Rozdział 13
Wiem, że w tej sytuacji powinienem od razu zareagować, ale wizja wspólnej, jawnej gry z Dylanem napawa mnie jeszcze większym podnieceniem. Jednak teraz potrafię nad tym w jakiś sposób zapanować, co bardzo mnie cieszy. Przynajmniej nie pokaże mu, że jestem słaby i nie dam mu tej satysfakcji. Choć to trochę dziwne bym myślał w ten sposób o swoim psychoterapeucie.
Nie mniej jednak dziwnym jest też zachowanie Dylana, ale wmawiam sobie, że faktycznie wszystko jest celem mojej terapii. Czasem życie w kłamstwie, jest lepszym życiem.
– Mogę ściągnąć krawat? – pytam, starając się żeby mój głos brzmiał jak najbardziej stanowczo. Jednak kiedy tylko czuję jego dłoń na swojej, coś we mnie pęka. Zaciskam zęby, mając nadzieję, że nie usłyszał jak wciągam głębiej powietrze.
– Nie – odpowiada – Nie możesz dopóki ci nie pozwolę – szepcze, lekko ocierając się swoim lekkim zarostem o płatek mojego ucha. Dreszcz, który przechodzi moje ciało jest nie do opanowania – Kontroluj to – mówi i w tym samym momencie czuję pociągnięcie do tyłu za koniec krawata, przez co moja głowa automatycznie się odchyla.
W tej jednej sekundzie moją głowę nawiedza tabun różnych myśli, jednak nie jestem teraz w stanie znaleźć logicznego wytłumaczenia na to, co się dzieje.
– To na pewno wlicza się w zakres twoich obowiązków? – pytam i sam jestem zdziwiony opanowaniem w swoim głosie.
– A co jeżeli odpowiem „nie"? – pyta. Słyszę jak przechodzi na drugą stronę biurka. Nadal stoję, lekko o nie oparty i podpieram się obiema rękami o blat. Kark trochę mnie boli od tego niespodziewanego pociągnięcia w dół.
W ciągu kilku sekund tracę rekonesans i nie jestem w stanie wyczuć, gdzie znajduje się Dylan. Próbuję wsłuchać się w jego oddech, lub jakieś skrzypnięcie, jednak pozostaje dla mnie niewidzialny.
– W co ty grasz? – odzywam się, lekko odpychając od biurka i stając po środku pokoju. Próbuję zwizualizować sobie wnętrze mojego biura. Po prawej stoi skórzana kanapa i fotel, w takim razie dalej są szafki, a kawałek w bok - przeszklona ściana.
Skoro Dylan przeszedł na drugą stronę biurka, powinien cały czas tak być, a mi wystarczy tylko kilka kroków żeby się do niego dostać.
Ale czy właśnie o to mu nie chodzi?
Krzyżuję ręce na piersi i czekam na odpowiedź, jednak on nadal uparcie milczy.
– Nie rozumiem tej terapii. Ona chyba nie jest dla mnie – mówię i sięgam ręką do krawata, żeby zdjąć go z twarzy, jednak w tym samym momencie czuję silny uścisk na przedramieniu. Gorąca dłoń Dylana nie pozwala mi pozbyć się prowizorycznej opaski.
– Czy pozwoliłem ci to zdjąć? Jak skończymy, to zrozumiesz – mówi dziwnie spokojnym tonem i powoli przesuwa moją ręką, zmuszając mnie bym przestał napinać mięśnie. Naprawdę nie podoba mi się to, co robi, ponieważ w moich fantazjach to ja byłem tym dominującym.
– Eh – wzdycham i ponownie opieram się plecami o biurko – Więc co robimy?
– Wydaje ci się, że już całkiem zapanowałeś nad stresową sytuacją? – pyta, a ja już mam odpowiedzieć, ale dopiero po sekundzie rozumiem, że jest to retoryczne pytanie, bo on dalej ciągnie swój wywód – Otóż nie. Twój organizm, a raczej twoja psychika próbuje cię oszukać, a ty nie jesteś na tyle naiwny, żeby się nabrać, prawda?
– Nie – odpowiadam cicho, próbując przetworzyć w głowie sens jego słów. Znów czuję ciepło jego ciała, kiedy zbliża się do mnie, jednak tym razem jestem w stanie zapanować nad wszechogarniającym pożądaniem.
– Jak się teraz czujesz? Nadal jesteś zdezorientowany i zagubiony? – Kiedy jego ciepły oddech omiata mój policzek, uśmiecham się lekko.
– Nie – Kręcę głową i kiedy on ponownie pociąga za końcówkę mojego krawata, spodziewam się tego i stawiam opór.
– Co byś chciał teraz zrobić? – mruczy wręcz, a ja tylko przez chwilę waham się z odpowiedzią.
– Wziąć cię na tym biurku – mówię i słyszę jego cichy śmiech.
– Powiesz to samo jeszcze raz? – pyta, prawie stykając się klatką piersiową z moją. Jest tak bardzo blisko i kiedy tylko czuję jego chłodne palce, gdy rozwiązuje krawat oplatający moją głowę, czuję jak zdenerwowanie znowu przejmuje nade mną kontrolę.
Kiedy tylko śliski materiał krawata opada na ziemię, aja znów mogę otworzyć oczy, pierwsze co zauważam, to ciemność wokół mnie. Zastanawiam się, czy w biurze jest tak ciemno, czy na zewnątrz zapadł już zmierzch.
Dopiero po kilku sekundach dostrzegam sylwetkę Dylana, który stoi przede mną jakieś kilkanaście centymetrów i patrzy się na mnie bezczelnie. Nie potrafię inaczej nazwać jego wyrazu twarzy, a to stwierdzenie wydaje się najbardziej trafne.
– Co byś chciał teraz zrobić? – pyta znów, a ton jego głosu znów działa na mnie obezwładniająco. Sądziłem, że potrafię już nad tym zapanować, jednak się myliłem. Ręce znowu zaczynają mi drżeć i kompletnie nie mam pojęcia co zrobić. Nie mogę przecież powiedzieć mu prosto w twarz, że mam ochotę go zgwałcić.
Dylan wciąż patrzy na mnie wyczekująco, a ja jestem jak sparaliżowany.
– Widzisz, twoja psychika próbowała cie oszukać – zauważa i wydaje się teraz być bardzo zadowolony z siebie.
Czuję jak moja twarz płonie ze wstydu z powodu wcześniej, wypowiedzianych słów. Sam nie wiem, czemu to zrobiłem. Było to o wiele łatwiejsze, kiedy nie widziałem jego oczu, które nieprzerwanie teraz mi się przypatrywały.
W duchu dziękuję Bogu za to, że wokół nas panuje mrok i Dylan nie jest w stanie dostrzec rumieńców na mojej twarzy.
– A pamiętasz chociaż co wcześniej odpowiedziałeś? – pyta, wprawiając mnie w tym w jeszcze większe zakłopotanie.
– Ta – burczę, bo nie wiem jak powinienem się teraz zachować. Wiem tylko tyle, że najchętniej zapadłbym się pod ziemię.
– Takie sytuacje nie powinny cie stresować – mówi. Musimy jeszcze nad tym popracować. Przynajmniej wiesz jak sprawić, by choć na chwilę opanować zdenerwowanie – ciągnie, a ja drapię się po ręce. Naprawdę, chcę już stąd wyjść.
– Mam oszukiwać umysł? – pytam lekko zachrypniętym głosem.
– Dokładnie – odpowiada – To co, możemy już tam wrócić? – spogląda na mnie i wyciąga do mnie rękę. Patrzę na to z niedowierzaniem. Człowiek, któremu parę minut temu powiedziałem, że wręcz chce go wyruchać na tym biurku, teraz patrzy na mnie z troską. To dla mnie zbyt wiele.
Omijam go i jego wyciągniętą dłoń. Próbuję zignorować fakt, że przez cały czas idzie za mną, kiedy wychodzimy z mojego biuro. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy, gdy pojawiamy się z powrotem na sali bankietowej. Jestem przekonany, że już nigdy tego nie zrobię.
Przez całą tą STRESUJĄCĄ sytuację nie zauważyłem nawet, że zespół pseudorockowców zaczął już grać, a ludzie, którzy przyszli na bankiet świetnie się bawią.
Kiedy zaczepia mnie jedna z pracowni - Helen, najchętniej wymigałbym się czymś pilnym do zrobienia, ale nic nie przychodzi mi do głowy akurat wtedy, kiedy tego potrzebuję.
– Dobry wieczór – wita się, czym jestem trochę zakłopotany. Jestem przyzwyczajony, że z Jaylin mówimy sobie na ty i najchętniej przeszedłbym na to ze wszystkimi, innymi pracownikami. Niestety wiem, że muszę trzymać pewien fason i dyscyplinę w firmie. Inaczej wszyscy mieliby mnie za nic. Uśmiecham się do kobiety, która jest ode mnie starsza o parę lat, jednak pamiętamy się jeszcze z czasów, gdy byłem zwykłym, szarym pracownikiem i siedzieliśmy biurko w biurko w dziale ubezpieczeń rodzinnych.
– Witam, jak się bawisz? – pytam, zerkając wymownie w kierunku podestu, gdzie szaleją dwaj wokaliści.
– Ten zespół jest super. Nigdy o nim nie słyszałam, ale grają niesamowicie. Poza tym wszystkim się podoba – Uśmiecha się do mnie szeroko, a ja zaczynam się zastanawiać ile lampek szampana już wypiła.
Z jednej strony chcę znaleźć Dylana, ale z drugiej sytuacja sprzed kilku chwil wywołała we mnie tyle sprzecznych emocji, że aż zacząłem się go bać. Jego niekonwencjonalna terapia zaczęła zmieniać się w coś innego i nie wiem, czy jak tak dalej pójdzie to nie zmienię terapeuty. Myślę, że to rozwiązałoby wszystkie moje problemy. Chociaż, kogo ja oszukuję?
Kiedy Helen obchodzi, zagadnięta przez swoją koleżankę z pracy, dostrzegam Jaylin, która stoi przy bufecie i nakłada sobie na talerz francuskie paszteciki. Gdy tylko mnie zauważa, macha mi przyjaźnie i pokazuje, bym do niej podszedł. Wyglada dziś naprawdę ładnie i po raz pierwszy nie myśle o niej, jak o mojej matce.
Odwzajemniam uśmiech i również nakładam sobie na talerz jakieś przypadkowe przekąski. Muszę odwrócić czymś swoją uwagę i myśli, które wciąż krążą wokół Dylana.
– Ten zespół nie jest wcale taki zły – mówi, a ja przytakuję głową.
– Słyszałem właśnie, że chyba większości się podoba – Próbuję przekrzyczeć głośną muzykę.
– Wydają się świrami, ale chyba są fajnymi ludźmi – Wzrusza ramionami, a ja zerkam w stronę chłopaków, skaczących po podeście. Zastanawiam się, który z nich do Harry i czy Dylan, podobnie jak mnie, jego też ciągnie za krawat.
Moje rozmyślania przerywa Jaylin, która chwyta mnie za ramię i ciągnie na środek. Wcale nie opieram się przed tańcem z nią, bo po pierwsze - jest moją najbliższą przyjaciółką w firmie, po drugie - jest ode mnie starsza prawie o dziesięć lat, a po trzecie - nie pociąga mnie w żaden sposób, mimo że wiem, iż ona miałaby na mnie ochotę.
Kiedy obracamy się w rytm muzyki, kątem oka dostrzegam Dylana, który stoi teraz przy bufecie, trzymając w jednej ręce pusty talerz i mając utkwionym wzrok prosto we mnie. Od jego głębokiego spojrzenia robi mi się gorąco, jednak kiedy czuję wszechogarniającą panikę staram się nad nią zapanować.
Nie dam ci tej satysfakcji Dylanie O'Brien, już więcej mnie nie poniżysz.
Tańczę z Jaylin, przez cały czas starając się utrzymać z Dylanem kontakt wzrokowy. Może i jestem hiperseksualny, ale to mój psychoterapeuta jest nienormalny w tej chorej grze pozorów, którą on zaczął.
17 grudnia w niedzielę, oczekujcie wstępu do Oczka w głowie, który będzie zapowiedzią Wigilijnego 3-częściowego shota 😏
I kurde, kiedy obejrzałam oficjalny zwiastun do Leku na śmierć, stwierdziłam, że moja przygoda z Dylmasem/Newtmasem na pewno nie zakończy się po Nimfomanie XD. Dlatego w następnym roku możecie spodziewać się czegoś bardziej z uniwersum WL ☺️🤫
Standardowo, jeżeli wam się podobało napiszcie w komentarzu oraz zaobserwujcie profil!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro