Życie w cieniu - Mikołaj van Titan cz. 1
Szczerze mówiąc nie jestem wampirem czystej krwi. Nie jestem też Kuroi Chi, gdyż urodziłem się będąc wampirem; nie zostałem przemieniony. Jestem mieszańcem, z tego powodu byłem wyśmiewany będąc dzieckiem. Ale zacznijmy od początku, pochodzę z mieszanej rodziny, moja matka była Kizoku, a mój ojciec pierwszym Kuroi Chi. W czasie, w którym się urodziłem przyjęta była zasada, że nie wolno się mieszać między gatunkami, ale jeszcze ważniejszą zasadą, była zasada o tym, że pod żadnym pozorem nie wolno przemieniać Seijo w wampiry, wierzono, że gdy to się stanie wampir oddając część swojej mocy umrze, a Seijo od natłoku potęgi stanie się niezwykle niebezpieczny dla otaczającego go środowiska.
Moja matka, Izabel- niska, piękna blondynka o szkarłatnych oczach, uważano ją za najpiękniejszą wampirzycę w dworze królewskim. Tak, dobrze słyszeliście, moja matka była córką Króla, była to najstarsza córka i do tego jedynaczka, miała ona wyjść za Akai chi i dobrze rządzić królestwem po śmierci obecnego króla. Wszystko szło zgodnie z planem, zanim... matka nie poznała mojego ojca. Był on jednym z najszlachetniejszych Seijo jakich poznała. Gdy go tylko zobaczyła w jej sercu zapalił się płomień. To było uczucie, którego nigdy wcześniej nie czuła, nawet w momencie poznania swojego przyszłego męża.
Mój ojciec, Thomas- wysoki, przystojny brunet o zielonych oczach. Był to ( jak uważało większość Seijo ) jeden z najprzystojniejszych Seijo w tamtych czasach. Był to bardzo honorowy, szlachetny i tajemniczy człowiek. Poznał Izabel w wieku 17 lat, w czasie, gdy król zarządził zebranie na którym miał ogłosić, że jego jedyna córka wychodzi za mąż. Od razu się w niej zakochał i nie myślał o nikim innym niż o niej i o tym co zrobić by jeszcze raz ją spotkać.
Gdy ich oczy się skrzyżowały, oboje czuli, że jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Izabel wpadła na pomysł, który następnie wcieliła w życie, pod pretekstem poznania swoich przyszłych poddanych, wyruszyła z zamku na ulice przedmieścia. Nie było trudno jej spotkać Thomasa, gdyż wybierał się on właśnie do zamku, by choć przez okno móc ją dostrzec. Gdy się spotkali twarzą w twarz, Izabel z miłości do Thomasa postanowiła uciec, razem z nim, by żyć w szczęściu ze swym ukochanym. Gdy król się o tym dowiedział, zdenerwowany wykreślił ją z drzewa genealogicznego, tym samym usuwając ją z historii królestwa. W świetle prawa nadal była ona prawowitym następną króla, lecz on znalazł następcę dla siebie w innym gronie. Urodził mu się syn, dwanaście lat, po ucieczce jego córki z królestwa, ale o nim to już inna historia.
Niedługo po jej ucieczce z ukochanym. Thomas zachorował, na tyle poważnie, że zostało mu mniej niż tydzień życia. Izabela postanowiła zaryzykować i przemienić go w wampira. Na szczęście nic się nie stało, ani ona z powodu oddania części mocy nie zmarła, ani on nie oszalał z powodu mocy. Po jakimś czasie urodziłem się ja. Na cześć mojego dziadka, ojca Thomasa, który zginął z ręki Fabiano, jednego z żołnierzy Akai chi, za którego miała wyjść Izabel, nazwano mnie Mikołaj. Niestety od samego początku, od chwili narodzin, byłem bardzo słaby i często chorowałem. Za każdym razem; czy to wyszłem na dwór gdy było za gorąco, czy to za zimno, czy to za szybko biegłem, czy to w ogóle biegłem itp. Od tego od razu chorowałem, a jeszcze jakby nie było tego za mało, nie miałem żadnej mocy. Mieszkaliśmy niedaleko zamku, dlatego też widziałem wiele dzieci, w moim wieku, które miały moce. To spotkałem Akai chi, to Kibo, innym razem Muhai no. Ale żadne z nich nie chciało ze mną rozmawiać, jakby tego było mało śmiali się ze mnie, za każdym razem gdy spytałem czy mógłbym dołączyć do nich do zabawy. Więc po paru próbach po prostu przestałem. Patrzyłem tylko na nich z daleka, czasami nawet zza drzewa by tylko zobaczyć jak to by było fajnie gdybym tylko nie był mieszańcem, którego później pewna dziewczynka nazwała Kuroi Chi.
Była to moja pierwsza prawdziwa miłość. Pierwszy raz ją ujrzałem gdy miałem 8 lat. Emanowała od niej radość, pogoda ducha i pięknie się śmiała. Ja nigdy nie czułem tych emocji, dlatego się nią zainteresowałem. Od tego momentu zacząłem na nią codziennie patrzeć, jak bawiła się z innymi i jak śmiała się ze swoimi przyjaciółmi. W najskrytszych marzeniach, wyobrażałem sobie jak by było fajnie się z nimi bawić, jak fajnie by było gdybym miał przyjaciół takich jak ona. Pewnego dnia zauważyła mnie gdy obserwowałem ją zza drzewa. Był to moment gdy wybierała się na ryby ze swoimi przyjaciółmi, w pewnym momencie spojrzała na mnie i zapytała jednego z chłopaków idących razem z nią:
- kim jest ten chłopak? Widziałam, że już kilka dni tak nas obserwuje, dlaczego do nas nie dołączy?
- ach, on?- westchnął zniechęcony chłopak, gdy spojrzał w moją stronę- to Mikołaj van Titan. Mieszaniec, który niewiadomo dlaczego jeszcze żyje. Mój ojciec powiedział mi, że jest to mieszaniec przemienionego i Kizoku.
- dlaczego nie zaprosimy go do nas? - zapytała dziewczyna- chciałabym go poznać.
- nie ma mowy - krzyknęła dziewczyna idąca z nimi - na pewno jest niebezpieczny! I do tego jest chorowity, moja mama powiedziała mi, żebym nawet się do niego nie zbliżała, bo jego matka jest potężną Kizoku, a jeśli przez nas coś mu się stanie będziemy mieć poważne problemy!
- Ech - westchnęła dziewczyna - nic mu się nie stanie, ale jeśli wy nie chcecie to sama z nim porozmawiam!
- nie rób tego Alice! - przepchnął się między nimi chłopiec, który wydawał się być najmniejszy z nich - to jest mieszaniec, z takimi trudno się dogadać!
- to nie prawda, to jest Kuroi Chi, ale jeśli nie chcecie się z nim zadawać, to w porządku, ale w takim razie nie będę się zadawać z takimi osobami jak wy! - westchnęła Alice i zaczęła iść w moją stronę.
Gdy tylko to zobaczyłem od razu chciałem uciec lecz ona powiedziała:
- chodź tu!
Spojrzałem tylko na nią, a ona powtórzyła:
- chodź tu! Tak ty. Jestem Alice Kyodaina. Akai chi pierwsza klasa! - uśmiechnęła się
- wybacz, ale nie mogę się z Tobą zadawać - powiedziałem ze smutkiem - tak jak sama słyszałaś jestem mieszańcem, a do tego nie mam mocy.
- to nie prawda. Nie jesteś mieszańcem, jesteś Kuroi Chi. Połączenie Kizoku i przemienionego Seijo. To zupełnie coś innego - uśmiechnęła się Alice - I nie szkodzi, że nie masz mocy, w końcu nic nie wiemy o Kuroi Chi może wasze moce się później objawiają.
- Naprawdę tak myślisz? - rzekłem patrząc się na nią z wielkimi oczami, Alice była dla mnie taka miła, chyba to była jedyna osoba, która potrafiła mnie pocieszyć.
- naprawdę - popatrzyła na mnie z promieniującym uśmiechem - no to chodź- złapała mnie za rękę po czym krzyknęła w stronę chłopaka, który stał niedaleko:
- Hej Niki! Chcesz iść ze mną i z Mikołajem na ryby?
- Mówiłem Ci coś o nazywaniu mnie Niki! Nazywam się Nikolas. NI- KO- LAS!
- dobrze Nikusiu, to chcesz z nami iść?
Spojrzał na nią gniewnie:
- NIKOLAS! I tak chcę iść z wami. Poczekajcie tylko powiem mamie i dołączę do was!
- czy na pewno powinnaś go tak nazywać? Strasznie się denerwuje gdy to robisz - rzekłem zdziwiony
- no co ty! On to uwielbia - zaśmiała się Alice - Tak sobie tylko z nim droczę od czasu do czasu, ale on to lubi! Też spróbuj!
- Ech... Nie jestem tego taki pewien - rzekłem bez przekonania
- A gdzie tam! A teraz chodź! - złapała mnie za rękę i zaczęła biec w kierunku gdzie stał Nikolas, już z wędką w ręku
- zaczekaj! - krzyknąłem zestresowany - Nie biegnijmy tak szybko, bo się rozchoruję!
- nie martw się! Wszystko będzie dobrze, nic się nie stanie! - zaśmiała się Alice - Jesteś w końcu mężczyzną, więc proszę Cię nie zachowuj się jak baba!
Alice- światło mego smutnego i pełnego cierpienia życia. Ona jest światłem w moim bezsensownym i ciemnym dniu. Dla niej wstaję rano i kładę się w nocy do snu. Dla niej żyję.
Gdy trzymała mnie za rękę naprawdę wierzyłem, że wszytko będzie dobrze, że wszystko się ułoży, że już nigdy nie będę sam. Lecz nie miałem racji...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro