13. Piątkowy występ
Weźcie
Jest mi po prostu tak głupio za tę ogromną przerwę między ostatnim rozdziałem a tym. Nie tłumacze się, bo to po prostu nie ma sensu.
Wybaczcie
Postaram się o poprawę, kochani
~ Perspektywa Nyi ~
Siedzieliśmy prawie wszyscy – brakowało bowiem wśród nas tylko Rumi – przy którymś ze stolików w stołówce, rozmawiając. Po chwili do pomieszczenia wparowała białowłosa. Kiedy tylko odszukała nas wzrokiem, szybko znalazła się przy nas.
— W życiu... w życiu nie... uwierzycie... — wydyszała z trudem. Zdawało się, że przebiegła chyba z pół szkoły.
— A ty co? — wtrącił Cole, na te chwile ignorując wielką wiadomość, z którą przyszła dziewczyna — Clouse cię gonił czy co?
— Nie śmieszne, Brookstone! — ożywiła się dziewczyna, wskazując dynamiczne palcem na czarnowłosego chłopaka, sprawiając tym zachłyśnięcie się naszego kolegi.
Siedzący obok niego Kai i Jay natychmiast próbowali mu pomóc, ale daremnie, bo zdawało się, że w ogóle nie wiedzieli, co mają uczyć w tej sytuacji.
— Dzięki za pomoc ludzie... — powiedział sarkastycznie Cole, jeszcze pokaszlując.
— Zawsze do usług stary! — powiedziała entuzjastycznie Seliel, zatapiając się w swojej kanapce, którą jak zwykle musiała od któregoś z nas wyżebrać, bo zapomniała wziąć swojego obiadu z domu, a oczywiście pieniędzy przy sobie nie miała.
— A tak w ogóle... Po co ci są takie długie paznokcie!? — oburzył się Cole — Myślałem, że wydłubiesz mi tym oko! Już wyobraziłem sobie siebie w takiej pirackiej opasce na oko!
Wszyscy, widząc ogromne oburzenie Brookstone'a zaczęli się śmiać, co ani trochę mu się nie spodobało.
— No mówię poważnie!
— Brookstone! — nagle nasze śmiechy i krzyki Cole'a, przerwało krzyknięcie, które chyba sprawiło, że samego Cole'a przeszły niemiłe dreszcze.
W życiu nie widziałam tego chłopaka tak przerażonego.
Do naszego stolika zaczął powoli podchodzić sam we własnej osobie, bardzo – nie – lubiany przez wszystkich pan Clouse. Widziałam w oczach Cole'a jak prosi nas niemo o ratunek, abyśmy zrobili cokolwiek w tej sytuacji, aby mu pomóc. Każdy z nas już wiedział, jak kończą się konfrontacje z tym nauczycielem chemii.
Pixal, która siedziała na rogu stołu, a także najbliżej zbliżającej się do nas bestii, postanowiła zareagować i odwrócić jego uwagę. Delikatnie i niezauważalnie przesunęła swój łokieć tak, żeby wylać zawartość niezakręconej butelki wody na ziemię tuż przed stopy profesora, mając nadzieje, że to go zatrzyma.
— Panienko, Borg!
— Ach, najmocniej przepraszam pana, panie profesorze! — dziewczyna udawała przejętą. Dynamicznie wstała i również specjalnie strąciła tacę ze swoim jedzeniem, mając nadzieję, że tym razem uda jej się sprawić, że nasz nauczyciel odejdzie, zapominając o tym, dlaczego zwrócił na nas swoją uwagę na pierwszy miejscu.
Udało się, a jedzenie wylądowało na czarnych, lśniących lakierkach pana Clouse'a.
— Niech mi pan wybaczy, nie chciałam — po raz kolejny dziewczyna udała przejętą i podała mu chusteczkę.
Profesor wysłał jej surowy wzrok i wziął od niej chusteczkę.
— Ale z ciebie niezdarna dziewczyna, panienko Borg. Ma to się nie powtórzyć, rozumiemy się?
— Oczywiście — dziewczyna uprzejmie przytaknęła, a Clouse, zapominając o Cole'u i jego krzykach, poszedł gdzieś, najprawdopodobniej chcąc wyczyścić swoje wybrudzone lakierki.
Dziewczyna odwróciła się w naszą stronę z cisnącym się na jej twarz rozbawionym uśmieszkiem.
— Ale że od razu niezdarna? — zaśmialiśmy się, a dziewczyna usiadła na swoim miejscu.
— Skąd ty wiedziałaś, że to zadziała? I że nie dostaniesz od niego opierdziel — zapytał Jay.
— Nie wiedziałam — przyznała blondynka — Poza tym, kto ukarze dobrze uczącą się uczennicę?
— Pixal, po prostu cię kocham — Cole natychmiast wstał i szybko podszedł do dziewczyny, przyciskając jej głowę do swojej klatki piersiowej i obejmując ją — Uratowałaś mi dupę. Mam u ciebie dług.
Borg uwolniła się z uścisku.
— Świetnie! — dziewczyna wstała, aby nie musieć aż tak zarywać łba, aby spojrzeć mu w oczy — ale wisisz mi jeszcze dziesięć dolców — Pixal z niewinnym uśmieszkiem wyciągnęła dłoń w stronę Cole'a, na co chłopak delikatnie westchnął, ale podał dziewczynie banknot — Dziękuje.
— No i zmarnowało się takie dobre jedzenie — dopowiedziałam, patrząc na leżący obiad na ziemi, który zaczęła sprzątać przechodząca obok sprzątaczka. Spojrzała tylko wrogo na nas wszystkich, ale nic nie powiedziała.
— Masz rację — poparła mnie, siedząca obok Seliel — Szkoda było na takiego gnoja. Jak nie chciałaś tego jeść, Pixal, to trzeba było mi dać. Dobrze wiesz, że przyjmę wszystko, co jest jadalne.
Zaśmialiśmy się tylko wszyscy na słowa różowowłosej. Czasem miałam wrażenie, że ta drobna dziewczyna miała żołądek jak u siedmiu chłopów.
— A tak wracając do chwili sprzed tego wydarzenia — przerwała nasze śmiechy Skylor — To co chciałaś nam powiedzieć, Rumi?
— O właśnie, zapomniałam — podekscytowała się dziewczyna i wstała, abyśmy mogli ją lepiej widzieć, jak przekazuje nam te wielkie wiadomości, z którymi przyszła — A więc... — jednak białowłosej przerwała Dawson.
— Ale że musisz od razu wstawać...? Zostałaś prezydentem czy co?
— Cicho, różowa! To moja chwila chwały — uciszyła ją stanowczo palcem, na co Sel tylko spojrzała głupkowato na palec swojej koleżanki, który znajdował się teraz na samym czubku jej nosa — A więc tak jak mówiłam, zanim mi okrutnie przerwano dwa razy — spojrzała złowrogo na Cole'a i Seliel, którzy tylko uśmiechnęli się do niej niewinnie i znowu zaczęli spożywać ze smakiem swoje jedzenie.
Chwilami ta dwójka była do siebie tak podobna, że zastanawialiśmy się czy nie są ze sobą w jakikolwiek sposób spokrewnieni.
— Wzięłam udział w przesłuchaniu do przedstawienia, które wystawiamy i dostała mi się rola Ateny! — ucieszyła się Rumi, a my zaczęliśmy jej klaskać i gratulować — Dziękuje, dziękuje... Ach, będę boginią mądrości!
— A jak nazywa się bogini głupoty? — mruknęła Seliel, chcąc chyba dogadać białowłosej, ale nie przemyślała dobrze tego, co chciała powiedzieć.
— Seliel Dawson — odpowiedziała jej Pixal, a sama różowowłosa spojrzała tylko na dziewczynę z otwartą buzią, urażona, ale nic nie mówiąc.
— Jest nawet bogini głupoty? — powiedział zszokowany Kai — Przecież jak nie zdam w takim razie...
— Z tego, co pamiętam to Ate — wtrącił Zane.
— Co...?
— No dobrze... — przerwałam im, chcąc zmienić temat — Idziecie może z kimś na bal?
Szczerze to nie przepadam za takimi imprezami. Nie lubiłam nakładać na swoją twarz zbyt dużego makijażu, a tym bardziej ubierać się w jakąkolwiek sukienkę albo wysokie szpilki. To po prostu nie było dla mnie i nawet planowałam nie iść, ale Sky wiedziała już co będę chciała zrobić – zanim ja sama jeszcze o czymkolwiek zadecydowałam – i zmusiła mnie, abym poszła.
Ona za dobrze mnie znała.
— Ja, Sel i Cole chcąc nie chcąc–
— Nie chcę — białowłosej przerwało chrząknięcie Cole'a i Seliel, na co dziewczyna tylko wywróciła oczami i mówiła dalej.
— ...musimy się tam pojawić, więc idziemy grupką.
— Ja idę sama i będę wyrywać chłopaków, nieważne czy przyszli z kimś, czy nie — postanowiła Sky, a ja tylko delikatnie się uśmiechnęłam.
Było z nią już lepiej, ale wciąż się jeszcze nie pozbierała po tamtym okrutnym SMS'ie.
Przynajmniej już nie mówi co pięć minut, że faceci to świnie.
— Ja natomiast będę pocieszać te wszystkie dziewczyny, którym Sky odbije chłopaka — na słowa Kai'a tylko wywróciłam oczami, bo na serio spodziewałam się takiego czegoś po nim.
****
W końcu nastąpił długo wyczekiwany przez uczniów Liceum Pierwszego Mistrza Spinjitzu piątkowy mecz ze szkołą kapitana Nadakhana. Ja, Jay, Sel, Pix, Rumi, Lloyd i Zane już dawno siedzieliśmy na trybunach, czekając na rozpoczęcie się meczu. Aktualnie trwała rozgrzewka zawodników, więc w spokoju siedzieliśmy, rozmawiając.
Poczułam, jak wibruje mi telefon, więc spojrzałam na ekran, gdzie zastałam wiadomość od Sky.
Skylor: Nycia
Skylor: Skarbie
Nya: Czego potrzebujesz?
Skylor: Mogłabyś mi przynieść butelkę wody?
Skylor: Proszę, bo mnie pani Rachel zabije, jak zniknę, chociażby na sekundę
Nya: Już lecę
Skylor: JEEESST, kocham cie
— Słuchajcie — zwróciłam na siebie uwagę wszystkich, sprawdzając w swoim niewielkim plecaku, czy muszę się przypadkiem wybrać do pobliskiego sklepu po butelkę wody dla Sky, na co w ogóle nie miałam ochoty. Na szczęście okazało się, że mam to, co chciała w plecaku — Muszę coś zanieść Sky. Wracam za minutkę — powiedziałam, po czym zaczęłam przeciskać się przez tłum ludzi.
Zaniosłam czerwonowłosej butelkę wody i jeszcze chwilę z nią porozmawiałam, ale po chwili już musiała iść. Kiedy miałam już wracać na górę, zaczepił mnie jakiś nieznajomy chłopak, który najprawdopodobniej był jednym z graczy ze szkoły kapitana Nadakhana.
— Hej, Delara — powiedział, łapiąc mnie za ramię, abym odwróciła się w jego stronę.
— Słucham? — spojrzałam na niego zdziwiona, odsuwając się od niego trochę, bo jak na mój gust byliśmy stanowczo za blisko siebie.
Jednak okazało się, że chłopak w kucyku nic sobie z tego nie zrobił i znów zmniejszył dzielącą nas odległość, łapiąc mnie przy okazji jedną ręką za policzek i zmuszając mnie tym, abym spojrzała mu w oczy.
Kto to jest?
Co on sobie myśli?
— Uwielbiam, kiedy zgrywasz niedostępną — mruknął i zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, co ani trochę mi się nie spodobało.
Stanowczo chwyciłam go za nadgarstek, przez co na twarzy nieznajomego pojawił się delikatny grymas.
— Co ty sobie myślisz? — zapytałam go, ściskając mu nadgarstek. Strasznie nie lubiłam takiej nachalności u mężczyzn.
— Wszystko w porządku, Nya? — usłyszałam za sobą znajomy, męski głos. Od razu puściłam nadgarstek chłopaka i odwróciłam się twarzą do Jay'a.
— Tak — uśmiechnęłam się do niego, co kasztanowłosy odwzajemnił z delikatnym rumieńcem na twarzy — Co tu robisz?
— Umm... — chłopak delikatnie zmieszany podrapał się po karku — Dosyć długo cię nie było i stwierdziłem, że pójdę cię poszukać.
Wysłałam mu kolejny uśmiech, co Jay znów od razu odwzajemnił. Uwielbiałam to robić, bo według mnie Jay miał najładniejszy uśmiech na świecie i wyglądał wtedy po prostu uroczo.
— Więc skoro mnie już znalazłeś, to wracamy do reszty? — zapytałam, na co on tylko przytaknął i ruszyliśmy z powrotem na trybuny.
Odwróciłam się, aby zobaczyć czy tamten chłopak jeszcze tu jest, ale nie widziałam go nigdzie w pobliżu. Najwidoczniej ulotnił się, kiedy tylko miał na to szanse.
Mecz między naszą drużyną a drużyną tamtej szkoły był bardzo zacięty. Nieraz szkoła kapitana Nadakhana zwyciężała kilkoma punktami, ale od razu nasza drużyna wyrównywała ten wynik.
Niebawem zadzwonił gwizdek, informując nas tym, że nastąpił koniec pierwszej połowy gry. Cheerleaderki tamtej drużyny wybiegły na boisko, aby przedstawić nam swój układ.
— Hej, Nya — siedzący obok mnie Lloyd dotknął mojego ramienia, abym zwróciła na niego uwagę. Chwilami przez ten cały hałas było naprawdę ciężko usłyszeć kto co do ciebie mówił — Spójrz — pokazał palcem na całującą się przy boisku parę i okej. To było dziwnie.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to nic takiego. Zawodnik z drużyny koszykarskiej i cheerleaderka są parą tak jak w tych wszystkich typowych filmach dla nastolatków. Jednak jak się przyjrzało bliżej tej dziewczynie, to wtedy można było dopiero zauważyć o co chodziło młodemu Garmadon'owi.
Ona wyglądała dokładnie tak jak ja!
Na dodatek tym zawodnikiem, z którym się całowała był ten sam chłopak, który zaczepiał mnie jeszcze przed meczem.
— Wow, dziwne — zmarszczyłam brwi.
Mecz zakończył się zwycięstwem naszej drużyny koszykarskiej. Trwała zacięta walka do samego końca, ale koniec końców to grupa ze szkoły Pierwszego Mistrza Spinjitzu zdobyła decydujący punkt.
Jak zwykle poszliśmy ekipą na parking poczekać aż Kai, Cole i Sky dołączą do nas. Seliel i Harumi niestety musiały wyjść w połowie meczu, ponieważ musiały pojawić się wcześniej w kawiarni, w której dają dzisiaj swój pierwszy występ.
Czekaliśmy wszyscy już w samochodzie – było bowiem trochę za zimno, aby czekać na zewnątrz – już dobre dwadzieścia minut. Tak jak ostatnim razem przyjechaliśmy dwoma samochodami. Jednym kierował niezawodny i rzetelny kierowca Zane, a drugim o dziwo Lloydie.
Byliśmy bardzo zdziwieni, kiedy Cole podał kluczyki do samochodu swojego ojca blondynowi. Owszem, Lloyd miał prawo jazdy – jednak niestety nie jeździł, bo jego rodzice nie chcą mu na razie kupić auta, a boją się mu dać swoje – ale nie jeździł często, więc nie miał jak doszlifować swoich umiejętności.
Kiedy usłyszałam delikatne pukanie w szybę obok, to odwróciłam głowę, aby zobaczyć kto to był. Ku mojemu totalnemu niezdziwieniu zobaczyłam Lloyd'a, który trochę się wychylał z okna samochodu Brookstone'a, a jako iż te dwa samochody, w których się znajdowaliśmy, były zaparkowane tuż koło siebie, to chłopak nie musiał się wiele nagimnastykować, aby to zrobić.
Szybko wcisnęłam przycisk przy drzwiach, który miał schować szybę, abym mogła usłyszeć czego chciał blondyn.
— Hej, Nya — zawołał z szerokim uśmiechem. Od razu było po nim widać, że cieszył się jak nikt, że w końcu będzie mógł zacząć prowadzić.
— Co tam, Lloydie? — odwzajemniłam uśmiech, ale on na dźwięk swojego uroczego przezwiska od razu wykrzywił swoją twarz w grymasie.
— Zabije kiedyś te Corę za to — powiedział, kręcąc głową a ja tylko się zaśmiałam — Wracając... Kiedy ten twój brat tu wróci? Ileż można — jęknął.
— Poczekaj jeszcze chwilę. Daj mu trochę czasu. Musi przecież ułożyć te swoje włosy — wywróciłam oczami.
— O, patrz! Idą w końcu — wskazał na trójkę postaci, które kierowały się w naszą stronę. Zasunęliśmy okna, czekając aż Cole, Kai i Sky wejdą do samochodu.
Ku ogromnemu niezadowoleniu Lloyd'a okazało się, że Cole ani trochę nie miał zamiaru dać blondynowi prowadzić samochód swojego ojca. Wszyscy obserwowaliśmy w rozbawieniu, jak młody Garmadon kieruje się na tylne siedzenie – bo przednie koło kierowcy było już rzecz jasna zajęte – machając rękoma z ogromnym wyrzutem.
Kiedy w końcu dojechaliśmy pod kawiarnię rodziców Dareth'a przy wejściu przywitał nas sam Dareth. Brązowowłosy powiedział, że ma dla nas idealne miejsce, abyśmy się całą grupką pomieścili, więc poszliśmy za nim.
Przy wejściu nie dało się nie zauważyć niewielkiej sceny, na której już przygotowywały się dziewczyny. Wysłaliśmy sobie delikatne uśmiechy i życzyliśmy im udanego występu.
Niedługo po tym, jak zamówiliśmy do stolika jakieś kawy i oczywiście dla kapitana drużyny koszykarskiej kawałek ciasta, zaczął się występ dziewczyn tuż po krótkim wstępie wykonanym przez jednego z właścicieli kawiarni.
Dziewczyny były naprawdę niesamowite.
Obydwie umiały grać przynajmniej na jednym instrumencie, więc wymieniały się. Raz to Rumi grała na gitarze, a raz to Sel grała na keyboardzie.
Kiedy Harumi śpiewała "Here comes the sun" poczułam szturchnięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Jay'a, który pochylił się nade mną i szepnął mi coś do ucha.
— Musimy porozmawiać — po tych słowach najbardziej dyskretnie wstał i zaczął kierować się w stronę korytarza.
Delikatnie zdezorientowana poszłam w jego ślady.
O co mogło mu chodzić?
Kiedy w końcu znalazłam się z chłopakiem poza budynkiem kawiarni, zatrzymaliśmy się.
Wokół nie było nikogo, a muzykę – która grała w środku – nie było w ogóle tu słychać. Byliśmy sami, co przyznaję, że należało do rzadkości, bo zawsze ktoś znajomy niedaleko nas się kręcił. A teraz? Teraz każdy był zbyt pochłonięty albo występem, albo wygraną, żeby zauważyć kogokolwiek chwilowe zniknięcie.
— O co chodzi, Jay? — zapytałam, a chłopak delikatnie się spiął. Wysłałam mu przyjacielski uśmiech, aby przynajmniej trochę się odstresował... czymkolwiek on się tak martwił.
Niebieskooki wziął kilka wdechów, po czym spojrzał mi wciąż niezbyt pewnie w oczy.
— Mógłbym się ciebie o coś zapytać?
— Pytaj śmiało.
— A więc... — na twarzy chłopaka pojawił się niewielki uśmiech, któremu towarzyszył delikatny rumieniec. Przyznaję, że myślałam, że bardziej uroczo nie mógłby wyglądać — Chciałabyś może pójść ze mną na bal zimowy? — zapytał, nie owijając w bawełnę, a jego policzki przybrały głębszy odcień czerwieni.
Siedziałam tam chwilę w ciszy, kalkulując słowa, które właśnie wypowiedział Walker.
I okej, tego to ja się nie spodziewałam.
— Ale, że ja? — zapytałam zdziwiona, przerywając ciszę, która między nami trwała i podczas której Jay zaczął sobie już praktycznie wyrywać włosy ze stresu.
Nie chciało mi się wierzyć w to, że taki cudowny chłopak jak on chciałby w ogóle zaprosić kogoś takiego jak ja.
Ale zrobił to.
— O-oczywiście — wydukał, przytakując jakby na jeszcze większe potwierdzenie swoich słów.
Zrobiło mi się strasznie ciepło na sercu i poczułam, jak i moją twarz zaczyna oblewać rumieniec.
— Z przyjemnością, Jay — chłopak odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko, co po prostu nie dało się nie odwzajemnić. Jego uśmiech był zaraźliwy — Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się zgodziłaś — zaczął szybko mówić — Zanim się ciebie zapytałem, poszedłem do Kai'a.
Że co...?
Spojrzałam na niego niezrozumiale, a ten, kiedy uświadomił sobie, co właśnie powiedział, błyskawicznie zaczął się tłumaczyć.
— Znaczy, nie o to mi chodziło! — widząc jego zakłopotanie, po prostu nie mogłam powstrzymać śmiechu — Poszedłem pierwsze do Kai'a, żeby się go zapytać, czy mogę cię zaprosić na ten bal. Sam nie wiem w sumie czemu to zrobiłem, przecież to nie jest tak jakbym ci się oświadczał, nie? — w tym momencie się zaśmiał. Próbowałam się nie zgubić w tym całym natłoku słów, ale chwilami ciężko było mi nadążyć, bo kto jak kto, ale Jay to naprawdę potrafił chwilami szybko mówić — Trochę się chyba bałem, bo wiem jaki jest Kai. Jest bardzo nadopiekuńczy względem ciebie i mu się nie dziwie. Nie pozwoli, aby cię ktokolwiek skrzywdził i muszę przyznać, że nigdy bym tego nie zrobił, jednak wracając... — w tym momencie mu przerwałam i złapałam go dłońmi za policzki, a następnie delikatnie odwróciłam jego głowę tak, aby jego prawy policzek był skierowany w stronę mojej twarzy. I mimo że nie byłam wiele niższa od Jay'a to stanęłam na palcach i złożyłam na jego policzku krótkiego buziaka.
Jay stał chwilę w szoku, a ja tylko czekałam, aż coś powie, przygryzając dolną wargę.
Może nie powinnam tego robić?
Po chwili kasztanowłosy uśmiechnął się, co z ulgą odwzajemniłam.
— Powinienem chyba częściej wpadać w słowotok — zaczęliśmy się śmiać razem, po czym stwierdziliśmy, że czas wracać do środka, bo zaczęło się robić jeszcze zimniej, niż było, a także, żeby zobaczyć resztę występu naszych koleżanek.
Już dawno nie cieszyłam się na coś tak bardzo, jak na ten nadchodzący bal i nie mogłam się doczekać. Nie dlatego, że chciałam się ubrać w jakąś wyszukaną sukienkę albo siedzieć godzinami nad włosami i makijażem, ale dlatego, że będę mogła spędzić więcej czasu z Jay'em.
Na samą myśl o tym wieczorze zaczęło mi szybciej bić serce.
****************
Za jakiekolwiek błędy przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro