Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 13 ~

Próbował z całych sił uwolnić siebie z przeszłości ale nawet to nic nie dawało. Nie zamierzał się poddać, popatrzył na nią wiedział że nie może dopuścić aby Demon odebrał jej życie. Wtedy to wpadł na zupełnie inny pomysł. Właśnie w tym momencie czas ponownie zaczął płynąć.

Demogos stanął obok jego żony, patrząc się na niego, na jego twarzy rysował się podły uśmiech.

- Pora odebrać ci to co tak bardzo kochasz - centralnie spojrzał na nią.

- nie! Błagam! - krzyknął, po policzkach jego ale z tej potwornej przyszłości spłynęły łzy, przypominał sobie co czuł kiedy ją stracił.

- nie ma " Nie" młody Garmadonie - już chciał rzucić w nią swoimi demonami tylko że został powstrzymany.

- nawet się nie waż - syknął i złapał go za nadgarstek.

Demon spojrzał na niego, od razu wiedział że to nie był ten sam Lloyd którego trzymał cień ale że to był inny On, spojrzał prosto w jego oczy zobaczył w nich olbrzymie cierpienie. Teraz miał już pewność że to był ten sam Lloyd któremu w przyszłości zabrał dosłownie wszystko.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

- serio?

- Młody Garmadonie czyżbyś próbował ratować przyszłość.

Chłopaki i jego brat byli w szoku jak to usłyszeli nie bardzo wiedzieli o co tutaj chodzi.

- Owszem, nie dopuszczę byś drugi raz odebrał mi żonę i wszystkich moich bliskich. Ten scenariusz nie ma racj bytu.

- To wytłumacz mi jedno, jak zamierzasz mnie powstrzymać? - postanowił że się z nim podroczy aby go wkurzyć.

- no na przykład tak - w jego lewej ręce pojawiła się kula Energi, rzucił nią prosto w Demona. Ten nie dość że oberwał to jeszcze na chwilę stracił wzrok.

Można by było rzec że w tym momencie był bezbronny. Nie! Nic z tych rzeczy, wiedział co musi zrobić.

Blondyn ale ten z przyszłości zaczął uderzać w demony cienie, owszem kilka z nich udało mu się pokonać no w zasadzie to prawie wszystkie unicestwił, został mu ostani. Tak dobrze myślicie to był Demon cień należący do jego ojca. Gdy tylko zaczął z nim walczyć, po jego policzkach zaczęły spływać łzy ale mino ogromnego bólu udało mu się zniszczyć ów mroczny cień. Tylko że wtedy oberwał.

- przyznaje że to było imponujące ale jak widzisz to było za mało. Wierz mi ponownie zadam tobie ten sam ból co wtedy- zaczął się śmiać.

- Nie pozwolę Ci na to! - warknął.

- Młody Garmadonie nie potrzebuje twojej zgody ale jak tak bardzo chcesz mi się sprzeciwiać to proszę bardzo - popchnął go z całej siły tak że oberwał mocno w plecy.

Crystal od razu do niego pobiegła, była praktycznie przy nim gdy nagle ktoś złapał ją za nadgarstek. To był On.

- Ty nigdzie nie pójdziesz! - zaczął ją mocno ciągnąć w swoją stronę.

- Lloyd!

Udało mu się wstać, tylko że na domiar złego Demon uderzył w niego swoją mocą i ten ponownie oberwał.

- puszczaj mnie! - próbowała się wyrwać.

- Nie ma mowy, jesteś mu bardzo bliska. Widziałem jak się razem całowaliście.

- Co? Niby kiedy to widziałeś ?

- Korytarz czasu mówi Ci to coś ?

- Tak - westchnęła , pamiętała że tam się pocałowali. Na samą myśl aż się zarumieniła.

Demon od razu to dostrzegł , teraz był niemal pewny że musi się jej pozbyć aby zatriumfować.

-Młody Garmadonie, a gdybyś tak ją jeszcze stracił? - przyciągnął ją do siebie, wygiął jej jedną rękę i przycisnął bardzo mocno do pleców, aż jęknęła z bólu. Od razu w jego drugiej dłoni pojawiła się szmatka z chloroformem.

- nawet się nie....- nie skończył tego mówić

- Lloyd nie może....- dosłownie jednym ruchem przyłożył ją jej do twarzy. Zaczęła się wręcz rzucać im mocniej to robiła tym mocniej dociskał jej materiał to ust i nosa.

Cały czas w drugiej ręce ściskała złoty klucz, jak tylko padła to ów przedmiot wypadł jej z ręki. Ona była już w jego ramionach.

- Crystal ! - krzyknął i warknął ze złości.

- uspokój się, zróbmy tak. Przybądź obojętne mi z kim i jak, do miejsca gdzie zabrałem Ci wszystkich, o ile chcesz ją jeszcze zobaczyć - po tych słowach znikł razem z nią.

Podszedł do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą stała, od razu zobaczył klucz który gdy tylko go podniósł zmienił się w złoty zegarek, był pęknięty a jego wskazówki stanęły w miejscu. Ściskając go , przyłożył pięść do swojego ciała i zaczął płakać.

- Dopiero co ciebie odzyskałem, dopiero co ponownie cię miałem a już straciłem .

Gdy On to mówił to Diaxy z przeszłości zniknęła , czego nikt z nich nawet nie zauważył.

🌟🌟🌟🌟

Trzymając ją na rękach, wszedł do swojej kryjówki. Położył ją na ziemi i na chwilę znikł. Pojawił się ponownie ale tym razem w jego ręku było krzesło. Postawił je na podłożu, podniósł ją i na nim posadził. Przywiązał jej nogi do nóg od krzesła. Chwycił jej ręce, lekko je wyginając skuł jej nadgarski za oparciem. Dodatkowo oplotł jej ciało sznurem tam że nie mogła się ni jak ruszyć. Jej głowa była pochylona ku ziemi.

Odsunął się od niej, chwilę stał i się przyglądał. Po chwili podszedł do niej, uniósł lekko jej głowę i pocałował w policzek. W końcu bądź co bądź to była jego żona ale z innego wymiaru. Wiedział bowiem kim ona tak naprawdę była.

Jeszcze raz się jej przypatrzył, oddalił się i stworzył swój tron. Usiadł na nim bardzo wygodnie, ciągle na nią zerkał. Podparl głowę o rękę, czuł jak łzy spływały mu po policzkach. Ilekroć na nią spoglądał to zawsze płakał. W głębi serca tęsknił za swoją ukochaną. Nie wiedział nawet kiedy dopadły go objęcia Morfeusza. Zasnął.

🌟🌟🌟🌟

Wstał z ziemi, odwrócił się w stronę swoich przyjaciół. Dopiero wtedy dostrzegli jego łzy. Byli tym zaskoczeni a jeszcze bardziej byli w szoku gdy zobaczyli drugiego obok niego.

- kim ty jesteś?- zapytał ten z przeszłości

- Jestem tobą - otarł oczy mokre od łez.

- Kłamiesz! Nie możesz być mną bo ja jestem sobą!

- Jestem tobą z Przyszłości

- To jego sprawka, pewnie chce mnie zastąpić tobą!

- Nie, to nie tak. On mnie nie stworzył.

- To skoro nie chcesz mnie zastąpić to po tu jesteś!

- Aby nie dopuścić do tego co stanie się w przyszłości.

- A co się takiego stanie? - zapytał się brunet.

- nie chcesz tego wiedzieć - od razu w jego oczach pojawiły się łzy, na samą myśl o tym co już się stało, a czego on był świadkiem.

- Wybacz że to powiem ale jeżeli mam Ci uwierzyć to powiedz co się stanie - Popatrzył na blondyna i uniósł prawą brew do góry.

Nie chciał tego mówić, teraz jednak nie miał wyboru.

- zgoda powiem.

Usiedli na ziemi, mistrz ognia rozpalił ognisko. Usiadł obok nich, popatrzył na nich. Zamknął oczy i zaczął mówić.

- Nadejdą mroczne czasy, ten sam Demon który porwał Diaxy. Ją zabije, zrobi to na waszych oczach. Zrani a później rozszarpie jej ciało na kawałki - zaczęły mu napływać łzy do oczu.

- Wcześniej zabije Garmadona. Jak już tej dwójki nie będzie to zabierze się za was - wskazał palcem na chłopaków.

- Pierwszy będzie Cole, gdyż uwierzy demonowi że to ja zraniłem jego siostrę. Demon użyje zaklęcia i go zamrozi, następny Kai który będzie zazdrosny że to ja jestem zielonym ninja. Później Jay który mnie obwni o zniknięcie Cole'a. - zaczął płakać, gdy tylko na nich spoglądał, widział ten sam widok który zobaczył gdy był uwięziony przez Demogos'a.

- Kłótnia z Voltem, później awantura z Nya'ą, porwanie Eweni i jej śmierć. Kolejny będzie Volt, a w między czasie śmierć żony Morro. Złość Tinexa na siostrę. Moje poprawnie, później zamrożenie od środka Zane'a. Moje tortury i cierpienie. A żeby mnie dobić to zabójstwo Lloyda Juniora, Grace oraz Rubelli. I oczywiście mojego brata. Wtedy ja się już poddaję a Demon wygrywa. Ratuje mnie Crystal. Potem walka z Demonem i jego rodziną, jego dzieci i żona giną ale Emilly ratując mi życie oddaje swoje. I ostanie cofnięcie czasu by do tego nie dopuścić. To wszystko - nie wytrzymał i zaczął ryczeć.

Patrzyli na niego i byli w szoku, każdy z nich miał łzy. Nie odzywali się, zapanowała cisza.

- Teraz ci wierzę - blondyn wstał z ziemi, otrzepał starannie ubranie i podał mu rękę.

Lloyd uśmiechnął się i ujął go za nią. Ten z przeszłości zaczął rozpływać się w powietrzu natomiast ten drugi ciągle stał, w ten sposób został jeden. Ten który widział wszystko, po jego policzkach spłynęły łzy. Wyszedł a raczej wybiegł z tamtąd prosto na pokład perły. Zaraz za nim udali się pozostali.

🌟🌟🌟🌟

Zaczęła się budzić, pierwsze co zobaczyła to ów Demona jak spał siedząc na tronie. Próbowała się jakoś ruszyć, praktycznie od razu poczuła że była unieruchomiona. Akurat on zaczął się budzić.

- Witaj Crystal

- Witaj

- Wygodnie?

- Taa bardzo, w szczególności te kolce na łańcuchach są bardzo wygodne.

- są po to byś się nie szarpała

- a tak właściwie to po co mnie porwałeś

- aby zmusić Młodego Garmadona by się tutaj pojawił i wtedy się go pozbyć - zamilkł, musiał to przemyśleć. Nie mógł go zabić bo wtedy to on by stracił życie. Postanowił jej tego bynajmniej narazie nie mówić.

- Czemu tak nagle zamilkłeś ?

- myślałem

- niech zgadnę, pewnie na tym jak się Go pozbędziesz ? mam rację ?

- Nie , akurat nie o tym. Z resztą nie ważne, teraz ja się ciebie o coś spytam , a właściwie to coś ci powiem.

- Niby co takiego?

- Wiem kim jesteś !

Oblał ją kubeł wręcz lodowatej wody. On miał tego nie wiedzieć, teraz wszystko się rozwaliło. Misterny plan jej matki właśnie legł w gruzach.

- Co! Skąd wiesz kim jestem ?

- Widziałem jak się z nim pocałowałaś , a po za tym w trakcie ostatniej walki, widziałem jego zachowanie względem ciebie. Tak więc biorąc te sytuacje pod uwagę , wyciągnąłem jeden sensowny wniosek. Jesteś Diaxy , jego żona. Wróciłaś by mu pomóc ale ja Ci przeszkodziłem. Mam rację ?- zadając to pytanie zaśmiał się i na nią popatrzył.

- Tak , masz rację jestem Diaxy- westchnęła , z jej oczu wypłynęły łzy.

- Wszystko legło w gruzach , cały plan diabli wzięli. Przecież był doskonały , wszystko wymyśliła moja mama, a teraz....nic.... to nie tak miało być - dokończyła mówić. Pochyliła głowę w dół i dalej roniła łzy.

- Nie musisz płakać.....ej ....- kucnął przy niej. Nie wiedzieć czemu dotknął jej policzka i go otarł z łez.

Podniosła głowę , spojrzała na niego. Wpatrzyła mu się w oczy, nie mogła uwierzyć jak zobaczyła do kogo one należały. Wtedy domyśliła się kim tak naprawę jest Demogos.

- Wiem kim jesteś !

- Co! niby skąd to wiesz ?

- Widziałam twoje oczy , widziałam je.

-Po oczach już wiesz kim jestem ?

- Tak, jesteś mi bardzo bliską osobą. Nie pochodzisz z tej rzeczywistości. Jesteś Lloyd , mój mąż.

- Ale jak !!!!

- Mam rację?

- Tak , masz . Jestem Lloyd, ten który jest sam. Ten któremu odebrano wszystkich bliskich. Ten który nie ma już nic- z jego oczu po raz pierwszy wypłynęły łzy.

- Dlaczego ? Czemu zostałeś sam ?

- Ktoś zabił mi żonę , dzieci , moich rodziców , mistrza , brata i ninja. Odebrał mi wszystkich którzy cokolwiek dla mnie znaczyli.

- Kto ?

- Znasz go zapewne

- Jeżeli mi powiesz kto to jest to powiem ci czy go znam.

- Boltman !

- Znam go i doskonale. Przez niego Lloyd i ja omal nie zginęliśmy.

- Ja przez niego zostałem sam. Wiesz jak to jest patrzeć jak ktoś na twoich oczach morduję ci dzieci , żonę , ojca , matkę i wszystkich na których ci zależy?

- Wiem , zrobiłeś to dla Lloyda , potraktowałeś go dokładnie tak samo jak On ciebie potraktował. Widziałam jak w bestialski sposób mordowałeś moje dzieci , jego brata. Wiem też jak mnie potratowałeś , ale przed wszystkim wiem jak katowałeś mojego męża. Widziałam ile cierpienia , bólu i krzywd mu zadałeś . Widziałam jak krew spływała z jego ciała, jak jego rany nie przestawały krwawić , ile łez wylewał za każdym razem jak go biłeś. Jak wył z bólu. Powiedz czy On nie zrobił tego samego tobie ? Że ty to jemu zrobiłeś , sprawiłeś że się poddał. Pewnie cieszyłeś się ze zwycięstwa ale czy serio było ci lepiej bo ci się udało. Czy może w głębi serca wyłeś bo wiedziałeś że zadając mu ból zadajesz go samemu sobie ?

- Tak , masz całkowitą racje nie byłem wtedy szczęśliwy. Od środka płakałem , bardzo żałowałem tego co mu zrobiłem. Czułem ból który mu zadałem, czułem wszystko. Jego cierpienie , jego ból , jego krzyk. W sercu czułem jego łzy , jego samotność , bezsilność. Ile mu krwi ubywa, moje ręce był splamione jego krwią - upadł na kolana , zerwał " Demoniczną " maskę z twarzy i zaczął płakać.

Jego łzy spływały na ów przedmiot , przypatrzył mu się uważnie.

- Czy ja naprawdę taki jestem? Nie , nigdy taki nie byłem. Nie to nie jestem ja- wyszeptał tylko. Wstał z ziemi, odszedł kawałek od niej. Stanął w miejscu i dalej płakał. Na chwilę na nią spojrzał, nie wycierając oczu , zaczął do niej iść , wyrzucił maskę za siebie. Podszedł do niej. Nic nie mówiąc delikatnie chwycił za jej podbródek i podniósł go do góry. Głęboko wpatrzył się jej w oczy.

- Co ty chcesz zrobić ?

- To na co od dawna miałem ochotę

- Cz.....- w tym momencie swoimi ustami dotknął jej ust. Tak , pocałował ją, zrobił to czule. Z jego oczu ponownie wypłynęły łzy. Ona sama na ten moment zamknęła oczy. Po jej policzku spłynęła łza.

Odsunął się o niej , na ułamek sekundy znikł jej z oczu. Stanął tuż za krzesełkiem, na jego twarzy była już niestety ów maska. W jego ręku pojawiła się szmatka nasączona chloroformem, od razu przyłożył ją do jej twarzy. Zaczęła się wiercić , po chwili zasnęła.

Ponownie odsunął się od niej , popatrzył się na nią. Na chwilę zdjął maskę i po raz ostani ją pocałował. Po tym wrócił do swojego tronu na którym usiadł, patrzył się na nią i sam zasnął.

🌟🌟🌟🌟

Mistrz błyskawic stał za sterami i prowadził statek. Pozostali razem z nim stali na górnym pokładzie. W zasadzie to on stał przy barierce a pozostało na niego tylko patrzyli.

- Ta przyszłość jest straszna - powiedział czarnowłosy.

- Do tej pory nie wieże że wszyscy odwrócimy się od niego - nindroid nie chciał w to wierzyć.

- ale to jest prawda-westchnął blondyn.

- Wiemy to

- Kai wiem że wy to wiecie, tylko że to się już stało. Nie mogę dopuścić by to się ponownie stało.

- dlatego chcesz ją ratować

- dokładnie tak Cole. Właśnie tak jest.

Na samą myśl o niej, po jego policzkach spłynęły łzy. Popatrzył na nich i zbiegł na dolny pokład.

Od razu zobaczył swojego brata. Nic nie mówiąc wtulił się w niego i zaczął płakać.

- mogę cię o coś spytać?

- słucham

- wspomiałeś coś o mojej żonie

- Tak, wspomiałem


- Możesz mi powiedzieć coś jeszcze

- serio, chcesz wiedzieć

- Tak

- Zgodzę się ci o niej coś powiedzieć

- ale ostrzegam cie, nie będziesz z tego zadowolony.

- dobrze

- a więc Demon ją zabije, z resztą bardzo podobnie do mojej żony. Rozszarpie ją i przy okazji zabije wasze drugie dziecko.

Jego brat upadł na kolana i zaczął płakać.

- To wszystko. Wiem że ciebie to zabolało ale to jest prawda.

Jego brat wstał z ziemi, podszedł do niego i wtulil się w niego. Postanowił wypłakać się mu na rameniu.

Nastała cisza, jedynie co było słychać ich płacz.

W tym czasie perła dotarła do kryjówki Demogos'a.

🌟🌟🌟🌟

Cała drużyna poszła do środka. Szli długim korytarzem, z sufitu zwisały stalagnity, ściany pokryte były skałami. Szli milcząc, z oczu Lloyda co jakiś czas wypływały łzy.

W końcu doszli do wielkiej groty. Weszli do środka. Od progu przywitał ich On.

- Witaj młody Garmadonie

- Gdzie ona jest! - warknął.

- Tutaj - wskazał palcem na krzesło.

- Crystal!

- Chyba chciałeś powiedzieć Diaxy

- Skąd- nie skończył mówić bo wszedł mu w zdanie.

- Skąd wiem, widziałem jak się całowaliście. To mi wystarczyło aby domyślić się prawdy. Ott co

- oddaj mi ją!

- przecież i tak ją stracisz! - zaśmiał się.

- Wiesz że ci na to nie pozwolę. Nie dopuszczę aby się to powtórzyło

- a niby jak chcesz to zrobić?

Długo nie musiał czekać na odpowiedzieć. Rzucił się na niego, władca odepchnął go. Wybuchł gniewem i dosłownie w każdego rzucił bardzo specyficzną kule. Ta gdy już trafiła w tą osobę, wybuchała i od razu traciła przytomność.

Każdy dosłownie padł. Zaśmiał się, ona ciągle jeszcze spała.

🌟🌟🌟🌟

Zaczeli się budzić, od razu zorientowali się że są unieruchomieni. Jedno ich zdziwiło że Lloyd był wolny, stał na środku. Nawet Diaxy była unieruchomiona, dalej siedziała na tym samym krześle. Różnica była taka że była przytomna.

Blondyn zaczął się rozglądać, nie ukrywał że był wściekły. Popatrzył na Demona, zacisnął rękę w pięść.

- A gdy im tak pokazać co z tobą zrobiłem? - wskazał na Ninja, Morro, Nya'e, EM, Ewi oraz Volta.

- Nie ośmielisz się!

Pstryknął palcami, od razu jego ręce powędrowały do góry. Wiedział że go już unieruchomił.

- Zadowolony jesteś

- Pamiętam że mnie wkurzyłeś, a ty pamiętasz co się wtedy stało?

- Rozdzieliłeś mi ręce z całej siły.... O cholera Lloyd ale ty jesteś głupi- w tym momencie ponownie poczuł ten sam ból co kiedyś.

- Aaaa! - wydarł się, od razu jego ledwo zagojone rany zaczęły mocno krwawić. Zacisnął zęby, w ten sposób starł się uśmierzyć ból.

- Przestań, pamiętasz co mi powiedziałeś " czułem jego ból, cierpienie. Moje ręce były splamione jego krwią" pamiętasz te słowa!? - krzyknęła brunetka.

-Zamknij się! - uderzył ją w twarz z całej siły. Cały policzek momentalnie zrobił się czerwony i zaczął ją piec.

- Nie dotykaj jej!

- już pamiętam, nie chciałeś się zamknąć więc musiałem Cię uciszyć.

Ponownie pstryknął palcami, dosłownie w ułamku sekndny jego całe plecy były czerwone, krew zaczęła spływać strużkami na ziemię.

Wydarł się z bólu, ale mimo to dalej zaciskał zęby.

- No tak, dalej nie chciałeś się zamknąć. Więc zacząłem cie bić biczem i twoja twarz też oberwała.

Nie trzeba było długo czekać, jego całą twarz od razu pokryła się licznymi ranami oraz zadrapaniami. Z jego brzucha dużym strużkiem spływała krew. Pod nim była dosyć dużych rozmiarów kałuża jego krwi.

Było widać że już ledwo stał na nogach. Mimo to wiedział że musiał go powstrzymać.

- Ciekawy jestem ile - nie skończył tego mówić.

- Dobrze wiesz, że ja wiem kim ty jesteś i wiem że tego nie chcesz - podszedł do niej i uderzył ją trzy razy w twarz, aż pisnęła z bólu.

- Serio, chcesz to robić? Wiesz dobrze że go raniąc ranisz - zatkał jej usta.

- zamknij się! - wymierzył jej najmocniejszy policzek jaki mógł, uderzył ją ponownie. Od środka zaczął płakać.

Jej głowa aż się obróciła, po policzkach spłynęły jej łzy.

- Czemu to robisz Lloyd-wyszeptała. Zaczęła bardzo cicho płakać.

Blondnyn nie wytrzymał, popatrzył się na niego.

- N-nie t-tylko o-ona w-wie ki-kim je-jesteś, j-ja t-też w-wiem k-kim j-jesteś - ledwo to powiedział, zaczął się chwiać. W końcu ledwo stał na nogach.

- Tak, to kim jestem? - zapytał się go.

- Je-jesteś m-mną

Każdy był w ogromnym szoku, nikt totalnie nikt, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał by że Demogos, Władca Demonów, ten który włada czasem to jest Lloyd.

- Skąd to wiesz?! - był tym bardzo zdziwony.

- P-pamiętasz k-korytasz cz-czasu?

- Tak

- T-to w-właśnie t-tam w-wpadłem w d-dziurę c-czasową. Z-znalazłem s-się w t-twojej rz-rzeczywistości, d-dokładnie w m-momencie j-jak B-Boltman o-odebrał C-Ci w-wszystko. W-widziałem j-jak n-nasienie z-zła k-które z-zostało c-ci p-po o-ojcu, r-rozkwita w t-twoim s-sercu. T-tworzy t-tą p-przeklętą m-maskę, s-sprawia ż-że s-stajesz s-się z-zły i j-jak z-zmieniasz s-się w D-Demogos'a

- Widziałeś to?

- T-tak w-widziałem

Zamilknął na chwilę, spod jego maski spłynęły łzy.

- Lloyd ratuj mnie!!! - wrzasną.

Nikt nie krył swojego zdziwienia.

- To ta maska, zniszcz ją!

Teraz to był on, ten prawdziwy ale ta cholerna maska chciała by on był dalej zły. Dlatego podszedł do jego ukochanej i z całej siły wbił jej nóż prosto w brzuch. Jęknęła z bólu.

- Diaxy! Jak mogłeś!?

- To nie była moja wina, to wszystko wina tej maski - chwycił ją obiema rękami i próbował ją zerwać z twarzy. Tylko że to nic dało, nie ruszyła się nawet nie dała się zerwać.

Upadł na kolana i zaczął płakać. Blondyn spojrzał na swoją miłość, chciał by jej pomóc ale nie mógł się ruszyć, dostrzegł tylko że wszystkie jej łańcuchy stały się kryształowe. Wiedział że to była jej moc. Chociaż była ledwo przytomna to udało jej się uśmiechnąć.

🌟🌟🌟🌟

W pewnym momencie wstał, podszedł do blondyna. Popatrzył się na niego i nagle uderzył go w twarz, poczym kilkakrotnie uderzył go w twarz. Odsunął się, w jego ręku pojawił się bicz i bardzo sadystycznie się uśmiechnął.

- Nie rób tego! - wrzasnął od środka, starał się powstrzymać ów maskę która nosiła nazwę DEMOGOS.
Niestety Demon był od niego silniejszy.

Trzymając bicz, uderzył mistrza Kreacji w brzuch. Ten aż jęknął z bólu ale to był dopiero początek, zaczął go ciągle bić. Z sekundy na sekundę, z minuty na minutę miał coraz więcej świeżych ran z których nieprzerwanie wypływała krew.

Mimo tak ogromnego bólu, starał się to jakoś znosić. Nie było to dla niego łatwe. Ledwo już stał na nogach, tylko że w pewnym momencie upadł na ziemię. Ręka poparł się ściany i starał się wstać. Na domiar złego drugą ręką nie mógł w ogóle ruszać. Udało mu się uwolnić jedną rękę. Demon a w zasadzie powinnam napisać maska Demona nie dawała za wygraną i ciągle go biła bynajmniej dopóki bicz się nie rozerwał. To jednak nie powstrzymało jej aby pojawił się kolejny bicz. To ten bicz z haczykami, ten sam który zadał mu najwięcej bólu. I się zaczęło, katował go po całym ciele, ponownie pojawiło się dużo ran a dodatkowo miał porozcinaną skórę i poszarpaną. Z bólu aż upadł na kolana, łzy zaczęły mu spływać po policzkach, mieszały się z jego krwią. Spojrzał na nią i nagle padł na ziemię.

- Nie! Lloyd! - krzyknęła

W całej grocie było słychać podły śmiech, tak się śmiejąc podszedł do niej. Popatrzył się na niego, ten ledwo co kolwiek widział.

- Stracisz ją - w jego ręku błysnął miecz, złoty miecz który był Jego własnością. Zamachnął nim i chciał ją zabić.

Wtedy mimo że ledwo był przytomny, na tą jedną chwilę zacisnął rękę w pięść. Pojawiła się w niej kula Energii z całej siły rzucił ją w kierunku tej potwornej maski. Wynik?

Trafił idealnie, od tego uderzenia zaczęła pękać. Nagle jej poszczególne kawałki zaczęły spadać na ziemię.

Stał w miejscu, im więcej im spadło tym więcej było widać jego łez ale również ran. Całą twarz miał podrapaną, było widać jego ogromne cierpienie.

Aż w końcu cała była zniszczona, rozbita w drobny mak. Drugi on był wolny, upadł na kolana i zaczął płakać.

Nagle każdy był wolny, jego żona siedziała na krześle ale również była wolna.

On sam był wolny, ledwo idąc doszedł do blondyna. Stanął przed nim tylko że nagle upadł, ale na ziemię tylko drugi On go złapał.

- Przepraszam - szepnął mu do ucha.

Gdy tylko to zrobił to Maska całkowicie zniknęła, dodatkowo oddała mu całą skradzioną energię która wróciła do niego. Dzięki czemu większość ran od razu zaczęła się goić, on sam się stał silniejszy.

Popatrzył się na niego i uśmiechnął, wtulił się w niego, zaczął płakać i głaskać go po głowie. Robił to niczym by był jego ojcem a nie nim.

Na chwilę wstał i podszedł do Diaxy. Uklęknął, położył jej głowę na swoje kolana, popatrzył na nią. Bardzo deliknie uniósł jej podbrudek do góry, złączył jej wargi ze swoimi i się pocałowali. Po tej krótkiej chwili dotknął jej rany i zaczął ją uzdrawiać.

Mimeło parę minut a rany już nie było, pomógł jej wstać. Ponownie do niego podszedł, pomógł mu wstać.

- Gdybym tylko mógł cofnąć czas-westchnął

- Tego się nie da niestety zrobić - wyjął zegarek który teraz ponownie był cały.

Spojrzał na nią, od razu do nich podeszła.

- Wiedziałam że ci się uda

- Bardzo cie przepraszam - weszła mu w zdanie.

- Nie musisz przepraszać. Nie byłeś sobą, ta przeklęta Maska tobą zawładnęła. To była tylko i wyłącznie jej wina. Po naszej rozmowie czułam że chcesz być w końcu wolny. Wcale się nie pomyliłam. Wygrałeś tą walkę, tak czasu niecofniemy ale myślę że jak wrócisz to wszystkich odzyskasz- w tym momencie spojrzała na nich obu i się uśmiechnęła.

Lloyd z Przyszłości wyciągnął prawą rękę w stronę siebie z innej rzeczywistości. Ten zrobił dokładnie to samo.

Na raz ścisnęli sobie dłonie, wtedy to właśnie w całym pomieszczeniu zrobiło się bardzo jasno. Popatrzyli sobie głęboko w oczy, uśmiechnęli się do siebie wzajemnie. Nagle ostre światło oślepiło wszystkich łącznie z nim. Drugi Lloyd zaczął wchodzić do światła i powoli znikać. Wszystko do o koła niego zaczęło znikać. Nie było nic, tylko pustka. Na chwilę zobaczył mocno oświetlone szklane tuby, nie było widać kto w nich był i nagle wszystko zniknęło.

🌟🌟🌟🌟

Został zupełnie sam, nie było nikogo. Jego ubranie było mocno poszarpane. Wtedy z jego oczu wypłynęły łzy, zaczął powoli iść w kierunku wyjścia. Nie miał pojęcia co zastanie po drugiej stronie. Szedł w kompletej ciszy, zupełnie sam. Zaczął myśleć totalnie o każdym. O każdym kogo stracił lub został dotknięty tym potwornym zaklęciem.

Na chwilę się zatrzymał, był już nie daleko wyjścia. Mocno się zawachał, bardzo się bał że już ich nie odzyska. Tym bardziej że nie wiedział czy to co zrobił przyniosło efekty dokładnie takie jakich się spodziewał.

Ponownie zaczął iść, jego serce waliło jak szalone. Im był bliżej wyjścia tym jego serce coraz szybciej biło, tak denerwował się i to bardzo.

https://youtu.be/9fNN5MKKKBM

W końcu doszedł do wyjścia. Od razu zobaczył wszystkich. Na jego posinaczonej twarzy zagościł uśmiech. Był tam każdy jemu bliski.

Jego własny brat, Misako jego matka, Kai, Cole, Jay, Zane, Nya, Emilly, jego córka Eweni, Volt, Tinex, Dowis, Sawix, Mia, Tala, Skylor, Jirix ich dzieci.

Lloyd Junior, ku jego zdziwieniu Rajmundo, Deborah oraz Abby. Jego trójka dzieci które stracił gdy Diaxy poroniła. Teraz po tylu latach je odzyskał. Zobaczył też mistrza Wu, swojego ojca. Grace i Rubella'e.

Aż w końcu ujrzał ją, ponownie była cudowną brunetką którą całym sercem kocha.

Nie wytrzymał, od razu zaczął do niej biec. Z resztą ona zrobiła to samo. Biegili ku sobie, zarówno z jego jak i jej oczu wypłynęły łzy. Biegli aż w końcu stanęli na przeciw siebie. On już nie mógł powstrzymać emocji i od razu się w nią w tulił. Zamknął oczy, cały czas po jego policzkach spływały łzy.

- Udało się, wróciłaś-mówił przez łzy.

- Wierzyłam w ciebie kochanie, wiedziałam że ci się uda - po jej policzku spłynęła łza.

Popatrzył się na nią, przysunął się do jen twarzy i lekko musnął jej wargi. Zrobiła dokładnie to samo i w ten sposób zatopili się w pocałunku.

Od razu wszystkie jego dzieci do nich podeszły i wtuliły się w ojca. On aż się popłakał ze szczęścia. Mocno je przytulił. Nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy jak w tej chwili.

Minęło kilkanaście minut, stał obok żony i swoich dzieci. Każdy z ninja był zaskoczony jak zobaczył jego strój i twarz.

-Lloyd co ci się stało? - zapytał mistrz błyskawic.

- Przecież wiesz, byłeś tam. Wszyscy tam byliście

Był zdwiony bo nikt z nich nie miał pojęcia o czym on mówi.

- Kochanie, oni nic nie pamiętają. Stało się to dlatego że wiedzieli jaka była wtedy przyszłość - powiedziała mu na ucho.

- Rozumiem, to ty to zrobiłaś?

- Akurat to nie byłam ja. Stało się to w momencie jak ścisnęliście się za ręce. To właśnie wtedy ich pamięć została wymazana. Tylko Ty i Ja to pamiętamy.

- Sorry Jay, poszedłem na spacer po tych jaskiniach i się zraniłem

- rozumiem

- Czemu to tak długo trwało? - Cole był tego bardzo ciekawy.

- Tak szczerze to straciłem rachubę czasu i jakoś tak wyszło. Tylko mi nie mówicie że się o mnie martwiliście?- zadał to pytanie z czystej ciekawości.

- Raczej braciszku, zniknąłeś na bardzo długi czas. Już mieliśmy iść Cię szukać.

- Morro, a tak z ciekawości ile czasu mnie nie było?

- Pełne dwa dni - tej odpowiedzi udzielił Zane.

- O kurde nie miałem pojęcia że aż tyle czasu minęło.

- Dokładnie tak, najważniejsze że nic ci nie jest-obejrzał się za siebie, te słowa padły z ust osoby, o której myślał że już nie wróci.

- Tato! - od razu wtulił się w jego tors.

Garmadon sam się wzruszył, pogłaskał go po głowie.

Zaczęło robić się już późno dlatego postanowili udać się do Dojo należącego do Garmadona.

Po drodze ciągle rozmawiał z Diax o tym wszystkim. Z resztą wszyscy rozmawiali, czuł że odzyskał już spokój który został mu zabrany.

🌟🌟🌟🌟

W końcu doszli do pokładu perły, za sterami statku stanęła Nya oraz jej mąż. Reszta stała na górnym pokładzie. Złota maszyna wzbiła się w powietrze. Rozpoczął się lot, Lot do domu.

Stał z nią obok barierki, ciągle na nią patrzył. Co chwilę się całowali.

- Bałeś się?

- Nawet nie wesz jak bardzo?

- Lloddie a czego najbardziej?

- Tego że, mogę was ponownie stracić- z jego oczu wypłynęły łzy.

- Ale udało Ci się

- Tak, ale wiesz mi że przeżyłem prawdziwy koszmar. Serio się bałem że was stracę, ale najbardziej się bałem że stracę ciebie i nasze dzieci. Nigdy bym tego sobie nie wybaczył, nigdy

- Wiem o tym, byłam z tobą

-Diaxy proszę wybacz mi, wybacz mi tamą kłótnie

- Kochanie już Ci to wybaczyłam, wiem że zrobiłeś to bo mnie kochasz i w ten sposób chcesz mnie chronić. Wybacz mi że nie potrafiłam tego zrozumieć. Żałuję że wtedy nie porozmawialiśmy, tylko wylaliśmy na siebie nasze żale

- Wybaczam skarbie bo też to sam zrozumiałem.

Tak się mocno zagadali, nawet nie zauważyli że już są praktycznie pod dojo. Zorientowali się dopiero gdy statek podchodził do lądowania.

- Już jesteśmy - powiedział.

Schodzili z pokładu, wtedy to jego córka trzymała na rękach Rubelle a Luizze Grace. Diaxy zabrała Grace na swoje ramiona.

-Tato czy możesz?

- Oczywiście kochanie - po czym zabrał swoją drugą najmłodszą córeczkę.

Wszyscy razem weszli do dojo. No oczywiście każdy od razu poszedł do swojego pokoju.

🌟🌟🌟🌟

Nadszedł wieczór, spędzali czas razem w dużym pokoju. Lloyd dosłownie na chwilę spojrzał na ścianę.

- wiecie co?

- co Kai?

- Tak się zastanawiam czemu cały ten dzień mnie boli głowa

- To dobre pytanie - powiedział Cole.

- nie mówcie że was też - Popatrzył na wszystkich.

Oni tylko kiwneli głowami na " tak".

Blondyn popatrzył na nich, wstał i podszedł do ściany. Tak dokladnie do tej samej na której był te szczególny napis.

- Czy możecie tutaj podejść? - poprosił.

Wszyscy wstali i tam podeszli. Byli dosyć zdziwieni jak przeczytali co tam pisało. " Przepraszam Lloyd ~Jay".

- Kiedy ty to napisałeś? - zapytał mistrz lodu i spojrzał na niebieskookiego.

-Nie pamiętam - wyznał

- proszę was, dotknijcie go. Zrobicie to bardzo wasz proszę - poprosił.

Każdy z nich dotknął tego napisu, w zasadzie to wszyscy go dotknęli.

Napis zaświecił na niebiesko, po czym ich oczy również zaświeciły na ten sam kolor.

Po chwili odzyskali wspomnienia, pamiętali dosłownie wszystko. Byli świadomi tego co się wydarzo bo to widzieli ( powróć do 1 rodziału - o ile chcesz dop. Autorki).

W tym samym czasie ale w innej rzeczywistości.

Lloyd wrócił do tego miejsca gdzie Boltman odebrał mu wszystkich. Był zaskoczony bo jego nie było, był martwy. Wszyscy żyli, on również odzyskał wszystkich.

Stał na balkonie obok niego stała Diaxy z tego wymiaru. Pocałowali się, w końcu odniósł zwycięstwo. Ponownie był szczęśliwy.

Koniec.

Omg.... Udało mi się, po roku przerwy skończyłam to opko. Tym samym skończyłam obecną generację. Od następnego opka to Eweni będzie grała pierwsze skrzypce.... Jestem mega z niego duma... Cholenie mi się podoba.... Dziękuję każdemu bez wyjątku, za komentarze, za gwiazdki... I tobie @neo za zachętę i bardzo dużą pomoc. Gdyby nie ty to bym tego opka chyba nigdy nie skończyła....a wam jak już w całości podoba się to opko?.... Co o nim myślicie?.... Tak jak mówiłam pojawiły się odpowiedzi na wszystkie pytanie.... Myślę że ten ostatni rozdział wyjaśnił wszystkie kwestie i pokazał że można napisać opko o Ninjago zupełnie inne niż wszystkie bo takie w którym można dostrzec ten realny świat.... Jeszcze raz wam dziękuję.... I no cóż.... Do zobaczenia w kolejnych moich wypocinach....

~Czarna_Kocia

Data rozpoczęcia : 6.04.2020
Data zakończenia : 16.03.2022

REKORD : 5200 SŁÓW!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro