~ 12 ~
Gdy tylko weszli do przejścia, od razu znaleźli się wewnątrz bardzo długiego pokoju.
- Gdzie my jesteśmy? - stał w miejscu i wzrokiem obejrzał ów miejsce.
- To korytarz czasu.
- a to? - wskazał na duże wrota które stały jedne obok drugich i to po każdej stronie.
- To są wrota czasu, to jest czasów - poprawiła się.
- E "wrota czasów"?
- Tak, w każdych znajduje się przejście by wejść do przeszłości. To przez mnie można zobaczyć to co się stało.
- Rozumiem, to przez które mamy wejść?
- Przez żadne z nich, musimy iść aż na sam koniec, to tam są te właściwe wrota.
- no to chodźmy - chwycił ją za rękę.
-poczekaj!
- czemu? Powinniśmy już iść.
- musimy uważać tutaj są pułapki.
- jakie?
- nie wszystkie wrota są prawidze, to waśnie one są pułapkami.
- Rozumiem.
- musisz też uważać...
Akurat wpadł w dziurę w podłodze.
- no właśnie na to - pomogła mu wyjść.
- A co to jest?
- to są dziury czasowe, dzięki nim można zobaczyć inne wymiary.
- Alternatywne?
- tak, inną rzeczywistość. Ba nawet odwrotną do naszej.
Jak usłyszał co powiedziała, od razu przypomniał sobie jak zobaczył fragment twarzy Demona. Czy to możliwe że on jest mną z innego wymiaru, rzeczywistości. A może nie?
Spojrzała na niego, zauważyła że się zamyślił.
- Lloydie!
- Tak - to wyrwało go totalnie z błądzenia po myślach.
- stało się coś?
- nie nic - odparł.
Chwycili się mocniej za ręce i zaczęli długą wędrówkę po korytarzu.
🌟🌟🌟🌟
Był on bardzo długi, ściany były we wszystkich kolorach. Każde z wrót było inne. Nie było dwóch takich samych. Jedne były bogato zdobione, inne całkiem proste. Jeszcze inne metalowe, lub drewniane. Dosłownie każde inne. Podłoga była zrobiona jakby z kryształu. Przy niektórych wrotach były tabliczki z imionami. Ten korytarz był zupełnie jak labirynt.
Ciągle szli przed siebie. Gdy nagle spostrzegła kryształowe wrota. Patrząc na męża przybliżyła się do nich, dotknęła klamki i je otworzyła.
" To była przeszłość, to co już było ale o czym Ona nie miała pojęcia.
Zobaczyła znajome postacie. Piękna różowo-włosa kobieta dotykała swojego brzucha. Było widać że była w ciąży, obok niej był brunet. Ona wiedziała kim byli.
To była jej Matka oraz Ojciec. Przy którym stała jej starsza siostra.
- Moja malutka kruszynko, twe przeznaczenie będzie wielkie. Zostaniesz najpotężniejszą mistrzynią kryształowej magii. Wiem że będziesz szczęśliwa bo nikt Ci tego nie odbierze. - wtedy jej dzieciątko kopnęło z radości"
-mamo - westchnęła i zamknęła wrota.
Upadła na kolana i zaczęła płakać.
- kryształku co się stało?
- Widziałam mamę, widziałam ją. Mówiła o moim przeznaczeniu. Bardzo mi jej brakuje.
Nic nie powiedział, pomógł jej wstać o ją przytulił. Po czym wskazał palcem na jej serce.
- Ona jest zawsze z tobą, w twoim sercu i póki o tym będziesz pamiętać, ona będzie zawsze obok.
- Dziękuję - otarła łzy z twarzy.
Ponownie złapali się za ręce i szli dalej.
Dla niej to co widziała było bardzo ważne. W końcu, chociaż raz zobaczyła jak kiedyś wyglądała jej mama.
- ten koytarz normalnie nie ma końca - zaczął jęczeć.
- Wiem, długi jest. - sama była tym powoli zmęczona.
Idąc dalej nawet nie zauważył kolejnej dziury i do niej wpadł.
🌟🌟🌟🌟
To nie był jego świat, był inny. Bardzo mroczny i ponury. Spojrzał na ziemię, widział tam pełno nagrobków. Przeczytał imiona.
- nie to nie możliwe
Tak, to były imiona jego wszystkich przyjaciół. Zaczął płakać i myśleć jak to się stało że ich tu nie ma.
Aż tu nagle pojawił się on. To był Boltman.
- Co on tu robi?
- Zobacz do czego doprowadziłeś, nie masz już nikogo- usłyszał jego głos.
- Nigdy ci tego nie wybaczę - obrócił się i wtedy go zobaczył. Wyglądał tak jak On. To był on ale z tego świata.
Pioruny zaczęły strzelać z nieba, co nie które trafiały w "JEGO", przez co był cały poraniony.
Wyczuł olbrzmi gniew, złość i wściekłość.
- Zapłacisz mi za to! Zabrałeś mi rodzinę, przyjaciół! Zabrałeś mi wszystko! - wtedy ON zaatakował go.
Walka była bardzo zarzarta, ale w końcu "ON" wygrał. Tylko że to nie był koniec. Wtedy zobaczył że zaczyna go otaczać mrok. Próbował z tym walczyć ale poddał się temu.
Lloyd nie mógł w to uwierzyć, wtedy zobaczył jak "ON" staje się Demonem. Jego twarz pokryła się maską tak że kolor jego oczu się zmienił. To samo z barwą włosów. Jedyne co mu zostało to mała złota broszka z zielonym kamieniem.
Teraz był niemal pewny że Demogos to był On. I właśnie wtedy dziura zniknęła a on stał obok niej i milczał.
Podał jej rękę i szli dalej.
🌟🌟🌟🌟
Cały czas milczał, było widać że był mocno zamyślony.
Chciała się go oto spytać ale jakoś nie miała odwagi by to zrobić. Mimo tego ciągle na niego spoglądała. Dostrzegła łzy na jego policzkach. To właśnie wtedy stanęła w miejscu.
- Co jest?
- Nic, kochanie nic - nie chciał jej tego mówić.
- Przecież widzę że jest coś na rzeczy, więc nie kłam!
- Diax nie kłamie, tylko.... Nie chcę o tym rozmawiać, rozumiesz?
- No właśnie nie bardzo, mi możesz uwierzyć. Wiem że ciebie to mocno dręczy.
- wolę ci tego nie mówić.
- no ale Lloddie
-proszę - nic więcej nie powiedział.
Musiała się z tym pogodzić, no przynajmniej jak narazie.
Ponownie zaczęli iść, ta cała sytuacja nie dawała jej spokoju. Postanowiła że nie będzie na niego naciskać tylko poczeka aż sam jej to powie.
Mijali kolejne wrota, potem jeszcze jedne. Nie mogli się doczekać aż dojdą do końca.
Nagle zobaczyła białe wrota, chwyciła za klamkę i uchyliła drzwi. To był moment z jej przeszłości. Moment w którym straciła trójkę dzieci poprzez poronienie.
Wtedy je zobaczyła. Dziewczynkę która była do niej bardzo podobna to była Deborah, obok niej stała Abby i chłopczyk imieniem Romin. Wzruszyła się, po czym zamknęła wrota.
- Widziałam je!
- Kogo?
- Naszą trójkę dzieci które...- po jej policzkach spłynęły łzy.
- Straciliśmy - dokończył za nią.
-Tak
-Wiem że to było bolesne, sam płakałem jak odeszli. Najwyraźniej tak miało być.
- szkoda tylko że nie mogą wrócić.
Otarła łzy, po czym szli dalej. Chodź ból rozrywał jej serce to czuła w sercu nadzieję że się jeszcze spotkają. Jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia.
🌟🌟🌟🌟
Zastanawiał się czy ma jej powiedzieć o tym że odkrył kim jest Demogos. Czy będzie lepiej jak jej nic nie powie.
Idąc przez korytasz, przypominała sobie co jej matka powiedziała odnośnie korytarza i samych wrót.
"- musisz coś jeszcze wiedzieć.
- ale co?
- To tych wrót nie dojdziesz tak prosto.
- Dlaczego?
- pamiętaj o jednym zegarek jest do nich kluczem.
-Kluczem?
-Tak gdy będziesz w ich pobliżu, unieś go do góry i wtedy znajdziesz się przy nich. To jest magiczny korytarz więc tylko zegarek tutaj pomoże.
- Dobrze, będę pamiętać.
- musisz pamiętać o jednym, otwierajac wrota możesz poczuć ból bo pewne sytuację z przeszłości które mogą wywołać emocje i niestety też cierpienie. To właśnie dla tego Lloyd ma być z tobą, będzie dla ciebie wsparciem.
- rozumiem. "
- stało się coś?
- Tak, przypominałam sobie co o korytarzu i wrotach powiedziała mi mama.
- to dobrze. A właściwie to co?
- że zegarek jest kluczem do wrót.
- to dobrze że go.... - w tym momencie wypadł jej z rąk i wpadł do dziury która była przed nimi.
-wiesz że musimy tam wejść by go odzyskać.
- zdaje mi się że nie mamy wyboru.
Patrząc na siebie, wskoczyli do dziury.
🌟🌟🌟🌟
Tym razem byli w kolejnej alternatywnej rzeczywistości. W niej to brat mistrza kreacji był mężem.... Diaxy!
Dokładnie tak, tutaj panował ship Mordiax. Oboje byli tym mocno zaskoczeni. Nie mniej jednak byli zdziwieni jak zobaczyli jak się całują.
Na szczęście Lloyd bardzo szybko znalazł zegarek. Podał go żonie, zacisnęła go w dłoni. Ponownie byli w korytarzu.
- Widziałaś, co to było?
- Nie wiem, ale ja i Morro... Ochyda.
Wybuchli śmiechem, szli dalej. Kolejne wrota ich kusiły by tam zajrzeć. Jednak oni mijali je jedne po drugich. Ani myśleli by tam zajrzeć. Pragnęli tylko aby dojść już do końca i otworzyć te właściwe wrota.
- Daleko jeszcze?
- nie marudź.
- nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Serio. Zachowujesz teraz jak Jay.
- no wypraszam sobie, on się zachowuje jak dziecko. Więc proszę cię bez takich porównań.
- hihi dobra - zaczęła się śmiać. Po chwili i on się już z tego śmiał.
🌟🌟🌟🌟
Szli już naprawdę długo a korytarza nie było końca. To była bardzo męczonca droga. Mimo to postanowili iść dalej.
-gdzie są te wrota?
-na samym końcu - upadła na kolana.
Od razu podbiegł do niej.
-Diaxy coś co jest?
- Tylko mi trochę słabo - spojrzała na niego.
-wystraszyłaś mnie
- oj, wybacz nie chciałam.
Nic nie powiedział, złapał ją za rękę i pomógł jej wstać. Oparł ją o swoje ramię i rozpoczęli dalszą wędrówkę.
Mistrz Kreacji cały czas nie mógł uwierzyć że ów Demon to był tak naprawdę on. Nigdy nie przeszło by mu przez myśl że będzie walczył z samym sobą. Wiedział że to w cale takie łatwe nie będzie.
Od czasu do czasu spoglądał na nią, bał się tylko jednego, że Demogos dowie się gdzie są i ich zaatakuje. W tym momencie jego życie się już nie liczyło, tylko Ona była najważniejsza. Wiedział że zrobi wszystko aby była bezpieczna i by żyła. Zrobi by to nawet za cenę śmierci.
Crystal a w zasadzie powinnam była napisać Diaxy już od dluszego czasu wiedziała kim jest Demon lecz nie mogła tego powiedzieć. Ona sama oddała by swoje życie byle by On żył.
Zatrzymała się. To jeszcze nie były te wrota.
-muszę tam zajrzeć
- czy aby na pewno chcesz? - wiedział bowiem co się za nimi znajduje.
- tak chcę - pociągnęła z całej siły za przezroczystą klamkę i je otwarła.
"
Brunetka udała się do pokoju gdzie przebywał jej mąż. Stanęła w drzwiach i oparła się o drewnianą futrynę.
-Wybierasz się na misję?
- Tak , cieszę się że ci to nie przeszkadza.
Założyła rękę na rękę , w środku aż się zagotowała ze złości.
-No bardzo się ciesze, normalnie pękam z radości.
-Serio ?
-A jak Ci się wydaje? Nie , bo nie rozumiem dlaczego nie mogę być z tobą na misji. Przeszkadzam Ci ?
-Skąd Ci to przyszło do głowy? To nie tak , nie chce Cię narażać na niebezpieczeństwo, nie chcę by ci się coś stało. W ten sposób troszczę się o Ciebie.
-Jasne, czemu kłamiesz? Dlaczego nie powiesz mi prawdy? Czemu nie powiesz w prost że jestem za słaba albo sobie nie poradzę? Czemu odrzucasz mnie w bok , jakbym była nikim ważnym że ciągle słyszę tylko " zostajesz w Dojo....przykro mi zostajesz w domu " ?
Lloyd zamilkł, nie miał pojęcia jak ma jej odpowiedzieć.
-No odpowiadaj! !!- była naprawdę nieźle wkurzona.
-Dobrze , nie jesteś słaba. Dzierżysz w sobie bardzo potężny żywioł. Bardzo chętnie zabrał bym ciebie na misję. Tylko że moje sumienie mi na to nie pozwala. Ty nie wiesz jak to jest gdy nie mam ciebie obok siebie. Jak jesteś porwana , a ja myślę czy żyjesz. Robie to bo ciebie kocham wariatko , martwię się o Ciebie. Wiem że tutaj jesteś bezpieczna. Teraz rozumiesz? -zadając to pytanie z jego zielonych oczu wypłynęły łzy. Nie powiedział nic więcej, popatrzył jeszcze raz na nią i opuścił a raczej wybiegł z pokoju.
-Lloyd wracaj...Lloddie...- zsunęła się po futrynie , tak jakby kucnęła. Jej niebieskie oczy zaszklily się od nadmiaru łez. Poczęła cicho łkać "
Centralnie przed jej nosem zamknął drzwi.
- Dlaczego to zrobiłeś! - zapytała z wyrzutem.
- nie chciałem byś wiedziała jak się po tej kłótni czułem
- Lloyddie, domyślam się jak się czułeś.
- nie prawda, tego nie wiesz.... To że On ciebie zabił to była moja wina. Gdybym cie wtedy zabrał ze sobą to byś nie zginęła - zaczął płakać.
- a wcale że nie, za pewne prędzej czy później by mnie zabił. To by była tylko kwestia czasu. Nie obwinaj się, to nie twoja wina że tak się stało.
-na prawdę - swoją ręką otarła mu twarz z łez.
-oczywiście że tak, Ty byś nigdy nie dał mnie skrzywdzić.
- tak, nigdy bym sobie nie darował jak by Ci się coś stało.
Spojrzeli na siebie, wtulił ją mocno w siebie. Zbliżył swoje usta do niej tak że dotknęli się wargami. Złożył na nich pocałunek. Mimo iż mieli jeszcze coś do zrobienia to wiedzieli że ich miłość, uczucie które ich połączyło przetrwa i przetrzyma wszystko.
🌟🌟🌟🌟
Postanowił że pokaże jej co się stało gdy ich córka dowiedziała się o śmierci matki. Podszedł razem z nią do dużych, słodkich i w dodatku różowych wrót których klamka to były cukierki. Nad nimi wisiał duży cukierek a na nim pisało "Eweni"
Złapał za "klamkę" i otworzył drzwi. Już miał jej pokazać co się działo jak tylko ich córka dowiedziała się że Ona nie żyje.
Lecz w tym momencie centralnie przed jego nosem zatrzasnęła drzwi.
-dlaczego to zrobiłaś!
- nie musisz mi tego pokazywać, ja.... To... Widziałam
- co! - nie krył że był tym faktem mocno zaskoczony.
- byłam obok, tylko że nie mogłam się ujawnić... - nie dokończyła mówić bo wszedł jej w zdanie.
- czyli widziałaś wszystko, widziałaś jak po kolei wszystkich traciłem, jak płakałem, widziałaś mój ból... A mimo tego nie pomogłaś mi! - był zły, nie potrafił zrozumieć czemu wtedy mu nie pomogła.
-już Ci mówiłam że nie mogłam! Wierz mi że bardzo chciałam Ci pomóc ale wtedy jeszcze nie nadszedł mój czas
- jakoś ci nie wierze! Zostałem z tym wszystkim sam... Ty nie wiesz jak to jest patrzeć jak każdy odwraca się od ciebie. Jak zaczyna cię o wszystko obwiniać. Widzieć jak Demon zadaje ci rany, jak wbija ci nóż w serce gdy obiera ci po kolei wszystkie dzieci i własnego brata.... Wiesz jak ja się wtedy czułem.?! Pewnie nie - spuścił głowę w dół i odwrócił się plecami do niej.
- wiem jak wtedy czułeś, bo to widziałam.... Wtedy czułam dokładnie taki sam ból jak ty... Nie myśl sobie że nie płakałam.... Wtedy kiedy ty płakałeś ja płakałam, wtedy kiedy ty cierpiałeś ja cierpiałam... Wtedy kiedy On cię ranił, mnie też ranił, wtedy kiedy Cię katował mnie też katował. Byłam wtedy z tobą, cały czas. Tylko że mnie nie widziałeś bo nie mogłeś- Położyła swoją rękę na jego ramieniu. Zaczął cicho łkać.
- Czy to co powiedziałaś było prawdą?- zapytał przez łzy.
- tak - objęła go od tyłu.
Swoim rękami dotknął jej delikatych dłoni, ciągle je trzymając odwrócił się przodem do niej. Wtedy dopiero dostrzegła w jego oczach łzy.
Przybliżył się do niej i wtulił ją w siebie.
- Teraz wszytko rozumiem-gdy to mówił, zabrała rękę z jego tali i dotykając jego twarzy wytarła mu policzki mokre od łez.
- muszę Ci coś pokazać, nie tylko Ty cierpiałeś. Za nim do tego wszystkiego doszło ktoś już wcześniej cierpiał i bardzo dobrze to ukrywał- wskazała palcem na czerwone welurowe wrota z pierwszą literą imienia E.
- Emilly? - pomyślał.
🌟🌟🌟🌟
Stali tuż obok, chwyciła za czerwoną klamkę i otworzyła drzwi.
" Znaleźli się w pokoju, był on w różowo-czerwonych barwach. W jednym z jego kątów stała narożna kanapa, tuż obok mały szklany stolik. Na przeciw duża szafa a zaraz obok niej czarny sekretarzyk który miał namalowane czerwone róże. Był on z czerwonym krzesełkiem.
Różowooka brunetka siedziała na ów wcześniej wymienionej kanapie. Wzrok miała spuszczony w dół, można było dostrzec krople łez który spadały na czerwoną tapicerkę. Nie potrafiła przestać płakać.
Wtem drzwi do jej pokoju otwarły się, weszła przez niej blondynka. Spojrzała na brunetkę i podeszła do niej. Po czym usiadła tuż obok.
- Wszystko będzie dobrze.
- Ja już w to nie wierzę - Emilly straciła nadzieję że jeszcze kiedyś się zakocha - tak ten moment skomentowała Diaxy.
- Musisz uwierzyć, miłość do ciebie przyjdzie. Jeszcze się zakochasz i będziesz szczęśliwa.
- Ty w to jeszcze wierzysz?
- Tak EM wierzę w to, chodź sama nie mam nikogo- owszem tutaj nie było jeszcze ani Sikby ani Volta.
-Evi, dlaczego w to wierzysz skoro nikt cie jeszcze nie pokochał?
- Ja wierzę w miłość, wierzę w to że pewnego dnia znajdzie się ktoś to mnie pokocha, ktoś kto będzie chciał być ze mną na dobre i na złe.
- Ja miałam i to był... Shark - wybuchła płaczem.
- wiem że za nim tęsknisz, wiem że to boli ale nie możesz zamykać się na ten świat bo on odebrał Ci kogoś kogo kochałaś. EM wiem że ciebie ktoś też pokocha.
- Na serio tak myślisz? - otarła sobie łzy z twarzy.
- Tak - jeszcze bardziej się do niej przybliżyła i ją przytuliła.
- a możesz mi coś obiecać?
- co takiego?
-Evi że już zawsze będziemy przyjaciółkami?
- EM myślałam że już nimi jesteśmy...
To znaczy tak - wyciągnęły prawe ręce i zrobiły haczyk z małych placów.
- Czyli że teraz jesteśmy..
-THE BEST FREDNS FOREVER - powiedziały obie i od tej pory za każdym razem gdy już traciły nadzieję no albo przynajmniej jedna z nich przypominały sobie co kiedyś sobie obiecały."
Z uśmiechem na twarzy zamknęła drzwi.
- Teraz widzisz, nie tylko Ty płakałeś.
- Teraz już tak, przyznaje że cieszę się jak to nasza córka ją nazwała że." EM" jest jej przyjaciółką.
- I przepraszam że ciebie tak oskarżyłem, wybaczysz mi?
- Już Ci to dawno wybaczyłam. Nie gniewam się... Kocham cię
- Ja Ciebie też
Przybliżyli się do siebie i po raz kolejny się pocałowali. Tylko że ten pocałunek był krótki bo pojawił się nie proszony gość a mianowicie ów Demon.
- Demogos!
- Witaj młody Garmadonie
- Czego chcesz!
- A może byś tak grzeczniej zapytał! - warknął.
- nie!
- Ehh... Nie ważne, a kto to jest? - wskazał palcem na błękitno-włosą.
- To jest Dia.... To znaczy Crystal - szybko się poprawił by nie odkrył że to była Diaxy.
- A tak pamiętam, czy ty razem z nią nie włączyliście ze mną?
- Dokładnie tak.
Podszedł do niej, przyjrzał się jej uważnie, staną tuż za nią. Odgarnął jej włosy z szyi. Po czym się oddalił.
- pewnie jest Ci bliska? - w tym momencie w jego oczach zapłonął jakby żywy ognień. Poczuł że musi się jej też pozbyć aby ostatecznie zwyciężyć.
Patrzył się na mistrza Kreacji, nagle na twarzy zagości uśmiech. Blondym wiedział co to oznacza. Nawet nie czekał, tylko stanął ponowie za nią. Chwycił jej ręce do swoich dłoni.
- Ał ała puszczaj!
- O nie moja droga, idziesz ze mną- zaczął ją pchać w stronę kolejnych wrót. Trzymając ją jedną ręką otworzył drzwi i wepchnął ją do środka po czym sam tam wszedł.
Od razu wszedł tuż za nimi.
- Crystal!
- Lloyd ratuj!
-Zamknij się!
- Lloy....mhmhmh!- zatkał jej usta ręką.
Opuścili te wrota, wepchnął ją do kolejnych i znowu za nią pobiegł. Wyglądało to jak gonienie za duchem albo potworem, tudzież upiorem po korytarzu pełnym drzwi, raz jedne, raz drugie niczym z bajki Scooby-Doo.
W końcu wepchnął ją do tego dużych dwudrzwiowych zielonych wrót. Tak to były jego wspomnienia. Od razu tam wbiegł. Udało mu się złapać Demona.
- brawo - po tych słowach znikł.
- nic ci nie jest?
- nic, a gdzie my jesteśmy?
- to moje wspomnienia - odpowiedział na jej pytanie.
Nic więcej nie powiedział bo zobaczył dla niego bardzo ważne wspomnienie. Dokładnie to był ten moment kiedy jego życie straciło jaki kolwiek sens. Był to moment jak zamknął się w sobie zaraz po tym jak stacił brata i pozostałą trójkę dzieci.
🌟🌟🌟🌟
Dzrwi do jego wspomnień były już dawno zamknięte. Stali na korytarzu, no w zasadzie to dalej szli. Byli już coraz bliżej celu . Lloyd już prawie dosięgnął klamki ale wtedy złote wrota z białymi skrzydłami się oddaliły.
- no jak my je mamy niby otworzyć?
- muszę użyć złotego zegarka.
Wyciągła ów przedmiot, położyła go na dłoni. Z początku nic się nie działo. W pewnym momencie zaczął świecić i to bardzo intesywno na złoto oraz zaczął lewitować. Unosił się nad jej ręką. Spojrzała na niego, sam świecił jak ów przedmiot. I w tym momencie zaczął kręcić się dookoła własnej osi. Było widać że zaczyna zmieniać kształt.
Wysunał rękę, przedmiot spoczął w jego dłoni ale nie był to już zegarek ale klucz. Przepiękny złoty klucz ze złotymi wskazówkami oraz z białymi skrzydłami. Gdy tylko go ścisnął od razu znaleźli się centralnie na przeciw wrotom. Delikatnie wsadził klucz do zamka i próbował go przekręcić ale nie mógł.
- może Ty spróbujesz?
- zgoda - podszedła i chwyciła za klucz, również miała problem by go przekręcić.
Położył swoją rękę na jej dłoń w, dokładnie na tą samą która trzymała klucz i wtedy udało się go dopiero przekręcić i jednocześnie otworzyć wrota. Pojawił się kolejny portal.
- To za tym portalem będzie przeszłość
- wiem o tym.
- Lloddie na pewno chcesz to zrobić?- wolała się go zapytać gdyż nie bardzo wiedziała czy chce to zrobić.
- Wchodząc do korytarza czasu nie zawahałem się ani jednej sekundy i teraz też się nie wacham. Chcę to zrobić, w zasadzie to nie mam innego wyboru. Nie chcę Cię stracić
- jesteś pewien że chcesz to zrobić.
- Bardziej niż pewnien, wiem że muszę to zrobić, tylko w taki sposób nie dopuszczę by to co jest teraz się nie stało.
- W takim razie pora byśmy się tam znaleźli - chwyciła go za rękę
- Tak - ścisnął jej dłoń bardzo mocno. Popatrzyli na siebie, na ich twarzach zagościł uśmiech.
Zbliżyli się do portalu, jeszcze na chwilę spojrzeli na korytarz i weszli do środka.
🌟🌟🌟🌟
Znaleźli drugie identyczne drzwi i je otworzyli. W tym momencie byli w przeszłości. Dokładniej to byli w grocie gdzie Demogos właśnie miał zabić Diaxy.
Lloyd z przeszłości był unieruchomiony przez Demona-cienia swojego ojca. Natomiast Diaxy z przeszłości była przykuta łańcuchem do ściany. Oczywiście była przebrana w długą suknie a na jej głowie był diadem (pełny opis w 1 rozdziale)
Rozdzieli się, on zakradł się do samego siebie a ona do samej siebie. Czas był zatrzymany. Obecna błękitno-włosa podeszła do szatynki i do jej ręki wsadziła mały kryształ. Natomiast blond włosy był tuż za de fakto sobą i za pomocą swojej mocy uwolnił siebie ale zrobił to tak aby Demon nie mógł tego zobaczyć. Czas zaczął płynąć teraz pozostało tylko czekać na rozwój wydarzeń. A zatem poczekajmy i my....
Uff skończyłam, no nareszcie cały ten rozdział. Przyznam szczerze że był to najdłużej pisany rozdział z wszystkich. Nie wspominając że był trudny do napisania. Nie bardzo wiedziałam co ma w nim być, same te wspomnienia były nie lada problemem. Nie wspominając już o opisie korytarza. No bo wiecie ile tak można chodzić po nim, tak czy inaczej to był jeden z gorszych rozdziałów do napisania. I szczerze się cieszę że jest już za mną. Zostanie tylko jeden rozdział i prawdopodnie epilog chodź nie wiem czy takowy w ogóle powstanie i będzie koniec tego opka. Cieszy mnie jedno a mianowicie że nie będzie aż tak długie. No chociaż patrząc na ilość słów w każdym z rozdziałów to jest długie. Bo każdy no prawie na ich około 4 tysięcy więc to jest już dużo. Dlatego mnie nie to cieszy że nie piszę go na siłę. To jest największy błąd każdego kto pisze czy tu na Wattpad czy gdzieś indziej. Moja rada nie piszcie nigdy nic na siłę bo wtedy to opko traci cały swój sens. Druga sprawa, pewnie wielu z was zachodzi w głowie taka myśl czemu Lloyd został bez nikogo lub jak kto woli czemu co rozdział któryś z ninja znikał? Już wyjaśniam postanowiłam że wykonam taki zabieg iż po prostu pozbędę się każdego po kolei. Zrobiłam to tylko dlatego że na tym poległa to opko. Chciałam w ten sposób pokazać że życie nie zawsze jest takie kolorowe. Ej dobra teraz mi to wyszło jak podsumowanie całego opka a nie rozdziału..... Tak czy inaczej chciałam wam wszystkim moim czytelniką pokazać że nawet fikcyjne postacie mogą przypominać prawdziwych ludzi. Po trzecie, na końcu opka te nazwijmy to "zapomniane przez autorkę" postacie powrócą... Dobra zrobiłam taki mini spojler.. Mówi się trudno i żyje się dalej... Po czwarte a jest coś po czwarte... A tak jak będą aż dwa Spin-offy tego opka, pierwszy "Prawdziwy ja" i drugi i tutaj mam już tytuł " Co się zdarzyło w zielonych wspomnieniach" mam nadzieję że te tytuły was zachęca do zajrzenia do tych książek. Oooo ale się rozpisałam, nie no nie poznaje siebie.... Dobra to tyle słowem posumowania tego rozdziału, w takim razie do następnego.... A i mało bym nie zapomniała że w następnym planuje około 5 tysięcy słów ale może będzie mniej, kto to wie.... Albo więcej.... I być może do końca września to opko skończę, no przynajmniej taki mam zamiar....i na kolejny rozdział być może trzeba będzie poczekać bo nie liczcie że w jeden dzień napisze całość. To mi się bardzo rzadko zdarza, częściej jak pisze to robię to po parę dni... Głównie z tego powodu że pracuje i przez to nie zawsze mam czas by go móc pisać... A że jest to praca na zmiany to bywa bardzo różnie... Dobra teraz to już przesadziłam...kończąc to do nexta a i dzięki @Neo za wielkie wsparcie, cierpliwość i wiarę we mnie i za pomysły na ten rozdział.... Dzięki tobie w końcu go skończyłam.... Dobra kończę... Teraz oficjalnie do nexta...
Dzień dobry.... Dowidzenia..... Dobry wieczór..... Dobranoc.....
2020-09-26
4047 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro