Rozdział 4 "Bolesna Wizja"
Justine postanowiła w końcu porozmawiać z Donnim, ale jednocześnie, nie mogła ujawnić tego, że są rodzeństwem, bo to nie była jeszcze odpowiednia pora.
-O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
-A tak po prostu, bo w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, poza tym trzeba znaleźć jakiś sposób na ujawnienie pozostałych potomków - odpowiedziała
-Tylko, jak chcesz to zrobić? - spytał
-Tego jeszcze nie wiem, ale coś się wymyśli, potrzeba na to trochę czasu
-Co będzie jak nie zdążymy na czas, jeśli on umrze. Jak Rafi nie wyjdzie z tego cało, to będzie tylko i wyłącznie wina Leo, bo on ma gdzieś ratowanie go, siedzi i nic - bał się o niego, że mogą nie zdążyć go uratować na czas
-Uwolnimy go Donatello, obiecuję
-Mam taką nadzieję Justine
-Boisz się o Rafiego, prawda?
-Tak, w końcu to mój bliski przyjaciel, a najstarszy brat najwyraźniej o tym zapomniał - brunetka położyła swoją dłoń na jego ramieniu
-Zmieni jeszcze zdanie, zobaczysz
-Wierzysz w to?
-Tak, bo każdy się zmienia na lepsze. To może ja już pójdę i nie będę ci przeszkadzać Donny
-W sumie racja, a porozmawiamy później?
-Pewnie, że tak - po tych słowach oboje poszli w swoje strony.
W tym czasie Overlady obmyślała plan doskonały.
-I co wymyśliłaś coś?
-Owszem Shredder, ale dowiesz się w swoim czasie. Wkrótce ten świat w końcu będzie mój - głośno się zaśmiała na całą kryjówkę
-To ci się nie uda - na te słowa odwróciła się w stronę Potomka Światła, który był przykuty do ściany łańcuchami i do niego podeszła
-A to niby dlaczego?
-Dlatego, że Donnie i reszta tutaj przyjdą i pomogę im Cię pokonać
-Ty serio myślisz, że mnie powstrzymają i zdążą ci przybyć na pomoc? Oni są słabi i bezużyteczni - mówiąc to obrażała jego przyjaciół
-Mylisz się. Nie są bezużyteczni i słabi, jak ty ich określiłaś. Są odważni, waleczni, silni i zrobią wszystko, by pokrzyżować ci plany i jednocześnie mnie ocalić
-Oni cię nie uratują!! - kopnęła go w brzuch tak mocno, że aż jęknął z bólu
-Dobrze, kopnij go jeszcze
-Robi się Nigel - zrobiła to ponownie, po czym zaczęła bić czarnowłosego swoimi pięściami, a białowłosy i Shredder się dołączyli do niej. Biedny potomek Światła bardziej jęczał, a wręcz krzyczał z tego ogromnego bólu, którzy zadawali mu ogromne cierpienie. Krwawił z nowo powstałych ran. Po chwili Overlady przestała.
-Zaraz tu wrócę - razem ze złymi chłopcami odeszła, zostawiając więźnia wciąż przykutego do ściany. Rafael wiedział, że coś wymyślą i że przyjdą, by go uratować zanim będzie za późno.
Justine siedziała na łóżku w swoim nowym pokoju, rozmyślając, jak i kiedy wyznać Donniemu prawdę. Wtedy do niej wszedł jej ukochany.
-Co robisz? - spytał siadając obok niej
-Nic ciekawego Nico, tak sobie myślę nad powiedzeniem mu prawdy
-Nie jestem pewny czy on, no wiesz, będzie chciał poznać prawdę. Teraz dla niego głównie się liczy to, żeby uratować Rafiego, jak i dla nas wszystkich
-No wiem, ale ja kiedyś i tak będę musiała mu o tym powiedzieć - nagle poczuła silny ból głowy, a żółtowłosego to zaniepokoiło
-Skarbie, wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony
Okazało się jednak, że to była kolejna, tym razem o wiele gorsza wizja, tego co miało wkrótce nastąpić
-Potomek Władcy Światła cierpieć będzie, a potomek Tajemnicy razem z nim. Śmierć z rąk Morgany poniesie ta, która kiedyś bliska jego sercu była - po tych słowach upadła na jego ramiona.
-Tyśka, nic ci nie jest?
-Tak, tylko słabo mi trochę. Miałam wizję o której muszę opowiedzieć pozostałym - Nico pomógł jej wstać
-To chodźmy do salonu - oboje wyszli z pokoju i skierowali się w stronę salonu.
Po 10 minutach wszyscy byli w salonie, łącznie z Nico i Justine.
-O co chodzi? - spytała Nya
-Miałam straszną wizję w której widziałam Rafaela - gdy to usłyszeli, każdy był tym przerażony
-To straszne
-Dokładnie Pix, biedny Rafi
-To nie wszystko Carla. W wizji było też to, że....że osoba kiedyś bliska jego sercu, poniesie śmierć z rąk Morgany - mówiąc to brunetka spojrzała na Selene, a pozostali ponownie byli w szoku, tym razem większym niż wcześniej.
-Więc chcesz powiedzieć, że ona zabiję Selene? - dopytała Bia
-Dokładnie
-Przecież jest w połowie wampirem, nie da się zabić chyba pół wampira, prawda?
-Niestety Lloyd ona ma rację
-Selena, ty nie mówisz chyba poważnie - dalej Carla nie mogła uwierzyć w te słowa
-Mówię bardzo poważnie, bo wiem co nie co o Łowcach Tajemnic. Posiadają specjalną broń na takich jak ja. W taki sposób zginęli moi rodzice i rodzeństwo - z jej oczu poleciały łzy, kiedy to mówiła
-Nie pozwolimy, żeby ta wizja się spełniła. Ocalimy mojego męża i pokonamy tych całych Łowców Tajemnic - mówiąc to Eva sama miała obawy, że ta wizja mogła się spełnić. W końcu nie chciała stracić swojej przyjaciółki.
-To naprawdę straszna i dość szokująca wizja - dodał Kai
-Nie możemy pozwolić, żeby się spełniła
-A wiesz Raph co robi Leo?
-Nie Karai, nie wiem - odpowiedział krótko
-Tylko siedzi i ma to wszystko gdzieś. Zamiast nam pomóc obmyślać plan, tylko siedzi u siebie w czterech ścianach - widać, że dziewczyna była mega wściekła na Leonarda
-Miejmy nadzieję, że Rafi się jakoś trzyma - zastanawiali się, jak on się mógł teraz czuć.
Kilka kilometrów stąd Rafael dalej wisiał na tych łańcuch od którego już bolały mu ręce i nogi.
-Przeklęte łańcuchy. Serio one muszą być takie ciężkie - w tym momencie wróciła Overlady
-Nie spodziewałam się, że tak długo wytrzymasz w takiej pozycji
-Do każdej sytuacji należy się przyzwyczajać
-To zobaczymy, jak przeżyjesz dzisiejsze katowanie z moich rąk - wzięła bicz do ręki, podeszła do niego i zaczęła go bić. Jęczał z bólu, ale dawał radę znieść ten ból, który dostawał z każdą kolejną nową raną na ciele. Ból był nie do zniesienia, ale on dawał radę to wytrzymać.
-Jak na Potomka, to jesteś naprawdę wytrzymały
-Prze....żyje...to....a...jak...tylko....z-zjawią...się...moi....przy-przyjaciele.....to...mnie..stąd...wy-wy-wydostaną
-Raczej martwego - znowu zaczęła go bić swoimi pięściami, tak mocno, żeby cierpiał. Czarnowłosy nie mógł tego dłużej znieść, ale w głębi serca musiał, dla swoich najbliższych.
-Może...i...jesteś...potężna, ale.....prawda..jest..taka, że nie masz.......żadnych...przyjaciół - kiedy to usłyszała, wściekła się
-Możesz się zamknąć!?
-Gdybyś...ich miała....wiedziałabyś...jak..to...jest
-POWIEDZIAŁAM ZAMKNIJ SIĘ DO CHOLERY JASNEJ!! - krzyknęła jednocześnie go uderzając w twarz tak mocno, że krew spłynęła mu z ust. Wróciła do męczenia biednego Rafiego swoim biczem i on wytrzymał tak przez całą następną godzinę. Po skończonych torturach był cały we krwi i miał na ciele wiele nowych ran, które krwawiły. Overlady zabrała biedaka z powrotem do celi.
Emi siedziała w swoim pokoju i nie wiedziała co ma zrobić. Wtedy do pomieszczenia wszedł brat i usiadł obok niej.
-Jak się czujesz?
-Sama nie wiem. Wiedziałam, że jestem potężna, ale nigdy nie sądziłam, że aż tak
-Siostra, musisz o czymś wiedzieć
-O czym dokładnie? - spytała
-Bo dowiedziałem się od Justine ciekawej rzeczy. Okazało się, że jestem..potomkiem Władcy Wiary - te słowa mocno ją zszokowały
-Ale to nie ma w ogóle dla mnie znaczenia. Jesteś moją siostrą i tak już na zawsze pozostanie - Cole po tych słowach, przytulił siostrę do siebie, a ona to odwzajemniła
-To prawda, może i w Magictopii byliśmy w innych rodzinach, ale teraz jesteśmy razem i nic tego nie zmieni - Emi mówiła to ze spokojem w głosie, a jej braciszek zrobił coś, czego nawet ona się nie spodziewała....pocałował ją, ta jednak była w wielkim szoku
-Cole czy ty mnie przed chwilą pocałowałeś? - ten nie mógł tego dłużej ukrywać
-Tak i przyznaję się, kocham Cię, ale nie tylko jako siostrę. Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale twoje zaginięcie mi w tym przeszkodziło
-Wiesz, że to będzie tak zwane "kazirodztwo" z naszej strony
-No wiem, obiecuję ci Milka, nikt się o tym nie dowie
-Nie powiem im - w tym momencie oboje się pocałowali. Pomimo, że są rodzeństwem i nie powinni tego robić, to i tak będą się kochać nieważne co się stanie. To był ich mały romantyczny sekret, ale trzeba przyznać, że to było bardzo romantyczne.
Overlady wrzuciła wieźnia do celi i zamknęła na klucz.
-Nie sądziłam, że będziesz aż taki wytrzymały niż poprzednio - kpiła sobie z niego
-Możesz.....sobie...ze mnie kpić i...i.....poniżać.....ile chcesz, ale....i tak....i tak....nie....będę się.....p-pod-poddawał i wytrzymam.......do....czasu....aż....mnie.....stąd...wydostaną
-To się okaże czy przeżyjesz
-Jestem....silny....więc...wytrzymam
-Lepiej będzie jak się zamkniesz - odeszła w swoją stronę, a Rafi ledwie usiadł pod ścianą i dyszał wyczerpania.
-Dlaczego....to....się....dzieje? Oby inni.....wymyślali....plan, znając Leo pewnie...on....ma...to....wszystko....gdzieś, nie chciał....najpierw....ratować.....wtedy Dona, a....a...teraz...m-mnie. Boję....się, że....mogę....nie.....wytrzymać....ale...i...tak...do...samego....końca...będę...walczył......dopóki..starczy....mi....sił - mówiąc to miał łzy w oczach, ale nie płakał, bo był zbyt osłabiony. Starał się być spokojnym, ale nie umiał. Był zbyt wyczerpany na tyle, że zaczął ciężko dyszeć.
-Do....Donny...proszę....pomóż - po tych słowach stracił przytomność z dużego osłabienia organizmu. Pomimo tego, że był nieprzytomny z jego oczu poleciały łzy, które mieszały się z krwią na jego twarzy. Nie miał zbyt wiele sił na przeżycie terroru Overlady.
Justine i Nico wspólnie poszli na poddasze i usiedli na ławce, mając w końcu czas tylko dla siebie.
-Cole już wie? - spytał
-Tak wie, że jest Potomkiem Wiary. Teraz tylko odkryć jednego potomka i trzy potomkinie i jak to powiedział Pedro, można się zjednoczyć i odzyskiwać wspomnienia
-Fakt, tylko boję się jednej rzeczy
-Jakiej? - zauważyła, że posmutniał
-Że stracę Ciebie lub Pedra, a ja nie chce nikogo z was tracić - spojrzała na jego brązowe oczy
-Nie martw się Nico, nikogo z nas nie stracisz. Zawsze będę przy tobie - uśmiechnęli się do siebie i złapali się za rękę
-A jak dowiemy się kim są pozostali potomkowie, to jak się o tym dowiedzą? - spytał po dłuższej chwili milczenia
-Nie wiem, czas pokaże - po tych słowach oboje spojrzeli na okno
-Widzisz jaki piękny zachód słońca?
-Tak, jest po prostu przepiękny
-Tak samo jak ty, słoneczko - zarumieniła się na te słowa
-Ty mój brazylijski romantyku - on też się zaruminił słysząc te słowa
-To był ciężki dzień
-Ciężki dla wszystkich i trudny - położyła głowę na ramieniu ukochanego, a ten ją objął swoim ramieniem
-Kiedy mieszkałem w Rio De Janeiro, miałem pecha z kobietami
-Naprawdę, dlaczego? - spytała
-Bo chciałem znaleźć tą jedyną, ale każda mnie odrzucała
-Mogłyby teraz ci pozazdrościć - oboje się zaśmiali
-Racja, teraz mam Ciebie i będziemy na zawsze razem, aż do końca, widzisz te gwiazdy?
-Tak są piękne, nigdy ich nie widziałam
-Czemu? - zapytał
-Bo zawsze bywałam sama i nikt nigdy mi ich nie pokazał
-Czasami ciężko jest uwierzyć w cuda, prawda Justine?
-Tak i to w takie, które są nie do spełnienia, zgodzisz się ze mną? - nie usłyszała jednak odpowiedzi
-Nico? - zauważyła, że zasnął. Uśmiechnęła się pod nosem widząc, jak słodko spał, że nie chciała zbyt bardzo go budzić
-Dobranoc skarbie - popatrzyła na niego i po chwili zasnęła. Oboje spali tak słodko, że nic nie mogło ich wybudzić z tego romantycznego snu.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro