Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 - Rzeźbiarze

- Wychodzę do ogrodu. Nie przerywajcie pracy - powiedział Sensei.

Drzwi lekko trzasnęły. W pracowni nastała cisza. Dopiero, gdy usłyszeli zgrzyt drzwi frontowych i kroki Wu umilkły, pozwolili sobie odetchnąć.

- Mam już dosyć - jęknął Cole.

- Ta praca nie ma sensu. Kto zechce kupić te drzazgowe klątwy do ogródka? - mówił Ronin, wyciągając z palców szpilki drewna.

- Może odstraszać złodziei - zaśmiał się Kai.

- Złodziei czego? Róż i tulipanów?

- Róże i tulipany są akurat bardzo cenne. Szczególnie, gdy skończą się pieniądze akurat w dzień kobiet.

- Na pewno cenniejsze niż te rzeźby - ciągnął Ronin. - Mówię wam, zarobimy więcej na hodowli róż.

- W tym tempie na pewno - odrzekł Lloyd. - Ale jak weźmiemy się do roboty, zarobimy chociaż tyle, by mieć na jedzenie.

- Muszę zgodzić się z Roninem - rzekł Zane. - Dochód z rzeźb będzie niewystarczający.

- W tym tempie pracy - dodał Lloyd.

Zane pokręcił głową.

- Nawet pracując 2 razy szybciej zarobimy za mało.

- Jest mały popyt na rzeźby. Pogódź się z tym młody - mruknął Ronin.

Cole westchnął.

- Kończmy to szybko. Jestem głodny, zbliża się pora obiadu.

- A ty tylko o jedzeniu - oburzył się Kai.

- Nie umiem pracować z pustym żołądkiem.

- Cole ma rację - poparł go Lloyd. - Zane, Jay, idźcie coś przygotować, a my tu zostaniemy, by jeszcze chwilę popracować.

Zane odłożył dłuto i młotek, zdjął szary fartuszek i założył różowy.

- Masz fartuszki na każdą okazję? - spytał Cole.

- Prawie - powiedział wychodząc.

- Hej, a gdzie Jay?

Jay miał stoliczek na samym końcu pracowni. Duży drewniany sześcian skutecznie go zasłaniał, dlatego z początku nikt nie zauważył, że przygląda się małej figurce. Cały dzień nad tym myślał -skoro rzeźbienie szło mu tak fatalnie, to jak udało mu się zrobić to maleństwo? Nie miał wtedy dłuta, nie miał nawet noża. A jednak mała Nya patrzyła na niego teraz swoimi brązowymi oczkami, uśmiechając się czarująco. Próbował sobie przypomnieć, co wtedy robił. Wziął kawałek drewna i dosłownie formował go w ręku jak plastelinę. Ale jak? Na figurce nie ma żadnych śladów cięć... 

Zaczynał mieć wrażenie, że brązowa Nya śmieje się z niego, jakby odpowiedź była dziecinnie prosta, a on, tak głupi, nie umie dodać dwa do dwóch... Zaraz... Brązowa? Jay spojrzał na sześcian na jego stoliku. Drewno z którego rzeźbią było jasne, biało-żółte, lipowe bodajże. Figurka za to była ciemnobrązowa, kasztanowa, choć drewno było to samo.

Przyjrzał się jej jeszcze dokładniej. W jednym miejscu u spodu była ciemniejsza, zwęglona, jakby nadpalona... Jay zmarszczył brwi. Jeszcze nie rozumiał, ale czuł, że odpowiedź jest blisko. Spojrzał na swoją dłoń. Zbliżył do siebie kciuk i wskazujący, wywołał iskrę. Zetknął palce, próbując utrzymać ją dłużej. Przyłożył dłoń do drewnianego sześcianu. Drewno uciekło mu spod palców, zostawiając brązowe wgłębienie. Spojrzał na małą Nyę i uśmiechnął się zadowolony.

- Jay? Jesteś tam? Co ty robisz?

- Chłopaki! - krzyknął wysuwając się zza sześcianu. - Wiem już, jak przyśpieszyć naszą pracę!

Spojrzeli na niego z zaciekawieniem.

- No, dawaj - zakpił Ronin. - Co niby wynalazłeś? Samobieżne dłuto? Nigdy-nie-tępiący-się nóż?

Jay obszedł z uśmiechem swój stolik, by zaprezentować swój pomysł. Odwrócił się do sześcianu. Spojrzał na swoją dłoń. Utworzył wokół niej błękitną powłokę, siatkę maleńkich nitek prądu. To samo zrobił z drugą dłonią. Przyłożył obie do drewna, które od razu zaczęło uciekać mu spod palców. Wyobraził sobie Burzę i zaczął formować kształt. Drewno samo układało mu się w rękach, musiał mu nadać tylko właściwy tor. Gładził je, jak świeżą glinę, a gdy skończył, czuł jak palą go ręce.

Odstąpił parę kroków, by zobaczyć swoje dzieło. W niecałą godzinę sześcian na jego stoliku zmienił się w żywego smoka. Choć był wielkości zaledwie sporego kota, robił ogromne wrażenie swoją szczegółowością. wszystko było zrobione bardzo dokładnie: zęby, oczy, ogon, pazury. Rozpostarte szeroko skrzydła i zgięte łapy sprawiały, że smok wyglądał jakby miał zaraz skoczyć i wylecieć przez otwarte okno.

Jay spojrzał zadowolony na kolegów. Szeroko otwarte oczy Ronina i rozdziawione usta Cole'a mówiły same za siebie. Ale i tak zapytał:

- I jak wam się podoba?

- Jak ty to... - spytał Lloyd.

Nagle do pracowni wpadł Zane w poplamionym różowym fartuszku.

- Wołam was już od jakiegoś czasu. Czemu nie przychodzicie? Obiad już gotowy. I czemu Jay nie pomógł mi w kuchni jak zwykle?

Jay uśmiechnął się szeroko, wspierając się ręką o swój stolik.

- Byłem zajęty.

Zane zauważył smoka i rozpromienił się.

- Ty to zrobiłeś?

- No ba.

- Ale jak ty to... - spytał znowu Lloyd.

- To może się udać - powiedział Ronin, podchodząc do rzeźby i ostrożnie jej dotykając. - W tym tempie i dokładności dochód będzie wystarczający. Ale nie damy rady spłacić długów, nawet jeśli ludzie rzuciliby się łapczywie na te rzeźby.

- Ale jak ty to... - powtórzył po raz trzeci Lloyd.

- A czy Jay mógłby nam powiedzieć "jak on to" po obiedzie? - wtrącił Cole.

- Nie ciekawi was jak ja to zrobiłem?

Lloyd energicznie kiwnął głową, ale nikt go nie zauważył.

- W tej chwili ciekawi mnie, co nam dziś Zane upichcił - odrzekł Cole.

- Spaghetti - odparł Zane.

- Mniam. Uwielbiam twoje spaghetti - ucieszył się Kai.

- Też jestem głodny - mruknął Ronin.

- W sumie też zgłodniałem - poparł Jay.

- Obiad! - krzyknął Cole, mijając Zane'a w drzwiach.

- Ale po obiedzie opowiesz jak to zrobiłeś? - spytał Lloyd Jaya.

- Po obiedzie trening... Po treningu.

- Chodźcie, bo stygnie - krzyczał Cole z jadalni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro