Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Potrzebuję sensacji!

~ Perspektywa Harumi ~

Kiedy Morro zaproponował mi, żebym przyszła do niego do domu, to przyznaję, że byłam nieco zdziwiona. Nie znaliśmy się długo, a do tego długość naszego związku dorównywała praktycznie długości naszej znajomości. Jednak mimo mojej sceptyczności co do tego pomysłu to i tak się zgodziłam.

Znajdowałam się w czymś na kształt romantycznej relacji z prawdopodobnie największym gnębicielem, jakiego zaznało liceum Pierwszego Mistrza Spinjitzu i na jego imię, wciąż nie mam bladego pojęcia, jak do tego doszło.

I tak teraz stałam za czarnowłosym, czekając aż on w końcu znajdzie swoje klucze do domu, już dawno klnąc na nie wszystkimi możliwymi przekleństwami. Natomiast kiedy w końcu je znalazł, wysłał mi tylko zwycięski uśmiech, a ja przewróciłam rozbawiona oczami na to.

Każdy w szkole bał się Morro i nie dziwię się, bo chłopak wyrobił sobie taką reputację, że każdemu nowemu uczniu i nauczycielowi mówiło się "Uważaj na Morro, jeśli tak zrobisz, to dożyjesz bez stresu i problemów do końca roku szkolnego". I przyznaję, że zanim go poznałam, to słyszałam wiele plotek na jego temat i ostrzeżeń, bo "wszystko, co jest związane z nazwiskiem Garmadon jest złe i tyle". Nie raz byłam nim straszona. Jednak, kiedy przyszło co do czego, to miałam wrażenie, że to wszystko było mocno przesadzone. Jasne, widziałam go już w akcji, bo na całe dwa tygodnie w związku trudno mi byłoby to przegapić, ale to nie było to, czego spodziewałam się po tych wszystkich plotkach.

Jednak wciąż nie pochwalałam jego metod, aby osiągnąć swój cel.

— Wchodź pierwsza — powiedział Morro, trzymając mi ciężkie, ciemne drzwi wejściowe.

— Wow, jestem pod wrażeniem — zaśmiałam się delikatnie, na co mój chłopak wywrócił oczami.

— Mogę se mieć przypiętą plakietkę gnębiciela, ale to nie znaczy, że nie mogę wciąż być gentleman'em — powiedział, wchodząc za mną.

— Masz dużego plusa za to — puściłam mu oczko, kiedy ściągaliśmy przy wejściu swoje buty, aby nie nabrudzić w domu.

— A dostanę za to nagrodę? — szepnął mi do ucha, przyszpilając mnie do ścianki za mną. 

Delikatnie podniosłam głowę do góry, aby spojrzeć pewnie w jego zielono-brązowe tęczówki. Na jego ustach widniał cwany uśmieszek – co oznaczało, że jest teraz niezwykle pewny siebie – a w oczach mogłam dostrzec delikatny błysk.

— Kto wie — mruknęłam cicho, a wyższy ode mnie chłopak nachylił się nade mną, chcąc mnie pocałować, ale przerwało mu chrząknięcie.

— Czego chcesz, karle — warknął w stronę niższego od siebie blondyna, który stał na końcu salonu ze szklanką soku w dłoni i telefonem w drugiej. Odruchowo delikatnie odsunęłam się od chłopaka, biorąc do ręki swój plecak, który dotychczas leżał gdzieś na ziemi koło moich butów — Nie widzisz, że jesteśmy zajęci? Idź się gdzieś zgub.

— Jesteśmy w salonie. Mogę tu być — stwierdził blondyn, po czym niemal natychmiast znalazł się na środku pomieszczenia, usadawiając się wygodnie na kanapie — Wujek Wu i moja mama mówiły, że jak wrócisz, to masz przyjść do nich do kuchni.

Morro westchnął, po czym powiedział mi, żebym poczekała na niego tutaj, aż wróci, a następnie pocałował mnie delikatnie w policzek. Chwilę później zniknął za drzwiami, prowadzące do innego pomieszczenia, najprawdopodobniej kuchni.

I zaraz po jego wyjściu, moje i oczy – najprawdopodobniej – kuzyna Morro spotkały się, nawiązując kontakt wzrokowy.

— Jestem Lloyd — powiedział chłopak, wstając z kanapy.

— Harumi — wysłałam mu delikatny uśmiech. Blondyn chciał wstać i podejść do mnie, aby uścisnąć mi rękę, ale chyba kompletnie nie zauważył leżącego na dywanie kota, o którego już chwilę później potknął się. Kot przeraźliwie zamiauczał, po czym natychmiast uciekł w kąt, złowrogo patrząc na Lloyd'a. Sam chłopak za to stał, jednak podczas potknięcia się wylało mu się trochę soku porzeczkowego ze szklanki, a jako iż niefortunnie znalazłam się niedaleko niego, to część soku znalazła się na mojej bluzce i spodniach — Cholera...! — powiedziałam, delikatnie załamana, patrząc na ufajdaną koszulkę — To była moja ulubiona bluzka — jęknęłam.

— Na duszę Pierwszego Mistrza Spinjitzu, przepraszam — powiedział natychmiast, szukając jakiejś chusteczki, abym zapewne mogła przynajmniej trochę zetrzeć z siebie ciemną ciecz.

— Nie, nic nie szkodzi — zapewniałam go, kiedy podawał mi serwetki. Dużo serwetek — Na pewno nie chciałeś. To był przypadek — uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, a on tylko przytaknął. Czuł się z tym źle i widać było to gołym okiem.

Akurat, kiedy próbowałam zniwelować widoczność soku porzeczkowego na mojej miętowej bluzce i białych spodniach, Morro wrócił z kuchni.

— Hej, Rum — zaczął ksywką, którą niemal natychmiast wymyślił mi, kiedy się poznaliśmy i jakoś od razu mu spasowała — Zo-- Co tu się stało? — przerwał nagle, widząc mnie i Lloyd'a, który próbował mi jakoś pomóc ogarnąć sytuację.

— Nic takiego. Mały wypadek — zapewniłam go od razu, a on tylko spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na kuzyna.

— Gadaj — zażądał.

— No — zaczął niepewnie blondyn, drapiąc się po karku — Meowthra leżała na ziemi i jej nie zauważyłem no i tak trochę wylałem sok na Harumi.

Morro tylko warknął, po czym podszedł bliżej mnie i złapał mnie za rękę, ciągnąc gdzieś za sobą.

— Krasnal, weź ty trochę uważaj czasami, co?

Szybko się jeszcze odwróciłam w stronę Lloyd'a, kiedy szliśmy w stronę schodów. Chłopak poruszył ustami, chcąc mi chyba przekazać, że przeprasza, na co ja mu tylko niemo odpowiedziałam, że "nic nie szkodzi", po czym zniknął z mojego pola widzenia. W drodze na górę weszliśmy z Morro do kuchni, gdzie była pani Misako z panem Wu. Przywitałam się z nimi, a Morro przedstawił mnie im jako swoją dziewczynę, mimo że tak naprawdę już ich znałam jako moich nauczycieli. Jednak Morro uparł się, żeby i tak to zrobić, bo to coś innego niż relacja ucznia-nauczyciela. Po jeszcze krótkim zapytaniu się pani Garmadon o to, czy mogę pożyczyć coś do przebrania się, zważywszy na to, że czeka nas długi wieczór – bo dopiero co dowiedziałam się, że zostaję na kolację – poszliśmy w trójkę na górę.

— Chyba mam jeszcze jakieś stare ciuchy mojej siostry. Myślę, że będą na ciebie w sam raz — uśmiechnęła się do mnie pani Garmadon, prowadząc mnie po schodach. Kobieta weszła do jakiegoś pomieszczenia, po czym podała mi jakąś bluzkę ze spodniami — Tam jest łazienka — wskazała na drzwi naprzeciwko pokoju, z którego wyszła — Jak będziesz jeszcze czegoś potrzebowała, to daj mi znać. Będę na dole.

— Dobrze. Dziękuję — powiedziałam, uśmiechając się wdzięcznie do niej.

— Będę tu czekać — powiedział szybko Morro, zanim zniknęłam za drzwiami łazienki, aby się przebrać.

Chwilę później wyszłam z łazienki ubrana w ciuchy od pani Misako, które na całe szczęście były na mnie dobre. Tak jak zapowiedział mój chłopak, znalazłam go opartego o ścianę, cierpliwie czekając, kiedy wyszłam z pomieszczenia.

— Chodź — uśmiechnął się do mnie, łapiąc za obydwie ręce — Zaprowadzę cię do mojego pokoju.

Poszłam w ślady chłopaka i niedługo później znalazłam się w niewielkim pomieszczeniu o ciemnych barwach.

Morro tak jak miał w zwyczaju, kiedy w końcu znajdowaliśmy się na osobności, położył swoje dłonie na mojej tali, przybliżając mnie tym do siebie, aby złożyć na moich ustach pocałunek.

— A teraz chciałbym dokończyć to, co nam wcześniej przerwano — powiedział, nawiązując do sytuacji, która wydarzyła się zaraz po naszym wejściu do domu Garmadon'ów, po czym wpiął się zachłannie w moje usta. Nie spodziewając się tak nagłego pocałunku, położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej, odpychając go delikatnie, co poskutkowało tym, że czarnowłosy zwolnił i zaczął składać delikatniejsze, ale wciąż tak samo zadziorne pocałunki.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie, aby nabrać powietrza, chłopak zaczął mi się dziwnie przyglądać.

— Coś się stało? — zapytałam, nie ukrywając zdziwienia.

— Nic, po prostu... — chłopak w tej chwili sięgnął dłonią za tył mojej głowy łapiąc za gumkę, dzięki której moje włosy był związane i ściągnął ją — ... wydaje mi się, że bardziej ci do twarzy z rozpuszczonymi włosami — dokończył z zadziornym uśmieszkiem na twarzy, a ja tylko prychnęłam.

Reszta wieczoru minęła nam spokojnie. Większość czasu siedzieliśmy razem u niego w pokoju, oglądając na jego laptopie różne filmiki, słuchając muzyki i rozmawiając.

Kolacja, której najbardziej się obawiałam – bo nie na co dzień ma się tę wątpliwą bądź niewątpliwą przyjemność uczestniczyć przy wspólnym posiłku ze swoimi trzema nauczycielami, którzy są zarazem rodziną twojego chłopaka – również minęła nie najgorzej.

Atmosfera przy stole nie była napięta, pomijając krótkich sprzeczek między Morro a Lloyd'em i napominaniem ich przez obydwóch starszych Garmadonów, to naprawdę nie było źle. Pani Misako jak zwykle była miła i pilnowała tego, żeby mi nic nie brakowało, co było naprawdę miłe z jej strony.

~♡~

Omijając powoli spacerujących po korytarzu uczniów, próbowałam dostać się na ostatnie piętro naszej szkoły, gdzie Sel napisała mi, że z dziewczynami właśnie siedzą. W końcu po chwili dotarłam na koniec korytarza, gdzie znalazłam siedzącą Pixal ze Sky na parapecie, które zawzięcie o czymś rozmawiały i Nyę z Sel, które przyjacielsko siłowały się ze sobą, żartując. Bez żadnych wątpliwości to właśnie czarnowłosa wygrywała.

— Heeej, Rumix! — zawołała radośnie Sel, zwracając uwagę reszty dziewczyn na mnie. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i pomachałam, pokonując resztę dzielącej nas odległości — Jak tam u twojego chłoptasia? Po co cię właśnie wzywał? — zapytała ciekawska różowowłosa, siadając na ławce za nią i zakładając zgrabnie nogę na nogę.

— Chciałoby się wiedzieć, co? — powiedziałam, siadając obok niej.

— Pewnie, dlatego pytam — na jej słowa delikatnie prychnęłam.

— Nic ciekawego. Chciał się tylko zapytać, czy mam czas dzisiaj wieczorem — odpowiedziałam, chcąc zaspokoić ciekawość Dawson, ale dziewczyna tylko westchnęła zwiedzona.

— Eeee, nudno — machnęła ręką — Myślałam, że jakieś romanse po korytarzach się odprawiały. Wiesz, jakieś pikantne historie z ukochanym, jak w tych wszystkich dennych filmach dla nastolatków...

— Seliel, co ty oglądasz? — zapytała Pixal, śmiejąc się. Aż za dobrze wiedziałyśmy, co nasza różowowłosa koleżanka twierdzi o takich filmach.

— No co, czasem mi się po prostu nudzi — odpowiedziała, wzruszając ramionami.

— Nie jesteśmy w żadnym filmie — zaczęłam, wywracając oczami i krzyżując ręce na piersi — Miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, a gdyby jakiś nauczyciel w naszej szkole złapał kogoś na obściskiwaniu się, a co gorsze macaniu, to momentalnie wylądowałby albo u dyrektora na pogadance, albo w kozie.

I serio chyba nie wiem, co z tych dwóch jest już gorsze.

— Szkoda — jęknęła, nadymając poliki — Nudno ostatnio w tej szkole. Nic się nie dzieje. Potrzebuję sensacji! — wyolbrzymiała dziewczyna, wręcz kładąc się już na ławce i wyrzucając dramatycznie ręce w górę.

— Nya ostatnio obsypała swojego brata mąką w szkole — od razu powiedziała Sky, na co Sel machnęła ręką.

— Ale to się nie liczy. Praktycznie nikogo już nie było w szkole i mało kto o tym wie.

— Pixal dostaje jakieś romantyczne liściki od swojego tajemniczego wielbiciela — kontynuowała czerwonowłosa, a Sel diametralnie się ożywiła.

— Coo? Co w nich jest?

— Nie wiem, nie chciała mi pokazać — Chen wzruszyła ramionami, a niebieskie tęczówki Sel powędrowały od razu na Pixal.

— Pokaż, Pixuś — poprosiła ładnie, co nie należało do częstych zjawisk. Blondynka tylko pokręciła głową.

— Nie mam.

— A wiesz przynajmniej, kto ci je daje? — mruknęła zawiedziona jej upragnioną sensacją, która okazała się niewypałem.

— Gdybym wiedziała, to nie nazywałby się tajemniczym wielbicielem...

— UGHHH! — Seliel po raz kolejny opadła na ławkę znudzona.

— Hej, Sel — mruknęła po chwili Nya, która dotychczas siedziała cicho.

— Co?

— Skoro ci się tak nudzi, to może chcesz poznać kolegów mojego brata. Są naprawdę w porządku — czarnowłosa podeszła do Seliel, nachylając się nad nią z dłońmi na biodrach. Dawson tylko przytaknęła niemo, ziewając — A wy, dziewczyny? Też idziecie? — wszystkie się zgodziłyśmy na propozycję młodszej ze Smith'ów, na co Nya tylko się uśmiechnęła delikatnie. Chwilę później już prowadziła nas na dół, gdzie jak przypuszczałam, znajdowali się jej znajomi.

Kiedy Nya zaprowadziła nas w stronę pięcioosobowej grupki chłopaków – w której rozpoznałam kuzyna Morro – przywitała się z każdym z nich tylko delikatnym machnięciem, po czym nas wszystkich sobie przedstawiła.

I przyznaję, że nie było aż tak źle jak przypuszczałam. Naprawdę miło nam się spędzało ze sobą czas, co na pewno świadczy o tym to, że resztę przerw tego dnia spędziliśmy ze sobą w naszej teraz dziesięcioosobowej grupce.

A do tego Sel nie narzekała już, że potrzebuje sensacji, bo była zajęta zapoznawaniem się z nowymi kolegami.

~ Perspektywa Cole'a ~

Przemierzałem spokojnie niewielkie, kamienne alejki, chowając dłonie w kieszenie bluzy. Drogę znałem już praktycznie na pamięć, więc bezproblemowo odnalazłem odpowiedni korytarzyk, w który od razu skręciłem.

Wokół nie było dużo ludzi. Zresztą nigdy wiele osób tu nie było, a szczególnie nie o tej porze.

Kiedy doszedłem na sam koniec, stanąłem i odwróciłem się w stronę granitowej płyty.

Rochelle Brookstone.

Wyciągnąłem stare kwiaty z wazonu, odkładając je na bok, po czym włożyłem nowe. Wygrzebałem z plecaka kilka świeczek i zapałki, po czym od razu zająłem się zapalaniem knotów. Kiedy w końcu skończyłem, usiadłem na niewielkiej, drewnianej ławeczce za mną.

— Mamo — szepnąłem, wpatrując się w kamyczki pod moimi stopami, które aktualnie przewracałem butem — To, co teraz się dzieje w domu jest... — przerwałem na sekundę, podnosząc wzrok i wlepiając go w ładne zdjęcie przedstawiające moją mamę, które znajdowało się obok jej imienia — ... po prostu niepojęte.

I przyznaje, że przynajmniej raz na dwa tygodnie przyjeżdżałem tutaj na ten niewielki cmentarzyk, chcąc uporządkować trochę grób mojej wcale nie aż tak dawno zmarłej mamie i po prostu z nią pobyć, bo tylko na tyle blisko mogę z nią teraz być.

Pogadać z nią, mimo że aktualnie znajduje się trzy metry pod ziemią, prawdopodobnie nie słysząc tego wszystkiego, co do niej mówię.

— Brakuje mi ciebie — pociągnąłem delikatnie nosem, czego przyczyną był smutek, a zarazem najprawdopodobniej niebawem nadchodzący katar — Gdybyś tu jeszcze była, to na pewno to wszystko nie potoczyłoby się tak jak teraz. Ojciec... on się żeni — nie odrywałem wzroku od fotografii, na której moja mama miała delikatny uśmiech. Tak jak zawsze wyglądała pięknie — Nie wiem co robić, mamo. Chce, żeby był szczęśliwy, ale... — w tej chwili westchnąłem, przerywając to zdanie, tak naprawdę nie wiedząc, jak je dokończyć. Wstałem powoli z ławeczki i podszedłem bliżej grobu — Nie wiem, czy to jest ta droga. Wydaje się naprawdę radosny. Dawno nie widziałem go takiego... Nie wiem co o tym myśleć. Pomóż mi jakoś — przykucnąłem przy grobie, po czym delikatnie położyłem swoją dłoń na granitowej płytce — Mamuś, tęsknie.

*****************

3/6

Coś mi się wydaje, że te rozdziały znowu zrobiły się nudne. No cóż, tak bywa xD

Co sądzicie o Morrumi? (Morro x Harumi)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro