Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Wciągam ostro powietrze do płuc, kiedy widzę wyświetlający się numer Dylana w telefonie. Miał dać mi znać odnośnie dogadania zespołu, który ma wystąpić na moim bankiecie.
Ostrożnie przeciągam zieloną słuchawkę i przystawiam aparat do ucha, i zaraz słyszę rozbrzmiewający, piękny głos Dylana.

– Cześć, udało mi się namówić chłopaków na występ – mówi, a ja przeklinam siebie w duchu za to, że nie potrafię uspokoić galopującego serca.

– O, to świetnie – Tylko tyle udaje mi się powiedzieć. Jestem zbyt podniecony tym, że po raz pierwszy rozmawiam z nim przez telefon, a nie za pomocą smsów.

– Kiedy mogliby podpisać umowę? – pyta, a jego ton głosu sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Nie wiem, może dla kogoś innego byłaby to zwykła rozmowa, ale dla mnie jest ona pełna napięcia.

– Myślę, że możemy załatwić to tuż przed bankietem – Wysilam się by mój ton brzmiał w miarę normalnie.

– No dobrze – Mam wrażenie, że Dylan wręcz mruczy do telefonu. Naprawdę, to dla mnie zbyt wiele. To tak, jakbym leżał na brzuchu w miękkiej pościeli, a on górował nade mną, pochylał się i szeptał do ucha swoim ponętnym głosem. Kolejny zimny dreszcz przechodzi wzdłuż mojego ciała i już naprawdę nie mogę się powstrzymać.

Dobrze, że jest wieczór, a ja jestem już w swoim domu. Automatyczne rolety osunęły się już godzinę temu, kiedy zaczęło się zmierzchać, więc jestem tylko ja, moja ręka, i Dylan, gdzieś daleko, prawdopodobnie na Rockway.

– Thomas mówi, że załatwicie to na miejscu – Nagle jak oparzony przerywam sprawianie sobie przyjemności. Dochodzi do mnie, że tam gdzie jest Dylan, znajdują się też inni, są to prawdopodobnie członkowie tego zespołu.
Nie jestem jednak w stanie dosłyszeć drugiego głosu, który coś mu odpowiada.

Z jednej strony czuję się oszukany, bo sądziłem, że podczas naszej rozmowy Dylan również jest sam. Dla mnie znaczyło to o wiele więcej, każda wymiana zdań sprawiała, że z moim ciałem działo się coś dziwnego, coś co całkowicie zaprzeczało celowi mojej terapii.
Chociaż wmawianie sobie, że mój terapeuta podobnie jak ja, przeżywa każdą rozmowę i spotkanie, jest chyba oznaką pogłębienia mojej hiperseksualności.

– Harry nieco się zdziwił, że nie chcesz najpierw przesłuchać ich piosenek. Wiesz, to nie jest muzyka w stylu kwartetu smyczkowego – ciągnie, ale ja wyłączyłem się kiedy padło imię „Harry".
W jego głosie wyczułem coś dziwnego, kiedy go wspomniał. Nie wiem, co może to oznaczać, albo po prostu sobie wmawiam, ale mam nadzieję, że to tylko moja wybujała wyobraźnia.

– Po prostu wierzę w twój dobry gust – mówię i sam nie wiem dlaczego to robię. Po prostu już nie mogę wytrzymać tego napięcia, które panuje przez połączenie. Jak najszybciej muszę skończyć rozmowę, bo zaraz oszaleję! – Muszę już kończyć, do zobaczenia – Nie czekam aż mi odpowie, po prostu się rozłączam.

Od naszej rozmowy mija kilka minut, a ja dalej siedzę otępiały na kanapie. Coś ciągle nie daje mi spokoju i jest to Harry, którego imię w tonie Dylana było przepełnione troską i czymś więcej. Miłością?
Czy to możliwe by mój terapeuta miał kogoś i był gejem? Najgorsze połączenie z możliwych.

Kiedyś już nad tym myślałem i właśnie dochodzę do wniosku, że jestem głupi. Jak mogłem oczekiwać od Dylana, że ten nagle rzuci mi się w ramiona, kiedy zauważy jakie reakcje we mnie wywołuje.
On po prostu był lekarzem, miał też swoje osobiste życie, do którego mnie nie dopuszczał, a ja spowiadałem mu się ze wszystkich prywatnych spraw.
Powinienem dać sobie spokój z ciągłym fantazjowaniem, ale czasem nie mogę się powstrzymać. Jak mam kontrolować swoją hiperseksualność, jak Dylan nawet nie chce zacząć tego tematu podczas naszych sesji?!
Czuję się tak okropnie sfrustrowany, że potrzebuję natychmiastowego zwalenia i mam w dupie to, co powiedziałby w tym momencie Dylan. Poza tym to on jest temu winny.
Za nim jednak moja ręka trafi w to najbardziej strategiczne miejsce, zdaję się na napisanie ostatniej wiadomości do Dylana O'Brien.

Thomas Sangster: Czuj się również zaproszony na bankiet. Mam nadzieję, że ubierzesz się w coś ładnego :)

Wysyłam i nie myślę o konsekwencjach, które będą się z tym wiązały.
Chcę tylko wywołać w nim jakąś reakcję, dać mu coś do zrozumienia. Bo skoro jest tak mało bystry, to musi w końcu pojąć co ze mną robi.
Patrząc na tą sytuację z innej strony, nie mam nic do stracenia. Co, jeżeli zgwałciłbym mojego terapeutę na swoim firmowym bankiecie? Co by się stało? Przekonamy się...

***

Następny dzień wcale nie jest lepszy od poprzedniego. Od rana wydzwania do mnie Jaylin, by uzgodnić szczegóły dotyczące głównego dania. Mówię jej, że zdaję się na nią i szybko się rozłączam, tłumacząc się natłokiem pracy w domu. Tak naprawdę, nie robię nic.
Moją głowę znów zaprzątają myśli dotyczące Dylana, których za nic nie mogę od siebie odpędzić.
Nie odpisał mi wczoraj na ostatnią wiadomość. Zastanawiam się, co może być tego powodem. Ewentualności jest kilka, np. rozładował mu się telefon, napił się z kolegami i po prostu wyłączył się z życia medialnego, albo był tak bardzo zajęty migdaleniem się z Harrym, że nie zwrócił uwagi na przychodzącą wiadomość...

Tak, ta trzecia opcja jest z pewnością najbardziej prawdopodobna. Siedzę na kanapie, przy włączonym telewizorze na jakimś durnym, muzycznym kanale i wpatruję się w parujący kubek z kawą, stojący na niskim stoliku przede mną.
Od dłuższego czasu nie wiem co się ze mną dzieje, i nie mogę sobie z tym poradzić. Wszystko jest nie tak. Moja hiperseksualność, choroba matki i nadmierna zazdrość, o której nie miałem nigdy pojęcia, ani nie sądziłem że ujawni się akurat przy Dylanie.

Mam nadzieję, że jak tylko zobaczę tego Harry'ego na swojej imprezie, nie będzie on stał blisko Dylana.
W końcu płacę jemu i jego zespołowi za występ na scenie, a ja zajmę się tym, by pan O'Brien się nie nudził.

Za nim jadę do firmy, zaglądam jeszcze do matki, która o dziwo jest w bardzo dobrym humorze. Mam wrażenie, że od incydentu z tymczasową utratą wzroku, stała się bardziej pogodna i nie zadręcza się już sama.
Dlatego coraz przyjemniejsze są dla mnie te wizyty. Jak codziennie, przywożę jej siatkę zakupów, które rozpakowuję na ladzie. Matka siedzi w swoim wózku niedaleko mnie i opowiada mi fabułę swojej ulubionej, brazylijskiej telenoweli.

Udaję, że słucham jej z zainteresowaniem, bo nie chcę psuć jej dobrego nastroju. Dobrze, że chociaż ona jedna jest dzisiaj pogodna.
Opowiadam jej o bankiecie, który organizuję w swojej firmie dla pracowników. Oczywiście, nie wspominam o tym z jakiego powodu to robię. Nie chcę, żeby zamartwiała się również moimi problemami.
Nie wiem czemu, ale wspominam o nowym znajomym, którym oczywiście jest Dylan i o tym, że załatwił mi koncert jakiegoś „super znanego" zespołu, którego nazwy nie pamiętam.
Pamiętając o nastawieniu matki do ojca geja, staram się mówić o Dylanie tak, jakby był dla mnie zwykłym znajomym. Nie chcę wzbudzać w matce niepotrzebne podejrzenia, bo nawet nie ma nic na rzeczy.

        Kiedy stoję przed firmą, zastanawiam się czy zadzwonić do Dylana i poczekać na niego przed wejściem. Zapewne przyjedzie razem z zespołem, jednak wolałbym wprowadzić go samego.
Po kilku sekundach walki ze sobą, wyciągam telefon z kieszeni marynarki i wybieram jego numer.
Przestępuję z nogi na nogę, kiedy oczekuję na połączenie. Kiedy w końcu odbiera, słyszę jego zdenerwowany głos, chyba w czymś mu przeszkodziłem. Mam tylko nadzieję, że nie w stosunku z Harrym, bo jak tak to nie wiem kogo zabiję pierwszego. Harry'ego, Dylana czy siebie.

– Gdzie jesteś? – pytam, próbując ukryć zażenowanie, spowodowane moimi myślami.

– Już jadę – odpowiada zdawkowo, a mnie na nowo łapie skurcz w żołądku. Znam ten ton, mówi - przeszkadzasz mi.

– Poczekać na ciebie przed firmą? – ciągnę, bo przecież w tym celu dzwonię. Chcę mieć czyste sumienie, oraz przywilej zobaczenia Dylana w garniturze jako pierwszy.

– Tak, chłopaki spóźnią się parę minut, bo stoją w korku – mówi, a ja jestem w stanie usłyszeć przez telefon jak rusza na sprzęgle. Zapewne stał na czerwonym świetle. Czuję dziwną ulgę, kiedy uświadamiam sobie, że jest w samochodzie sam, a Harry i reszta są gdzieś daleko. To sprawia, że mój humor od razu się poprawia.

Jednak kolejna rzecz, która mnie zastanawia to to, z kim w takim razie jedzie Dylan? Przecież, dobrze pamiętam, że porusza się komunikacją miejską. Nigdy nie wspominał o tym, że ma prawo jazdy, a ja też nie pytałem. W sumie co się dziwić. On mi nic o sobie nie opowiada, to ja jestem od tego.
Ciekawi mnie, czy to, że zgodził się tu przyjść jest pokierowane dalszym ciągiem mojej terapii, tym, że grają jego znajomi, czy jednak trochę mnie lubi.

Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć dzisiaj odpowiedź na to pytanie. Ochota na zapytanie się o to Dylana mija w momencie, w którym na parking zajeżdża czarny, minivan, a za kierownicą siedzi mój terapeuta. Tak bardzo seksowny i piękny, że nie mogę ustać w miejscu, więc podchodzę do samochodu powoli, a on w tym czasie wysiada. Witam się z nim dość sztywno, bo dotyk jego dłoni ja mojej, sprawia, że moje serce wywija dwa koziołki w klatce piersiowej.
Dylan naprawdę musiał się dziś postarać. Jestem pewny, że gdybym nie wiedział, że jest psychoterapeutą i spotkałbym go na bankiecie tego typu, sądziłbym że jest to zwykły chłopak, trochę szalony, lubiący imprezować i łamać serca. Nie wiem czy porównanie mojego lekarza do typowego, filmowego bad boya jest trafne i właściwe, ale to właśnie te słowa cisną mi się na usta, kiedy spoglądam na pana O'Brien.

Dzisiaj krótko, trochę nijako, ale to wszystko przez ten cholerny brak czasu. Rozdział pisałam wczoraj ostatkami sił. Przepraszam :( jednak możecie spodziewać się następnego w piątek, tak jak było wcześniej C:
Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podobało.
Poza tym, mam ogromną prośbę, kto czyta to opowiadanie (a wiem że jest was dużo) i nie obserwuje mojego profilu niech to zrobi XD założyłam się z koleżanką, że do końca grudnia dobiję do 350 obserwatorów. Pomożecie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro