Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Leżeliśmy z Aną na łóżku i oglądaliśmy "Milczenie Owiec". Jedną dłonią gładziłem ją po biodrze, a w drugiej trzymałem jej rękę, gdy odpoczywała obok, mając głowę na mojej klatce piersiowej. To był mój wymarzony i spokojnie płynący czas po przeżytym stresie, który trzymał mnie w ryzach od śniadania, aż do powrotu do domu.

Wjechałem do garażu, siedząc jak na szpilkach. Ana po drodze kupiła szarlotkę i wręczyła ją mamie, gdy tylko przekroczyliśmy próg kuchni. Serce miałem wtedy w gardle, ale gdy tylko usiedliśmy do kolacji, wszystko potoczyło się idealnie. Jakby gdyby wcześniej nic się nie wydarzyło. Sprawiało mi to ogromną radość, bo patrząc na mamę i na Anę, które śmiały się z moich suchych żartów, nareszcie odczuwałem, że pękła bariera przeszłości, ale gdzieś nadal siedział obok ten podejrzliwy Alex, który kopał mnie w kostkę i kazał być czujnym wobec matki, która mogła w każdej chwili wywinąć mi numer.

Całe szczęście, że moje obawy się nie ziściły.

A jednak, pomimo dobrej atmosfery – jak na spotkaniu paczki przyjaciół z dawnych lat – nie mogłem oprzeć się, by nie wracać myślami do rozmowy z oficer Kent. Usiłowałem wyłuskać z niej coś, co być może wtedy mi umknęło, ale gdy odleżało jakiś czas w pamięci, to nabrało innego kolorytu. Pamiętałem każde słowo. Każdą przerwę, którą policjantka robiła pomiędzy zdaniami, a jednak nic się nie zmieniło.

Nadal nie istniało żadne inne wytłumaczenie jak takie, że wyolbrzymiam sprawę i szukam rozwiązania przyczyny zachowania i słów matki w kryminalnych zakamarkach zamiast u psychoterapeuty lub psychiatry.

Oczywiście byłoby miło, gdyby myślał tylko o tym, ale niestety, zastanawiała mnie jeszcze jedna rzecz: dlaczego w dniu śmierci taty tak duży procent wyszukiwanych haseł w przeglądarce dotyczył Lisy Lewis i jej rodziny? Dlaczego ktoś się tym interesował i to po tylu latach? Zwykła ciekawość, czy stało za tym coś jeszcze?

Wałkowałem to w głowie coraz intensywniej. Może gdyby nie fakt, że informacji tych szukano w dniu śmierci taty, dałbym sobie spokój, ale tak? Powracało to do mnie wraz ze słowami, że mój ojciec został zamordowany. Wtedy wszystko od nowa łączyłem, ponownie grzebałem za poszlakami, które miałby zaprowadzić mnie sam nie wiem gdzie. Bo kto i dlaczego chciałby śmierci mojego ojca? I kolejne pytanie: jak do tego właściwie mogłoby dojść?

Nie potrafiłem odpowiedzieć na te i inne pytania, ani tym bardziej wysuwać pochopnych oskarżeń. To było zupełnie nie w moim stylu.

Zmrużyłem oczy i odwróciłem spojrzenie w okno, gdy na zewnątrz rozbłysnęły latarnie. Przypominałem sobie tydzień, w którym społeczność Green Village szukała pani Lewis po tym jak zaginęła. Moja rodzina również włączyła się w akcję. Z latarkami w dłoniach przeczesywaliśmy prawy brzeg Blue River, a także centrum miasteczka i to kilkukrotnie. Krzyczeliśmy ile sił w płucach: "Lisa!", ale bezskutecznie. W ostatnim dniu poszukiwań odwiedziłem Larry'ego, chcąc zapytać jak się trzyma i nigdy nie zapomnę tego widoku. Jego zapłakanej twarzy, opuchniętych oczu i trzęsącej się dłoni, w której ściskał słuchawkę telefonu. Jak w obłędzie wykręcał numer komórkowy matki, bo za wszelką cenę chciał, by odebrała, ale to było niemożliwe. Telefon odzywał się w salonie, gdzie pani Lewis od kilku dni nie było.

Larry był w tragicznym stanie. Momentami tracił wręcz kontakt z rzeczywistością i trwało to aż do wypadku.

Wspomnieniowy koszmar.

Odwróciłem głowę od okna i zapatrzyłem się w końcowe napisy pojawiające się na ekranie laptopa i wtedy przyszła mi do głowy myśl: a co z telefonem taty?

Ana, trzymając na mnie nogę, podciągnęła ją wyżej i głośno sapnęła. Pocałowałem jej czoło i poruszyłem się nieznacznie, więc uniosła głowę i zaspana wymruczała:

— Połowę filmu przespałam. Streścisz mi chociaż zakończenie?

Uśmiechnąłem się i lekko klepnąłem ją w pośladek.

— Jak wrócę. Muszę do łazienki.

Wychodząc z pokoju, widziałem jak Ana kładzie się na brzuchu przed laptopem i wpisuje coś na klawiaturze. Przymknąłem drzwi. Wbrew temu, co powiedziałem, nie miałem zamiaru iść się odlać. Okłamałem Anę, ale tylko dlatego, by o tak późnej porze nie prowokować ponownej dyskusji dotyczącej tego, co podpowiada mi serce.

Minąłem po cichu łazienkę i przekręciłem klamkę drzwi do pokoju, który znajdował się na końcu korytarza. Miałem z tym skończyć, z chorym śledztwem, ale z jakichś względów nie potrafiłem. Ta cholerna przeglądarka nie dawała mi spokoju.

Ledwo ocierałem się o prawdę, czy też głęboko myliłem? Nie miałem bladego pojęcia.

Znalazłem się w gabinecie ojca. Zamknąłem za sobą drzwi i nie zapalając światła – z nadmiernej ostrożności, by nie zostać zauważonym szczególnie przez matkę – uruchomiłem tylko latarkę w telefonie. Obszedłem biurko i pamiętając, że mama włożyła telefon do dolnej szuflady, odsunąłem ją i podświetliłem zawartość. Był tam nadal, więc wziąłem go w dłonie i spróbowałem uruchomić. Chciałem sprawdzić połączenia z dnia, w którym zmarł.

Ikona baterii zamigotała, pokazując zero procent. Dosunąłem stopą szufladę i usłyszałem kroki przy samych drzwiach. Odruchowo chciałem wsadzić telefon taty do tylnej kieszeni, ale on tylko ślizgnął się po moich spodniach i upadł na podłogę. Skrzywiłem się i wstrzymałem oddech. Kroki oddaliły się. Pewnie to mama wchodziła do swojej sypialni. Odetchnąłem więc z ulgą, ale, Boże, byłem po prostu wystraszony. Bo co tu robiłem? Po ciemku, tylko z latarką telefonu? Głupota. Wtedy naprawdę można by pomyśleć, że to mnie odbija.

Skierowałem wiązkę światła w okolice stóp. Telefon rozpadł się na części. Obudowa osobno i bateria osobno. Przykucnąłem i pozbierałem elementy, a gdy miałem już wstać, zauważyłem, że w miejscu, gdzie wypadła bateria, jest coś jeszcze. Wziąłem w palce – jak się okazało – kartę SIM i podniosłem się do pionu. Chciałem umieścić ją w telefonicznym gnieździe, ale gdy oświetliłem je, to zobaczyłem, że jest zajęte przez inną kartę. Otworzyłem dłoń, w której trzymałem tę drugą i przyjrzałem się jej uważniej. Musiała wypaść ze środka, choć ten model telefonu nie posiadał drugiego gniazda na kartę. Dodatkowo wyglądała na starszy typ SIM, bo była pozdzierana i dużo większa niż obecnie używane. Złożyłem telefon do kupy i wcisnąłem go w kieszeń i tym razem celnie. Znalezioną kartę również. Jutro naładuję baterię i postaram się sprawdzić zawartość komórki ojca. Czy liczyłem na to, że jednak coś tam znajdę, co popchnie mnie w śledztwo głębiej?

Będąc szczerym? Cholernie nie.

Wszedłem do łazienki i dla niepoznaki spuściłem wodę w sedesie i umyłem dłonie. Wróciłem do Any i ległem na łóżku. Założywszy ręce pod kark i nogę na nogę, zapytałem na zupełnym luzie:

— To od którego momentu mam ci streścić fabułę?

— Oj, mniejsza już o to. Znalazłam następny.

— Super. Jaki?

— "Szczęki". Część pierwsza.

— O, dobry wybór. Oglądałem to sto lat temu. — Zaśmiałem się.

Ana wcisnęła play i zgarnęła poduszkę pod głowę, po czym spojrzała na swój telefon.

— Muszę być jutro we Frisco jednak wcześniej niż o dziewiątej. — Sapnęła ciężko. — Także, niestety, ale nie pośpimy.

— Dlaczego tak?

Odłożyła komórkę na szafkę nocną i podparła głowę o rękę, drugą zaczęła gładzić moją szyję.

— Chcę podpisać umowę o wynajem mieszkania, a jego właściciel jest tylko do ósmej. Potem wyjeżdża na tydzień. Wiesz, zależy mi, bo to dobra okazja. Dosyć tanio i blisko szpitala, co mi pasuje, bo nie mam samochodu.

— Ana, to jest bezsensu.

Zmarszczyła czoło.

— Co jest bezsensu?

— To, że szukasz mieszkania.

Migiem usiadła na mnie okrakiem.

— A to niby dlaczego? Mam iść mieszkać pod most?

Położyłem dłonie na jej biodrach. Telefon ojca uwierał mnie w pośladek, gdy Ana siedziała na mnie i się wierciła.

— Nie pod most, ale to jest beznadziejne, że szukasz mieszkania, kiedy w moim domu są wolne pokoje — oświadczyłem. Pomyślałem o tym już za pierwszym razem, gdy tylko wspomniała o sytuacji z domem swojej ciotki i że musi go opuścić.

Ana pochyliła się, a jej włosy smyknęły mnie po twarzy.

— Zaraz, zaraz. Czy ja dobrze rozumiem?

Zebrałem kosmyki i założyłem za jej uszy. Chciałem dokładnie widzieć reakcję Any na to, co mam jej do zaoferowania.

— Kochanie, nie ma sensu, abyś napełniała kieszenie obcego faceta, wynajmując coś u niego, kiedy połowa tego domu stoi pusta, bo nie udostępniamy już turystom. Przeprowadź się do mnie.

— Alex? Nie mówisz poważnie?

Potarłem dłońmi po jej udach.

— Mówię śmiertelnie poważnie.

— A co na to twoja mama?

— Myślę, że ucieszy się z dodatkowego towarzystwa. Ten dom nie może być cichy i pusty. Nigdy takim nie był.

— Więc najpierw z nią porozmawiaj, ale.... — przesunęła palcem po mojej żuchwie i poruszyła biodrami — z góry mówię, że mnie, ten pomysł się cholernie podoba.

Zdążyłem się już tylko uśmiechnąć, nim Ana zaczęła mnie całować. Zresztą dalsze słowa były przecież zbędne. Zgadzaliśmy się, jak do tej pory prawie we wszystkim, a teraz nawet i w tym, że mieliśmy ochotę porzucić kolejny filmowy seans i zająć się porządnie już tylko sobą. 

Powędrowałem dłońmi z ud Any na jej pośladki. Delikatnie je ścisnąłem. Zaczęła wtedy poruszać biodrami w tył i przód, a ja z podniecenia pognałem z szybszym i głębszym pocałunkiem. Podkurczyłem nogi i przesunąłem rękę w kierunku jej szyi, trącając pod drodze pierś. Ana mruknęła, ukąsiła moją dolną wargę i odessała się od nich. Wyprostowała się dumnie i odrzuciła włosy na łopatki. Położyłem wówczas ręce na jej talii, a ona swoje na mojej klatce piersiowej.

Oddychaliśmy tym samym tempem.

Płytko i niespokojnie.

Chłonąłem ciepło, które wzajemnie sobie dawaliśmy i odzyskiwałem to, co mogłem mieć już dawno temu. Czekałem już tylko na jej szczery uśmiech, którym potwierdziłaby mi ostatecznie, że chce tego, co ja.

— Jeżeli powiem ci, że cię kocham, to nazwiesz mnie zdziecinniałym idiotą, co?

Uśmiechnęła się.

— Dlaczego tak sądzisz?

Zaśmiałem się.

— Bo wyznanie miłości po kilku dniach związku jest ponoć nienormalne i niedojrzałe.

— Czujesz coś do mnie tylko od kilku dni? — Przygryzła wargę. — Bo ja sądzę, że trwa to znacznie dłużej, więc nie wpisujesz się w ten schemat.

— Dobrze myślisz. Ostatnio nawet wspominałem sobie moment, w którym to do mnie dotarło, że wariuję na punkcie Any Mayer.

— A wiesz, że ja też?

— Tak? Niemożliwe. — Pomachałem brwiami.

Ana zachichotała.

— To było wtedy, gdy dałeś mi discmana i spaliłeś buraka, gdy pocałowałam cię w policzek. To był właśnie ten moment — przyznała, bawiąc się łańcuszkiem. — Byłeś tak uroczo skromny... — zaśmiała się – i zawstydzony.

— Nieee... — odchyliłem głowę. — Ale wtopa.

— Nieprawda. — Objęła moją twarz i ścisnęła, robiąc z moich ust rybi dziób. — Kochałam się w tobie, ale niestety byłam też przekonana, że masz mnie tylko za przyjaciółkę.

— Działo się zupełnie odwrotnie.

Założyła ręce pod piersiami.

— Ach tak? Kręciłeś z Peggy.

Roześmiałem się i uniosłem głowę.

— Co? Z kim?

—  Z Peggy Miller. Długonoga brunetka z rocznika niżej.

Opadłem głową na poduszkę.

— To był chyba ktoś jednak mało ważny, bo kompletnie jej nie pamiętam.

— Ale ja pamiętam. Spędzałeś z nią w ostatnią zimę po szkole dużo czasu. — Rozszerzyła oczy. — Zdecydowanie za dużo.

Oświeciło mnie, a w reakcji zacząłem się znowu głośno śmiać.

— O, rany... Już wiem! — Pacnąłem Anę w pupę. — Uczyłem Peggy grać na gitarze, ale opornie szło, dlatego tak długo się z tym użerałem. Jedyny plus, że sobie coś na tym zarobiłem.

Ana podejrzliwie zwęziła oczy.

— Raz oddała ci na przystanku twoją koszulę. Gdzie ją wcześniej zostawiłeś? Przyznaj się.

— Na pewno nie u niej. Może w szkole? Ała! — Uszczypnęła mnie w udo. — Mówię prawdę. Miałem w głowie tylko Anę Mayer z kocimi oczami.

— Och, dobra, już koniec. — Pokazała mi język. – Gadamy jak dzieci.

— Racja. To może przejdźmy teraz do spraw dla dorosłych?

Mrugnęła do mnie.

— Z przyjemnością.

Uniosłem się nieco i przyciągnąłem Anę do siebie, żeby ją pocałować.

— Peggy Miller... — Zaśmiałem się między pocałunkami. — A to ci dobre.

— Oj, cicho już...

Ana wyprostowała się i powędrowała dłońmi do górnych guzików sukienki. Odpinała jeden za drugim, bujając przy tym kokieteryjnie biodrami. Chciałem się z nią kochać i wszystko ku temu zmierzało, więc wykonałem zaskakujący dla niej ruch i obaliłem ją na plecy. Pisnęła, mając sukienkę rozpiętą do połowy. Pocałowałem rowek między jej piersiami i powiedziałem:

— Daj mi trzydzieści sekund.

Zeskoczyłem z łóżka. Ana podparła się na łokciach i przeczesała włosy.

— Gdzie idziesz?

— Piętnaście sekund. — Zapewniłem, wściubiając głowę między futrynę a uchylone drzwi.

Wparowałem do pokoju Dylana. Zapaliłem światło i dopadłem do szuflady, wiedząc, że jestem w kropce. Odsunąłem ją i zanurkowałem dłonią za paczką prezerwatyw, którą tam wcześniej znalazłem. Wyjąłem ją i odszukałem datę przydatności.

— Po terminie. Dzięki, Dylan, naprawdę mi pomogłeś.

Roześmiałem się i wrzuciłem bezużyteczne kondomy ponownie na ich miejsce. Stałem jeszcze przez moment jak kretyn i podpierałem ręce o biodra, gapiąc się za okno na migające światła narciarskiego stoku.

Jestem odpowiedzialny. Naprawdę jestem odpowiedzialny... Po prostu muszę piorunem skoczyć na stację.

Albo nie, tam nie. Pojadę do centrum.

Wyszedłem z pokoju brata i wróciłem do swojego, ale gdy dałem krok tuż za próg, zobaczyłem Anę. I nic w tym dziwnego, przecież tu czekała, ale z tą różnicą, że, gdy wychodziłem, była nadal ubrana, a teraz leżała naga na moim łóżku, z nogą założoną na kolano i bawiąc się lokiem.

Gdybym był postacią z kreskówki z moich uszu właśnie wydobywałaby się para pod ogromnym ciśnieniem, z którą ulatywałaby moja odpowiedzialność powiązana z chęcią wycieczki do centrum.

— Ty niecierpliwa diablico.

Zachichotała i obróciła się na brzuch. Spojrzała na mnie zza kurtyny blond włosów, unosząc lekko pupę i wyginając plecy w łuk.

O, na litość boską!

Natychmiast zrzuciłem z siebie koszulkę, która zawisła na stojącej lampie. Światło zamigotało. Spojrzałem tam, w obawie, że lampa rąbnie na podłogę. Nie rąbnęła. Rozpiąłem wtedy pasek i ruszyłem pewnie do Any.

— Zamknij drzwi na klucz.

Zatrzymałem się, mając już kolano na łóżku i odpinając guzik spodni.

— Co? Po co?

Ana uniosła nogi i skrzyżowała w kostkach. Westchnęła i seksownie się przeciągnęła.

— Żeby tym razem nikt nam nie przeszkodził.

— O... — Uniosłem brwi. — Fakt.

Błyskawicznie przekręciłem klucz i zostawiłem go w drzwiach. Zrzuciłem z siebie resztę ubrań i wskoczyłem na łóżko. Ana ułożyła się plecach, i gdy miałem ją między swoimi rozstawionymi ramionami, oplotła mnie nogami w pasie. Zbliżyłem usta najpierw do jednej piersi, potem drugiej, potem do okolicy pępka, i wsłuchując się w jej ciche pojękiwanie, spacerowałem gorącym oddechem coraz niżej, od czasu do czasu całując po skórze.

— Och, słodki Boże...

Jęknęła głośniej i ścisnęła mocniej udami.

To był najlepszy seks w moim życiu.

I miałem nadzieję, że w życiu Any również.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro