Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Byłam całkowicie pijana, ale nie zwracałam na to uwagi i co chwilę prosiłam barmana o nowy trunek.

-Nie pij już.- usłyszałam za sobą zmęczony moim zachowaniem głos Rydera.

Nie reagowałam i sięgnęłam po szklankę z jakimś zielonym drinkiem ale poczułam pociągnięcie za ramię. Wstałam i wzięłam zamach, aby uderzyć chłopaka ale on złapał mnie za biodra i przerzucił mnie przez swoje ramię.

-Puść mnie idioto! Nie chcę mieć mordy przy twoim tyłku!- zaczęłam krzyczeć i bić chłopaka po plecach.

Ryder odłożył mnie dopiero w pomieszczeniu, gdzie byli wszyscy jego znajomi z mafi. Rozejrzałam się i usiadłam na kanapie obok Thomasa, który wydawał się być w tym samym stanie co ja. Objął moje ramię i przyciągnął do siebie.

-Co tam kwiatuszku?- zapytał z szerokim uśmiechem.

-Dobrze, a u ciebie?

-Zajebiście się bawię.- uśmiechnęłam się.

Spojrzałam kątem oka na Rydera, który stał przy ścianie i poważnie na mnie patrzył.

-Idę na łowy.

Wstałam i podeszłam do chłopaka ale przez moje nieszczęście nadepnęłam na rozwiązaną sznurówkę mojego buta i potknęłam się na chłopaka, który od razu, gdy zobaczył, że spadam, złapał mnie w tali.

-Lecisz na mnie- stwierdził.

Stanęłam na ziemi, kiedy chłopak mnie puścił i położyłam ręce na jego torsie. Czułam przez jego czarną koszulę jego cudowne mięśnie.

-Trenujesz coś?- zapytałam z  pijackim uśmiechem.

-Boks. Lavender, chodź zawiozę cię do domu.

-Mmm... Do twojego?- położyłam rękę na jego szyi.

-Jak się boisz spać sama to możemy.- wziął mnie na ręce i wyszedł z pomieszczenia, biorąc, przy okazji, moją torebkę z kanapy.

***

Wjechaliśmy na obrzeża miasta gdzie znajdowały się tylko 4 wille. Ryder skierował się do pierwszej z nich, a ja poszłam za nim.

-Kto mieszka w pozostałych?- zapytałam pokazując głową na domy obok.

-William, Thomas i Lily razem z Lottie. Inaczej cała mafia. - odpowiedział i otworzył drzwi do swojej willi, robiąc mi miejsce, abym weszła pierwsza.- panie przodem.

Weszłam do środka i ściągnęłam trampki, rozglądając się po pomieszczeniu. W korytarzu panowały bardziej barwy ciemne, nie licząc dodatków. Na ścianach znajdowały się ciemne obrazy, a cała podłoga była pokryta marmurowymi płytkami. Mój dom był raczej jasny, ale szerze podobał mi się taki wystrój.

-Ładnie tu masz. Mieszkasz sam?- zapytałam, a chłopak przeniósł na mnie swój wzrok.

-Tak.

Nic nie powiedziałam tylko ruszyłam za chłopakiem, który wchodził do salonu. Usiadłam na kanapie.

-Zjesz coś?- zapytał ściągając koszulę.

-Nie, dzięki...

-Zaniosę cię do mojego pokoju.- odezwał się po chwili ciszy.

-A ty gdzie będziesz spał?- zapytałam wstając.

-Z tobą.- uśmiechnął się.- żartuję, jesteś pijana i nie wiadomo co ci strzeli do głowy.

-To ja śpię na kanapie. Tylko daj koc i poduszkę, bo zimno tu. - położyłam się na kanapie ale chłopak do mnie podszedł i zaniósł do góry.

Położył mnie na swoim łóżku. Rozejrzałam się po pokoju, w którym jedynie znajdowało się dwuosobowe łóżko, biurko z szafkami, szafa i drzwi balkonowe. Poczułam pod nogami jakiś materiał, więc podniosłam się i sięgnęłam po to. Był to czerwony koronkowy stanik. Brunet wyszedł na balkon, żeby zapalić, więc nie  widział mnie. Od razu wstałam i rzuciłam bielizną w jego stronę, po czym wyszłam z pokoju. Byłam pijana, więc moje zmiany humoru i obrażanie się o byle co było normalnością.

Nie wiedziałam dokładnie dlaczego tak zareagowałam ale wkurwiło mnie to, że bez problemu bierze mnie do siebie, a później kładzie w swoim łóżku, gdzie jest stanik innej. Żałosne.

-Lavender...

-Śpię na kanapie.- rzuciłam poważnie i położyłam się na miękkiej kanapie.

Mimo, że byłam na wkurwie to od razu zasnęłam, a ostanie co poczułam to to , że chłopak mnie przykrywa i idzie na górę.

***

O poranku obudził mnie okropny ból głowy. Przetarłam oczy i rozejrzałam się, kompletnie nie przypominając sobie miejsca, w którym się znajdowałam. Wstałam i ruszyłam do pierwszego lepszego pomieszczenia, gdzie zobaczyłam Rydera w  dresach bez koszulki. W szarych dresach.

Stanęłam w miejscu.

-Chcesz tabletki?- zapytał nie patrząc na mnie w ogóle.

-Jakbyś mógł mi dać to proszę...- odpowiedziałam cicho i usiadłam na krześle, przy wyspie. - słuchaj... Jak wczoraj zrobiłam coś pojebanego albo i  powiedziałam to przepraszam. Nic nie pamiętam, byłam w chuj pijana.

-To ja powinienem cię przeprosić za ten stanik.- mruknął pod nosem i podał mi wodę z dwoma tabletkami.

Jak to są jakieś narkotyki to go zabiję. Chyba, że sama zejdę pierwsza.

-Jaki stanik?- zapytałam zdezorientowana.

-No, jak cię położyłem do łóżka to znalazłaś tam stanik Cloe.

Pieprzył się z tą dziwką?!

-Zostawiła go tu kiedyś, ale to już jakieś dwa tygodnie temu.- zapewnił mnie.

Nic nie odpowiedziałam tylko połknęłam tabletki.

-Mogę cię zaraz odwieźć do domu, jadę na motor.

-Mogę z tobą? Lubię motory.

-Mhm. Chcesz coś zjeść?- zapytał patrząc na mnie.

-Nie, dzięki. Prędzej zwymiotuję niż coś zjem.

-To ja zjem jak wrócę.- powiedział, odkładając jedzenie na blat i poszedł do góry.

Wrócił po kilku minutach ubrany w czarne dresy i bluzę. Nigdy nie widziałam go w takim wydaniu. I szczerze? Podobał mi się taki. Podał mi swoją bluzę i jakieś mniejsze dresy.

-Załóż to, bo w sukience raczej nie pojedziesz.- uśmiechnął się i pokazał ręką na drzwi po lewej.- tam jest łazienka.

Wzięłam od chłopaka ciuchy i ruszyłam do łazienki, ściągnęłam z siebie sukienkę z wczoraj i założyłam na bieliznę ubrania chłopaka. Były lekko na mnie za duże ale lepsze to niż nic. Wycisnęłam trochę pasty do zębów na palec, po czym wymyłam tak zęby. Nie wiem jak wy ale ja nie wytrzymam bez nie mycia zębów. Kiedy już skończyłam, zobaczyłam, że Ryder stoi przy drzwiach wejściowych  i przygląda mi się.

-Chcesz jakieś buty?- zapytał.- mam jakieś lepsze od trampek.

Zjechałam wzrokiem na jego stopy a później na moje. Widać było ogromną różnicę.

-Przecież ty masz jakiś rozmiar 50.- mruknęłam i usiadłam na podłodze, żeby po chwili złożyć moje buty.

-Po pierwsze, nie 50 a 42, a po drugie, jakbyś nie wiedziała mam w szafie stare buty.

-Dam radę, stary.- założyłam je z uśmiechem i wstałam patrząc na jego zaskoczoną minę.

-Jestem tylko kilka lat starszy od ciebie.

-Ile dokładnie?- zapytałam ciekawa.

-Tego się nie dowiesz.- uśmiechnął się i wyszedł z domu.

Powędrowałam za nim aż do garażu, z którego wyciągnął czarny motor. Podszedł z nim do mnie i podał kask, który od razu założyłam i zapięłam.

Podeszłam do motoru i próbowałam na niego wsiąść ale mój krasnali wzrost mi w tym nie pomagał. Poczułam ciepłe ręce na talii, które mnie podniosły lekko i posadziły na maszynie.

-Dzięki...- powiedziałam cicho.

Brunet wsiadł przede mną i odpalił motor. Nie wiedziałam jak go złapać, więc siedziałam jak głupia i wpatrywałam się w jego plecy. Po chwili jednak, złapał mnie za nadgarstki i owinął moje ręce wokół swojego brzucha. Minimalnie się uśmiechnęłam pod nosem w momencie, w którym poczułam jego mięśnie. Chłopak ruszył powoli, ale kiedy wjechał na prostą drogę, przyspieszył. Jechaliśmy autostradą w nieznanym mi kierunku. Puściłam go i zaczęłam wymachiwać rękami w każdą możliwą stronę.

-JAK ZAJEBIŚCIE!!!!

-Zaraz spadniesz.

Złapałam się go znowu. Byłam w cudownym humorze. Puściłam się jedną ręką i zaczęłam stukać w kask chłopaka z uśmiechem, on natomiast, również jedną ręką puścił kierownicę i złapał mnie za tą rękę. Spojrzałam w lusterku na niego i zobaczyłam, przez jego kask, że się uśmiecha co mnie bardziej uszczęśliwiło. Nawet nie wiem czemu. Ale chciałam, żeby taki niby groźny mafista, wreszcie ruszył dupę i się zabawił.

-Jak nie przestaniesz to wrócimy.- powiedział głośno, abym usłyszała.

Oczywiste jest to, że nie przestałam.

***

Tak jak powiedział, tak zrobił.

Oddałam mu kask i bez pożegnania ruszyłam w stronę domu. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni, więc go wyciągnęłam. Dzwonił Charlie.

-Halo?

-Nie widziałaś gdzieś dokumentów o Ayanie
Forbesie? Uciekł przed chwilą z więzienia. Szukamy go.- powiedział szybko.

Obróciłam się w stronę chłopaka, który jeszcze nie odjechał. Przyglądał mi się z zaciekawieniem.

-Niestety nie, chyba jeszcze nie segregowałam tego.- skłamałam.

-Dobra, dzięki. Muszę kończyć. Do jutra.

Odłożyłam telefon na murek przed domem i skierowałam się do chłopaka.

-Nie wiem po co ci wiadomości o Ayanie ale chciałam cię poinformować, że właśnie uciekł z więzienia.

Twarz chłopaka momentalnie zmieniła wyraz.

-Mówisz serio?- zapytał, skinęłam głową.- mam przejebane...

-Dlaczego?

-To długa historia. Jakby ktoś kogo  próbował się z tobą skontaktować to mnie nie znasz. Ale jeżeli by ci grozili to przyjedź. - nie dając mi czasu na żadną odpowiedź szybko odjechał.

-Zajebiście...- mruknęłam pod nosem i weszłam do domu, po drodze biorąc telefon.

Zamknęłam drzwi na dwa zamki i ruszyłam do swojej sypialni żeby się przebrać z ubrań chłopaka. Zdjęłam je z siebie i przyłożyłam do twarzy jego bluzę, po czym zaciągnęłam się jej zapachem. Pachniała cudownie. Potrząsnęłam głową, wyganiając z niej wszystkie myśli i założyłam na siebie piżamę. Weszłam do łazienki i włożyłam do pralki ubrania Rydera. Po chwili wyprostowałam się i popatrzyłam w lustro i szczotką rozczesałam włosy, które lekko się poskręcały podczas wycieczki.

Wyglądałam dobrze. Miałam blond włosy do piersi, byłam dość niska jak na mój wiek, ponieważ miałam 165 cm wzrostu. Szczupłe nogi, lekko odstający brzuszek, którym się nie przejmowałam i kilka prawie niewidocznych pryszczy na twarzy. Nie byłam idealna, jak te wszystkie dziewczyny w serialach albo z Pinteresta. Byłam po prostu sobą.

Związałam włosy w koka i zeszłam schodami do kuchni, w której zrobiłam sobie śniadanie. Kanapki z Almette i ogórkami kiszonymi to było coś. Jak byłam mała dziadek zawsze mi takie robił. Usiadłam przy stole i miałam wziąć się na jedzenie ale mój telefon znowu zaczął dzwonić. Numer zastrzeżony.

-Halo?

-Dzień dobry, z tej strony Herman Rodriguez. Słyszałem, że ma pani kontakt z Ryderem. Oferuję dwa miliony jeżeli się spotkamy i powie mi pani o nim coś więcej.- głos około czterdziestolatka rozbrzmiał po drugiej stronie.

-Jest pan od Ayana?- zapytałam ciekawa i włączyłam nagrywanie rozmowy.

-Widzę, że jest pani bardzo sprytna. Potrzebujemy takiej osoby. Więc?

-Odezwę się jutro.- odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Natychmiast wybrałam numer do Rydera.

-No kurwa odbieraj chuju...

-Bardzo mi miło. Coś się stało?

-Za pół godziny chcę cię widzieć u mnie. Sprawa życia i śmieci.- rozłączyłam się z pewnym siebie uśmiechem.

W końcu zajęłam się swoimi kanapkami.

***

Po około piętnastu minutach usłyszałam pukanie do drzwi, więc podeszłam do nich i je otworzyłam, po czym oparłam się o ich framugę.

-Co się do cholery stało?

-Zadzwonił do mnie jakiś Herman i chciał żebym się z nim  spotkała i opowiedziała mu trochę o tobie. W zamian bym dostała dwa miliony.- opowiedziałam mu w skrócie.

-Zgodziłaś się?- zapytał zaciekawiony.

-Powiedziałam mu, że najpóźniej jutro oddzwonię. No ale wiesz, dwa miliony to dużo kasy. - uśmiechnęłam się szeroko.- pojechałabym sobie gdzieś, kupiła nowe auto albo dom.

-Ty jesteś jakaś jebnięta.- zaśmiał się ironicznie.- ja ci kurwa mogę przynieść gwiazdkę z nieba. Za żadne skarby nie zgadzaj się na to.

Mogłam się go posłuchać. Czy to zrobiłam? Nie. Czy sprowadziłam na siebie kłopoty? Być może.

-Co chcesz mu zrobić?

-Najlepiej zabić. Nie zrozum mnie źle ale to dla naszego dobra. Dla dobra twojego i całej mojej mafi. On może nas zniszczyć.

-Mam plan.- przerwałam mu.- spotkam się z nim w jakimś parku gdzieś. Ale ty pójdziesz tam razem ze mną. Schowasz się gdzieś a jak będzie chciał mi coś zrobić to go zabijecie albo coś w tym stylu.

Ryder myślał nad tym przez dłuższą chwilę ale w końcu się zgodził.

-Dzwoń do niego.

Tak jak powiedział, tak też zrobiłam. Zadzwoniłam do Hermana i umówiłam się z nim w parku,w którym zawsze jest mało ludzi lub wcale, za tydzień. Byłam cholernie zestresowana ale tu chodziło o moje bezpieczeństwo.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro