Rozdział 22
- Kai, gdzie my lecimy? - spytałam spanikowana i jeszcze mocniej objęłam chłopaka. Lecieliśmy jego smokiem bardzo wysoko i szybko.
- Zaraz będziemy. Nie spinaj się tak. - uśmiechnął się.
Zniżył lot i po chwili staliśmy już na trawie.
- Zamknij oczy. - powiedział i założył mi jakąś chustkę. Potknęłam się o jakiś patyk i mało się nie wywaliłam.
- Kai, ja się zaraz zabiję. - jęknęłam.
- Nie zabijesz się. - odparł i wziął mnie na ręce.
- Puść mnie! W tej chwili odstaw mnie na ziemię! Jestem ciężka! - darłam się w niebogłosy.
- Jesteś najlżejszą osobą jaką do tej pory niosłem. - zaśmiał się. - Jesteśmy na miejscu. - zdjął opaskę z moich oczu, a ja zobaczyłam, że jesteśmy na skale. Pod nami było łagodne zejście do małego jeziora, a przed na mi, z drugiej skały wypływał cicho szumiący wodospad. Zauważyłam również, że stoję na kocu a dookoła mnie są porozstawiane zgaszone świeczki, które po chwili chłopak zapalił swoją mocą.
- I jak się podoba? - zapytał.
- To najpiękniejsze miejsce jakie w życiu wiedziałam. - byłam bliska łez.
- To teraz zabawa. - ponownie wziął mnie na ręce. Tym razem zaczął schodzić w kierunku jeziorka. Znów zaczęłam się szarpać i krzyczeć. On jednak nie zwracał na mnie uwagi. Wszedł do wody po pas i dopiero wtedy mnie puścił.
- Super, przez ciebie połowę sukienki mam mokrą! - podniosłam głos.
- Złość piękności szkodzi. - zaśmiał się a ja oblałam go wodą. - Ej!
Teraz to ja się śmiałam. Lecz nie potrwało to długo, ponieważ chłopak wrzucił mnie całą. Nie zostawałam mu dłużna i wciągnęłam go za rękę pod wodę. Obydwoje się wynurzyliśmy.
- Chodź, trzeba się wysuszyć. - oznajmił.
Dwadzieścia minut później
Wstałam z koca i poszłam w przeciwną stronę niż jezioro. Stałam na łące, a przede mną rozciągało się gołe niebo pokryte gwiazdami. Uroku temu miejscu dodawał księżyc, który był w pełni. To stanowczo najpiękniejszy widok na ziemi. Po chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Mimowolnie się wzdrygnęłam.
- Nie musisz się mnie bać. - do moich uszu dotarły ciche słowa chłopaka. Obrócił mnie tak, że stałam bokiem do księżyca.
- Wiem.
- Twoje są na prawdę śliczne i niespotykane. Kocham cię.
Po tych słowach nachylił się bliżej mnie i złączył nasze usta w delikatnym, lecz przyjemnym pocałunku. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. I tym sposobem po raz kolejny znalazłam się w jego ramionach. Tylko tym razem odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro