Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Dzwonek do drzwi przerwał moją, wręcz idealną ciszę, w czasie, której czytałam moją ulubioną książkę.

Zeszłam po schodach na dół, podniosłam klucze z szafki, która znajdowała się przy samych drzwiach i je  otworzyłam. Nawet nie wiecie jakie było moje zaskoczenie, kiedy przed nimi zobaczyłam moją ciotkę z wujkiem i ich okropną córkę, moją kuzynkę, Francescę.

Nie miałam dobrego kontaktu z rodziną, przez to, że moi rodzice nie mieszkają już ze mną, a wszyscy mieszkali po za naszym stanem. Jakoś mi to nie przeszkadzało z kilku względów. Ciotka Giorgia była specyficzna, jej postawa i ciuchy były nienaganne, tak jak jej cała osoba. Chciała, aby wszystko było idealne, obrabiała dupę każdemu. Za każdym razem się wywyższała, co mnie denerwowała, ale nigdy tego nie skomentowałam.

Wujek Leonardo był znacznie lepszy. W towarzystwie córki i żony bardziej słuchał rozmowy innych, niż sam mówił. Za to kiedy byliśmy sami, co się rzadko zdarzało, śmiał się, opowiadał żarty i się ze mną wygłupiał. Giorgia go po prostu zmieniła i nie znała jego prawdziwej strony.

No i Francesca. Była prześliczna, przez swój wygląd była sprawczynią wielu moich kompleksów w dzieciństwie, za to charakter całkowicie odziedziczyła po matce, była zdzirowatą suką. Zawsze dostawała to czego chciała, miała najprzystojniejszych chłopaków, którymi co chwilę chwaliła się na Instagramie.

- Lavender, jak ja cię dawno nie widziałam. - Zaśmiała się sztucznie ciotka.

- Co wy tu robicie? - zapytałam zdziwiona.

- Nie widzieliśmy się bardzo dawno i postanowiliśmy, że cię odwiedzimy.

- Livcia! - piskliwy głos Francesci usłyszało zapewne całe miasto. Dziewczyna podbiegła do mnie i przytuliła mnie mocno. Podała mi średniej wielkości torbę. - To dla ciebie, byliśmy w galerii i postanowiłam, że kupię ci trochę ubrań, i w sumie dobrze, bo jak widać twój styl nadal jest koszmarny. Masakra.

- Jak miło, dziękuję. - Wzięłam torbę z najbardziej sztucznym, ale bardzo wiarygodnym uśmiechem, na jaki było mnie stać. - Wejdźcie.

Otworzyłam szerzej drzwi, po czym odłożyłam torbę na bok i spojrzałam na wujka, który puścił mi szybko oczko, po czym, tak jak ciotka z Victorią, zaczął ściągać buty.

- Jesteście zmęczeni po podróży? Zjecie coś czy może chcecie się położyć?

Nigdy nie byłam dobrą gospodynią, ale teraz musiałam się wykazać jak nigdy.

- Ja się położę, dzisiejsi kierowcy są tacy okropni - westchnęła i poprawiła włosy, które ułożyły się idealnie. - Powinnaś tu posprzątać.

- Tak, wiem. Nie byłam przygotowana na gości - mruknęłam cicho.

- Na to trzeba być zawsze przygotowanym, Lavender.

Wszyscy usiedli na kanapie, a ja szybko poszłam do pokoju gościnnego, aby przygotować go na pobyt kochanej rodzinki.

- Kurwa mać ani chwili spokoju... - westchnęłam do siebie.

Zmieniłam pościel na nową, wytarłam szybko kurze i poprawiłam wszystko, aby było idealnie. Miałam już wychodzić, lecz zatrzymała mnie Francesca wchodząca do pokoju.

Teraz mogłam przyjrzeć się jej bardziej. Miała na sobie krótką, czerwoną spódniczkę, która ledwo okrywała jej jędrne pośladki, a na górze pudrowo różową koszulkę z długim rękawem i dość dużym dekoltem, ukazującym jej piersi, które swoją drogą nie były takie małe.

- Chcesz iść ze mną na jakąś imprezę, kiedy rodzice się położą? - zapytała ze sztucznym uśmiechem i położyła się na pościelonym, przed chwilą łóżku.

- Do kiedy zostajecie? - zapytałam, poprawiając swojego koka, który rozwalił się przed to całe zamieszanie.

- Do piątku - zachichotała cicho. - Będziemy miały dużo czasu na ploteczki.

Po jej wypowiedzi moja psychika siadła. Był dopiero poniedziałek, a oni mieli zamiar spędzić tu pięć dni.

- Możemy jutro? Dzisiaj idę do pracy na popołudnie.

- No dobra, rodzice pewnie jutro pojadą do twoich rodziców.

- Lavender, ile jeszcze, jesteśmy zmęczeni! - Głos ciotki rozbrzmiał po całym budynku.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju, po czym podeszłam do nich.

- Już wszystko gotowe, pierwsze drzwi u góry. Ja zaraz niestety będę musiała iść do pracy, ale mam nadzieję, że sobie poradzicie - powiedziałam na jednym wydechu, uśmiechając się minimalnie.

- Oczywiście, dziękuję ci bardzo. - Wyminęła mnie i ruszyła schodami na górę.

Popatrzyłam na Leonardo, który uśmiechnął się do mnie miło, a od niego biło przyjemne ciepło.

- Wydoroślałaś, jesteś śliczną kobietą, a nią się nie przejmuj.

- Dziękuję, jesteś głodny? - Pierwszy raz tego dnia uśmiechnęłam się szczerze.

- Nie, dziękuję.

- W szafce nad zlewem masz słodycze. - Puściłam mu oczko, na co się zaśmiał.

Wujek Leonardo uwielbiał słodycze i zawsze się ze mną dzielił. Poklepał mnie w ramię i poszedł do góry za ciotką. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na kanapie, sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu od razu pojawiła się wiadomość.

@Ryder: Jesteś w domu?

@Lavender: Niestety, zaraz idę do pracy. Jeszcze przyjechała ciotka z rodziną mam dość.

Nawet nie wiem, dlaczego mu to napisałam. Czułam jakby był moim starym znajomym, z którym miałam mocną więź.

@Ryder: a jak tam z twoją ulubioną kuzyneczką?

Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.

@Lavender: skąd wiesz?

@Ryder: mam kontakty.

Prychnęłam pod nosem i odłożyłam telefon na oparcie kanapy. Podniosłam się z niej i ruszyłam na górę do pokoju, podeszłam do szafy, po czym wyciągnęłam z niej czarne spodnie z Adidasa i szarą bluzę na górę. Sięgnęłam po szczotkę i poczesałam włosy, a kiedy już skończyłam, spiełam je w koka, który jak nigdy wyszedł mi dobrze.

Pierwszy raz bardzo cieszyłam się z tego, że szłam do szkoły. Bądźmy szczerzy, nie byłam zadowolona z tego faktu, że przyjechała moja rodzinka.

Zeszłam na dół, i nie żegnając się z nikim, wyszłam z domu.

***

Wtorek. Dzień, w którym obiecałam Francesce, że pójdę z nią do klubu. Nie byłam jakoś chętna do tego, ale słowo to słowo.

Wyciągnęłam z szafy czarną spódniczkę i tego samego koloru top. Stanęłam przed lustrem i przyłożyłam ubrania do swojego ciała. Nie wyglądało to tak źle.

- Będzie pasowało. - Usłyszałam obok swojego ucha niski głos mężczyzny.

Odsunęłam się od razu, przez co potknęłam się o leżący na ziemi wieszak i upadłam na pośladki.

- Nie strasz, idioto. - Przymknęłam oczy, wstając.

- Ja tylko wyrażam swoją opinię, młoda. - Uśmiechnął się i oparł się o ścianę.

Poczułam rozlewające się ciepło w moim ciele. Lubiłam jak ktoś nazywał mnie ksywkami, a Ryder użył tego, którym nazywali mnie rodzice, kiedy byłam mała.

I wtedy mnie olśniło. Zaraz do pokoju mogła wejść Francesca, a to oznaczało problemy.

- Idź stąd, pogadamy kiedy indziej. - Popchnęłam go delikatnie w stronę okna, którym wszedł.

- Nie.

Usłyszałam ciche kroki za drzwiami, które z każdą sekundą stawały się głośniejsze.  Złapałam Rydera za rękaw bluzy i wrzuciłam go do szafy. Musiał, przez to wygiąć głowę, aby nie uderzyć się w półkę nad sobą. Rzuciłam w niego wieszakiem, który spadł przez to i szybko zamknęłam drzwi szafy. W tym samym momencie, do pokoju, weszła Francesca w obcisłej sukience, która odsłaniała jej spory dekolt.

- Mama się pyta gdzie masz mąkę. - Przymknęła drzwi i oparła się o nie bokiem.

- W szafce obok piekarnika. - Uśmiechnęłam się zestresowana.

- Jasne. - Przedłużyła wypowiedź, po czym zjechała mnie wzrokiem.  - Jesteś gotowa?

- Daj mi chwilę, tylko się ubiorę.

Nic już nie odpowiedziała tylko wyszła z pomieszczenia. Odetchnęłam z ulgą i powoli otworzyłam drzwi szafy. Wściekłe spojrzenie Rydera wierciło dziurę w mojej twarzy.

- Jesteś bardzo gościnna - prychnął, wyszedł z szafy.

Wyprostował się i zgiął kark, tak że kość mu w nim strzeliła. Uwielbiałam ten dźwięk.

- Dzięki, a teraz wyjdź. - Pokazałam głową na okno.

- Nie. - Usiadł na łóżku i zaczął bawić się moim jedynym misiem.

Tak, wiem, że to dziecinne ale uwielbiałam maskotki.

- Moja kuzynka zaraz przyjdzie, a uwierz, to nie będzie miłe spotkanie. - Odwróciłam się do niego tyłem i szybko się przebrałam.

- Aż tak jej nie lubisz? - Uśmiechnął się cwanie.

Nagle w drzwiach stanęła Francesca.

- Już jesteś got... - przerwała, kiedy zauważyła Rydera, a na jej usta zawitał dziwkarski uśmiech. - Widzę, że masz gościa.

- Tak, ekhm.. Bob już się zbiera.

- Jestem Francesca,  ulubiona kuzynka Livci. - Podała mu rękę z uśmiechem.

Ryder to zignorował, a jego spojrzenie cały czas leżało na mojej osobie.

- Po co przyszedłeś? - zapytała, skubiąc skórkę przy paznokciach.

To był znak rozpoznawczy tego, że ktoś jej się spodobał.

- Pożyczyć książkę.

- Tak, Bob mieszka na przeciwko, a ostatnio opowiadałam mu o takiej fajnej książce. - Sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę na półce i mu ją podałam.

- Może poszedłbyś z nami na imprezę? Poznamy się bliżej. - Uśmiechnęła się i poprawiła włosy.

- Nie, dzięki. Mam dzisiaj pracę - mruknął nie zwracając na niej większej uwagi.

- Ooo, gdzie pracujesz? - Naciągnęła sukienkę w dół, aby jej piersi były bardziej widoczne. 

- Jestem mechanikiem.

- To idealnie się złożyło. Coś nam się stało z autem, może pomożesz?

- Francesca, chodź już - przerwałam jej i popchnęłam ją w stronę wyjścia.

- Zadzwoń kotku! - krzyknęła na odchodne.

Pokręciłam głową, zeszłyśmy na dół, i po zabraniu wszystkich potrzebnych rzeczy wyszłyśmy do klubu. Znajdował się dziesięć minut drogi na nogach, więc nawet nie opłacało się ruszać auta.

***

Poczułam ciepłe dłonie na swoich udach, a osoba za mną zaczęła ruszać się w tym samym tempie co ja.

Byłam już cholernie pijana i wiedziałam o tym, ale cały czas zamawiałam kolejne drinki.

Mężczyzna obrócił mnie jednym ruchem w swoją stronę. Napotkałam tam te oczy. Te prawie czarne oczy, od których się uzależniłam.

- Kiedy przyszedłeś?

Wczoraj napisał mi, że jutro wieczorem ma jakieś spotkanie z jakimś biznesmenem.

- Przed chwilą. - Czułam od niego zapach alkoholu, co znaczyło, że on też był pijany. - Odwołali mi spotkanie.

- Francesca może nas zauważyć. - położyłam dłonie na koszuli, która zakrywała jego umięśnione ciało.

- To niech patrzy.

Położył ciepłe dłonie na moich plecach i jednym ruchem przyciągnął mnie do swojego ciała. Wzięłam ręce z jego klatki i przeniosłam je na jego kark, przeciągnęłam go do siebie.

Jego ciepłe wargi zaczęły całować moje z każdą chwilą coraz bardziej namiętnie. Jednym ruchem wtargnął swoim językiem do środka moje buzi.  Zaczęliśmy toczyć walkę, którą niestety on wygrywał. Włożyłam palce pomiędzy jego włosy i lekko za nie pociągnęłam, co sprawiło, że Ryder mruknął mi w usta.

Odsunął się ode mnie i szybko pociągnął mnie za rękę w stronę schodów, a ja wiedziałam co to znaczy.

Będę tego żałować.

Weszliśmy do jednego z pokoi, po czym mężczyzna zamknął drzwi i pchnął mnie na łóżko.

Przeciągnął materiał koszuli przez głowę, tym samym ukazując swój wyćwiczony brzuch. Skierowałam na niego swój wzrok i już wiedziałam, że przepadałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro