Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

Zmrok powoli zapadał na Śródziemiem, a na niebie pojawił się piękny, jasny księżyc, który dotychczas chował się za chmurami.

Pośród kwiatów i drzew stała Isil i błyszczącymi, pełnymi nadzei oczami wpatrywała się w gwiazdy.

Razem z kompanią przebywała teraz w domu niejakiego Beorna. Od razu zachwyciło ją to miejsce i gdy krasnoludy, hobbit oraz czarodziej zasnęli, wyszła z drewnianej chatki i usiadła na - również drewnianej - ławce.

Mięśnie bolały ją po dzisiejszej ucieczce przed orkami, a głowa pulsowała od strachu. Była pewna tego, że nie wraca do Rivendell i wreszcie poczuła, że jest na swoim miejscu. Pomimo tego, że całkowicie nie pasowała do reszty drużyny - zarówno mentalnie, jak i pod względem wyglądu.

Najbardziej martwiła się jednak o dwie osoby. Eluvera i Thorina.
Elf napewno poruszył już całą dolinę Imladris z jej powodu.
I napewno był wściekły. Na Isil, na Gandalfa i zapewne na Thorina.

Ona bardziej niż gniewu narzeczonego, bała się właśnie przyjaciela. Czuła, że Dębowa Tarcza nie jest z nią szczery i obawiała się, że pewnego dnia rozkaże jej wracać do domu.
Ale ona miała już gotową odpowiedź - "właśnie do niego zmierzamy".

Gdzieś z tyłu usłyszała skrzypnięcie drzwi i nierówny, płytki oddech, a po sekundzie spytała:

- Czemu nie śpisz?

- Ciebie mógłbym spytać o to samo - odparł Thorin cicho i usiadł obok niej na ławce.

- Wskazuje na to moje imię. W dzień nie widać księżyca - mruknęła, wbijając wzrok w niebo.

- Chociaż raz mogłabyś zrezygnować z nocnych wycieczek. Rano wyruszamy - stwierdził krasnolud.

Zmierzyła go ciepłym spojrzeniem i uśmiechnęła się szczerze. W jego niebieskich oczach idealnie odbijało się światło księżyca, a na twarzy pojawił się typowy figlarny uśmiech, którym często obdarzał ją, gdy byli młodsi.

- Nadal zamierzasz iść z nami? Od kiedy tak polubiłaś przygody, hm? - zapytał kąśliwie.

- Nie polubiłam przygód. Polubiłam twoją kompanię - wyjaśniła i puściła mu oczko, ale Thorin zmarszczył tylko brwi.

- Moją kompanię, mówisz?

Zaśmiała się krótko i przewróciła oczami.

- Są bardzo...weseli. I tacy...specyficzni - odezwała się rozbawiona - W dobrym znaczeniu oczywiście.

Czuła na sobie wzrok krasnoluda i po chwili ich spojrzenia się skrzyżowały. Teraz spojrzenie Dębowej Tarczy było chłodne i stanowcze.

- Nie możesz z nami iść aż do Góry, Isil - oznajmił poważnym tonem, a dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie.

- Chyba nie zostawisz mnie u elfów, co? Umarłabym chyba - prychnęła - A tak w ogóle, nikt nie potrafi tak zmienić tematu jak ty...

- Przestań wreszcie sobie żartować. Zachowujesz się jak Fili i Kili. Idziemy odbić Erebor, a nie na romantyczną wycieczkę - mruknął.

- Gdyby to była romantyczna wycieczka, musiałbyś mnie całować. Światło księżyca, wszyscy śpią - zawsze tak zaczyna się miłość.

Prychnął tylko, przewracając oczami i nerwowo zaczął chodzić w kółko.
Isil przyglądała mu się z wyrazem zdziwienia na twarzy.

- Co robisz? - zapytała.

- Nic - odparł - Powinnaś iść i się przespać.

Podniosła się z ławki i stanęła przed nim w rozkroku, ze skrzyżowanymi ramionami i gniewną miną.

- O co chodzi? Kiedyś nie mieliśmy przed sobą tajemnic, a teraz co? - westchnęła, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie.

Przeniósł wzrok na ziemię i stali tak w ciszy przez kilka sekund, a potem dziewczyna warknęła:

- Thorin...

Uniósł głowę, ale zamiast udzielić odpowiedzi, odwrócił się do niej plecami.

- Co się dzieje? - dociekała Isil, zupełnie nie zniechęcona jego zachowaniem.

- Boję się Azoga. On nie będzie chciał zabić tylko mnie. Będzie chciał zabić też Filiego i Kiliego. Może nawet ciebie... - odezwał się w końcu Dębowa Tarcza, z powrotem odwracając się twarzą do niej.

- Dopóki jesteśmy drużyną, nic się nie stanie - odpowiedziała i zaczęła krążyć dookoła niego niczym wilk wokół ofiary - Jesteś ich przywódcą. Kompania ci ufa. Szanują cię. Doceń to i wykorzystaj. Wasza siła polega na tym, że jesteście drużyną...

Znowu stanęła z nim twarzą w twarz i posłała mu uśmiech. Ale nie zwyczajny - uśmiech pełen sprytu i przebiegłości. Uśmiech wygranych.

Skinął lekko głową, a potem objął ją ramieniem i razem ruszyli w stronę domu. Dziewczyna rozkoszowała się tą chwilą - gdy miała go tak blisko siebie i czuła jego ciepło. Gdzieś niedaleko usłyszeli jakiś szelest i niezidentyfikowany głuchy dźwięk. Thorin natychmiast puścił blondwłosą i wyciągnął miecz.

Odgłosy ucichły tak szybko jak się pojawiły, ale krasnolud jeszcze przez chwilę stał w gotowości, z bronią, osłaniając siebie i Isil.

- Chodź... - pociągnął ją do wnętrza domu i zamknął ciężkie, drewniane drzwi.

- Nie jestem śpiąca - stwierdziła cicho, żeby nie obudzić kompanów.

- Zaśpiewać ci kołysankę? - zapytał z doskonale słyszalną ironią w głosie.

Uśmiechnęła się do przyjaciela złośliwie i pokiwała głową powoli.
Thorin uniósł brew zdziwiony i rozbawiony zarazem.

- Żartujesz sobie? Nie jesteśmy już dziećmi - szepnął.

- To prawda. Niestety - posłała mu smutny uśmiech - Poza tym, pozostali napewno by się obudzili - skinęła głową na śpiącą kompanię.

Potem ruszyła na swoje posłanie, które naszykowała wcześniej i położyła się na nim. Przez kilka minut słyszała krzątającego się Thorina, a po jakimś czasie zasnęła, czując na sobie chłodne powietrze, wlatujące przez otwarte okno.

Gdy Isil obudziła się rano, wszyscy jeszcze spali. Nawet Dębowa Tarcza, który zazwyczaj budził się najwcześniej. I jedyną przytomną osobą był ich gospodarz.

Beorn lekko przerażał dziewczynę i zaczęła się zastanawiać, czy to nie jego słyszeli z Thorinem w nocy.

- Dzień dobry - odezwała się ciepło i podeszła do niego.

Musiała zadrzeć głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Jak na olbrzyma miał dosyć łagodny wyraz twarzy, choć jego oczy zdawały się przeszywać blondwłosą na wylot.

- Jak się spało? - spytał, stawiając na stole talerze z jedzeniem.

- Zadziwiająco dobrze - odpowiedziała wesoło.

Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, starając się najwyraźniej ocenić jej rasę.

- Nie jesteś krasnoludem - prychnął - Ani nie elfem. Człowiekiem też nie.

- Pół krasnolud, pół człowiek - wyjaśniła, nie do końca pewna czy powinna mu to mówić - Dziękujemy za gościnę. Jesteśmy z towarzyszami naprawdę zobowiązani...

Skłoniła delikatnie głowę, a potem przedstawiła się jako Isil z Rivendell.

- Twój narzeczony to potwór - mruknął mężczyzna o wiele ostrzejszym tonem.

- Dlatego wyruszyłam na tę wyprawę - odparła, nie trudząc się nawet dociekaniem, skąd Beorn zna Eluvera.

Po jakimś czasie do ich rozmowy dołączyły krasnoludy i Gandalf. Na stole roiło się od pyszności i Bombur bardzo chętnie z tego korzystał.

Ku utrapieniu Isil, ich gospodarz znacznie gorzej odnosił się do reszty kompanii. Gandalf ostrzegał ich, że nie lubi krasnoludów, ale dziewczyna miała nadzieję, że przemilczą tę kwestię.

- To ciebie nazywają Dębową Tarczą - zwrócił się Beorn do Thorina - Dlaczego Azog Plugawy na ciebie poluje?

- Znasz go? Skąd?

- Moi przodkowie mieszkali w górach zanim pojawili się tam orkowie. Plugawy zabił wielu moich krewnych, a niektórych wziął do niewoli. Nie po to, żeby dla niego pracowali, ale dla rozrywki. Pozamykał ich w klatkach i torturował. To go bawiło - mówiąc to mężczyzna krążył wokół stołu i nalewał gościom napój do wielkich, drewnianych kubków.

Isil słuchała tego wpatrując się w stół pustym wzrokiem. Ta historia w dziwny sposób kojarzyła jej się z jej własnym losem i zamknięciem w Rivendell.

- Czyli nie jesteś jedyny? - spytał Bilbo.

- Kiedyś było nas wielu - mruknął Beorn oschle.

- A teraz? - dociekał hobbit.

- Zostałem sam. Musicie dotrzeć do góry zanim przeminie jesień - szybko zmienił temat.

- Zanim minie Dzień Durina - wtrącił Gandalf, paląc fajkę i tworząc z dymu duże kółka.

- Macie mało czasu - stwierdził

- Dlatego pójdziemy przez Mroczną Puszczę - oznajmił czarodzej.

- Dawno ogarnęła ją ciemność. Tam wsrod drzew pełza czyste zło. Nie szedłbym tam. Chyba, że w ostateczności - burknął Beorn, wpatrując się w Thorina.

- Pójdziemy drogą elfów. Jest bezpieczna - ponownie odezwał się Gandalf, choć nie mógł ukryć wahania w swoim głosie.

Na wspomnienie elfów Thorin podniósł się gwałtownie z miejsca i gniewnie skrzyżował ręce na piersi.

- Bezpieczna? - spytał gospodarz - Elfy z Mrocznej Puszczy są niepodobne do innych. Mniej rozważne i groźniejsze. Ale to niewazne.

- Jak to? - zdziwił się Thorin, a jego słowa zabrzmiały niemalże jak syk węża.

- Pełno tam orków. Jest ich coraz wiecej, a wy idziecie pieszo. Nie dojedziecie tam żywi - Beorn podniósł się z krzesła, na którym dotychczas siedział i z wielką delikatnością, uniósł ze stołu małą, biąłą myszkę - Nie lubię krasnoludów. Są zachłanne i ślepe. Nie widzą tych, których mają za słabszych i gorszych od siebie. Ale orków nienawidzę bardziej. Czego wam potrzeba?

Już kilka minut później wsiadali na kuce, pożyczone od Beorna. Isil zakładała właśnie siodło swojej gniadej, puchatej klaczy, gdy podszedł do niej gospodarz.

- Uważajcie na orków - ostrzegł.

- Czemu mi to mówisz? Nie powinieneś powiedzieć tego Gandalfowi? Lub Thorinowi? - blondwłosa zmarszczyła brwi, przyglądając się mężczyźnie.

- Wkrótce to ty będziesz musiała się o nich zatroszczyć. Poza tym, wydajesz się być rozsądniejsza niż reszta - kiwnął głową na krasnoludy, stojące niedaleko.

Przygryzła wargę i spuściła głowę, a potem wgramoliła się na swojego kuca i żegnając Beorna, pojechała w stronę kompanii.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro