisz. - wyszeptał szatyn.

Uśmiechnąłem się na jego słowa. To była prawda, kochając go, czynię go kochanym i wiem, że na wzajemność będę musiał długo poczekać, ale dla kogoś takiego jak Dylan warto.

Nie mogłem oderwać wzroku od jego oczu, które mnie dosłownie hipnotyzowały. Zapragnąłem go pocałować, więc pochyliłem się w przód, lecz zaraz potem cofnąłem z powrotem. W sumie to nie wiedziałem czy mogę pocałować szatyna. Ostatnio zareagował na to bardzo źle, a nie chciałem żeby to się powtórzyło.

- Co się stało? - spytał mnie.

- Nic. - spuściłem wzrok, ale potem ponownie spojrzałem mu w oczy gdy Dylan rozłączył nasze dłonie i ręką uniósł moją twarz, trzymając mnie za podbródek.

- To robi się powoli dziwne. Ja chcę, ale nie chcę, a ty chcesz, ale się boisz, że zareaguje źle. - wywnioskował.

- Więc jak to naprawimy? - spytałem.

- Myślę, że ja zrezygnuje z "nie chcę", a ty ze strachu, ale w szkole lub w miejscach gdzie są inni, zachowujmy się tylko jak przyjaciele. - poprosił - Nie jestem chyba gotowy na reakcję ludzi wokół. A matka to mnie chyba zabije za to co wyprawiam. - stwierdził.

- Nie zabije. Na pewno zrozumie. I powtarzam ci po raz setny, to co czujesz nie jest złe, kochanie. - zapewniłem.

- "Kochanie"? - szatyn uniósł brew.

- Zawsze mogę cię nazywać "Dylunaneczkiem". - zachichotałem.

- Chyba muszę kontynuować kopanie grobu dla ciebie. - stwierdził, po czym zaczął znów odgarniać piach butami.

- Nie pozwolę ci mnie zakopać. - wstałem ze swojej huśtawki i usiadłem szatynowi bokiem na kolanach aby nie mógł rozkopywać piachu.

Zaplątałem ręce na jego szyi, a chłopak złapał mnie automatycznie w pasie abym nie spadł na ziemię.

- Tęskniłbyś gdybyś mnie zakopał. - stwierdziłem z uśmiechem.

- Ej...- Dylan zmrużył oczy - Coś mi to przypomina. - zamyślił się.

- Co? - nie zrozumiałem.

- Siedziałeś na mnie w ten wieczór gdy się upiliśmy. - wyjaśnił.

- Łooo...już więcej nie pije. - zdecydowałem szybko.

- Ciekawe co dalej się działo. - spojrzał na mnie z tym swoim uśmieszkiem.

- Przestań! Nie dość, że mam wyrzuty sumienia, bo nie pamiętam co wtedy się działo, to teraz ty jeszcze to pogarszasz! - uniosłem się.

- Marudzisz. - przewrócił oczami.

Przysunąłem odrobinę twarz do jego.

- Sam marudzisz, kochanie. - wyszeptałem z uśmiechem i cmoknąłem go w nosek, bo po prostu powstrzymać się nie mogłem, Dylan jest taki uroczy, że aż mnie serce boli.

- Serio? - szatyn uniósł brew do góry, ale zaraz potem wybuchł śmiechem - Pocałowałeś mnie w nos? - spytał roześmiany.

- Kocham cię takiego szczęśliwego. - uśmiechnąłem się szeroko.

Nasze oczy się spotkały i obydwoje jednocześnie pochyliliśmy się do przodu. Złączyliśmy nasze usta i po raz drugi tego dnia czułem, że jestem w niebie. Szatyn objął mnie mocniej w pasie, a ja położyłem mu jedną z dłoni na policzku, przez co zauważyłem, że jest lekko zimny. Od razu przypomniało mi się jaka zimnica panowała w jego domu.
Musnąłem jeszcze raz wargi Dylana, po czym odsunąłem nieznacznie od niego.

- Zimno ci? - zmartwiłem się.

- Trochę. Chyba powinniśmy się już zbierać. Odprowadzę cię do domu. - zdecydował.

- A może wpadniesz przy okazji na gorącą herbatę? - zaproponowałem, bo naprawdę nie chciałem aby Dylan mi marznął w tych okropnych slamsach.

- Twój ojciec raczej zadowolony nie będzie gdy mnie z tobą zobaczy. Do tej pory pamiętam jak się na mnie darł w szkole, bo terroryzowałem mu syna. - uśmiechnął się lekko.

- Ale już nie terroryzujesz. - cmoknąłem go w nosek, na co chłopak go uroczo zmarszczył.

Już kocham to robić.

- Może innym razem. Jest już późno. - zauważył.

Przytaknąłem, ale nie zamierzałem tak tego zostawiać. Dylan nie może mieszkać w takim okropnym miejscu. Nie wiem co z tym zrobię, ale coś wymyślę.

Cmoknąłem ostatni raz szatyna w nosek i zszedłem z jego kolan.

Nie chciałem rozstawać się z Dylanem, ale wiedziałem, że nic na to nie poradzę. Zobaczę go dopiero jutro w szkole.

"Jesteś bliższy niebu w którym kiedykolwiek będę i nie chcę teraz wracać do domu.
I wszystko co mogę czuć, to ten moment.
I wszystko czym mogę oddychać, to twoje życie.
I nie chcę tęsknić za tobą dzisiejszej nocy."

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Dylan i The Goo Goo Dolls - Iris

NOTKA OD AUTORA
Pisałam ten rozdział mając 37 stopni stanu podgorączkowego, ale chyba nie wyszedł źle?
Chciałam po prostu dać wam jakiś rozdział xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro