II
Usłyszałam przekręcanie zamka, a po chwili wszystkie rozmowy ucichły.
Rozejrzałam się po pokoju. Był urządzony tak jak typowy pokój nastolatki. Łóżko, szafa i inne meble. Podwinęłam lekko sukienkę i wyciągnęłam pistolet zza opaski, po czym go odbezpieczyłam i wycelowałam kulkami w zawiasy. Drzwi zaczęły spadać na ziemię, więc aby nie zrobiły głośnego hałasu złapałam je i lekko położyłam na ziemi.
Zrobiłam kilka kroków przed siebie z wycelowanym pistoletem i się rozejrzałam. Na korytarzu nikogo nie było. Podbiegłam do drzwi, które prowadziły do klubu i natychmiast je otworzyłam chowając pistolet do torebki, aby nikt mi go nie zabrał. Przecisnęłam się przez tłum pijanych ludzi i wybiegłam z klubu.
Pewnie dla ludzi z ulicy wyglądałam jak pijana idiotka, której nie wiadomo co strzeliło do głowy, ale ja w tym momencie walczyłam o życie. Niedaleko mnie zatrzymała się taxówka, więc szybko do niej wsiadłam.
–Na policję, szybko – rozkazałam drżącym głosem.
–Już się robi –powiedział kierowca, po czym ruszył w stronę policji.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się przed posterunkiem. Zapłaciłam kierowcy należytą sumę i wyszłam z auta. Weszłam do budynku i szybko skierowałam się do gabinetu mojego szefa. Bez pukania weszłam do pomieszczenia gdzie zastałam go z jakąś dziewczyną.
–Spieprzaj niunia– powiedziałam szybko, a wzrok obojga skierował się na mnie.–Na co czekasz?
–Charlie, ty słyszysz jak ona do mnie mówi?–Dziewczyna miała typowy głos dla dziwek, piskliwy i przesłodzony.
–Chodzi o Rydera – oznajmiłam poważnie.
–Cloe, zostaw nas samych –powiedział i pocałował dziewczynę delikatnie w usta.
–Serio?! Nawet ty?!– krzyknęła i wyszła zdenerwowana, trzaskając za sobą drzwiami.
–Co ci się stało w szyję?– zapytał, ignorując to, co przed chwilą się wydarzyło. Posłałam mu znaczące spojrzenie.–On ci to zrobił?
–Tak...– szepnęłam cicho i wyciągnęłam pistolet.– Gdyby nie to, to bym tam została na nie wiem ile.
–Zabiłaś go?
Widać, że był dumny.
No ale trzeba było tę dumę zniszczyć.
–Pojebało cię? Zamknęli mnie w jakimś pokoju, ale jak już nie słyszałam żadnych rozmów strzeliłam w zawiasy drzwi i uciekłam. Zwyczajny fart.
Charlie patrzył na mnie z zaciekawieniem i co jakiś czas notował coś w swoim zeszycie.
–Od początku, to było tak. Weszłam do tego klubu, wypytałam barmana gdzie jest Ryder, a on pokazał mi na drzwi. Weszłam tam, a w środku znajdował długi korytarz. Na jego końcu, były drzwi tabliczką ,,Ryder", więc zapukałam i weszłam. Był tam, normalnie siedział przy biurku. Zaczęłam go zagadywać, ale powiedział, że jak chcę się pieprzyć to nie mam na nic liczyć. Znasz mnie i wiesz, że się wkurzyłam, więc wstałam i w momencie, gdy miałam do niego podejść jakiś jego znajomy albo pracownik, chuj wie kto, wszedł do jego gabinetu i przyłożył mi nóż do szyi, a dalej to się jakoś potoczyło.
Postanowiłam nie wspominać o tym, że Ryder pomógł mi to opatrzyć. Może wcale nie był taki zły jak wszyscy mówili?
I właśnie ta myśl doprowadziła do mojego końca.
–Jutro tam pojedziemy.–oznajmił po dłuższej chwili.
–My?–zapytałam rozbawiona– Ja już się tam nie wybieram. Jakby tamten typ chciałby mnie zabić, to już bym leżała martwa pod ziemią.
–To tylko chwila, a po drugie będziemy z tobą.– namawiał mnie cały czas.
–Nie! On wie, że ja jestem z policji! Kurwa tym razem nie będą się cackać i mnie zabiją!
Wiedziałam, że i tak już nic nie zrobię, więc zabrałam swoje rzeczy razem z pistoletem i wyszłam z gabinetu. Po drodze wpadłam na dziewczynę Charliego.
–Przepraszam... – mruknęłam cicho i ją ominęłam, ale dziewczyna pociągnęła mnie do siebie.
–Myślisz, że Ryder jest głupi?–zapytała ze złośliwym uśmiechem– Już po ciebie jedzie, słonko.
Przez moje ciało natychmiast przeszły ciarki. Ona dla niego pracowała. Byłam tego pewna.
–Ty dla niego pracujesz?– zapytałam drżącym głosem, który próbowałam opanować.
–Można powiedzieć, że jesteśmy razem.
Prychnęłam pod nosem i szybko wyszłam z komisariatu. Wyciągnęłam kluczyki do mojego samochodu i go otworzyłam, po czym weszłam do środka i położyłam głowę na kierownicy. Puki jeszcze mnie nie dorwał musziałam zabezpieczyć dom. Szybko się otrząsnęłam i ruszyłam do domu.
Na szczęście na podjeździe nie było żadnego auta, co znaczyło, że morderca jeszcze nie przyjechał. Zaparkowałam byle jak i wbiegłam do domu, zamknęłam drzwi na klucz i przesunęłam kredens z korytarza pod drzwi, żeby je zablokować. Biegałam po całym domu jak popierdolona i zamykałam wszystkie okna, zasłaniając przy okazji rolety. Został jeszcze tylko mój pokój.
Weszłam do niego i w momencie, w którym miałam zamknąć okna stanęłam jak wryta. Na moim łóżku leżał największy przestępca w całym USA i jak gdyby nic bawił się moją poduszką.
– Witam ponownie, Lavender– powiedział z naciskiem na moje imię.
– Co ty tu robisz?
– Przyszedłem cię odwiedzić.–Wstał i podszedł do mnie, przez co ja cofnęłam się kilka kroków, aż poczułam na plecach ścianę.– Boisz się mnie. I prawidłowo. Na twoim miejscu też bym się bał.
Szybko przesunęłam się w stronę biurka i wyciągnęłam z szuflady pistolet. Skierowałam go w stronę chłopaka zestresowana, moje serce zaczęło mocno kołotać, a na czole pojawił się pot.
W tamtej chwili nie wiedziałam, że to nie jedyny raz kiedy będę w kogoś celować z broni.
Ryder zaczął powoli do mnie podchodzić, przez co zamknęłam oczy i nacisnęłam spust, ale pistolet nie wystrzelił. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na mężczyznę, który jedynie zaśmiał się ironicznie.
– Opróżniłem magazynek i we wszystkich innych też, więc nie strzelisz we mnie. Bardzo mi przykro.
Podszedł do mnie bardzo blisko. Za blisko. Do mojego nosa dotarł zapach mocnej wody kolońskiej i papierosów. Ryder był ode mnie wyższy o głowę, przez co musiałam lekko ją podnieść, żeby popatrzeć na jego twarz. Napotkałam wręcz czarne oczy, które wierciły we mnie dziurę. Jego spojrzenie było uzależniające.
I ja w końcu się uzależniłam, chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy.
–Jeśli myślisz, że znowu cię gdzieś zamknę to się nie bój. Mam propozycję.
–Nie zgodzę się na nic.–odpowiedziałam poważnie.
Zobaczycie, że to było największe kłamstwo jakie powiedziałam.
–Ty będziesz przekazywać mi informacje z policji, a ja pomogę ci poznać prawdę.– Zignorował moją odpowiedź.
–Prawdę? W jakim sensie?– zapytałam zdezorientowana.
–Czyli jeszcze rozmyślasz nad decyzją. Słusznie.– Kącik jego ust delikatnie drgnął, a twarz przez cały czas była przy mojej.– Chodzi o twoją rodzinę. Mają przed tobą sekret. Jeszcze nie wiem jaki, ale mogę się dowiedzieć jeśli byś chciała.
Nie wiedziałam czy mu wierzyć. Nie pokazał mi żadnych dowodów, więc nie miałam do tego podstaw.
–Nie wierzysz mi, tak?–zapytał ale mu nie odpowiedziałam– W porządku, pokażę ci coś.
Odsunął się ode mnie, na co odetchnęłam z ulgą. Wyciągnął telefon z kieszeni i chwilę czegoś w nim szukał, a później pokazał mi zdjęcie moich rodziców sprzed lat, wychodzących z domu dziecka.
-Albo jesteś adoptowana, albo masz rodzeństwo, o którym nie wiesz.–powiedział, chowając do kieszeni telefon.– Dzisiaj w parku o szóstej.
Nic nie dodał tylko jak gdyby nic wyszedł z pokoju. Słyszałam jeszcze jak przesuwa komodę spod drzwi, a potem nastała cisza. Mieszkałam sama, ponieważ moi rodzice rok temu wyprowadzili się na obrzeża miasta.
Wzięłam telefon do ręki, ponieważ usłyszałamdzwonek. Była to moja przyjaciółka, Sela.
–Halo?– spytałam, gdy odebrałam.
–Siema, stara! Chcesz iść na imprezę?
–Dzisiaj nie. Muszę coś załatwić, ale jutro chętnie.
–Jasne, pójdziemy do tego klubu, który ostatnio znowu otworzyli. Podobno Ryder wrócił! Muszę go uwieść. No więc, szykuj się i jutro o ósmej pod jego klubem.– Dziewczyna nie dała mi chwili na odezwanie się i się rozłączyła.
Gorszego klubu nie mogła sobie wybrać. Ogarnęłam się do spania i po kilku godzinach położyłam się do łóżka. Przez całą noc nie potrafiłam zmrużyć oka.
***
Godziny mijały jak szalone, a ja coraz bardziej stresowałam się spotkaniem z Ryderem. Nie wiedziałam czego się po nim spodziewać.
Założyłam na siebie najzwyklejsze jeansy i czarną bluzę. Zrobiłam też lekki makijaż, jak codziennie i spojrzałam na zegarek, który wskazywał piątą pięćdziesiąt. Do parku miałam jakieś dziesięć minut, więc zaczęłam się powoli zbierać. Schowałam do kieszeni gaz pieprzowy na wszelki wypadek, po czym wyszłam z domu. Szłam szybko, aby się nie spóźnić, ale przyszłam idealnie na czas i usiadłam na ławce w parku, przed ogromną fontanną. Chwilę czekałam, ale po paru minutach zauważyłam go.
Szedł w moją stronę patrząc mi w oczy. Dreszcz przeszedł przez moje ciało.
–Witam po raz kolejny, Lavender. Przemyślałaś już moją propozycję?–zapytał i usiadł obok.
–Zgodzę się, ale pod warunkiem, że zrobisz coś jeszcze, niż odkryjesz prawdę o moich rodzicach.
–Kontynuuj.
–Powiesz swojej dziewczynie, tej pustej szmacie żeby się odwaliła od Charliego –powiedziałam.
Nie byłam z Charliem jakoś blisko, żeby się o niego martwić, ale znałam go na tyle dobrze, aby stwierdzić, że to dobry człowiek i nie zasługiwał na taką osobę jak ona.
–Problem w tym, że nie mam dziewczyny– odparł zdziwiony.
–Powiedziała, że jesteście razem– stwierdziłam.
–Powiedz mi, jak wygląda, kiedy i co ci powiedziała.– Oparł się o ławkę z głową skierowaną w moją stronę.
–Ma czarne włosy, tapety w chuj, jest dość chuda no i wygląda na dziwkę. Kiedy uciekłam od was, to poszłam na policję... –powiedziałam cicho patrząc na jego reakcję ,ale on tylko na mnie patrzył i słuchał.– I u mojego szefa, Charliego była taka dziewczyna. On ją na chwilę wyprosił, a gdy wychodziłam, to wpadłam na nią i zapytała się mnie czy myślę, że jesteś głupi, a po chwili dodała, że już po mnie jedziesz. I tu nie chodzi o mnie, tylko bardziej o Charliego.
Ryder skinął głową i wyciągnął telefon. Pokazał mi zdjęcie dokładnie tej dziewczyny, o której przed chwilą mu opowiadałam.
–To ona –powiedziałam od razu.
–Nie jesteśmy razem, raczej zatrudniłem ją żeby cię szpiegowała a zgodziła się tylko za seks.
–Czyli dziwka – stwierdziłam.–Masz jej powiedzieć, żeby się od niego odwaliła albo nici z umowy, a ty zgnijesz w pierdlu.
–Nie byłbym tego taki pewien, ale w porządku.–Wybrał numer dziewczyny i dał ją na głośnomówiący Niemal od razu odebrała.– Hej.
–Hej skarbie, dzisiaj u ciebie?
–Nie, masz zostawić szefa Lavender i koniec naszej umowy.–powiedział całkowicie poważnie.
–Ale Ryder...
–Adiós słonko.– Rozłączył się i popatrzył na mnie.–Pasuje?
Skinęłam głową, a mężczyzna z zadziornym uśmiechem wyciągnął do mnie rękę.
–A więc umowa.
–Umowa.– Uścisnęłam jego rękę.
Ta decyzja doprowadziła do mojej rozsypki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro