3
Cała drużyna siedziała przy stole w kuchni, obracając w dłoniach szare koperty. Listy przyszły dzisiaj rano i bynajmniej nie poprawiły nikomu humoru. Ninjago postanowiło uformować armię, więc zwerbowało wszystkich mężczyzn od siedemnastego do pięćdziesiątego roku życia. Kobiety mogły się zgłosić, jednak nie miały takiego obowiązku. Nya oczywiście nie zamierzała siedzieć bezczynnie, więc postanowiła dołączyć do obrońców ojczyzny. Uznała, że zostanie sanitariuszką, ponieważ posiada już podstawową wiedzę, a moc wody będzie niezwykle przydatna.
Tak więc wszyscy siedzieli nad talerzami pełnymi kanapek zrobionego z suchego chleba, przykrytego pomidorem, który czasy swojej świetności miał już dawno za sobą. Nikt nie miał apetytu.
- Pamiętacie ten żart o blondynce? - Zaczął niepewnie Jay - Dlaczego blondynka boi się jeździć rowerem? Ponieważ boi się pedałów! - Z jego ust uciekł nerwowy śmiech.
Jego próba rozluźnienia atmosfery skończyła się jedynie jej zagęszczenie oraz gniewnymi spojrzeniami posłanymi w jego stronę. Rudowłosy zamilkł i zawstydzony spuścił wzrok.
- Najadłem się - stwierdził Lloyd, wstając od stołu. Jego śniadanie pozostało nietknięte.
Gdy blondyn zniknął na schodach prowadzących na górę, Kai szybko wstał, dodając krótkie "Ja też". Udał się do pokoju młodszego. Zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Ignorując ją, chłopak wszedł do środka. Ujrzał siedzącego na łóżku Lloyda. Twarz miał schowaną w dłoniach. Szatyn usiadł obok niego.
- Hej, młody, nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze - próbował brzmieć na wyluzowanego i pewnego siebie, jednak ani trochę mu to nie wyszło.
- Nie, nie będzie dobrze - Lloyd próbował ukryć łamiący się głos - i nie nazywaj mnie tak.
- Tylko się nie obrażaj - przesunął się bliżej nastolatka.
Widział, że chłopak chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę jak wygląda sytuacja. To co stało się kilka dni temu nie było dla nich niczym nowym, nadzwyczajnym. Mimo tego, że blondyn zwykle zachowuje trzeźwość umysłu oraz jego osądy są słuszne, tym razem było inaczej. Zupełnie jakby nastolatek ogłupiał. Coś go rozprasza, nie pozwala myśleć. Mimo braku wiedzy co to może być, Kai postanowił na razie nie poruszać tego tematu. Nawet on wyczuł, że to może być nie najlepszy moment.
- No chodź tu - powiedział przytulając go do siebie. Blondyn tylko jeszcze bardziej się do niego zbliżył i zacisnąl dłonie na bluzie starszego. Kai uspakająco głaskał go po plecach. - Wszystko będzie dobrze.
Szatyn cieszył się bliskością Lloyda. Takie momenty rzadko im się zdarzały, według chłopaka nawet zbyt rzadko. Nie wiedział skąd to się wzięło, ale pojawiło nagle i nie chciało minąć. Nastolatek sprawiał wrażenie wyjątkowo kruchego. Trzebabyło się z nim obchodzić jak z porcelanową lalką. Uważać, aby go nie upuścić. Jego całkowite sklejenie, byłoby niewykonalne. Zmieniłby się na zawsze. Oczywiście blondyn za wszelką cenę starał się to ukryć. Zauważyły to nieliczne osoby, między innymi Kai. Szatyn przyglądał mu się od dłuższego czasu. Zauważył ślady po ciężkim dzieciństwie, które na dodatek skończyło się przedwcześnie. Chłopak bał się schodzić do wszelkiego rodzaju piwnic oraz widoczny był wyjątkowy wstręt w stosunku do wszystkich gadów, a w szczególności węży. Do tego wciąż miał dosyć mocne huśtawki emocjonalne.
Właśnie dlatego Kai miał wrażenie, że trzyma w swoich ramionach coś pięknego, cennego, kruchego. Nie zamierzał dopuścić, aby cokolwiek lub ktokolwiek mu to zepsuło. Po rozbiciu na małe kawałki, nigdy nie będzie takie samo. Nie ważne jak dobrze sklejone to będzie, przez kogo. Rany przestaną krwawić, lecz blizny zostaną.
Zane wyjątkowo dziwnie zareagował na otrzymany list. Zupełnie jakby nie był sobą. Posprzątał po posiłku, a następnie wyszedł z domu. Włóczył się po mieście. Ludzie mimo niebezpiecznej sytuacji zachowywali się jak zwykle. Samochody pędziły po ulicach w tą i spowrotem, grupki nastolatek chodziły po ulicach, Miasto było zniszczone, jednak funkcjonowało jak zwykle, a przynajmniej próbowało. W oczach przechodniów było widać smutek oraz niepokój. Przebijały się one przez maski obojętności, które nie były tak doskonałe jak im się wydawało. Dlaczego to ich spotkało? Czym sobie na to zasłużyli? Nikt tego nie wiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro