Rozdział 1
Lena
Właśnie wróciłam do domu. Byłam u fryzjera. Moi szkolni prześladowcy pomalowali mi włosy niezmywalnym czymś. Teraz moje blond włosy są obcięte. Prawie sięgają do ramion. Jestem nielubiana.
Nie mam żadnych przyjaciół, może z wyjątkiem Michael'a. Poznałam go w internecie. Mieszka w USA, ale dobrze zna polski. Właśnie napisał.
On: Cześć, jak leci?
Ja: Jest OK, ale moi prześladowcy chcieli pobawić się moimi włosami i je zafarbowali. Teraz mam je obcięte :(
On: Szkoda. Gdybym tam był, na pewno by ci nic nie zrobili;)
Ja: Wiem. A tak w ogóle to jak u ciebie ?
On: Dobrze, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju :(
Ja: Jaka rzecz?????????
On: Wiesz jaka. Szkoda, że mieszkamy tak daleko od siebie. Chciałbym cię wreszcie spotkać ;)
Ja: Ja też. Ale muszę już kończyć. Pa
On: Pa
Potem poszłam na obiad. Zjadłam go i wzięłam się za czytanie komiksów. Wszyscy bohaterowie z Marvela byli moim największym zainteresowaniem. Czytam komiksy, oglądam seriale i filmy. Kocham czytać o
Avengersach, a moim ulubionym bohaterem jest Spider-Man.
Nagle do pokoju weszli rodzice. Spojrzeli na mnie niepewnie.
- Kochanie, musimy poważnie porozmawiać - zaczęła mama.
- Dobrze - powiedziałam powoli i odłożyłam komiks.
- Otóż dostaliśmy propozycję pracy. Jest bardzo atrakcyjna i postanowiliśmy ją przyjąć - powiedział tata.
- No to chyba dobrze. Czemu patrzycie na mnie jakbyście mieli zrujnować mi życie? - spytałam zdziwiona.
- Bo musielibyśmy się wyprowadzić. A ty musiałabyś zmienić szkołę - powiedziała mama.
- Chętnie ją zmienię. Dobrze wiecie, że w tej nikt mnie nie lubi - powiedziałam.
- Tyle, że - zaczęła mama - wyprowadzimy się do ........ Nowego Jorku.
- Może być, tylko nauczcie mnie dobrze angielskiego - powiedziałam.
Ucieszyłam się, jak nie wiem co. Dlaczego? Po pierwsze, Michael tam mieszka. A po drugie, o tym miejscu tyle słyszałam w komiksach, że już nie mogę się doczekać.
- To kiedy wyjeżdżamy? - spytałam.
- Za tydzień - poinformował mnie tata.
No i przez ten tydzień pakowaliśmy wszystko. Dosłownie wszystko. Miałam chyba z pięć walizek i jedną torbę podręczną. Około 13.50 byliśmy na lotnisku. Samolot wylatywał o 15.00 więc długo czekaliśmy.
W końcu wsiadam do samolotu. Moje marzenia się spełniają. Zajęliśmy miejsca.
Oczywiście przespałam cały lot. Jestem leniwa, no cóż.
W końcu wylądowaliśmy. Potem musieliśmy odebrać bagaże.
Ja normalnie nie wieżę. Jestem w USA!!!
Rodzice powiedzieli, że załatwią mi jakiegoś tłumacza.
Wsiedliśmy do taxi. Musieliśmy pojechać do miejsca, w którym będą pracować rodzice.
Stanęliśmy w korku, na tym sławnym rozjeździe.
Po środku tak jak w filmach był wielki ekran, na którym wyświetlały się wiadomości. Facet, który się wyświetlał uderzająco przypominał tego z filmów o Spider-Manie.
Chciałam to pokazać rodzicom, więc otwarłam plecak i zaczęłam w nim szukać komiksów o tym bohaterze. Nie było ich.
- Mamo, przekładałaś może moje komiksy? - spytałam.
- Jakie komiksy? - powiedziała zdziwiona.
- No te, które dostałam 2 lata temu na urodziny - powiedziałam.
- Nie wiem o czym ty mówisz Lena. Dwa lata temu, na urodziny dostałaś rower - powiedziała mama.
Odwróciłam się. W bagażniku był rower. Nic nie rozumiem.
- Acha OK - powiedziałam zdziwiona.
- Długo będziemy jeszcze stać w tym korku? - spytał tata.
- Na pewno około godziny - powiedział kierowca.
Super. Po prostu pięknie. Mam nadzieję, że jakimś cudem ta godzina się skróci. Wyciągnęłam telefon, żeby się nie nudzić. Zaczęłam pisać z Michael'em.
Ja: Cześć, jak leci? Bo ja stoję w korku.
On: Mnie leci dobrze. A w jak długim korku stoisz?
Ja: Sam to oceń. Przecież tu mieszkasz i wiesz gdzie jest to słynne rozwidlenie ;)
On: Chcesz powiedzieć, że jesteś w Nowym Jorku???
Ja: Jestem :) Rodzice znaleźli tu super pracę.
On: To może się gdzieś spotkamy?
Ja: Dobrze, a gdzie?
On: Jeszcze nie wiem. Umówmy się później OK, bo teraz mam lekcję.
Ja: Lekcję???
On: Tak. Miałem teraz przerwę, ale zadzwonił dzwonek. To pa.
Ja: Pa
Już nie mogę się doczekać. Znam Michael'a od 4 lat, a teraz możemy się spotkać.
- Ile jeszcze? - spytałam zniecierpliwiona.
- Nie mam pojęcia kochanie - powiedział tata.
- To ja idę się przewietrzyć - powiedziałam i wyszłam z samochodu.
Na dworze było dużo ludzi. Niektórzy się spieszyli, a inni spacerowali. To miasto jest piękne.
Zobaczyłam, że z jakiejś dziury, z kanałów coś wycieka.
Zbliżyłam się tam, żeby zobaczyć co to. Była to dziwna zielonkawa substancja. Zaczęła płynąć w moją stronę. Gdy dopłynęła, zaczęła owijać się po moim ciele. Czułam potworny ból. Miałam wrażenie, że się palę. Krzyczałam z bólu. Potem straciłam przytomność.
Obudziłam się w szpitalu. Podszedł do mnie lekarz.
- Widzę, że się obudziłaś. Boli cię coś? Jak się czujesz? - spytał.
- Nie, nic mnie nie boli. I czuję się bardzo dobrze - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Potem lekarz wyszedł. Podeszli moi rodzice, którzy cały czas byli w pomieszczeniu.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest - powiedziała mama.
- Dobrze, ale dlaczego wróciliśmy do Polski? - spytałam.
- Ale my ciągle jesteśmy w Ameryce - powiedziała zdziwiona mama.
- To czemu ten lekarz mówił po polsku? - spytałam zdziwiona.
- Ale kochanie, on mówił po angielsku, ty też odpowiedziałaś mu w tym języku - powiedziała mama.
- Niech ci będzie - powiedziałam.
Wiem co słyszałam i wiem co mówiłam. Nie będę się stawiać, bo jeszcze uznają mnie za wariatkę.
Wyszliśmy ze szpitala. O dziwo nic mi nie dolegało. Nie miałam nawet zadrapania.
Musieliśmy podjechać pod dom pracodawcy rodziców.
Stanęliśmy pod ogromną posiadłością.
Cześć. Piszcie w komentarzach czy wam się podoba i czy w ogóle ma sens kontynuować pisanie tej książki ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro