Życie w cieniu - Mikołaj van Titan cz. 2
Jej jasne włosy lśniły pięknym blaskiem, jej szmaragdowe oczy błyszczały za każdym razem gdy się uśmiechała. Piękna... myślałem za każdym razem, gdy ją widziałem. Dlaczego tak piękna dziewczyna, przyjaźni się z takim mieszańcem jak ja? Ta myśl pojawiła się w mojej głowie przy jednym z naszych spotkań. Wtedy na mojej twarzy pojawił się mimowolny grymas smutku, chciałbym by przyjaźniła się z ludźmi, którzy są jej warci. Więc, dlaczego? Dlaczego ja się z nią przyjaźnię? Na pewno przezemnie będzie miała same problemy... muszę jak najszybciej skończyć tą przyjaźń...
- czemu tak patrzysz? - uśmiechnęła się Alice - mam coś na twarzy?
- no cóż... - westchnąłem zawstydzony, nie wiedziałem, że aż tak bardzo to widać - tak... To znaczy nie! Nie! To tylko twarz... To znaczy nie wiem o co ci chodzi!
- że co? - spojrzała na mnie jak na wariata - jak to twarz? Czemu mówisz mi takie niemiłe rzeczy? - zakryła twarz kapeluszem, który miała właśnie na głowie.
- nie o to mi chodziło... - jeszcze bardziej się zawstydziłem- chodziło mi o to, że... że wyglądasz... jakby to powiedzieć... pięknie?
- to mnie pytasz? - zaśmiała się po czym założyła jej kapelusz mi na głowę - Ale dziękuję, już myślałam, że będę musiała nosić jakąś maskę na twarzy, byś nie musiał mnie oglądać, gdy rozmawiamy.
- no cóż - spojrzałem na nią smutny - co do tego ja chciałbym...
W tym momencie ktoś krzyknął z dala:
- zaczekaj na mnie!
Akurat szliśmy z Alice do ogrodu różanego, Alice kochała ten ogród, przynajmniej raz co trzy dni do niego chodziliśmy razem.
- och Niki - uśmiechnęła się Alice, gdy odwróciła się, a przed jej oczyma ukazał się jej przyjaciel Nikolas - co u Ciebie słychać? My właśnie wybieramy się do ogrodu różanego.
- Mówiłem Ci coś o tym, jestem Nikolas. - Nikolas spojrzał na nią poważnie - kiedy wreszcie wbije Ci się to do twojej pustej główki - zastukał jej po głowie.
- Eh, Nikusiu, przecież wiesz, że nie robię tego celowo - zaśmiała się Alice - po prostu jesteś taki uroczy, że nie umiem tego inaczej wyrazić niż ładnie cię nazywając.
- Eh no ja... - Nikolas się zarumienił - to nie zmienia sprawy! Przestań mnie tak nazywać! Spójrz na Mikołaja, przez Ciebie się ze mnie ciągle śmieje.
Alice spojrzała na mnie, na mojej twarzy dało się ujrzeć grobowy wyraz.
- hmm jakoś tego nie widzę, żeby się z Ciebie śmiał...
- no bo... On po prostu to świetnie ukrywa! A tam w duchu to on po prostu wytrzymać ze śmiechu nie może, przewraca się aż ze śmiechu!
W moim duchu także było tak jakby grobowo, mam inne sprawy na głowie, niż śmianie się z Ciebie gościu, myślę o tym jak tu by wyjawić moje uczucia do Alice. Zaraz, zaraz... uczucia? Chciałem, jej powiedzieć, że nie możemy się już przyjaźnić... Czy naprawdę, chciałem to zrobić dlatego, że w jej obecności coraz bardziej ją kocham? Och... więc ja ją kocham... powiem jej to! Najwyżej mnie odrzuci i sama skończy tą przyjaźń, no cóż... A ty "Nikolasie" mi w tym przeszkadzasz... już miałem zamiar to zrobić, a ty się tu pojawiłeś! Co ty... Czy wyczuwasz kiedy ktoś ma zamiar coś zrobić? I jak ty wogle nas tu znalazłeś? Ty szpiegu!
- no spójrz na niego! - Nikolas dalej kontynuował swój monolog - W jego oczach wyraźnie widać walkę, o mało co nie zacznie się śmiać na głos.
O mało co to ja Ci nie przywalę gościu! A potem będę się śmiał, o dokładnie! Szkoda, że Alice lubi tego gościa, gdyby go nie lubiła, to od razu by leżał i się zastanawiał czemu.
- No dobra, dobra - rzekła z powagą Alice - teraz to zamiast gadać o tym jak bardzo Mikołaj ma cię gdzieś chodźmy do ogrodu!
Po tych słowach wymieniłem z Nikolasem szybkie spojrzenie, po czym ruszyliśmy do ogrodu. Było tam niezwykle pięknie. Kwiaty róż, jak również drzewa wiśni pięknie rozkwitły. Gdy tylko usiedliśmy na ławce podziwiając to piękno natury, podszedł do nas jeden z głównych strażników. Spojrzał raz to na mnie, na Alice i na Nikolasa, po czym rzekł:
- dobrze... rozumiem czemu ta dziewczyna siedzi z dziedzicem grupy Shiro-gun. Ale dlaczego siedzi z mieszańcem? I do tego takim wyglądającym na takiego co nawet mocy nie posiada.
Gdy to powiedział, zrobiło mi się niezmiernie smutno, to prawda... Nie miałem mocy, a ponadto czasem sam zastanawiałem się czemu ona się ze mną zadaje... Gdy tylko to usłyszałem, coś we mnie pękło... wstałem i już zamierzałem ruszyć w kierunku wyjścia, gdy niespodziewanie Alice złapała mnie za rękę, a Nikolas stanął w mojej obronie, myślałem, że nic dla niego nie znaczę, że on nawet mnie nie lubi, a on... on mi pomógł.
- Hej! Zważaj na słowa - krzyknął Nikolas - jak sam powiedziałeś jestem dziedzicem. Niedługo zostanę przywódcą tego oddziału, ale zanim to się ziści mogę szepnąć słówko memu ojcu! A w jakim oddziale ty jesteś? Czy twój oddział nie jest podporządkowany memu ojcu?
- no ja... - rzekł z zakłopotaniem strażnik - tak to prawda, przepraszam za zakłócenie pańskiego spokoju... - po czym pomyślał - Ale, nie zawsze będziesz w pobliżu, by ich chronić...
Gdy tylko odszedł spojrzałem z niedowierzaniem na Nikolasa, który widząc mój wyraz twarzy powiedział:
- nie wyobrażaj sobie za dużo! Ja po prostu nie chciałem by dobre imię Alice zostało zszargane! A, że nie mogłem nic innego zrobić to dałem mu do zrozumienia by więcej was nie niepokoił.
- hmm, ja myślę - rzekła uśmiechnięta Alice - że tak naprawdę Nikusiu także lubisz Mikołaja!
- że co?! - wrzasnął na nią Nikolas - to nieprawda!
- hahaha - zaśmiała się Alice - mów co chcesz, ale ja i tak wiem swoje!
- ale ja nie chcę być źle zrozumiany! - Nikolas dalej się wypierał
Alice droczyła się z Nikolasem do czasu, gdy minął wyznaczony czas i musieliśmy wrócić do domu, gdyż zaczęło się ściemniać.
Po tym zdarzeniu wierzyłem, że zyskałem nowego przyjaciela, który będzie gotów mi pomóc... który nie zostawi mnie tak jak reszta... który nie będzie się ze mnie wyśmiewał i nie będzie groził mi śmiercią... ach... Jaki ja byłem głupi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro