Rozdział 2- Nie wpaść w otchłań myśli
Widząc to Anastazja odruchowo cofnęła się do tyłu, tym samym wpadając na oprawcę. Chciała się odwrócić by spojrzeć na twarz osoby odpowiedzialnej za ten czyn, lecz ten szybko przystawił jej do gardła sztylet
i szepnął do ucha niezwykle spokojnym tonem:
- nie krzycz, bo w przeciwnym wypadku poderżnę Ci gardło, nie zamierzam cię zabić mam tylko Ci coś do powiedzenia, puszczę cię jeśli obiecasz, że będziesz grzeczną dziewczynką.
Serce Anastazji zamarło w bezruchu... ten głos... nigdy nie słyszała jednocześnie tak przerażającego jak również spokojnego i pięknego głosu. Szybko wymamrotała pod nosem, że nie będzie krzyczeć i uciekać, wtem zabójca Wincentego ją puścił, a gdy tylko to zrobił odwróciła się do niego. Gdy go zobaczyła nie mogła uwierzyć własnym oczom... to był dowódca Chi ni ueta, Mikołaj van Titan. Nie wierzyła w to. Co on tu robi? Jak wogle się tu dostał? Te myśli w tym momencie mąciły jej w głowie. Lecz mimowolnie widząc go uśmiechnęła się, to był pierwszy raz gdy widzi go z bliska, gdyż zwyczajem jego było się nie pokazywać i trzymać na uboczu, dowodząc. Był to przystojny blondyn, średniego wzrostu, o postawie przywódcy, miał też równie piękne co inteligentne i tajemnicze zielone oczy. Widząc go Anastazji przez myśl by nie przeszło, że może być zły. Jak tak piękna istota mogłaby kogoś skrzywdzić pomyślała, lecz po chwili znów spojrzała na zbeszczeszczone ciało zabitego przyjaciela i przywróciła do porządku swoje myśli. Anastazja drżacym z przerażenia głosem rzekła:
- Ale... Jak ty się tu dostałeś?
- Ja? Ha! Mnie tu nawet nie ma -popatrzył na nią z politowaniem- chyba zaczynasz widzieć wymyślonych przyjaciół. To smutne...
- Ja nie zwariowałam! -popatrzyła na niego z powagą- przecież widzę, że tu stoisz!
-Raczej w to wątpię -uśmiechnął się zadziornie- Ale w porządku, jak chcesz rozmawiać z wymyślonymi osobami to nie mój problem.
- Ty istniejesz... - zmarszczyła brwi
Przyłożył jej palec wskazujący do ust.
- Shhh. Przestań, bo wezmą cię za wariatkę -popatrzył na nią z zażenowaniem- ale do rzeczy, mam Ci do powiedzenia coś bardzo ważnego. Przyjdź jutro o godzinie 23.30 pod posąg naszego tyrana -podszedł do drzwi i gdy już chwycił za klamkę dodał stanowczym tonem- nie przyjmuję do wiadomości twojej odmowy, jeśli nie pojawisz się punktualnie spotka cię ten sam los co tego gościa -wskazuje sztyletem na ciało Wincentego- mam nadzieję, że rzeczą jasną dla Ciebie jest fakt, iż nikt nie może się dowiedzieć o naszym spotkaniu.
Po tych słowach przyłożył palec do ust i szepnął:
- nie rozmawiaj więcej z wymyślonymi postaciami -popatrzył na nią ze smutną miną- teraz nawet ja myślę, że jesteś dziwna, a co mam powiedzieć o innych.
W następnej chwili wyszedł z pomieszczenia zostawiając przerażoną i zszokowaną Anastazję z martwym ciałem Wincentego. W tym momencie po jej głowie wędrowały dwie myśli: jak on się tu znalazł... I co tak ważnego może chcieć jej powiedzieć. Po tym niespodziewanym spotkaniu atak z ich strony ustał. Co dziwnego, gdy Anastazja wyszła zaraz za nim z pomieszczenia nie było po nim śladu. Anastazja rozglądała się we wszystkie strony, ale on jakby się rozpłynął. Gdy spytała strażników, czy nie widzieli może kogoś podejrzanego wchodzącego do zamku, odrzekli zgodnie, że nikt nie przekroczył bram ich królestwa.
-Zapewne, gdy mówił o posągu tyrana, chodziło mu o posąg naszego króla. Nie powiem, że zdziwiło mnie to określenie, w końcu lider Chi ni ueta nienawidzi króla. Tylko zastanawia mnie dlaczego, w końcu...
- czekaj, czekaj - przerwała jej Ewelaia- o co ci chodziło, gdy mówiłaś, że zapewne chodziło mu o pomnik naszego króla? Czy ty rozmawiałaś z władcą Chi ni ueta?
-Co? Nie...- pokręciła przecząco głową Anastazja- no to lecę dalej, po tym jak tak haniebnie mi przerwano- Anastazja popatrzyła na Ewelaię bezlitośnie- Tylko zastanawia mnie dlaczego, w końcu nigdy go nawet nie widział, ja sama żyjąca w tym królestwie od bardzo dawna, miałam szansę ujrzeć go tylko jeden raz i to nie tak twarzą w twarz, lecz dostrzegłam go spoglądającego na królestwo przez okno w jego zamku. Zdziwiło mnie to, więc zapytałam dlaczego nigdy nie wychodzi z zamku, odpowiedzi było wiele, zapewne nikt nie znał prawdziwego powodu tego zjawiska. Chciałam kiedyś zobaczyć się z nim twarzą w twarz, ale strażnicy królewscy nie pozwolili mi na to, to był pierwszy raz gdy usłyszałam jego historię. Powiedzieli mi, że nie wychodzi on z królestwa, ani ja nie mogę się z nim spotkać, gdyż jest on bardzo potężny, a jego wielka moc mogłaby mnie tak bardzo oczarować, że nie mogłabym już nigdy więcej spojrzeć na oczy. Gdy mi to powiedzieli więcej nie słyszałam, żeby ktoś wspominał naszego króla, do czasu gdy pewnego dnia na patrolu nie usłyszałam o innej wersji jego historii. Pewna kobieta z gatunku Seijo, powiedziała dziecku pokazując na okno w jego zamku z którego właśnie tego dnia jedyny raz go dostrzegłam:
- tam mieszka nasz miłościwy król!
- dlaczego on nigdy nie wychodzi? Chciałbym go zobaczyć!
- podobno wygląda równie ochydnie co przerażająco i ze strachu przed reakcją poddanych nie pokazuje się nawet najbardziej zaufanym służącym.
- och... ale nie ważny jest wygląd, a charakter, a nasz król jest wspaniałym władcą!
- to prawda, ale podobno kiedyś, gdy pewna osoba z innego królestwa przybyła go powitać, gdy tylko go ujrzała ze strachu przed nim, gdyż wygląda on jak potwór już nigdy nie mogła się odezwać!
Gdy to usłyszałam coraz mniej miałam ochotę zobaczyć króla. Pewnego dnia podsłuchałam jak dwie służące rozmawiały ze sobą:
- ach, a ten król to nigdy chyba nie wyjdzie ze swojej komnaty! Takiego leniwego króla to w historii naszego królestwa nie było! -narzeka pierwsza- Zawsze król wychodził i witał się z poddanymi, rozwiązywał ich problemy, pomagał im jak tylko mógł. A ten?! Tylko siedzi tam i nic nie robi! Nawet wejść do niego nie można!
- To nie tak, że on tego nie chce! -wykłuca się druga- On po prostu nie może.
- jak nie może jak może, w końcu to król nikt mu nic nie zabroni! - broni swojego zdania pierwsza
- Nie słyszałaś tej historii? -odpowiada ze zdziwieniem druga- Podobno urodził się bardzo chorowity, a jest to niezwykle zaraźliwa choroba. Jako, że jest on z grupy Kizoku dla niego nie jest ona śmiertelna, gdyż ma niezwykle potężną moc, ale dla osób przebywających w jego otoczeniu tak. Podobno pewnego dnia, przybył na dwór naszego królestwa pewien szlachcic i z niewiedzy o chorobie króla, poszedł bo odwiedzić, gdy tylko go spotkał po chwili rozmowy zakręciło mu się w głowie i upadł. Niestety już nigdy się nie podniósł i już na zawsze został w murach naszego królestwa.
- och, to straszne! Więc król robi to by nas chronić, to wspaniałomyślne z jego strony - powiedziała współczującym tonem pierwsza- jednak nadal tęsknię za poprzednim władcą był naprawdę wspaniały!
- zgadza się -przytakuje druga- nikt nie zdoła go zastąpić.
Wiele było tego typu historii, ale wszystkie łączyły się ze sobą jednym faktem. Zawsze opowiada o pewnej osobie, która gdy spotkała króla straciła coś. A może to nie prawda... Może tak naprawdę to król coś stracił? No, ale cóż jedno jest pewne król musi mieć naprawdę dobry powód by tyle czasu tam siedzieć. Może nie jest on taki stary, gdyż jest on najmłodszym królem w całej historii tego królestwa, ale jednak. Pamiętam te czasy kiedy trafiłam do tego królestwa, wtedy rządzili tu inni władcy, to oni mnie powitali, a gdy dowiedzieli się, że jestem córką Julianny, zaakceptowali to. Byli to na prawdę honorowi władcy. To smutne, ale co racja to racja nikt nie zdoła ich zastąpić, byli naprawdę wspaniali. No cóż z ich odejściem wiążę się naprawdę smutny incydent, działo się to...
- czy teraz odpowiesz na moje pytanie? - przerwała jej Ewelaia- Gdyż nadal nie usłyszałam jasnej odpowiedzi dotyczącej tej sprawy. O co ci chodziło, gdy mówiłaś, że zapewne chodziło mu o pomnik naszego króla? Czy ty rozmawiałaś z władcą Chi ni ueta?
- Co? Ty nadal o tym? Przecież mówię, że nie...- Anastazja popatrzyła smutnym i zażenowanym wzrokiem na Ewelaię- mi chodziło bardziej o to, że na pewno by tak powiedział, gdyby ktokolwiek z nas z nim rozmawiał. Ale zaczekaj... Nie słuchałaś gdy mówiłam ci tą całą historię? Jak możesz?!
- ehh -westchnął Nikolas- nie była zbyt zdumiewająca, gdyż każdy zna historię naszego króla, więc mogłaś sobie odpuścić wspominanie jej.
- dlaczego wy zawsze tacy jesteście? -powiedziała z grymasem na twarzy Anastazja po czym opuściła pomieszczenie
Anastazja pomyślała:
- nie ma mowy, Jestem jeszcze za młoda by umrzeć! Nie mogę im wspomnieć o naszym spotkaniu.
Następnego dnia o wyznaczonej godzinie, Anastazja wybrała się patrolować okolice, dzięki temu nikt nie pomyślał nawet o tym, że idzie ona na spotkanie z ich największym wrogiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro