Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

         Opaska na oczach pojawia się niewiadomo skąd, i nawet dokładnie nie rejestruję momentu, w którym delikatny materiał przesłania mi wzrok.
Jestem zbyt skupiony na palącym dotyku Dylana, który sunie po moim ciele dosłownie wszędzie, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Dopiero, gdy odrywa swoje gorące palce od mojej rozpalonej skóry, orientuję się, że dotykał zaledwie mojej klatki piersiowej.

– Jesteś tak bardzo pobudzony, Thomas. Nie pamiętasz czego cie uczyłem – Jego głos dociera do mnie, jednak brzmi nieco głucho. Tak jakby Dylan znajdował się ode mnie kilka metrów dalej. Jakby mówił głośno, lecz nadal niewystarczająco, bym mógł go zrozumieć.

– Mhm – mruczę w odpowiedzi, bo nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnych sensownych słów.

Dylan nadal przytrzymuje moje ręce, których mięśnie napinają się jeszcze bardziej, gdy czuję jego ciężar kiedy siada mi na biodrach. Nie potrafię pohamować niekontrolowanego, głębokiego westchnięcia, które wymyka mi się z ust.
Jestem w dziewięćdziesięciu procentach pewny, że Dylan uśmiecha się pod nosem.

– Skup się – mówi ostro, a zimny dreszcz przechodzi mi po całym ciele. Ton jego głosu, zdaje się pieścić moje uszy. Ta durna opaska i niemożność spojrzenia mu w twarz wydaje się o wiele gorsza z mojej perspektywy.

– A może ty raz... – zaczynam, ale nie umiem pozbierać słów do kupy. Co ten człowiek ze mną robi? – Może raz ty przestaniesz się skupiać? – Mój oddech jest ciężki, a zarazem szybki. Dylan na pewno czerpie ogromną satysfakcję z tego, co ze mną robi. Ma on kompletną władzę nade mną i zdaje sobie z tego sprawę.

– Rozważę twoją propozycję, ale najpierw musisz się nauczyć. Zauważyłem, że jesteś bardzo oporny na wiedzę – wzdycha i pochyla się nade mną. Czuję ciężar jego ciała, którym napiera na moje. Cudowne uczucie, spotęgowane jeszcze bardziej przez zasłonięte oczy.

Dylan w końcu puszcza moje ręce, pozwalając mi ułożyć je wzdłuż ciała. Jednak jest to złudne, ponieważ dosłownie po paru sekundach, czuję szarpnięcie do góry i jestem zmuszony unieść ramiona nad głowę. Wiem z czym się to wiąże... znów jestem przykuty do łóżka.

– Powtarzasz się – mruczę niezadowolony. Ta pozycja nie jest zbyt wygodna, ponieważ po kilku minutach zaczynają boleć mięśnie. Coś czuję, że jutro będę miał naciągnięte ramiona.

– Muszę, bo ostatnia lekcja nic nie dała – prycha – Jak widać z resztą – dodaje i z premedytacją ociera jedną ręką o wybrzuszenie w moich spodniach. Dziwnym jest, że jeszcze mnie ich nie pozbawił, jednak im dłużej trwa jego gra wstępna, tym bardziej podniecony jestem, więc nie narzekam.

– Nie karz mnie w ten sposób – jęczę, bo jego ciepły dotyk w tamtych okolicach, znów wywołuje we mnie kolejną falę dreszczu i podniecenia.

– Thomas, ja dopiero cie ukarzę – mówi, a jego głos brzmi tak cholernie poważnie, że nagle przez myśl przebiega mi, że Dylan wcale nie żartuje.

Gdy schodzi ze mnie, słyszę jedynie jak podchodzi do szafy, grzebie w niej przez jakiś czas, a później coś szepcze pod nosem. Mimo obecnej sytuacji, lekkiego strachu i niepewności, nadal nie mogę pohamować podniecenia.
Nie wiem jeszcze do czego zdolny jest Dylan, i co dla mnie zaplanował, jednak wiem, że na pewno będzie mi się to podobać, bo jestem chorym dewiantem.
Chcę, żeby zrobił ze mną cokolwiek będzie chciał, jestem tak głodny jego dotyku, tak bardzo spragniony jego bliskości.

– Dylan, proszę – sapię, gdy znów pochyla się nade mną. Nie mogę już dłużej tego wytrzymać, nie rozumiem, czemu tak się ze mną drażni.

– Mów do mnie „panie doktorze" – Łapie mnie za podbródek i ściska mocno. Z jednej strony lubię jak pokazuje swoją siłę i przewagę nade mną, ale w tym momencie przypomina mi się sytuacja sprzed kilku dni, kiedy wtargnął do mojego biura i uderzył mnie prosto w twarz. Przez moją głowę przechodzi myśl, czy Dylan byłby zdolny do pobicia mnie, nawet jeżeli miałoby to cel terapeutyczny. Byłbym wtedy z góry na przegranej pozycji.

Przez chwilę wpatruję się zdziwiony w jego ogromne, ciemne oczy, które wydają się prawie wypalać dziurę w mojej twarzy. Nawet gdybym chciał zaoponować, nie jestem w stanie. On po prostu tak na mnie działa, nie potrafię mu się sprzeciwić. Dlatego jedyne, co robię to lekko kiwam głowa, na tyle na ile pozwalają mi skrępowane ruchy.
Czuję jak powoli zaczynaja boleć mnie ramiona, wiem jednak że powinienem to zignorować, bo nie będę w stanie skupić się na „terapii".

– Dobrze – szepcze Dylan, po czym bardzo powoli zaczyna zsuwać ze mnie dolne części garderoby. Robi to tak niesamowicie zmysłowo, że zatracam się w jego delikatnym dotyku, marząc by ta chwila trwała jak najdłużej. Jednak w momencie, w którym moje bokserki lądują na ziemi, kończy się wszystko co dobre.
Dylan łapie mnie za nogi i mocno szarpie w przeciwne strony. W jednej chwili czuję ogromne skrępowanie, oraz bezradność. Bo nie jestem w stanie nawet mu się wyrwać.
Moja twarz z pewnością stała się już cała czerwona, ale ukrycie jej w poduszce nie wchodzi w grę.

– Co robisz? – pytam.

– Nie walcz ze mną – odpowiada tylko, mocniej napierając na moje nogi. Z pewnością wyczuł spięcie mięśni. Mętlik w głowie nie pozwala mi myśleć racjonalnie, dlatego poddaje się i rozluźniam. Próbuję unieść głowę, żeby sprawdzić co robi Dylan, ale gdy czuję chłodny metal obtaczający się wokół moich kostek, całe moje ciało przechodzi dreszcz.
Metal ociera się o skórę i lekko mnie drapie, więc dobrym posunięciem byłoby się nie szarpać, ponieważ nie chcę mieć później widocznych obtarć.

Mimo wszystko nadal jestem tak podniecony, czując dotyk Dylana, że nie wiem czy jestem w stanie cokolwiek powiedzieć i wyrazić choćby ton sprzeciwu.

– Panie doktorze? – pytam, i widzę jak kącik ust Dylana unosi się lekko do góry. Jednak opanowuje to w sekundzie i spogląda na mnie z prawie pokerowym wyrazem twarzy.

– Słucham?

– Czemu ma służyć ta metoda terapii? – Bardzo staram się, żeby głos mi nie zadrżał.

– Gdy było delikatniej, nie podziałało. Może gdy pozostawi ona ślady, będziesz w stanie się pohamować?

– Pytasz, czy wiesz? – Jestem nieco zdziwiony jego brakiem pewności, w końcu to zawodowy terapeuta, który powinien znać się na... – No tak, zapomniałem, że to niekonwencjonalne metody terapii.

– Spekuluję, a teraz cicho – mówi, sięga za siebie i jednym ruchem przykłada mi coś do ust – Otwieraj, bo będzie bolało – Jego ton brzmi przerażająco poważnie.

Wszystko czego ode mnie żąda wykonuję posłusznie, nie chcę odczuć jego siły jeszcze bardziej.
Kiedy w końcu przestaje się ze mną bawić w kneblowanie, zaczynam zastanawiać się w jakim celu mam zatkane usta, czy mam przygotować się na coś strasznego?
Jednak kiedy zaczyna swoje turtury, przekonuję się, że nie muszą one być wcale bolesne, żeby zadawały ból wewnętrzny.
Okazuje się, że skrępowanie mnie, i pozbawienie możliwości wydania z siebie jakiegoś sensowniejszego dźwięku, tak bardzo wzmoże wszystkie doznania, jakie zapewnia mi Dylan poprzez zwykłe gładzenie mnie opuszkami palców.

Wbrew pozorom sprawia mi to ogromny, wewnętrzny ból. Tak wielka chęć dotknięcia go, czy zwykłego pocałowania prawie przejmuje nade mną kontrolę. Wiem, że właśnie o to chodzi Dylanowi, ale nie mogę się powstrzymać przed wydaniem z siebie, dźwięków pełnych dezaprobaty i zawodu. Jednak knebel cały czas blokuje moje usta.

– Spróbuj nad tym zapanować – mówi bardzo spokojnym tonem i kontynuuje swoje tortury. Staram się posłać w jego stronę jak najbardziej groźnie wyglądające spojrzenie, jednak wiem, że moje oczy mogą być zamglone rozkoszą.

Próbuję powiedzieć coś w stylu „łatwo ci mówić", ale z moich ust wydobywa się jedynie niezrozumiały bełkot.
To nie zależy ode mnie, szarpię mocno rękami, co powoduje, że metalowe kajdanki wbijają mi się boleśnie w nadgarstki. Na chwilę wraca mi racjonalne myślenie. Nie mogę mieć przecież takich samych obtarć na obu rękach! Jak to będzie wyglądać w pracy?

Po części jestem mu wdzięczny, kiedy powoli i ostrożnie wyjmuje mi knebel z ust. Mogę w końcu normalnie odetchnąć. Dopiero teraz czuję, jak bardzo bolą mnie zęby i dziąsła od zaciskania.
Dylan chyba widzi moją niezbyt zadowoloną minę.

– Działa? – pyta, pochylając się nade mną.

– Hmm? – Przez chwilę nie wiem o co mu chodzi, ale mimo wszystko orientuję się, że niekontrolowane dreszcze opuszczają moje ciało. Nie wiem na jakiej zasadzie to działa, i czy to w ogóle działa, ale coś ze mną robi, bo naprawdę, przyrzekam - opuszcza mnie ochota na Dylana. Może nie do końca, ale ta niezdrowa chcica ustępuje.
Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatruję się w niego, nie odzywając się ani słowem.

– Twoja mina mówi mi, że jednak działa – Uśmiech, którym mnie obdarza, nagle przywraca mnie do rzeczywistości.

– Może – wzdycham, nadal czuję ból dziąseł i słowa, które wychodzą z moich ust wydają się trochę zniekształcone.

– To miała być dla ciebie kara – mruczy pod nosem – Ale mam nadzieję, że tym razem zapamiętasz tą lekcję na dłużej, bo inaczej znów będę musiał cie ukarać.

– Tak - możesz karać mnie cały czas – Mam ochotę go pocałować, tak po prostu, najzwyklej na świecie pocałować, jednak Dylan zachowuje się tak jakby czytał mi w myślach i nachyla się nade mną, bardzo delikatnie muskając moje wargi, swoimi, pełnymi i miękkimi ustami.

Co najbardziej mnie zaskakuje, to zaangażowanie z jakim Dylan mnie całuje, tak jakby przed chwilą wcale nie znęcał się nade mną poprzez dziwne, perwersyjne zabawy.
Nie rejestruję dokładnie momentu, w którym mogę swobodnie ruszać rękami. Ramiona bolą mnie od ciągłego uniesienia, ale wiem, że dopiero wieczorem, albo jutrzejszego rana będę odczuwał prawdziwy ból po „terapii".
Dylan rozkuwa mnie, po czym odrywa się od moich ust na kilka sekund.

– Dobra, teraz możemy porozmawiać.

Kochani, wiem, że trochę mnie nie było, ale napisanie tego rozdziału zajęło mi jakieś 3 tyg. Mam kompletnego artblocka, nie wiem czemu tak... to chyba przez szkołę i świadomość, że matura już za 1,5 miesiąca, to tak szybko leci że jestem przerażona!
Naprawdę... nie mam czasu na jakiekolwiek powtórki do matury bo bieżące rzeczy do szkoły zabierają mi całe popołudnia, więc ja nie wiem jakim sposobem choć trochę przygotuje się z biologii rozszerzonej, albo powtórzę motywy na polski 😓😓
Ostatnio mam też takie różne przemyślenia dotyczące ludzi. Jestem już tak bardzo zmęczona setkami tych samych ludzi w szkole i pewnymi osobami, że z jednej strony cieszę się że to już koniec mojej kariery w liceum, ale z drugiej ciężko mi sobie wyobrazić, że to już naprawdę koniec.
Nie porzucę tego opowiadania, nie martwcie się, ale nie wiem kiedy dodam następny rozdział i co w nim będzie. Macie jakieś rady na artblocka? Jak tak, to napiszcie mi w komentarzu może jakieś pomysły...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro