Rozdział 5
...Stanley się wyprowadził.
Pacyfika P.O.V.
-Że co?! - z niedowierzaniem pyta się Dipper.
Ja wiedziałam. Po prostu wiedziałam! Ech... a to wszystko przeze mnie... Nie powinnam stać na tym głupim przystanku. Powinnam być w stanie uciec, przecież to Dipper mnie gonił! Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby odwrócić ich uwagę od siebie. Ja nie mogę tutaj zostać...
-Dlaczego? - pytam się z największym współczuciem w głosie, jakie mogę w sobie znaleźć-to musi być bardzo trudne dla Forda; lecz tak naprawdę nie za bardzo chcę usłyszeć jego odpowiedzi, bo, cóż, trudno się jej nie domyśleć...
-Cóż... Powiedział, że właściwie już odkąd tu wróciliśmy po naszej wspólnej wyprawie Stan'O War'em, wyczuwał jakąś, jak głupio to nie zabrzmi, nieprzyjazną aurę, a kiedy jeszcze wy tu przyszliście, pogorszyła się i powiedział, że po prostu już dłużej tego nie zniesie, bo czuje jakby przez to był tutaj niechciany. Powiedział też, żebym wam przekazał, że to w żadnym wypadku nie jest wasza wina. O mnie za to nic nie powiedział...
Chwila... CO?
-Hej, nie obwiniaj się za takie coś. To nie jest twoja wina. Może po prostu chciał trochę pobyć sam ze swoimi myślami-przecież to musiał być lekki szok, żeby nagle dowiedzieć się w jakiej sytuacji jest Dipper i jak bardzo się zmieniłam. Nie przejmuj się tym okej? - mówię po chwili widząc, że Dipper jest pogrążony w swoich myślach.
-Spróbuj o tym nie myśleć. Może pójdzi-
-Myślicie, że to wszystko może mieć jakiś związek z Bill'em?
Dipper P.O.V.
-Myślicie, że to wszystko może mieć jakiś związek z Bill'em? - przerywam Pacyfice wyrywając się w końcu ze swoich myśli.
W pokoju zapada nieprzyjemne milczenie. I Ford i Pacyfika patrzą się na mnie jednocześnie zdziwiweni i przerażeni moimi słowami. Siedzimy w takiej ciszy jeszcze chwilę, żeby przemyśleć to co powiedziałem, aż w końcu Ford się odzywa:
-To nie jest możliwe, przecież go zabiliśmy. Sam w końcu widziałeś, jak usuwam pamięć Stanley'a, własnego brata, razem z Bill'em...
-Niby tak, ale...
-Ale co?!
W drzwiach do pokoju stoi wujek Stanek. Wszyscy momentalnie milkniemy i patrzymy zdziwieni w jego stronę.
-...Myślałem, że chciałeś się wyprowadzić-
-A CO, TAK BARDZO NIE CHCESZ MNIE NIGDY WIĘCEJ WIDZIEĆ? CHCESZ SIĘ ZNOWU ODE MNIE ODIZOLOWAĆ DOKŁADNIE TAK SAMO JAK WTEDY, W LICEUM?!!! JESZCZE CI NIE STARCZY, ŻE DAŁEM SOBIE SKASOWAĆ CAŁĄ PAMIĘĆ, ŻEBY TYLKO ZNISZCZYĆ TEGO GŁUPIEGO, ŻÓŁTEGO DORITOSA? DO TERAZ MAM JESZCZE PO TYM JAKIEŚ DZIURY W PAMIĘCI! DALEJ PRÓBUJĘ SOBIE PRZYPOMNIEĆ JAKIEŚ SZCZEGÓŁY Z NASZEGO DZIECIŃSTWA!!! CHCECIE MI JESZCZE MOŻE POWIEDZIEĆ, ŻE TO NIC NIE DAŁO?!!!
Znowu zapada zupełna cisza. Niczego nie słychać, tylko ciche tykanie zegara... Chwila... Przecież w tym pokoju nie ma zegara...
-Hej, wy też to słyszycie? - mówię z wyraźnym niepokojem w głosie.
-Dipper, o czym ty mówisz? Czy wszyst-
Nagle wszystkie odgłosy zaczynają niknąć, a wszystko dookoła zaczyna zwalniać i stawać się czarno-białe...
Nie, to nie możliwe... Przecież on nie żył!!!... Ja nie miałem racji... Prawda?
W końcu wszystko się zatrzymuje i zaczyna pojawiać się przede mną zbyt dobrze znany mi żółty trójkąt...
-Nie!!! To nie możesz być ty! PRZECIEŻ CIĘ ZNISZCZYLIŚMY!!!
Krzyczę w desperacji próbując przekonać samego siebie, że to tylko jakiś dziwny sen, że jednak nie miałem racji...
-Cóż, wychodzi na to, że coś wam jednak nie wyszło, czyż nie, Sosenko?~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć ludziki moje kochane, przepraszam, że tak strasznie długo mnie tu nie było i takie to krótkie. Ósma klasa w szkole muzycznej to trochę przesrane, szczególnie jak ma się problemy z samooceną i atakami paniki... Z resztą nie ważne, wiem jak bardzo wkurza tak długie czekanie na nowy rozdział, więc nie przejmujcie się tym >_<
Do następnego, moi kochani psychopaci~😍❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro