Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie wyobrażam sobie życia kiedy odejdziesz.


Lawa, wszędzie lawa i krew. Spojrzałam na niebo, całe czerwone a gdzieś w tle słońce, tak dobrze widziana kula ognia. Pod moimi nogami kawałki skalne pomiędzy nimi płynęła rzeka ognia. Przede mną zauważyłam jednak jego. Stał majestatycznie i wpatrywał się w jedyne drzewo. Na nim jakby z ogników wychodziły głosy i płacze. Co to do cholery ma być. Kiedy ruszyłam w stronę tych dźwięków, aby chociaż trochę im pomóc

-Zawsze musisz się pojawiać tam gdzie Cię nie zapraszają.-odezwał się i odwrócił w moją stronę. Ruszył do mnie powoli. Wtedy to mogłam zauważyć ten mrok w jego oczach. To nie był ten chłopak, który mówił że wszystko będzie dobrze. To był mężczyzna, który wyglądał jak przystojny potwór. Jaki paradoks, tak pragnąć kogoś, kto może cię zabić. -Trochę mi schlebiasz Ci powiem. Choć wole siedzieć w twojej głowie niż widzieć cię w moim świecie. – jego słowa jakoś przeszły mi mimo uszu. Dalej zaczęłam iść w stronę drzewa, ale mężczyzna mnie złapał i zasłonił ten widok. -Nie możesz już im pomóc.

-Dlaczego?- spojrzałam w jego oczy, teraz jakby łagodniejsze. Dotknął mojego policzka i stał się znów tym dobrym chłopcem. Tylko dla mnie.

-Bo Oni muszą tu być, a ty musisz się obudzić. Miło było Cię tu zobaczyć. – puścił mnie. A ja nie chciałam wychodzić z tego miejsca zostawiając ich cierpiących. Zebrałam cała moc która we mnie drzemała i wypuściłam ja wokoło. To była jakby obręcz, ale ja nie chciałam by była tak wielka. Chciałam po prostu ich uwolnić, spojrzałam w stronę słońca które jakby rozcięłam na pól. Wszystko zaczęło się trząść a wtedy to usłyszałam.-Obudź się!-jego krzyk który wyciągnął mnie z snu. Jakby z koszmaru.

Wtedy przez dłuższy czas jakbym go nie słyszała. Ale później znów zaczął swoje plotki w mojej głowie. Chłonęłam jego wiedzę jak czarna dziura światło. Albo On chłoną moje myśli i uczucia. To jak ktoś uczy Cię porządkować emocje, jak do dokładnej szuflady. Gdzie wkładać daną emocje, żeby tobą nie zawładnęły. Nauczył mnie spokoju, jakby harmonii. Ale zasiał coś jeszcze, małe pragnienie potęgi.

Nie wyobrażam sobie życia kiedy odejdziesz.

Kochanie kogokolwiek sprawiało wielki problem, gdy większą radość sprawia komuś pisanie książek. Albo bieganie aż zmęczy się organizm, ostatecznie uderzanie patykiem o drzewo aby wyładować gniew. To w sobie miałam, gniew. Rzadziej się odzywał tym bardziej ja popadałam w złość. Nie mając kontaktu z nim, nie miałam kontaktu z potęgą. To czułam potęgę i władze. Czy to nie jakaś klątwa. Nie mógł mieć mojej duszy, bo ukryłam ją tak głęboko, że nikt nie mógł jej znaleźć. Ukryłam ją w jednym w wspomnień. Siedziała sobie bezpiecznie, bez jego ingerencji.

Obudziłam się ze snu, ale byłam w sypialni. Tylko nie mojej. Wielkie łóżko z widokiem na okno. On stał w nim tyłem do mnie. Ubrany w nienaganny garnitur, cholera tak dawno go nie widziałam. Czekałam na niego jak na najlepszy prezent.

-Muszę Cię zostawić.-odparł beznamiętnie. Jak to? Czy to jest możliwe, zostawić mnie. Ten głos w głowie. Tą czystą euforię jak go widzę.

-Jak to?- dalej na mnie nie spojrzał. Nie wiem czemu, bał się że cos dostrzegę. To był w błędzie, nie mogłam go odczytać nawet jakbym się starała.

-Nie jesteś gotowa.- westchnął i włożył ręce do przednich kieszonek garnituru.-Jeszcze za wcześnie, a ja nie mogę ciągle tu być. Po prostu..-wtedy się odwrócił i podszedł do mnie, znów ułożył dłoń na moim policzku.-Nie pakuj się w kłopoty i staraj się przeżyć.

-Wiesz, że teraz nie będę się chciała obudzić! Nie potrafię Cię zostawić. Nie zmusisz mnie żebym otworzyła oczy..- uśmiechnął się.

-Obydwoje wiemy, że to zrobisz. Nie chce odchodzić, ale im bliżej Ciebie chce być to mój mrok Cię wciąga. A jeszcze teraz nie jesteś na niego gotowa. Daj sobie kilka lat, zrozumiesz wtedy. To co masz tu głęboko ,,Hasa la mah, Merah li" -pocałował mnie w czoło i wyrwało mnie to z snu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro