Rozdział 3- Okrutna prawda czy przemyślane kłamstwo?
Gdy Anastazja przyszła w wyznaczonym czasie pod pomnik króla nikogo tam nie dostrzegła. Rozglądała się we wszystkie strony lecz nigdzie nie było Mikołaja. Popatrzyła na pomnik, który w ciemności wyglądał naprawdę przerażająco i trochę przypominał pomnik tyrana, tak jak wspomniał to Mikołaj. Anastazja westchnęła i usiadła na ławce w pobliżu pomnika. Po okołu 20 minutach wstała zdenerwowana i już miała zamiar iść, gdy z ciemności zza pomnika wyłonił się... Nikolas, który widząc ją w tym miejscu ziewnął i rzekł:
- nie miałaś przypadkiem patrolować okolicy? - spojrzał na pomnik i dodał - A co ty właściwie tu robisz? Zakochałaś się w królu, a że prawdziwy cię nie chce to do pomnika się przystawiasz? Zasmucę cię... ten też by cię nie zechciał...
Anastazja spojrzała przerażona w stronę Nikolasa, który właśnie wyłonił się z ciemności, a gdy usłyszała jego słowa zdenerwowała się i powiedziała z nutką ironii w głosie:
- Cóż... W sumie to nie masz racji, król nigdy mnie nie widział, ani w sumie ja go, a to jest tylko wyobrażenie o naszym królu gdyż nikt go w zasadzie nie widział - Anastazja spojrzała na pomnik i z uśmiechem powiedziała - gdyby nasz król mnie zobaczył to na pewno by się we mnie zakochał, a wtedy to bym Cię wygnała z tego królestwa.
Nikolas, który zazwyczaj zachowuje spokój i swoją zwyczajową znudzoną minę, nie wytrzymał i parsknął ze śmiechu.
- ha ha ha. Już to widzę! Ty... i król?! Dobre sobie! Gdyby jakimś cudem wyszedł z zamku i cię zobaczył to by chyba oślepł i już nigdy nie przyszłoby mu do głowy ponownie wyjść z tego zamku! Ha ha ha...
Po tych słowach Nikolas wszedł w ciemną uliczkę śmiejąc się w najlepsze. Anastazja stała zszokowana skierowana w kierunku oddalającego się Nikolasa i upadła ze zszokowaną miną na ławkę, nadal nie mogła przyjąć do wiadomości, że ten na pozór niczym nie interesujący się Nikolas tak jej dogadał, ale jeszcze większym zdziwieniem był jego śmiech, to chyba pierwszy raz gdy w jej obecności się uśmiechnął, a co dopiero zaśmiał. Siedziała tam oszołomiona jeszcze 10 minut, po czym wstała i ruszyła w kierunku alejki, w której miała patrolować. Po oddaleniu się jakieś 300 metrów od pomnika usłyszała czyjś śmiech, był to śmiech bardzo przyjemny dla uszu nie za głośny, połączony z pięknym i przyjaznym głosem. Anastazja ruszyła w kierunku dochodzacego nieopodal śmiechu. Gdy skręciła w róg uliczki, z której dobiegał, dostrzegła śmiejącego się Mikołaja. Gdy tylko ją zobaczył powiedział wijąc się ze śmiechu:
- Wy zawsze macie takie tematy?! Aż czasami żałuję, że nie jestem z wami razem w grupie! Dopiekłbym wam bardziej niż teraz!
Anastazja czując, że znowu zaczyna się ten temat spojrzała na niego z irytacją i powiedziała zdenerwowana:
- skończycie się wreszcie ze mnie nabijać?! Po co mnie ściągałeś pod pomnik jak tu chciałeś się spotkać?
- no cóż - Mikołaj spojrzał na nią z powagą i wrogością - ja umówiłem się z Tobą pod pomnikiem, ty obiecałaś, że nic nie powiesz o naszym spotkaniu, oboje skłamaliśmy, więc jesteśmy kwita i nie muszę cię zabić
- że co? - powiedziała ze zdziwieniem Anastazja - ja nic im nie powiedziałam o naszym spotkaniu!
- och - rzekł ze zdziwieniem Mikołaj - w takim razie cię śledzili, no cóż...
- jak to? - zaniepokoiła się Anastazja - to niemożliwe by mnie śledzili!
- a jednak - powiedział z powagą w głosie Mikołaj - nie zdziwiło cię to, że ni stąd ni zowąd na twoim terenie pojawił się ten Akai chi? Szczerze to za pomnikiem stała jeszcze Kibo.
Anastazja słysząc to prawie, że a upadłaby ze zdziwienia. Ale w tej chwili przypomniało jej się jak opowiadała im o tym, że zapewne chodziło władcy Chi ni ueta o pomnik ich króla gdy mówił o pomniku tyrana. Choć Już wiedziała o tym, dlaczego ją śledzili nie miała zamiaru wspominać o tym Mikołajowi.
- No dobra - powiedział po chwili ciszy Mikołaj - nie po to cię tu ściągnąłem by ostatecznie nie powiedzieć Ci tego co zamierzałem.
Anastazja słysząc to spojrzała z uwagą i zaciekawieniem na Mikołaja, który mówił dalej:
- powiedz mi... wiesz może kto zabił twoją matkę?
- że co? - słysząc to Anastazji odebrało mowę ze zdziwienia
- no chyba wyraźnie mówię - powiedział głośniej Mikołaj - kto zabił twoją matkę?
- nie wiem o co ci chodzi... - rzekła ze zdumieniem Anastazja - nikt jej nie zabił. Jest ona zamknięta w lodzie, ale czemu pytasz o moją matkę?
- Cóż - Mikołaj przybrał poważny ton głosu - Julianna nie byłaby dumna z tego, że sprzymierzasz się z ludźmi, którzy "zamknęli ją w lodzie" jak ty to mówisz.
- o czym ty mówisz?! - Anastazja podniosła głos ze zdenerwowania - oni się bali!
- dlaczego ich bronisz? - spytał Mikołaj podnosząc jedną brew - to tak jakbyś to ty ją zabiła!
- Ech - westchnęła Anastazja - nikt jej nie zabił.
- no cóż - Mikołaj spojrzał na nią ze smutkiem - ja też nie jestem dumny z tego, że jesteś sprzymierzona z grupą zdrajców!
- o czym ty gadasz? - krzyknęła Anastazja - jestem bohaterką!
- nie byłbym tego taki pewien - rzekł Mikołaj okrążając Anastazję - w końcu kto zabił twą matkę? Oczywiście, że Kibo!
- Ech, powtarzam Ci po raz kolejny - rzekła lekko znudzona Anastazja - nikt nie zabił mojej matki.
- a skąd ta pewność? - zapytał podejrzliwie Mikołaj - Kto ci to powiedział? Ha! A może właśnie ktoś z Kibo?
- Może... - rzekła zdziwiona wiedzą Mikołaja na ten temat Anastazja - A ty skąd masz pewność, że ona nie żyje co?
- Widziałem to na własne oczy - opowiedział zdumionym głosem Mikołaj - Jak Kibo zwana Ewelaią wbija sztylet w serce twej matki, gdy ona była odwrócona tyłem i odpierała atak reszty. Gdy umierała jej wzrok przeszyła czerń, a z oka wypłynęła jej szkarłatna łza.
- to... to niemożliwe - Anastazja upadła na kolana i zasłoniła twarz dłońmi - to nie prawda... Ewelaia nie mogłaby tego zrobić... znam ją, ona taka nie jest, jesteśmy przyjaciółkami.
- a jednak to prawda - powiedział zażenowanym głosem Mikołaj - a ty przez cały ten czas pomagałaś zabójcom twojej matki! Jak się z tym czujesz?
- ja... - powiedziała bezsilnie Anastazja
- jedyne co możesz zrobić w tej sytuacji to pomścić swoją matkę - rzekł krzyżując ręce Mikołaj - tylko tak choć trochę odkupisz swoje winy.
- nie... - szepnęła Anastazja
- co mówisz? - powiedział władczym tonem Mikołaj
- nie! Ja Ci nie wierzę! - krzyknęła Anastazja - To niemożliwe. Dlaczego tak po prostu miałabym Ci uwierzyć, co? Nie znam cię tak dobrze jak ich i w tej sytuacji to im ufam.
- och - westchnął Mikołaj - a więc potrzebujesz dowodu tak?
- nie wierzę... - przetarła oczy że zdziwienia Anastazja- czy ty posiadasz dowód, który mógłby pokazać mi, że moja matka nie żyje?!
- oczywiście... - uśmiechnął się szyderczo Mikołaj - czyżbyś nie powiedziała, że twoja matka jest zamknięta w lodowym więzieniu?
- Tak - rzekła ze smutkiem w głosie Anastazja - ale nie mogłam tam nigdy pójść, gdyż to więzienie znajduje się w innym świecie. W świecie zwanym lodowym królestwem. Nie mam takiej mocy by przenieść się tam, ani nikt z osób, które spotkałam w królestwie nie mógł mnie tam zabrać, gdyż mówili mi, że mogą przenosić się tylko oni, nie mogą przenosić nikogo ze sobą.
- ha! To nawet tym mógłbym Ci udowodnić, że oni kłamią - zaśmiał się w głos Mikołaj - Nawet nie pokazując Ci tego, że nie ma w tym więzieniu twojej matki. Wystarczy, że przeniosę cię do tego świata.
- ty... masz taką moc? - powiedziała że zdumieniem Anastazja
- oczywiście - powiedział pyszniąc się Mikołaj - Każdy szanujący się wampir z mojego gatunku ma tę moc. I oczywiście może przenosić kogo tylko chce ze sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro