3.
Blondwłosa wbiegła do niewielkiego salonu w dość ubogim domu i o mało co nie potknęła się o leżący na ziemi topór jej ojca.
Podniosła go z ziemi i chciała oddać go krasnoludowi, ale w drżących dłoniach trzymał tylko skrawek papieru.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona - Tato?
- Wieści z Ereboru. Smok - wyszeptał ledwo słyszalnie, nie odrywając wzroku od kartki.
Isil wypuściła z rąk broń i zamarła na chwilę. Nie wiedziała co powiedzieć i dopiero po kilku sekundach wydusiła z siebie:
- Co z Thorinem?
Jej ojciec popatrzył na nią i lekko pokręcił głową, co jego córka powinna odebrać jako niepewność. Ale Isil myślała, że już go nigdy nie zobaczy.
Uderzyła w plecy Dębowej Tarczy i dopiero to wyrwało ją z zamyślenia. Zatrzymał się na chwilę, a potem znowu ruszył, co chwilę spoglądając na kompanię.
Zasadniczo to Isil powinna prowadzić jako ich "przewodnik", ale w praktyce to nie działało i to Thorin kierował drużyną. I jak narazie dobrze mu szło, bo ścieżka była jedna i prosta.
Opuścili Rivendell jakiś czas temu i tylko słońce określało, ile czasu minęło. Teraz dolina pozostawała gdzieś za ich plecami, skąpana w złotawym blasku.
Jednak z każda minutą na niebie pojawiało się więcej chmur, a Rivendell zostawało coraz bardziej w tyle i nawet gdyby chcieli, ciężko byłoby tam wrócić.
A to bardzo im by się przydało, szczególnie podczas burzy, która złapała ich na wyższych pasmach Gór Mglistych. Lunął deszcz i po słońcu nie było już śladu.
Wcześniej Isil miała prawo nawet cieszyć się z wędrówki. Ciepłe promienie grzały jej skórę, lekki wiatr rozwiewał włosy i niedaleko był dom. Przynajmniej tymczasowy, z wyjątkowo poirytowanym elfem, czekającym w środku. Ale gdy podczas ulewy i wichury musiała iść po wąskiej ścieżce nad przepaścią, wcale jej się nie podobało i uparcie twierdziła, że nie lubi przygód.
Prawdę mówiąc - nigdy ich nie lubiła.
I wcale nie dziwiła się hobbitowi, który tęsknił za swoją norką. Nigdy nie była w Shire, ale słyszała, że domy niziołków są bardzo przytulne, a ich gospodarze gościnni.
To była kolejna rzecz, która bardzo by im się przydała. Ciepły kąt i jakieś pyszne jedzenie. Ale fakty były takie, że byli w centrum walki kolosów skalnych, cali przemoknięci i (przynajmniej w przypadku dziewczyny) wystraszeni.
Nie mieli schronienia, ani zbyt dużo pewności, że wyjdą z tego cało, ale przynajmniej mieli dobrego przywódcę.
Thorin zdecydowanie nie pozwoliłby, żeby coś się komuś stało.
Wielokrotnie kompania musiała unikać głazów, lecących z góry. Ścieżka pod nimi ciągle się kruszyła i musieli nieustannie cofać się do tyłu, choć w pewnym momencie nawet to było niemożliwe.
Isil starała się trzymać jak najbliżej ściany, jak i Thorina. Ufała mu i wiedziała, że im bliżej niego, tym bezpieczniej.
Ale w pewnym momencie ścieżka pod jej nogami całkowicie się załamała i blondwłosa spadła na niższą półkę skalną. Padający deszcz nie ułatwiał sprawy, ograniczając widoczność.
- Isil! - usłyszała krzyk Thorina i spojrzała w górę, mrużąc oczy.
Przyparła do ściany, unikając tym samym kamieni, które napewno uderzyłyby w nią, gdyby się nie odsunęła. W tamtej chwili nie czuła nawet strachu, tylko raczej dezorientację.
- Isil! - Dębowa Tarcza ponowił krzyk.
- Thorin! - odpowiedziała i mimowolnie poczuła się beznadziejnie.
Miała być ich przewodnikiem, a nie kolejnym problemem. Już Bilbo stał się dla krasnoludów utrapieniem i spowalniał podróż i dziewczyna musiała to przyznać, pomimo całej sympatii jaką darzyła hobbita.
Postanowiła, że tak nie może być i poradzi sobie sama. Sięgnęła po swój miecz i wyciągnęła go jednym, płynnym ruchem, a potem wbiła w skałę. Poczuła trzęsienie olbrzyma i kompania została rozdzielona, bo część wylądowała na jednym, a część na drugim kolanie kolosa.
Mimo to jeszcze mocniej wbiła miecz w kamień i podskoczyła, a potem zawisła na nim i nogami odepchnęła się od ściany.
Dzięki temu, że nie spadła o wiele niżej niż kompania, już po chwili z powrotem stała obok Thorina, który dla pewności chwycił ją za rękę.
Wszystko działo się coraz szybciej i Isil nawet nie wiedziała co się dzieje. Słyszała tylko grzmoty i uderzenia kamieni, a czasami krzyki kompanów. Deszcz przysłaniał jej widok i blondwłosa skupiała się tylko na tym, aby nie wypuścić dłoni Thorina.
Rozdzielona drużyna znajdowała się daleko od siebie i nie było szansy, aby znowu się złączyć. To chyba najbardziej działało na ich niekorzyść.
Jednak najgorsze miało dopiero przyjść. Jeden ze skalnych kolosów przewrócił się, a część krasnoludów oraz niziołek uderzyła w górę.
- Nie, Kili! - wrzasnął Thorin, a Isil poczuła mocniejszy uścisk jego dłoni, ale jej nie puściła.
Ruszył do przodu, a ona za nim i po sekundach, podczas których ich serca o mało co nie wyskoczyły z piersi ujrzeli resztę kompanów żywych, choć przemoczonych i pewnie poobijanych.
- Gdzie jest Bilbo? - chwilowy stan szczęścia przerwało głośne pytanie, któregoś z krasnoludów.
Hobbit zwisał z urwiska i ledwo się już trzymał. Ori i Bofur szybko rzucili mu się na pomoc, ale ich dłonie były śliskie od deszczu.
I wtedy Isil poczuła, że Thorin puszcza jej rękę, choć ona próbowała temu zapobiec. Sam zeskoczył i podciągnął Bagginsa, a ona oparła się o kamienną ścianę, oddychając ciężko.
Dwalin i kilku innych próbowało wciągnąć przywódcę na górę i udało się im to po kilku sekundach, które dla blondwłosej dłużyły się niemiłosiernie.
- Myślałem, że już po włamywaczu - stwierdził Dwalin.
- I tak przepadnie. Prędzej czy później. Nie powinien był z nami iść. Nie jest jednym z nas - odpowiedział Dębowa Tarcza sucho i wymijając Isil posłał jej znaczące spojrzenie przenikliwie niebieskich oczu, które wtedy były w odcieniu burzowego nieba nad nimi.
Choć skierował tamte słowa do hobbita, one silnie uderzyły również w Isil. Ona też nie była jedną z nich.
Mimo to ruszyła za krasnoludem i po chwili znaleźli się w jaskini, którą dokładnie zbadali. Thorin zakazał rozpalania ognia i dziewczyna wcale się temu nie dziwiła, bo całkiem dobrze znała te rejony i wiedziała o goblinach, które często wykorzystują takie miejsca.
Wszyscy odłożyli swoje rzeczy i zaczęli przygotowania do snu, ale Isil podeszła do Thorina i szepnęła:
- Nie jestem pewna, czy tu jest bezpiecznie. Nie mamy innego schronienia...
- Błyskotliwa jesteś... - wtrącił sarkastycznie, a ona pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nie mamy innego schronienia, ale wszyscy powinniśmy pozostać czujni. Mam złe przeczucia - dokończyła.
- I ja mam polegać na twoich babskich przeczuciach? - spytał.
Patrzyła na niego przez chwilę, analizując czy jest poważny czy w humorze na żarty i była skłonna stwierdzić, że poważny.
- "Babskie przeczucia", jak to pięknie ująłeś, często potrafią być trafniejsze niż pozornie pusta jaskinia - mruknęła i odeszła, a potem usiadła na ziemi i szczelniej owinęła się płaszczem.
Niektórzy już zasypiali, ale ona nie miała zamiaru. To były Góry Mgliste, a nie Rivendell. Mieszkańcami nie były elfy, lecz gobliny i kto wie co jeszcze.
Oparła się plecami o chłodną ścianę i po chwili obok niej usiadł Thorin.
- Martwisz się czymś - bardziej stwierdził niż spytał.
- Przeraża mnie, jak dobrze mnie znasz - odpowiedziała.
Wsłuchując się w spokojne oddechy kompanów, przymknęła oczy.
- O co chodzi? - spytał bez owijania w bawełnę, przyglądając się jej uważnie.
- Niedługo wracam do Rivendell - westchnęła Isil, a potem ziewnęła przeciągle.
- Powinnaś się cieszyć. Nie lubisz przygód, a przed nami jeszcze długa droga - odparł spokojnie.
- Tak, wy macie swoje sprawy, ja mam swoje...
Po tych słowach spuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi jasnymi, krótkimi włosami. W tamtej chwili odbicie Samotnej Góry wydawało jej się łatwiejszym zadaniem niż powiedzenie Eluverowi, że chce zerwać zaręczyny.
Thorin patrzył gdzieś, w pustą przestrzeń, ale wyraźnie czuł, że jego przyjaciółkę coś trapi.
- Jakie sprawy?
- Ważne. I tyle - skwitowała, choć tak naprawdę miała ochotę powiedzieć mu o wszystkim czego się boi.
Nie naciskał, choć ciekawość wypalała go od środka i martwił się o Isil. Tak jak ona martwiła się o niego.
Siedzieli w ciszy przez jakiś czas i dziewczyna odezwała się chwilę później.
- Thorinie, pamiętasz jak Frerin się oświadczył?
Krasnolud zamrugał kilka razy, a potem na jego twarzy zawitał uśmiech, jak zawsze na wspomnienie młodszego brata.
- Tego się nie da zapomnieć - zaśmiał się cicho.
- I wasz ojciec chciał zerwać zaręczyny, ale Frerin się uparł - dokończyła Isil, również ze śmiechem.
To zdecydowanie było coś, czego brakowało jej w ostatnim czasie. Wspominania dobrych chwil, razem z dobrymi przyjaciółmi.
- Ja mam odwrotnie - wyjaśniła.
Poczuła na sobie jego zaskoczone spojrzenie.
- Jesteś zaręczona?! - spytał mocno zdziwiony.
- Tak wyszło - wytłumaczyła - Wszyscy mówią, że jesteśmy wspaniała parą, czekają na ślub, ale ja...nie chcę tego ciągnąć!
Lekko uderzyła dłońmi w uda. Dobrze, że wreszcie to z siebie wyrzuciła.
Dębowa Tarcza wciąż patrzył na nią zszokowany, ale nie rozzłoszczony. On też nie wspominał jej o każdej męczącej go błahostce, choć zaręczyny nie były już taką błahą sprawą.
- Ale...z kim? - zapytał cicho.
- Nie znasz go. Elf - stwierdziła i położyła głowę na ramieniu Thorina - Co ja mam zrobić?
Przez chwilę myślała, że krasnolud nic nie odpowie, ale po chwili namysłu, szepnął:
- Zrób wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro