Rozdział 9 - Powrót
Nya stał na balkonie i śmiała się. Wrzask Jaya dzwonił jej w uszach. Nie umiała powstrzymać się od śmiechu. Zresztą nie próbowała. Usta ją od tego bolały, czuła się jak pijana. Każda komórka jej ciała drżała ze szczęścia. Czuła pod sobą całe morze, każde ziarnko piasku pod wodą, każdą jej kroplę... Jakby to było jej własne ciało, jej umysł, ręce i nogi, jak wtedy gdy osiągnęła pełnię swoich możliwości, jak utopiła Znakomitość w wielkim tsunami, jak zemdlała potem z wysiłku, a Jay ją podtrzymał...
- Nya?
Zadrżała. Odwróciła się gwałtownie.
- Tak?
- Czy to był Jay?
Oparła się o barierkę, próbowała zachować spokój.
- Jaki Jay?
- No ten krzyk.
- Nie, ja właśnie wróciłam z zakupów.
- Spotkałaś się z Jayem.
Pixal stała w drzwiach jak mur nie do przebicia.
- Skąd ten pomysł?
- Bo twój smok nigdy tak nie krzyczał. Po za tym, tu jest dwa razy więcej zakupów niż normalnie.
Nya nie wiedziała co odpowiedzieć.
Zapadła niezręczna cisza.
- Nie powiesz nikomu?
Pixal niechętnie pokręciła głową.
Nagle z dachu zwisła czyjaś roztrzepana czupryna.
- Cześć Nya - Jay uśmiechną sie szeroko. - Zapomniałem zakupów.
- Właśnie zauważyłam.
- O, cześć Pixal - rzucił jakby nigdy nic. - Co tam? Dawno cię nie widziałem. Zane strasznie za tobą tęskni.
Zaskoczył. Spojrzał na jedną i na drugą.
- Przeszkodziłem wam?
Pixal była śmiertelnie poważna, ale Nya nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Nie. Bierz swoje rzeczy. Pomóc ci?
Jay wyszczerzył się.
- Tak! To znaczy... Jakbyś mogła.
Nya zaśmiała się. Zaczęła przebierać zakupy i zanosić do środka te, które sama kupiła. Jay gwizdnął. Z dachu błysnęła błękitna smuga i po chwili przy barierce pojawił się Piorun. Machając skrzydłami utrzymywał się przy barierce, podczas gdy Jay ładował na niego worki z jedzeniem. Przy ostatnim worku miał problem z przywiązaniem go do siodła. Przez chwilę siłował się teatralnie z węzłem w nadziei, że stojąca na środku balkonu naburmuszona Pixal zlituje się nad nim i mu pomoże. Przeliczył się.
- Pomóż - jęknął.
Żadnej reakcji.
- Proszę?
Zawahała się. W końcu ustąpiła. Podeszła do niego, wzięła sznurki i sprawnie przywiązała do siodła.
- Dzięki.
- Skoro już tu jesteś... - odwróciła się do niego. - Mógłbyś przekazać coś Zane'owi?
- Z rozkoszą.
Chwilę grzebała w kurtce. Wyciągneła kruczoczarne pióro i podała mu je.
- Daj mu to. Zrozumie.
Skinął. Schował ostrożnie piórko. W kieszeni musnął coś ręką. Figurka... I pudełko...
Przypomniał sobie co w nim jest...
Teraz albo nigdy...
Jak na zawołanie z pokoju wróciła Nya.
- Masz już wszystko?
Zmieszał się. Pixal chyba zrozumiała o co chodzi, bo skinęła zachęcająco w stronę Nyi. Dlaczego nindroidy muszą być takie inteligentne?
- Coś nie tak, Jay? - spytała Nya.
Jay zupełnie zbaraniał.
- Nie ja... Mam chyba wszystko... Prawie.
Podeszła do niego marszcząc brwi.
- Wszystko dobrze? Czego ci brakuje?
"Ciebie" pomyślał. Ale głos go zawiódł "Ciebie. Potrzebuje. Chcę mieć cię zawsze przy sobie. Nya, chcę byś była moją żoną. Czy... Czy wyjdziesz za mnie?"
- Jay? Wyłączyłeś się. Słyszysz mnie, Jay?
- Ja...
Pixal wymownie uklękła na jedno kolano za plecami Nyi. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na karku.
- Ja tylko...
- Ej, nie płacz...
Westchnął.
- To tylko jedna męska łza.
- Jay...
- Ja tylko... Nie chce się jeszcze żegnać.
- Ja też nie, ale spotka my się za tydzień, pamiętasz?
- Tak, jak mógłbym zapomnieć.
Wyjął rękę z kieszeni. Odgarnął jej delikatnie włosy za ucho. Opanował oddech.
- Nya, ja... będę za Tobą tęsknić.
Pixal wyglądała, jakby ktoś uderzył ją patelnią w twarz.
Wycofał się... Wycofał...
Na szczęście Nya nie zorientowała się w sytuacji. Objęła go, mocno przytuliła do siebie.
- Ja też będę za tobą tęsknić.
Westchnął znowu. Stchórzył... Wycofał się...
- Leć już. Spóźniony jesteś. Będą coś podejrzewać.
Wypuścił ją. Nie umiał spojrzeć jej w oczy. Wskoczył na smoka.
Odwrócił się jeszcze.
- Za tydzień.
- Za tydzień.
Pomachał ręką do nidroidki.
- Cześć, Pixal.
Nie odpowiedziała. Nadal była w lekkim szoku.
Spojrzał po raz ostatni na Nyę. Uśmiechnęła się. Odpowiedział tym samym.
I odleciał.
Gdy miał już pewność, że nikt go nie usłyszy, krzyknął wściekły.
- Piorun, powiedz, jak to jest? Przez cały ten miesiąc pragnąłem ją zobaczyć. Tylko raz. A dziś... Dziś mnie nawet pocałowała... Tak długo chciałem jej to powiedzieć, a kiedy dostałem drugą szansę... Stchórzyłem, rozumiesz? Czego ja się tak boję? Przecież wiem co odpowie. Jestem tchórzem... ten dzień był taki piękny, a ja go zepsułem - mówił, leżąc na grzbiecie smoka.
Zakrył twarz dłońmi.
- Nienawidzę samego siebie.
Piorun mruknął.
-Kolejna szansa?! Kiedy niby?!
Smok wydał z siebie długi gardłowy odgłos.
- No w sumie. Przecież za tydzień się spotkamy. I pewnie jeszcze za tydzień. Co tydzień przez cały rok, póki nas ktoś nie wyda. Jest lepiej niż było. Mogę wszystko naprawić. A jeśli spojrzeć, ile mamy czasu to właściwie niczego nie zepsułem. Jay musisz nabrać więcej odwagi.
Smok ryknął. Jay aż podniósł się z radości
- Masz rację! W sumie ten dzień nie był taki zły. Przecież spotkałem Nyę! To mogło się w ogóle nie wydarzyć. I powiedziałem jej, że ją kocham. Uwolniliśmy razem Burzę! I...
Znów opadł na grzbiet wzdychając z podniecenia.
- ...pocałowała mnie..
Piorun warknął.
- Nie! Nie ja ją, tylko ona mnie! No w sumie ja ją wcześniej też... Ale potem na balkonie. To było... Niesamowite... Ona jest taka piękna... Kocham ją...
Smok wydał z siebie coś na kształt śmiechu.
- Bardzo śmieszne. Dawno się tak nie uśmiałem - mruknął Jay.
Ale Piorun nadal sie śmiał. Jay w końcu nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Chłopie, jak ty się komicznie śmiejesz!
Na balkon oboje dotarli w dobrych humorach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro