5. Początek mego życia
JEŚLI NIE MA CAŁEGO ROZDZIAŁU TO PROSZĘ ZACZEKAJ ^-^
Jak wyobrazić sobie nicość? Przyjmujemy, że to albo biel bez końca, bądź czerń. A może nicość ma kolor zielony? Czerwony? Granatowy? A może nie ma koloru. Nie potrafimy sobie wyobrazić coś bezbarwnego tak do końca. Spójrz przez szkła. Widzisz kolory ale jakiego koloru jest to szkło?
Tak samo miałam teraz. Byłam w mieszaninie barw których nie mogłam określić. Więc przyjęłam, że nie mają barwy są więc bezbarwne. Nie pamiętam dokładnie jak zaczęłam funkcjonować. Po prostu byłam. Po prostu jestem. Po prostu będę. Im dłużej myślałam, tym ten świat stawał się prostszy. Niesamowite kolory zniknęły. Zmieszały się razem i powstała głęboka czerń. Stałam więc po środku mrocznego oceanu. Zaczęły się pojawiać jakieś drobne szczegóły. Czułam chłód, choć wcześniej nic nie czułam. Zauważyłam, że jestem zupełnie naga. Jednak nie robiło to na mnie wrażenia. Tak jakby to był fakt oczywisty. Normalnie pewnie bym panikowała, ale czułam spokój oraz opanowanie. Jednak po dłuższej chwili, a może po kilku sekundach czułam pustkę. Pierwsza moja myśl to kim ja jestem? Gdzie jestem? Dlaczego moja pamięć jest pusta?
Nagle na mój nos spadła czerwona kropla. W mojej głowie pojawiło się imię. Avalon. Kolejna krwawa kropla i znałam twarz mojego ojca oraz informacje na jego temat. Lloyd Garmadon, syn Lorda Garmadona, później Sensei'a Garmadona. Wielki Zielony Ninja, który chroni pokoju w całej krainie Ninjago z resztą ninja. Nie zauważyłam jak nade mną tworzy się wielka kropla. Powoli mnie pochłonęła. I wiedziałam wszystko.
Obudziłam się nagle w swoim pokoju. Mam z nim wspomnienia. Pamiętam jak się tu bawiłam, jednak czuję jakbym tu nigdy nie była. Wstała zbyt gwałtownie i się wywróciłam. Spojrzałam na swoje nogi wyglądały na słabe i kruche, jakby miały się rozpaść gdy tylko spróbuję na nich stanąć. Spojrzałam na swoje ręce. Bałam się zginać palce aby czasem ich nie połamać. Czułam strach z mojego otoczenia i z tego jak delikatne jest moje ciało. Spróbowałam się więc czołgać. Efekt był komiczny. Dotarłam do drzwi cała spocona, dysząc ciężko z wysiłku jaki w to włożyłam. Niesamowite taka odległość tyle zmęczenia. Nagle otworzyły się drzwi dobrze, że otwierały się na zewnątrz a nie do środka pokoju, gdyż dostała bym w nos co skończyło by się w moim przypadku pewnie szpitalem. Spojrzałam na mężczyznę. Rozczochrane blond włosy układające się wręcz zbyt idealnie, głębokie zielone oczy, które niestety pewnie straciły swój dawny blask. Słowo które pojawiło się w moim umyśle to "Tata". Próbowałam coś powiedzieć ale nie dałam rady. Próbowałam do skutku, aż po chwili udało mi się wydobyć jakiś dźwięk. Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i ostrożnie wziął mnie na ręce, ja wtuliłam się w niego. Ciepło jego ciała działało na mnie kojąco i uspokajająco. W mej pamięci odszukałam chwile gdy tak robił, jednak to ciepło czułam pierwszy raz. Mężczyzna położył mnie na łóżku.
- Nie wstawaj jeszcze Avalon - powiedział ciepło i pogłaskał mnie po policzku i poprawił moje włosy zakładając je za ucho. W mojej głowie zaczęły pojawiać się szczegóły na jego temat.
-----------------------------------------------------------
Gwałtownie się obudziłam. To był sen, a raczej projekcja mojego wspomnienia. Pierwszego wspomnienia. Schowałam swoją twarz w dłonie, a słone łzy tęsknoty pojawiły się w moich zielonych oczach. Lloyd umarł. Umarł. Minął tydzień od jego śmierci. Tyle chciałam mu powiedzieć. Mimo tego wszystkiego co mi zrobił. Nie chciałam, aby tak skończył.
Świat jest kruchy. A mój się rozpadł...
-----------------------------------------------------------
Kobieta powoli szła po białym świecie, z każdym krokiem powstawało nowe pęknięcie.
- "Wiatr pcha i tworzy rany,
ogień otula mnie do wiecznego snu,
woda pokazuje przezmaczenie zgubne,
ziemia próbuje mnie pogrzebać.
Każdy krok zwiastuje śmierć!"* - śpiewała śmiejąc się. I tak szła niszcząc umysł z białego, czystego kryształu.
-Avalon. Zabwamy się. Jaką śmierć ci tu wybrać? - uśmiechnęła się i szła dalej co jakiś czas skacząc.
-----------------------------------------------------------
Z każdym dniem czułam się gorzej. Nie mam apetytu, nie chcę wychodzić. Mam ochotę się zabić. Zabić się. Ta myśl chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Więc chciałam to zrobić. W nocy wymknęłam się z domy Edith po cichu. Szybkim krokiem podeszłam pod przystanek autobusowy. Spojrzała na godzinę w moim telefonie. Jeszcze pięć minut czekania. Mój umysł był wyjątkowo przejrzysty. Widziałam skazy w nim, pęknięcia, uszkodzenia, rysy zrobione pazurami. Oraz czarną postać. Przypominała mi kogoś. Odpedziłam ten widok i wsiadłam do autobusu. Poczułam ostry zapach alkoholu i papierosów, który znokałtował mój biedny nos. Usiadłam z samego przodu, jak najbliżej kierowcy, aby tylko właściciele tego fetoru mnie nie zaczepili. Postanowiłam oddychać ustami przez materiał bluzy.
Po pół godzinnej torturze autobus wreszcie dotarł na pętlę. Szybko wysiadłam i wbiegłam w lasek. Niedaleko znajduje się działka i mój drugi dom. Zapamiętałam to miejsce ze względu na las i jezioro. Postanowiłam się tam powiesić na moim ukochanym drzewie. Starym dębie na który zawsze się wspinałam. Im bliżej tym mniej wątpliwości, tym bardziej szalone myśli. Gałęzie łamały się z trzaksiem przy każdym moim kroku. Z trudem łapałam już oddech. Nie należę do wysportowanych osób, które mogą biec w każdym maratonie. Gdy dotarłam na miejsce padałam ze zmęczenia. Usiadłam i oparłam się o pień drzewa. Dopiero teraz docierały do mnie dźwięki lasu nocą. Ogarnęło mnie poczucie strachu. Chociaż to dziwne. Chcę się zabić, ale obawiam się o swoje życie.
- Nie ma w tym nic dziwnego.
Szybko się rozejrzałam i nagle zza sosny wyszedł czarny jak noc wilk. Jego futro lśniło w blasku księżyca. Jego bystre oczy spoglądały na mnie. Nie szykował się do ataku.
-To ty mówiłeś panie wilku?
- Panie wilku? Jestem wilczycą. I owszem Avalon Garmadon. Przemówiłam właśnie do ciebie.
-Dlaczego?
- Ponieważ próbujesz zrobić coś okropnego. Odebrać sobie życie. Mimo, że nadal chcesz żyć.
- Wcale, że nie... ja myślę tylko o śmierci.
- To nie ty. Ja czuję więcej.
Wilczyca podeszła do mnie bliżej.
- Ktoś jest w twoim umyśle. Czarny anioł, który pragnie twojej śmierci. Podtruwa twój umysł od dłuższego czasu. Przybrał formę twojej przybranej matki.
Wilczyca polizała mnie po czole.
-Żyj Avalon. Żyj.
Wilczyca odeszła. Zaczęłam wracać na przystanek. Gdy doszłam zwnou ją zauważyłam. Jak bawi się z rudym lisem. Uśmiechnęłam się, a mój umysł był już bez skazy.
- Dziękuję. I będę żyć.
*moje własne dzieło ( dlatego jest takie kiepskie :/)
Dawno mnie nie było. Tak wiem, ale wena przychodzi i odchodzi.
Dobra no więc kolekny rozdział. Jeszcze jakiś 3- 5 i będzie koniec. The end. A właśnie właśnie. Ta osoba mnie o to nie prosiła, ale kocham jej książki bo są genialne.
Dobra polecam wam do czytania książki tej oto kochanej osoby ^-^ która daje mi między innymi chęć do życia i radość w moim lisim serduszku. A jest to LegoAndzia. 😙
I pamiętajcie warto żyć dla choć jednej osoby, która zawsze jest przy was i was akceptuje. 😌 Oto morał tego rozdziału. Wart żyć nie ważne jak jest źle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro