Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życie w cieniu - Mikołaj van Titan cz. 4

Nagle usłyszałem kroki, to byli oni... szybko spojrzałem w kierunku gdzie stała do tej pory Alice, nie było jej tam...

- Musiała już zdążyć się gdzieś schować - pomyślałem po czym postanowiłem zrobić to samo co ona

Szybko wbiegłem na piętro i ukryłem się w pokoju, który był jeszcze w czasie remontu. Było tam wiele zakamarków, więc będzie trudno im mnie wypatrzeć, myślałem tak, ponieważ byłem przestraszonym dzieckiem, które właśnie straciło ojca, więc... raczej nie miałem pojęcia, że miejsca, które mi trudno wypatrzeć im również będzie trudno. A nawet jeśli, jeden z żołnierzy, posiadał moc wyczuwania ludzkiego ciepła, a jako, że jestem mieszańcem, emanuję ludzkim ciepłem,

- och... już po mnie... - pomyślałem gdy  weszli do pokoju, w którym się ukrywałem

Kiedy weszli do pokoju, w którym byłem ukryty zamknąłem oczy wiedziałem, że to już koniec, że nikt już mnie więcej nie zrani, to będzie szybka śmierć. Po co niby mieliby się nade mną pastwić? Niestety... Alice też była w tym domu, bałem się o nią bardziej niż o siebie. Modliłem się w duszy by jej nie zabili, by mnie rozszarpali po kawałku, ale by jej nie ruszyli. Ale jak los zaczyna sobie z Ciebie drwić to już do końca, wtedy już wiedziałem... Nie jest mi pisane szczęście, mi jest pisane, żyć w smutku i cierpieniu, lub umrzeć i zaznać choć odrobinę szczęścia. Wybrałem tą drugą wersję, żyłem krótko, miałem w tym momencie zaledwie 12 lat, ale cóż... zaznałem miłości, zaznałem uczciwości, a także troski ze strony osoby na której mi zależało. O co więcej mógłby prosić mieszaniec? O co? O wieczne szczęście? Wątpię... nawet to co otrzymałem to najwidoczniej za dużo... już mi chcą to odebrać. Los... wieczny rywal z którym nie sposób wygrać.

No, ale cóż, jeśli tego sobie życzysz... śmierć przyjmę z największą skruchą, ale dziękuję... dziękuję za nią... ona jest najlepszym co mnie w życiu spotkało, moje światło, światło w moim ciemnym i zimnym życiu... Dziękuję za nią i proszę o to, by miała dużo lepsze życie odemnie, nawet jeśli mnie już nie będzie na tym świecie... zawsze będę przy niej... kocham ją... i nigdy nie przestanę, nigdy nie zakocham się w nikim innym, ona jest mą muzą, mym sercem, mym powietrzem... Gdy na nią patrzę, moje usta same z siebie się uśmiechają.

Wtedy, gdy o niej pomyślałem mimowolnie się uśmiechąłem, w tym momencie mnie znaleźli... Na szczęście nie znaleźli Alice, słyszałem jak jeden z nich, wydzierał się na resztę, był to Fabiano ( ich dowódca i koleś który zabił mego dziadka ). Krzyczał, by znaleźli tę przeklętą dziewuchę, bo jeśli jej nie znajdą powyrywa ich wszystkie kończyny. W momencie, gdy wypowiedział te słowa poczułem ciepło, to moja krew... Jeden z żołnierzy Fabiano przebił moją pierś na wylot... To było przyjemne uczucie, czułem jak wszystkie moje troski uciekają... Czułem, że moje problemy się skończą, ale jednocześnie czułem smutek na myśl, że już nigdy nie będę mógł ujrzeć jej uśmiechu, no ale cóż... muszę coś poświęcić, by ona mogła żyć bezpiecznie, w sumie ta sytuacja to moja wina... A więc nic nie mogę zrobić, przyjmuję całą odpowiedzialność za to co się stało, proszę nie zróbcie jej krzywdy... Nie znajdźcie jej i zostawcie mnie tu samego, chcę umrzeć w spokoju, nie musząc widzieć waszych ochydnych mord, które nie mają ani odrobiny współczucia... Lecz co mówiłem na początku... gdy los zaczyna z Ciebie drwić to już do końca... Zabójcy mego ojca odeszli, a ja... zostałem sam, wykrwawiając się i czekając na mój koniec... Lecz, to nie było takie złe, w sumie to była przyjemna sytuacja, wreszcie byłem sam, tak jak chciał los... Lecz jak to mówią, Alice lubi igrać z losem. Wbiegła szybko do miejsca w którym przebywałem, zalana łzami, gdy tylko mnie ujrzała, powiedziała dławiąc się od łez:

- przepraszam, powinnam była cię ochronić! Ale ja nie mogłam... za bardzo się bałam, stałam tu, lecz nic nie zrobiłam...

- nie szkodzi, co mogłaś zrobić? To nie twoja wina - powiedziałem spokojnym tonem by choć trochę ją uspokoić - I jak to stałaś tu, przecież by cię zauważyli.

- nie... jest pewna rzecz o której Ci nie mówiłam... - rzekła Alice nadal gorzko łkając

- o co chodzi? - zapytałem zdziwiony

- Posiadam moc zbliżoną potęgą do Kizoku, lecz moja moc jest inna. - rzekła Alice zbliżając się do mnie - Posiadam moc życia, mogę zabrać, ale również ocalić życie, zabrać mogę wiele razy, lecz ocalić mogę tylko raz... Dzięki mojej potędze, stałam tutaj niewidzialna i patrzyłam na to co się dzieje. Przepraszam... Ale nie martw się, muszę odkupić moje winy...

- co ty zamierzasz zrobić?! - zapytałem osłupiały informacją, którą właśnie mi powiedziała

Gdy tylko wypowiedziała te słowa uklękła przy mnie i powiedziała słowa, których nie rozumiałem, lecz gdybym wiedział, o co chodzi nigdy nie pozwoliłbym jej tego zrobić: 

- Tamashī wa kireidesu, watashi ni mimi o katamukete kudasai! Watashi wa watashinojinsei o ataemasu! Kare ga yori ōkina chikara o kōshi shinai kagiri, dare mo kare o kizutsukeru koto wa mō dekimasen! Watashi wa kare ni watashi no chikara o ataemasuga, kare wa jibun ni wa nani mo shimasen!

W rzeczywistości te słowa były zaklęciem, które znaczyło:

- Duszo czysta słuchaj mnie! Ja oddaje życie me! Nikt go skrzywdzić już nie może, chyba, że potęgą większą będzie władać! On również sam nic sobie nie zrobi, choć oddaję mu mą moc!

Gdy wypowiadała te słowa jej włosy zaczęły lśnić błękitnym blaskiem, a jej oczy emanowały szkarłatnym płomieniem. Ja w tym czasie czułem zimno, fioletowa poświata owładnęła me ciało i uniosła ku górze. Gdy skończyła wypowiadać te słowa, rany, które zostały mi zadane zniknęły i nie było ich widać, tak jakby nigdy nic mi się nie stało, lecz ona... Alice uśmiechnęła się do mnie i powiedziała cicho:

- Przepraszam...

Po czym moje ciało ostatni raz wydało fioletowy płomień, który owinął Alice niczym wstęga, a gdy tylko to miało miejsce, ona... zamieniła się w popiół... Gdy tylko to się wydarzyło, opadłem lekko na ziemię, to niemożliwe... już nigdy więcej... jej nie zobaczę... moja Alice... A to wszystko... to moja wina...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro