Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Gdy weszliśmy do salonu, ogień w kominku dogasał. Dorzuciłem drewno i poprosiłem Anę, by usiadła na sofie, a ja w tym czasie poszedłem na górę. Musiałem sprawdzić, co z mamą. Zastałem ją śpiącą przy zapalonej lampce i z książką na poduszce, więc odłożyłem detektywistyczną lekturę na nocną szafkę i zgasiłem światło. 

Przebrałem się w suche ciuchy i, z przyzwyczajenia, delikatnie zamknąłem za sobą drzwi. Zbiegłem po schodach i przystanąłem zaraz za rogiem ściany. Dyskretnie obserwowałem Anę; klęczała przed kominkiem i przeczesywała palcami wilgotne włosy. Po dzisiejszych rozmowach mogłem śmiało sobie powiedzieć, że pomimo rozłąki i niewyjaśnionych spraw, które powoli zamykaliśmy, nadal coś mnie z nią łączyło, coś, co zaczęło się dawno temu. Byłem dorosłym facetem, nie niepewnym siebie gówniarzem i potrafiłem już sprecyzować własne uczucia, a przede wszystkim nie bać się ich. Ana stała się dla mnie osobistym sukcesem. Dała mi szansę po tym, jak właściwie to ja ją zostawiłem tutaj samą i wyjechałem setki kilometrów dalej. Naprawdę chciałem to teraz naprawić i nadrobić stracony czas, ale wiązało się to również z tym, że oboje zaczęliśmy odkrywać o sobie rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia.

Myśl o tym, co wyznała na przystanku, nie dawała mi spokoju. Ana była w ciąży, straciła ją, a ja cholernie martwiłem się o okoliczności tej tragedii. Kim był ten facet? I mam nadzieję, że jej nie skrzywdził.

Postawiłem na stoliku miskę z chipsami i dwa gorące piwa, po czym według wcześniejszego pomysłu, włączyłem starą VHS z „Martwicą mózgu". Opadłem na sofę i przeprosiłem Anę za brak krewetek, ale straciłem wenę do kulinarnych popisów, co skomentowała przegryzieniem chipsa i uniesieniem kciuka.

Na ekranie pojawił się małpo-szczur, z którego jako dzieciaki mieliśmy totalny ubaw, że reżyser musiał brać dobry towar, by wpaść na pomysł skrzyżowania małpy ze szczurem.

Lubiłem te dobre wspomnienia, a kiedy mając obok siebie Anę, nabierały one trójwymiarowego obrazu.

– Boże, ten film jest chory. Przez ponad godzinę oglądasz fruwające sztuczne flaki i mózgi na wierzchu polane litrami chyba keczupu imitującego krew. Totalna przesada – zaśmiała się.

– Klasyka horroru lat dziewięćdziesiątych. Taki był trend.

– Czyli przestałam to rozumieć, bo jestem już na to za stara?

Uśmiechnąłem się i otworzyłem drugą paczkę chipsów.

– Można tak to ująć.

– No to chciałabym mieć znowu siedemnaście lat i cieszyć się z takich głupot jak na przykład ten film.

Sięgnąłem po pilota i ściszyłem dźwięki piły mechanicznej przecinającej brzuch.

– Też chciałbym się cofnąć, ale z innych względów.

Spojrzeliśmy na siebie w jednym momencie. O jak sobie teraz dziękowałem, że nie wpakowałem do ust tego cebulowego chipsa.

– Jakich?

– Przecież wiesz...

Ana splotła palce na moim barku i oparła podbródek.

– Co wiem? Że nie zwróciłeś na mnie wtedy uwagi, a przynajmniej nie tak jak chciałam?

Uśmiechnąłem się, wytrwale patrząc na scenę w filmie, gdzie małpo-szczur wgryzał się w rękę matki głównego bohatera. Ana idealnie odczytała moją sugestię. Czułem teraz takie emocje w brzuchu jakbym wjechał właśnie na szczyt największej kolejki górskiej świata i oczekiwał na stromy zjazd.

– Ana, to nie tak. Zwracałem uwagę, ale do całej reszty niestety zabierałem się jak pies do jeża. Zwyczajnie zawaliłem. Byłem gówniarzem, który po prostu nie umiał grać w te klocki. 

– Przypuśćmy, że tak było, ale teraz wyobraź sobie, że cofasz się w czasie. Co robisz?

Spojrzałem w sufit.

– Pomyślmy...

– Miałeś na to dziesięć lat, Alex.

Zrobiło mi się gorąco i nie dlatego, że w kominku ogień palił się coraz mocniej, tylko dlatego, że poczułem oddech Any przy samych uchu, do którego wyszeptała tamte słowa.

Spojrzałem w jej oczy i powiedziałem z przekonaniem:

– Zrobiłbym to.

Pocałowałem ją.

Głęboko, namiętnie i nie pozwalając nam obojgu na oddech.

Zacisnąłem dłoń na jej pośladku i powędrowałem językiem w okolice ucha.

Dotykałem przy tym jej włosów, gładziłem dłonią nagą skórę pleców.

Serce waliło mi jak oszalałe.

Ale ciągle było mi mało.

Anie chyba też.

Opadając plecami na sofę, pociągnęła mnie za sobą i oplotła nogami. Oderwałem się przez chwilę od jej ust, ale tylko po to, by sprawdzić, czy nie śnię pieprzonego snu.

– Obiecaj mi, że już nigdy nie wyjedziesz –wyszeptała, dotykając mojej twarzy.

Jej głos i zapach był nader realny, a unikatowe oczy, którymi wdzierała się do moich myśli, musiały być prawdziwe. Wcale nie śniłem. 

– Obiecuję, że nie wyjadę bez ciebie.

Ana ścisnęła mnie udami i całując, zaczęła wyciągać koszulę zza paska moich spodni. Nie chciałem zostać dłużny, więc powędrowałem dłonią pod jej czerwony golf wprost do piersi. Mruknęła mi do ucha i odchyliła głowę. Odgarnąłem włosy z jej szyi i słysząc, jak oddech staje się krótki, pieściłem skórę raz delikatniej, raz mocniej.

W pokoju robiło się coraz goręcej.

Albo po prostu się podnieciłem, gdy myślami pognałem do swojego pokoju i położyłem Anę na łóżku.

Chciałem się z nią kochać.

Nieważne gdzie.

Po prostu teraz.

Zacząłem odpinać guzik jej dżinsowej spódniczki, a Ana sprzączkę od mojego paska. Przyspieszyłem wtedy pocałunek, lecz nagle, zabrała rękę od moich spodni i odepchnęła mnie od siebie.

– Jezu Chryste! – krzyknęła.

Poderwałem się jak poparzony.

– Co?!

Ana szybko obciągnęła spódnicę, a potem spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

– Twoja mama... – wyszeptała niespokojnie, odgarniając włosy z czoła.

– Co?

Kiwnęła podbródkiem, abym się obejrzał. Zrobiłem to i prawie dostałem zawału.

Mama, ubrana w długą nocną halkę, stała niedaleko naszej sofy i patrzyła na nas, a przynajmniej tak to wyglądało. Nawet nie drgnęła.

Poczułem jak po mokrych plecach przebiega zimny dreszcz.

– Co jest...

Zeskoczyłem z sofy. Okrążyłem ją, upychając niezdarnie koszulę w spodnie. Podszedłem do mamy. Nie ruszyła się. Była blada i jakby obecna tutaj, ale tylko ciałem. Albo to ja byłem zbyt przestraszony i wszystko wyolbrzymiałem.

Zerknąłem na Anę, która podkurczyła nogi i objęła rękoma kolana.

– Alex, co ona robi?

Machnąłem ręką przed oczami mamy.

– Chyba lunatykuje.

– Co?

– No to... kurwa... – wyszeptałem, przejeżdżając dłońmi po potylicy. – Ona tylko lunatykuje.

– Robiła to już wcześniej?

– Nie, to znaczy, nie wiem, nie przypominam sobie. Ale teraz... Boże, nie wiem.

– Alex, dostałam prawie zawału.

Ana opadła na poduszkę, ja odetchnąłem głęboko, bo prawie przed chwilą zszedłem. Wystraszyłem się jak diabli.

– Nawet mi nie mów.

Mama nagle ruszyła i ominęła mnie. Ana poderwała się na kolana.

– Alex, gdzie ona idzie?

– Nie wiem.

– A gdzie ma sypialnie?

– Na górze.

– To może tam?

– Może.

Stałem nieruchomo jak sparaliżowany i śledziłem wzrokiem moją matkę. W  rozpuszczonych siwych włosach i tej swojej halce sunęła przed siebie jak duch i – jak się okazało – wcale nie do swojej sypialni, ale wprost do korytarza. Zatrzymała się przy drzwiach.

– Piwnica.

– Co?!

– Ona znowu chce iść do piwnicy.

Rzuciłem się do biegu, Ana zaraz za mną.

– Mamo!

Krzyknąłem, gdy przekręciła klamkę i otworzyła drzwi.

Dobiegłem w ostatniej chwili i zatrzasnąłem je zanim zrobiła krok na nieoświetlone i strome schody.

I to był – z jednej strony – błąd. Byłem nieostrożny i szturchnąłem ją łokciem.

Wybudziła się.

– Do, diabła! Tylko nie to! – spanikowałem.

Nagle, chude ręce matki uniosły się i zesztywniały, a twarz wykrzywiła się w niemym krzyku. Przysięgam, że usłyszałem ją w swojej głowie, gdy złapała Anę za włosy i zaczęła szarpać jak w furii, a ja przez moment nie wiedziałem, co się właściwie dzieje. To się rozegrało w sekundach.

– Puszczaj mnie! – zapiszczała Ana. Usłyszałem jak matka, dosłownie, wyrywa cebulki jej włosów.

– „Mamo! Przestań, co ty robisz?" – Próbowałem gestykulować przed jej oczami, a drugą dłonią ścisnąłem staw nadgarstka, by zablokować jej palce. Sprawiłem matce ból, ale się udało. Puściła włosy.

– Ona jest szalona! - Ana wykrzyczała ze łzami w oczach i odskoczyła pod ścianę.

– Jest w szoku. Chyba nie muszę ci tłumaczyć takich medycznych spraw!

– Nie! Ona mnie nienawidzi!

Ana wybiegła z korytarza.

– Zaczekaj!

Trzymałem mamę w objęciu, kiedy nagle osunęła się na nogach, chwytając moich ramion. Objąłem ją mocniej i przytuliłem głowę do swojej klatki.

Czułem bezgłośny płacz.

Musiałem ją uspokoić, a przede wszystkim siebie.

Spowolniłem oddech i oparłem się o ścianę. Myślałem, że za chwilę zemdleję.

– Już wszystko dobrze...

Wymamrotałem i usłyszałem kroki. Spojrzałem w prawo. Ana miała na sobie kamizelkę i torbę na ramieniu. To oznaczało jedno.

– Ana, zaczekaj.

– Będzie lepiej, jak sobie pójdę.

– Nie, proszę, zostań.

Drzwi zamknęły się z hukiem.

– Ana! – zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. – Kurwa...

Wieczór skończył się fatalnie.

Mama spojrzała na mnie i zapytała: „Co się stało? Dlaczego tu jestem?"

Odpowiedziałem, że lunatykowała, po czym podniosłem się z nią ostrożnie i skierowałem nas w stronę schodów.

Jednak zanim dałem krok na pierwszy stopień, zerknąłem w stronę piwnicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro