Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Blondwłosa wbiegła do niewielkiego salonu w dość ubogim domu i o mało co nie potknęła się o leżący na ziemi topór jej ojca.
Podniosła go z ziemi i chciała oddać go krasnoludowi, ale w drżących dłoniach trzymał tylko skrawek papieru.

- Co się stało? - spytała zaniepokojona - Tato?

- Wieści z Ereboru. Smok - wyszeptał ledwo słyszalnie, nie odrywając wzroku od kartki.

Isil wypuściła z rąk broń i zamarła na chwilę. Nie wiedziała co powiedzieć i dopiero po kilku sekundach wydusiła z siebie:

- Co z Thorinem?

Jej ojciec popatrzył na nią i lekko pokręcił głową, co jego córka powinna odebrać jako niepewność. Ale Isil myślała, że już go nigdy nie zobaczy.

Uderzyła w plecy Dębowej Tarczy i dopiero to wyrwało ją z zamyślenia. Zatrzymał się na chwilę, a potem znowu ruszył, co chwilę spoglądając na kompanię.

Zasadniczo to Isil powinna prowadzić jako ich "przewodnik", ale w praktyce to nie działało i to Thorin kierował drużyną. I jak narazie dobrze mu szło, bo ścieżka była jedna i prosta.

Opuścili Rivendell jakiś czas temu i tylko słońce określało, ile czasu minęło. Teraz dolina pozostawała gdzieś za ich plecami, skąpana w złotawym blasku.

Jednak z każda minutą na niebie pojawiało się więcej chmur, a Rivendell zostawało coraz bardziej w tyle i nawet gdyby chcieli, ciężko byłoby tam wrócić.

A to bardzo im by się przydało, szczególnie podczas burzy, która złapała ich na wyższych pasmach Gór Mglistych. Lunął deszcz i po słońcu nie było już śladu.

Wcześniej Isil miała prawo nawet cieszyć się z wędrówki. Ciepłe promienie grzały jej skórę, lekki wiatr rozwiewał włosy i niedaleko był dom. Przynajmniej tymczasowy, z wyjątkowo poirytowanym elfem, czekającym w środku. Ale gdy podczas ulewy i wichury musiała iść po wąskiej ścieżce nad przepaścią, wcale jej się nie podobało i uparcie twierdziła, że nie lubi przygód.

Prawdę mówiąc - nigdy ich nie lubiła.

I wcale nie dziwiła się hobbitowi, który tęsknił za swoją norką. Nigdy nie była w Shire, ale słyszała, że domy niziołków są bardzo przytulne, a ich gospodarze gościnni.

To była kolejna rzecz, która bardzo by im się przydała. Ciepły kąt i jakieś pyszne jedzenie. Ale fakty były takie, że byli w centrum walki kolosów skalnych, cali przemoknięci i (przynajmniej w przypadku dziewczyny) wystraszeni.

Nie mieli schronienia, ani zbyt dużo pewności, że wyjdą z tego cało, ale przynajmniej mieli dobrego przywódcę.
Thorin zdecydowanie nie pozwoliłby, żeby coś się komuś stało.

Wielokrotnie kompania musiała unikać głazów, lecących z góry. Ścieżka pod nimi ciągle się kruszyła i musieli nieustannie cofać się do tyłu, choć w pewnym momencie nawet to było niemożliwe.

Isil starała się trzymać jak najbliżej ściany, jak i Thorina. Ufała mu i wiedziała, że im bliżej niego, tym bezpieczniej.

Ale w pewnym momencie ścieżka pod jej nogami całkowicie się załamała i blondwłosa spadła na niższą półkę skalną. Padający deszcz nie ułatwiał sprawy, ograniczając widoczność.

- Isil! - usłyszała krzyk Thorina i spojrzała w górę, mrużąc oczy.

Przyparła do ściany, unikając tym samym kamieni, które napewno uderzyłyby w nią, gdyby się nie odsunęła. W tamtej chwili nie czuła nawet strachu, tylko raczej dezorientację.

- Isil! - Dębowa Tarcza ponowił krzyk.

- Thorin! - odpowiedziała i mimowolnie poczuła się beznadziejnie.

Miała być ich przewodnikiem, a nie kolejnym problemem. Już Bilbo stał się dla krasnoludów utrapieniem i spowalniał podróż i dziewczyna musiała to przyznać, pomimo całej sympatii jaką darzyła hobbita.

Postanowiła, że tak nie może być i poradzi sobie sama. Sięgnęła po swój miecz i wyciągnęła go jednym, płynnym ruchem, a potem wbiła w skałę. Poczuła trzęsienie olbrzyma i kompania została rozdzielona, bo część wylądowała na jednym, a część na drugim kolanie kolosa.

Mimo to jeszcze mocniej wbiła miecz w kamień i podskoczyła, a potem zawisła na nim i nogami odepchnęła się od ściany.

Dzięki temu, że nie spadła o wiele niżej niż kompania, już po chwili z powrotem stała obok Thorina, który dla pewności chwycił ją za rękę.

Wszystko działo się coraz szybciej i Isil nawet nie wiedziała co się dzieje. Słyszała tylko grzmoty i uderzenia kamieni, a czasami krzyki kompanów. Deszcz przysłaniał jej widok i blondwłosa skupiała się tylko na tym, aby nie wypuścić dłoni Thorina.

Rozdzielona drużyna znajdowała się daleko od siebie i nie było szansy, aby znowu się złączyć. To chyba najbardziej działało na ich niekorzyść.

Jednak najgorsze miało dopiero przyjść. Jeden ze skalnych kolosów przewrócił się, a część krasnoludów oraz niziołek uderzyła w górę.

- Nie, Kili! - wrzasnął Thorin, a Isil poczuła mocniejszy uścisk jego dłoni, ale jej nie puściła.

Ruszył do przodu, a ona za nim i po sekundach, podczas których ich serca o mało co nie wyskoczyły z piersi ujrzeli resztę kompanów żywych, choć przemoczonych i pewnie poobijanych.

- Gdzie jest Bilbo? - chwilowy stan szczęścia przerwało głośne pytanie, któregoś z krasnoludów.

Hobbit zwisał z urwiska i ledwo się już trzymał. Ori i Bofur szybko rzucili mu się na pomoc, ale ich dłonie były śliskie od deszczu.

I wtedy Isil poczuła, że Thorin puszcza jej rękę, choć ona próbowała temu zapobiec. Sam zeskoczył i podciągnął Bagginsa, a ona oparła się o kamienną ścianę, oddychając ciężko.

Dwalin i kilku innych próbowało wciągnąć przywódcę na górę i udało się im to po kilku sekundach, które dla blondwłosej dłużyły się niemiłosiernie.

- Myślałem, że już po włamywaczu - stwierdził Dwalin.

- I tak przepadnie. Prędzej czy później. Nie powinien był z nami iść. Nie jest jednym z nas - odpowiedział Dębowa Tarcza sucho i wymijając Isil posłał jej znaczące spojrzenie przenikliwie niebieskich oczu, które wtedy były w odcieniu burzowego nieba nad nimi.

Choć skierował tamte słowa do hobbita, one silnie uderzyły również w Isil. Ona też nie była jedną z nich.

Mimo to ruszyła za krasnoludem i po chwili znaleźli się w jaskini, którą dokładnie zbadali. Thorin zakazał rozpalania ognia i dziewczyna wcale się temu nie dziwiła, bo całkiem dobrze znała te rejony i wiedziała o goblinach, które często wykorzystują takie miejsca.

Wszyscy odłożyli swoje rzeczy i zaczęli przygotowania do snu, ale Isil podeszła do Thorina i szepnęła:

- Nie jestem pewna, czy tu jest bezpiecznie. Nie mamy innego schronienia...

- Błyskotliwa jesteś... - wtrącił sarkastycznie, a ona pokręciła głową z dezaprobatą.

- Nie mamy innego schronienia, ale wszyscy powinniśmy pozostać czujni. Mam złe przeczucia - dokończyła.

- I ja mam polegać na twoich babskich przeczuciach? - spytał.

Patrzyła na niego przez chwilę, analizując czy jest poważny czy w humorze na żarty i była skłonna stwierdzić, że poważny.

- "Babskie przeczucia", jak to pięknie ująłeś, często potrafią być trafniejsze niż pozornie pusta jaskinia - mruknęła i odeszła, a potem usiadła na ziemi i szczelniej owinęła się płaszczem.

Niektórzy już zasypiali, ale ona nie miała zamiaru. To były Góry Mgliste, a nie Rivendell. Mieszkańcami nie były elfy, lecz gobliny i kto wie co jeszcze.

Oparła się plecami o chłodną ścianę i po chwili obok niej usiadł Thorin.

- Martwisz się czymś - bardziej stwierdził niż spytał.

- Przeraża mnie, jak dobrze mnie znasz - odpowiedziała.

Wsłuchując się w spokojne oddechy kompanów, przymknęła oczy.

- O co chodzi? - spytał bez owijania w bawełnę, przyglądając się jej uważnie.

- Niedługo wracam do Rivendell - westchnęła Isil, a potem ziewnęła przeciągle.

- Powinnaś się cieszyć. Nie lubisz przygód, a przed nami jeszcze długa droga - odparł spokojnie.

- Tak, wy macie swoje sprawy, ja mam swoje...

Po tych słowach spuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi jasnymi, krótkimi włosami. W tamtej chwili odbicie Samotnej Góry wydawało jej się łatwiejszym zadaniem niż powiedzenie Eluverowi, że chce zerwać zaręczyny.

Thorin patrzył gdzieś, w pustą przestrzeń, ale wyraźnie czuł, że jego przyjaciółkę coś trapi.

- Jakie sprawy?

- Ważne. I tyle - skwitowała, choć tak naprawdę miała ochotę powiedzieć mu o wszystkim czego się boi.

Nie naciskał, choć ciekawość wypalała go od środka i martwił się o Isil. Tak jak ona martwiła się o niego.
Siedzieli w ciszy przez jakiś czas i dziewczyna odezwała się chwilę później.

- Thorinie, pamiętasz jak Frerin się oświadczył?

Krasnolud zamrugał kilka razy, a potem na jego twarzy zawitał uśmiech, jak zawsze na wspomnienie młodszego brata.

- Tego się nie da zapomnieć - zaśmiał się cicho.

- I wasz ojciec chciał zerwać zaręczyny, ale Frerin się uparł - dokończyła Isil, również ze śmiechem.

To zdecydowanie było coś, czego brakowało jej w ostatnim czasie. Wspominania dobrych chwil, razem z dobrymi przyjaciółmi.

- Ja mam odwrotnie - wyjaśniła.

Poczuła na sobie jego zaskoczone spojrzenie.

- Jesteś zaręczona?! - spytał mocno zdziwiony.

- Tak wyszło - wytłumaczyła - Wszyscy mówią, że jesteśmy wspaniała parą, czekają na ślub, ale ja...nie chcę tego ciągnąć!

Lekko uderzyła dłońmi w uda. Dobrze, że wreszcie to z siebie wyrzuciła.

Dębowa Tarcza wciąż patrzył na nią zszokowany, ale nie rozzłoszczony. On też nie wspominał jej o każdej męczącej go błahostce, choć zaręczyny nie były już taką błahą sprawą.

- Ale...z kim? - zapytał cicho.

- Nie znasz go. Elf - stwierdziła i położyła głowę na ramieniu Thorina - Co ja mam zrobić?

Przez chwilę myślała, że krasnolud nic nie odpowie, ale po chwili namysłu, szepnął:

- Zrób wszystko, żebyś była szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro