Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14 - Piórko

Donggggggg...

Dźwięk gongu przenikał powietrze w całej sali treningowej. Jay zerwał się z podłogi.

- Nareszcie koniec! Hurra! 

Kai zdekoncentrował się. Miecz Ronina zwinne wyrwał mu katanę z luźniejszego uchwytu. Przygwoździł Kaia do podłogi. Spod kapelusza błysną szczery uśmiech. 

- Wygrałem - szepnął, delektując się smakiem tego słowa we własnych ustach. 

Kai wraknął podnosząc się. 

- Wykorzystałeś chwilę mojej nieuwagi. Nigdy nie będziesz walczyć czysto. 

Uśmiech Ronina spłynął mu z ust, rozbijając się z ciszym brzdękiem o podłogę, przez nikogo nie zauważony, jakby go nigdy nie było, jakby nie był wart swojego istnienia. Zmęczona dłoń delikatnie osunęła kapelusz na spocone czoło, by zasłonić oczy. Oczy bowiem są odzwierciedleniem umysłu, którego żadna siła nie powstrzyma przed ujawnieniem ludzkich myśli, uczuć, które ich właściciel wolałby zachować dla siebie. 

Tak więc oczy Ronina zawsze spowijał cień. 

Cole tymczasem ziewnął sobie spokojnie, odkładając broń na miejsce, podrapał się w bliżej nieokreślone swędzące miejsce na ciele i rozejrzał się wokoło. 

- To co teraz robimy? 

- Ja idę świętować! - rzucił wesoło Jay.

- Ktoś dziś ma urodziny?

- Nie! Idę świętować moje porażające postępy w upadaniu na podłogę! Dziś upadłem tylko dwa razy! Wprawdzie jak weszliśmy, to potknąłem się jeszcze o próg i wyglebałem na twarz, ale nikt tego nie widział, jasne? A po za tym trening się wtedy jeszcze nie zaczął, więc jej! Tylko dwa razy! 

- Naprawdę, robisz postępy - odparł Zane. - Dwa tygodnie temu upadałeś średnio 12 razy na godzinę treningu.

- Biorąc pod uwagę, że trening trwa 6 godzin, serio jest co świętować - odrzekł Kai.

- Każdy powód do imprezy, to dobry powód - podsumował Cole. - To co robimy? 

- Zrobię na kolację naleśniki! - ekscytował się Jay. - A potem zagramy u mnie w karty! 

- Rany, szaleństwo 

- Ja idę się położyć - mruknął Lloyd, trzymając się ręką za głowę i półprzytomnie mrużąc oczy. - Nie czuję się najlepiej... 

- Pomogę ci - zaproponował mu Zane, podbiegając do niego. 

- W czym? Potrafię jeszcze chodzić. 

- Ale wyglądasz naprawdę źle, zajmę się tobą. 

- Zane, zostaw go jak nie chce - powiedział Cole. 

- Proszę, pozwól sobie pomóc... - szepnął Zane do Lloyda. 

- O co ci chodzi? 

- Widzisz, bo ja bardzo, ale to bardzo nie chcę grać w karty. I w ogóle nie jestem głodny. 

- Przecież zawsze wygrywasz. Myślałem, że wygrana to przyjemność - zdziwił się Kai. Samotne źrenice pod osłoną cienia szerokiego kapelusza owiały bruneta niezauważenie suchym spojrzeniem i zaraz wróciły na swoje miejsce. 

- Dajcie im obojgu spokój - rzekł Ronin. - Jeden nie chce grać, drugi się źle czuje. Nic niezwykłego. 

- No dobra idźcie - westchnął Cole. - Zapraszamy Wu na karty? 

- Obowiązkowo! - ożywił się Kai. 

- Ale on nie umie grać... 

- I jaka jest przy tym beka! Niech przyjdzie. 

- To ja lecę robić naleśniki - powiedział Jay, wymijając w drzwiach Zane'a i Lloyda. Ten drugi trącony, wreszcie się ogarnął i ruszył ku schodom, z których właśnie zbiegał Jay. 

- Odprowadzę cię! - ożywił się Zane. 

- Skoro musisz... 

- Nie, w sumie już nie muszę... To cześć - rzucił, zbiegając na piętro. 

- Acha, jak miło... - mruknął Lloyd, zsuwając się schodek po schodku w dół. 


                                             * * *


Zane wpadł do swojego pokoju i przywarł do drzwi. Chciał zwrócić na siebie jak najmniej uwagi, ale jak zwykle wyszło na odwrót. Kiedyś wymykał się niepostrzeżenie kiedy tylko chciał, w przekonaniu o swoim szóstym zmyśle, który zawsze pomagał mu w opresji. Dziś wiedział, że to tylko jego nindroidowy układ neuronowy, obliczający wszystkie proporcje i statystyki z dokładnością do jednej szesnastej nanometra. Ale ta wiedza jak narazie w niczym mu nie pomogła. Raczej utrudniła mu życie, uświadamiając boleśnie, że nie jest człowiekiem . Świat stał się nagle przepaścią, niesprawiedliwe szeroką i bezsensownie pustą. Nic nie sprawiało mu wielkiej radości, nie unosił się emocjami jak jego bracia. 

Dopóki nie poznał Pixal. 

Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął kruczoczarne piórko, unosząc je w palcach na wysokość oczu. Uśmiechnął się pod nosem. Nie odrywając od niego wzroku, wyciągnął drugą rękę do drzwi. Zasłonił dłonią dziurkę od klucza. Natychmiast uruchomił się mechanizm, nastąpiło drobne spięcie i dziurkę wypełniły drobne druciki i kabelki, przekręcając sprawnie zamek w drzwiach. Wszystko potem błyskawicznie wróciło na swoje miejsce, nie zostawiając żadnych śladów swojego istnienia na nindroidzkiej dłoni. 

Zane gwizdnął. Spod łóżka zabrzmiał ciszy zgrzyt i ptasi pisk, po czym pokój wypełnił dźwięk skrzydeł uderzających o powietrze i zapach ptasich piór. Sokół okrążył ciszo pokój i usiadł miękko na ramieniu Zane'a, lojalny towarzysz życia. 

- Włącz tryb wygłuszania fal dźwiękowych . Najwyższa jakość, ustaw się w najdogodniejszym punkcie. 

Sokół skoczył bezszelestnie na klamkę i zamarł z otwartym dziobem. 

Zane usiadł przy biurku, kładąc piórko na blacie. Zapalił lampkę, nastawił w oczach duże zbliżenie i ostrość soczewki. Wyciągnął małą pensetę z palca i ostrożnie otworzył mechanizm piórka. Nie było to bowiem zwykłe ptasie pióro - tylko nowoczesny nadajnik radiowy. 

Po przełączeniu kilku bezpieczników i wpisaniu 144 znakowego hasła, zamknął z powrotem urządzenie i odłożył pensetę. 

Westchnął jeszcze raz i popatrzył na piórko. 

W końcu wziął je w drżące palce i wsunął do otworu za uchem. Poczuł jak system łączy się z nadajnikiem i przesyła sygnał. 

Wziął głęboki wdech. 

- Pixal? 

- Kompatybilność w normie. 

- Pixal! 

- Cześć, Zane 

- Rany, jak dobrze znowu słyszeć twój głos! 

- Ja też za tobą tęsknię.

- Jesteś genialna!

- To był twój pomysł! 

- Ale ty go wcieliłaś w życie 

- Nic by nie wyszło, gdyby nie nasze gołąbki 

- No...

Zane czujnie spiął się, wyczuwszy jakiś ruch na korytarzu. Zamarł, nasłuchując. Za drzwiami dało się słyszeć leniwe kroki i wturujący im jęk: "Aghr, moja głowa... " Mimo, że sokół wygłuszał dźwięk wewnątrz jak trzeba, tak że głos z pokoju nie był słyszalny na korytarzu, Zane nie kontynuował rozmowy póki nie usłyszał ciszego trzaśnięcia drzwiami, oznajmiającego, że Lloyd wszedł do pokoju. 

- Jak sobie radzisz z podsłuchem? - spytał w końcu. 

- Jestem w pokoju z Nyą. Jeśli ktoś wejdzie będziemy udawać, że gadałyśmy. 

- Myślałem, że jesteśmy sami - powiedział z lekkim wyrzutem. 

- Nie mam sokoła jak ty, Zane. Muszę sobie jakoś radzić. Ale Nya cię nie słyszy, tylko moje odpowiedzi. Obiecała nikomu nic nie powiedzieć, nawet Jayowi. 

- Jaya akurat się nie obawiam. To dobry przyjaciel. Po za tym znam jego małą tajemnicę, więc choćby w obawie, że ją ujawnię, nie zdradzi mnie. A poza tym to dobry przyjaciel.

- Dobrze jest mieć takich ludzi wokół siebie. 

Zane uśmiechnął się, patrząc w błogości w przestrzeń. Próbował wyobrazić sobie jej twarz, jej zielone oczy i łagodny uśmiech. 

- Pixal? 

- Tak, Zane? 

- Kocham Cię. 

- Ja ciebie też, Zane. 


__________________________

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ 

(Kolejna część - Cień wiatru - już na Wattpadzie! Sprawdź sam!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro