Rozdział 9
Na dworze jest już ciemno, a od mojego spotkania z Dylanem upłynęła conajmniej godzina. Nadal siedzę w samochodzie na odległym parkingu, zastanawiając się co w tej chwili musi robić Dylan.
Wiem, że może zachowuję się jak totalny świr, ale mam ochotę na miły spacer po wybrzeżu, a że niedaleko mieszka mój terapeuta to akurat przejdę pod jego oknami.
Wysiadam z samochodu, poprawiam spodnie, upewniając się, że zapiąłem rozporek i zamykam za sobą drzwiczki, oraz włączam alarm. Według mnie, z pewnością jest tutaj za cicho i nie bardzo podoba mi się ta okolica.
Latarnie świecą jasno i czuję, że jestem zbyt na widoku, a w każdej chwili mogę natchnąć się na Dylana.
Zastanawiam się przez chwilę, czy to co właśnie robię nie jest objawem jakiejś psychicznej choroby, którą zapewne podejrzewa u mnie mój terapeuta.
Usuwam się bardziej w cień, przechodząc na drugą stronę ulicy i patrzę na falujący Ocean po lewej.
Zapomniałem już jak to jest czuć zapach słonej wody. Mieszkając w Nowym Jorku i będąc do bólu zakręconym pracą i firmą, nie jestem w stanie odwiedzać miejsc, w których niegdyś bywałem dość często. Prawdą jest, że to właśnie dzięki Dylanowi jestem tu, gdzie jestem. Sam, z własnej woli nigdy nie przyjechał na wybrzeże. Powinienem teraz być już w domu i analizować swoje błędy po dzisiejszej wpadce z Ivanowem. Jednak ja wolę sobie pospacerować i pozaglądać niektórym w okna.
Kiedy już z daleka widzę dom Dylana, zwalniam, by wcześniej przekonać się, że mężczyzna nie znajduje się gdzieś blisko okna, ponieważ łatwiej byłoby mu mnie dostrzec.
Jednak, gdy znajduję się już prawie pod ceglaną szeregówką, zauważam, że światło pali się tylko w jednym oknie, a Dylana nigdzie nie widać.
Może to trochę szalone, ale mam ochotę zapukać do jego drzwi i podziękować mu za to, czego dziś dokonał. Może to jedno spotkanie nie wpłynęło na mój faktyczny problem, ale chociaż na chwilę pozwoliło się wyciszyć i zapomnieć o troskach. Poza tym, ten Ocean. Tak piękny i szumiący.
Na plaży dostrzegam kilkoro ludzi, jednak z daleka nie jestem w stanie określić ich płci. Jedni próbują rozpalić ogień, inni po prostu siedzą na piasku i piją alkohol. Od razu przypominają mi się czasy szkolne, kiedy razem ze znajomym także chodziliśmy na plażę. W sumie, bywałem tutaj dość często. Matka kocha Ocean, a raczej kochała. Wtedy bywaliśmy na wybrzeżu prawie codziennie. Fakt, że mieszkaliśmy o wiele bliżej Rockway, niż ja teraz, prawie godzinę drogi stąd.
Jeszcze raz zerkam w kierunku domu Dylana i w zdumieniu zauważam, że światło, które paliło się w oknie jeszcze kilka chwil temu, jest teraz zgaszone.
Ciekawe, czy to dlatego, że Dylan zauważył, że jakiś tajemniczy typów stoi pod jego domem i się wystraszył, czy po prostu przeszedł do innego pomieszczenia nawet nie zwracając uwagi, na osobę z zewnątrz. Wolę wierzyć w tą drugą opcję, dlatego najszybciej jak to możliwe, ale nie tak by wyglądać podejrzanie, odchodzę od ceglastego domu i kieruję się od razu do samochodu.
Zostawiam za sobą Ocean, Dylana w jego małym królestwie i odjeżdżam. Do domu wracam inną drogą, by nie musieć jeszcze raz przejeżdżać obok. ceglastoczerwonego domu.
***
– Panie Sangster? – Głos Jaylin sprowadza mnie na ziemię, kiedy orientuję się, że po raz kolejny mnie strofuje.
Siedzimy razem w pokoju operacyjnym, gdzie znajduje się rząd boksów z komputerami. Zostały one wymienione dzisiaj na nowsze modele, co oczywiście kosztowało mnie nie małą sumę.
Jednak staram się dawać swoim pracownikom jak najlepsze warunki, dlatego nie przejmuję się takimi wydatkami.
– Przepraszam, jestem trochę zamyślony – mówię, przecierając oczy. Prawdą jest, że tej nocy nie mogłem usnąć i dopiero nad ranem, tuż przed budzikiem udało mi się zmrużyć na chwile oko. Jestem w pełni świadomy, że pewnie wyglądam jak chodzący trup. Rano gdy zobaczyłem się w lustrze, wory pod oczami nie pozwalały mi w pełni rozchylić powiek, ale teraz było już nieco lepiej.
– Czy teraz będzie pan proponował kupno akcji komuś innemu? – pyta, a ja przez chwilę przetwarzam to, o co jej chodzi. Dopiero po kilku sekundach łapię, że ma na myśli porażkę z Ivanowem.
– Muszę dopracować schemat na giełdzie. Pan Ivanow wskazał mi błąd, a jego uwaga jest dla mnie bardzo cenna – mówię, mając nadzieję, że Jaylin jest na tyle wyrozumiała, że nie będzie pytać mnie o szczegóły. Widziała w jakim stanie byłem tuż po rozmowie z maklerem.
Przez chwilę zapada niezręczna cisza, a ja udaję, że sprawdzam nowe oprogramowanie w komputerze, który jest jeszcze otwarty. Zastanawiam się czy powiedzieć swojej sekretarce o swoim planie, który zaistniał w mojej głowie w nocy, kiedy nie mogłem spać.
– Myślałem, by w ramach przeprosin zorganizować małą firmową imprezę – waham się przez chwilę, zerkając na kobietę – Wiesz, coś w rodzaju bankietu dla pracowników.
– Impreza mogłaby być po podwyżkach, a tak... nie jestem pewna – Jaylin nie wygląda na przekonaną, jednak ja dalej ciągnę ten temat. O trzeciej nad ranem, kiedy pomysł z przeprosinową imprezą zawitał mi w głowie, nie wydawał się on taki zły.
– Nie mam na razie skąd wziąć pieniędzy, a podwyżka, która wliczałaby się w pięcioprocentowe pobory, nie byłaby zbyt satysfakcjonująca. Muszę poczekać, aż trafi się równie dobry makler jak Ivanow i obiecuję, że tym razem już tego nie schrzanię – mówię na jednym wydechu, ale co lepsze, jestem całkowicie pewien swoich słów.
– Może masz rację – wzdycha. Doceniam to, że możemy ze sobą tak otwarcie porozmawiać, bez skrępowania.
Jaylin jest mi najbliższą osobą jeżeli chodzi o pracowników firmy. Jest moją prawą ręką, sekretarką i zdarza się, że wyręcza mnie w obowiązkach. Pomimo tego, że jest ode mnie starsza prawie o dziesięć lat, traktuje mnie poważnie i z szacunkiem, za co również jestem jej wdzięczny.
Myślę, że jeżeli zorganizuję elegancką imprezę dla pracowników firmy ubezpieczeniowej, oraz zakupię jeszcze dodatkowy, nowy sprzęt, moja porażka w sprawie obiecanych podwyżek pójdzie w niepamięć. Przynajmniej na kilka miesięcy dopóki nie uda mi się znaleźć dobrego maklera...
– To jak? Pomożesz mi zorganizować taki bankiet? – Upewniam się jeszcze, mimo że wiem, że Jaylin zdaje sobie sprawę z braku wyboru. Wzdycha ciężko i kiwa głową, ale po chwili posyła mi ciepły uśmiech.
– Przecież wiesz, że tak – Jej głos brzmi prawie tak jak mojej matki jeszcze kilka lat temu. Może czasem dopatruję się w Jaylin jej śladów? Są takie chwile, że brakuje mi mojej dawnej mamy, ale staram się żyć tym co jest teraz i nie wracać w przeszłość.
Jak na zawołanie, w tym momencie dzwoni mój telefon, który pośpiesznie wyciągam z kieszeni.
Oczywiście, matka. Zastanawiam się co tym razem. Czy znów nawrzeszczy na mnie przez telefon, czy może dla odmiany każe kupić sobie kolejną, niepotrzebną rzecz.
Jednak kiedy odbieram od razu słyszę jej zmieniony głos.
– Thomas, przyjedź do mnie.
– Spokojnie – mówię, bo głos drży jej z nerwów. Wiem, że nie ma nikogo innego, do kogo mogłaby zwrócić się z prośbą o pomoc, dlatego od razu staję jak na baczność – Co się stało? – Chcę ją uspokoić, ale to co słyszę po chwili, sprawia że nogi mi się uginają.
– Nic nie widzę, chyba straciłam wzrok.
***
Już od kilkunastu długich minut trwa badanie matki w gabinecie okulistycznym. Czekam przed drzwiami, ponieważ lekarz nie pozwolił mi wejść, czego nadal nie mogę zrozumieć. Przecież jestem najbliższą rodziną!
Przez drogę do kliniki, serce waliło mi jak oszalałe, a matka cały czas mówiła o tym, że czuje się tak jakby zatopiła się w ciemności, co wcale mi nie pomagało w skupieniu się na drodze.
Chodzę poddenerwowany w tę i spowrotem. Już długi czas byłem świadomy choroby matki i tego, że stwardnienie rozsiane może zaatakować dosłownie każdą część jej ciała. Jednak to, że już jest unieruchomiona na wózku, jest dla niej utrudnieniem. Co będzie teraz, kiedy okaże się, żeby stałe straciła wzrok?
Nagle drzwi otwierają się na oścież, a progu staje lekarz, patrzę na niego wyczekująco, a ten ku mojemu zdziwieniu się uśmiecha.
– Zapraszam do środka – mówi, tak jakby proponował mi kawę.
Matka siedzi w jednym z foteli przy jego biurku, a okulista wskazuje mi bym również zajął miejsce. Zastanawiam się, czy jest aż tak źle, że jak usłyszę diagnozę zemdleję?
Jednak ten uśmiech okulista całkowicie zbija mnie z tropu, nie widzę nic zabawnego w chorobie matki.
– Pańska matka powiedziała mi, że choruje na SM, dlatego o wiele szybciej mogłem stwierdzić, że chwilowa utrata wzroku jest związana właśnie z chorobą – mówi. Co za geniusz. Ale chwila...
– Krótkotrwała utrata wzroku? – Spoglądam na matkę i widzę, że jej oczy są już szerzej otwarte, a mgła która spowijało wcześniej jej źrenice, gdzieś zniknęła.
– Już wyjaśniam. SM atakuje cały organizm, osłabia mięśnie i tkanki, dlatego należy liczyć się z takimi epizodami. Nie mogę panu przewidzieć jak częste one będą i jak długotrwałe, ale zważywszy na to, że było to pierwsze takie zdarzenie to mogę stwierdzić, że nie pozostawi ono jeszcze stałych konsekwencji – Nie wiem, czy mam się cieszyć ze słów okulisty, czy płakać.
Wychodzimy z matką z kliniki. Jej elektryczny wózek radzi sobie sam nawet na żwirowym podjeździe, dlatego obchodzi się bez popychania.
Kiedy już znajdujemy się w samochodzie słyszę jak oddycha z ulgą.
– Chciałabym jeszcze zobaczyć wnuki za nim całkiem stracę wzrok – mówi, a mnie aż mrozi od środka.
Gdybym w jakimś najbliższym czasie chciał ujawnić się przed moją mamą, to myślę że pochorowałaby się jeszcze bardziej.
Poza tym lekarz ostrzegł mnie, że silne emocje mogą pobudzać SM do atakowania kolejnych części organizmu. Więc teraz, moim zadaniem jest zapewnienie matce spokoju i rutyny. Nie mogę powiedzieć jej, że nigdy nie doczeka się wnuków...
Rozdzialik nie sprawdzany, a autokorekta mogła narobić zamieszania, z góry przepraszam c:
Po maturach próbnych uświadomiłam sobie, że nie zdam matmy :)
Ale przynajmniej muszę się pochwalić, że pierwszy rozdział 3 części Oczka w głowie, jest już gotowy! Teraz trzymajcie kciuki, żebym do Wigilli wyrobiła się z pozostałymi dwoma 🤯
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro