Rozdział 17
Jak się oddycha? Bo zapomniałem.
Powiedzieć, że mnie zatkało czy zamurowało, to jak nie powiedzieć nic. Mógłbym przysiąc, że gdybym należał do osób wybitnie religijnych, leżałbym właśnie krzyżem przed samym ołtarzem i modlił się o to, żeby Cornellia zniknęła.
— Wycofajmy się stąd, szybko — mruknąłem pod nosem do Cheriss, ciągnąc ją za materiał koszulki.
— Za późno — odpowiedziała równie cicho, ale w przeciwieństwie do mnie brzmiała spokojnie. — Zauważyła nas.
W tym samym momencie Cornellia podniosła wzrok, a następnie zaczęła dziko wymachiwać rękami. Zanim zdążyłem mrugnąć dwa razy, dziewczyna znajdowała się tuż przede mną i bez zastanowienia rzuciła mi się na szyję.
— Tobias, kochanie, nareszcie cię znalazłam! — wrzasnęła mi prosto do ucha. — Tęskniłam za tobą okropnie — dodała, gdy już się odsunęła, wyginając usta w podkówkę.
— Och, doprawdy. — Nie kryłem niezadowolenia, za co dostałem od Cheriss łokciem w żebra. — Nie zasłużyłem — zwróciłem się do niej.
— Za niewinność nikt nie obrywa. — Wzruszyła ramionami, a Nix w transporterze poparła jej słowa miauknięciem.
Cornellia ewidentnie poczuła się pominięta i dopiero wtedy zauważyła obecność kogoś poza mną. Zmierzyła Cheriss wzrokiem, a potem jej maska prezentująca sztuczny uśmiech zniknęła, zastąpiona przez oblicze powszechnie znanej „zimnej suki".
— Tobiasie, kto to jest? — zapytała, odsuwając się, jakby miała do czynienia z trędowatym.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo Cheriss postanowiła sama się przedstawić.
— Jestem współlokatorką Tobiasa, mam na imię Cheriss. Zostawię was samych, abyście mogli na spokojnie porozmawiać, ale gdybyś miała ochotę napić się kawy lub herbaty, to zapraszam do środka. — Uśmiechnęła się miło, a potem wymownie wskazała na transporter, w którym Nix zaczęła z głośnym hukiem wyważać kraty. — Muszę iść, bo królowa ciemności nam ucieknie.
Zanim zdążyłem zaprotestować, zostałem pozostawiony sam na placu boju. Niechętnie wróciłem wzrokiem do Cornellii, która wpatrywała się we mnie jak obrazek, uwieszona przy tym na moim ramieniu. Była jak natrętna mucha, której nie da się odgonić, a jedyna szansa, żeby się jej pozbyć, to skrócenie jej cierpienia packą. Dałbym wiele, żeby móc to zrobić bez widma gnicia w więzieniu przez resztę lat życia.
— Po co tu przyjechałaś? I jak mnie znalazłaś? — Stwierdziłem, że nie zamierzam być dla niej miły. Wystarczająco długo pozwalałem jej na wszystko jak ostatni osioł.
— Dlaczego jesteś dla mnie taki oschły? — Zmarszczyła brwi. — Wiesz, jak się namęczyłam, żeby w końcu się z tobą zobaczyć? Przychodziłam tutaj codziennie od piątku, a ciebie wciąż nie było w domu. Zrobiłeś sobie romantyczny weekend z tą lampucerą, co?
— Jeśli masz na myśli Cheriss, to zapewniam cię, że w tym zestawieniu lampucerą jesteś ty. Poza tym to był przyjacielski wyjazd i nic więcej nie powinno cię obchodzić.
— Jestem twoją dziewczyną! Mam prawo wiedzieć! — Oburzyła się, a od jej pisku aż zabolały mnie uszy.
— Z tego, co pamiętam, to zerwałem z tobą, gdy się wyprowadzałem.
— Wierzyłam, że zrozumiesz swój błąd i wrócisz! Jesteś jednak uparty jak osioł, więc postanowiłam cię znaleźć! A ty nawet nie doceniasz moich starań!
— Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam? — Postanowiłem zignorować jej lamenty.
— Twoja mama powiedziała mi, że poleciałeś do Portland.
Westchnąłem załamany tym, że moja matka nie potrafiła kłamać ani tym bardziej trzymać języka za zębami. Zawsze argumentowała to tym, że chce dla kogoś dobrze, ale w dziewięćdziesięciu procentach przypadków są z tego tylko kłopoty.
— A jak znalazłaś ten dom? W Portland mieszka grubo ponad pół miliona ludzi, a nie podawałem mamie żadnego konkretnego adresu.
— Zaczęłam szukać informacji i znalazłam cię na liście pracowników w firmie, w której się zatrudniłeś. — Niech szlag trafi Wallera i jego przesadne dbanie o aktualizacje na stronie internetowej! — Potem się tam wybrałam i miałam ogromne szczęście natrafić na koleżankę, która z tobą bezpośrednio współpracuje. Po wyjaśnieniu sytuacji pokierowała mnie prosto pod ten dom. Myślałam, że zastanę cię tutaj w piątek, ale jak zrobiłeś się bardziej rozrywkowy i chętny do wycieczek niż kiedyś.
— Mhm — mruknąłem tylko pod nosem, bo nie wiedziałem co powiedzieć.
Z opresji wyratowała mnie Cheriss, która wychyliła się zza drzwi wejściowych i pomachała do nas ręką.
— Chodźcie do środka! — zawołała. — Zrobiłam herbatę i wyjęłam ciastka.
Zdziwiłem się, gdy Cornellia, która z zasady była uprzedzona do Cheriss, jako pierwsza ruszyła w stronę domu. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko powlec się za nią. Przecież nie mogłem ich dwóch zostawić samych. Jedna i druga wydawała mi się nieobliczalna, więc gdyby się pokłóciły, mogłyby roznieść całą dzielnicę.
W środku zadeklarowałem, że mam pomięte ciuchy i jestem śmierdzący, więc zamierzam pójść się wykąpać. W międzyczasie Cheriss razem z Cornellią zaczęły już żywo rozmawiać, więc nawet nie zwróciły większej uwagi na to, co powiedziałem. Oczywiście tak, jak już wspominałem, nie zamierzałem zostawiać ich kompletnie samych. Wbiegłem na górę po schodach i usiadłem u ich szczytu, żebym mógł słuchać, o czym mówią, a przy tym być niewidocznym. Przymknąłem oczy w nadziei, że łatwiej się skupię.
— Nie spodziewałam się, że jesteś taka fajna. — Pierwszym, co usłyszałem była wypowiedź Cornelli.
— Miło mi to słyszeć — odpowiedziała Cheriss i mógłbym się założyć, że uśmiechnęła się uroczo, jak to miała w zwyczaju. — Ty też jesteś naprawdę sympatyczna. Podziwiam cię, że zadałaś sobie tyle trudu po to, by odnaleźć Tobiasa.
— Nie było łatwo, ale potrafię dążyć wytrwale do celu. — Głos Cornellii przepełniała duma.
— Nie chcę wyjść na wścibską, ale dlaczego aż tak bardzo zależało ci na tym, by odnowić kontakt?
— Ponieważ Tobias jest ważną osobą w moim życiu. Jasne, trochę się posprzeczaliśmy, ale uważam, że pisane nam jest być razem. Sądzę też, że Tobias będzie dobrym ojcem.
— Ojcem? — Cheriss brzmiała, jakby mocno się zdziwiła.
— Mhm — przytaknęła Cornellia. — Jestem w ciąży.
W ostatniej chwili przyłożyłem dłoń do ust i dzięki temu chociaż trochę udało mi się stłumić parsknięcie. Nie spałem z Cornellią przynajmniej od roku, więc choćby krowa w różowej spódnicy przeleciała po niebie, nie mogłem być ojcem jej dziecka.
Miałem ogromną ochotę zejść tam i wykrzyczeć głośno, że jest perfidną kłamczuchą, ale po sposobie, w jaki Cheriss prowadziła z nią rozmowę, mogłem się domyślić, że miała ona jakiś plan, który zapewne bym zepsuł. Mentalnie więc przykleiłem swój tyłek klejem do podłogi i postanowiłem się nie ruszać, dopóki Cornellia sobie nie pójdzie lub nie zaczną mnie szukać.
— Naprawdę? Gratulacje! — pisnęła Cheriss. — Jakim cudem Tobias nic o tym nie wie?
— Nie zdążyłam mu powiedzieć. Zrobiłam test krótko przed jego wyjazdem i zanim zebrałam się w sobie na rozmowę, Tobias zrobił aferę, a potem uciekł do Portland.
— Myślisz, że ucieszy się, gdy mu już powiesz?
— Jestem pewna! Tobias kocha dzieci!
Bzdura. Nigdy nie należałem do fanów dzieci, a tolerowałem je tylko dlatego, że musiałem niańczyć swoje młodsze siostry. Nie zmieniało to faktu, że gdy ktoś z moich znajomych doczekał się dziecka, w przeciwieństwie do większości ludzi, którzy chcieli tego niemowlaka zobaczyć, ja cofałem się jak najdalej od wózka lub kołyski. Może nie byłbym najgorszym ojcem, gdybym już nim został, ale na pewno nie zdecydowałbym się na to świadomie i z własnej woli.
— Skoro tak uważasz — odpowiedziała Cheriss — to powinnaś mu to powiedzieć jak najszybciej, choć uważam, że nie dzisiaj.
— Dlaczego? — zdziwiła się Cornellia.
— Jest zmęczony po tym wyjeździe, a jak sama wiesz, Tobias bywa marudny. Szkoda, żeby przez wyczerpanie nie ucieszył się z tej wiadomości tak bardzo, jak powinien.
— Masz rację. Mógłby być nieco markotny. Może przyjdę jutro, żeby z nim porozmawiać?
— To zdecydowanie lepszy pomysł — zapewniła Cheriss. — Postaram się, żeby nie uciekł nigdzie na miasto zaraz po pracy.
— Będę bardzo wdzięczna. Twoja pomoc jest nieoceniona. Dziękuję.
— Nie ma sprawy. Dziewczyny powinny się trzymać razem.
Chwilę później rozmowa przycichła. Usłyszałem jedynie trzask drzwi wejściowych, a potem tylko wołanie Cheriss.
— Wiem, że siedzisz na schodach, głupku. Teren czysty, możesz zejść.
W sekundę poderwałem się, po czym zbiegłem na dół. Moja współlokatorka stała oparta o ścianę i wydawała się wyraźnie rozbawiona.
— To nie jest moje dziecko — wypaliłem od razu.
— Domyślam się.
— Ja i Cornellia nie spaliśmy ze sobą co najmniej od roku.
— Tego też się domyślam.
— Nic nas nie łączy, przysięgam!
— Nie wiem, po co to tak wykrzykujesz. Wierzę ci, ale nie musiałeś mi tego wszystkiego mówić.
— Czułem się w obowiązku wytłumaczyć sytuację.
— Niepotrzebnie — Cheriss parsknęła z rozbawieniem. — Jesteśmy współlokatorami. Nie musisz mi wyjawiać wszystkich swoich tajemnic. To twoje prywatne sprawy, które nie powinny mnie obchodzić. W tę akurat postanowiłam się wmieszać, ponieważ nie chcę, żeby Cornellia ci dorabiała rogi. Zastanawiam się tylko...
— Nad czym? — zapytałem nerwowo.
— Jak ją zdemaskować, bez konieczności robienia testów na ojcostwo. Wyniku jestem pewna już teraz, ale ona również wie, jaki on będzie, więc zrobi wszystko, żeby do tych testów nie doszło.
— Masz jakiś plan?
— Wstępnie tak. — Skinęła głową. — Uważam, że powinnam zdobyć jej zaufanie i trzymać jej stronę. Postaram się nagrywać nasze rozmowy na dyktafon, a podczas nich starać się, by powiedziała prawdę.
— A co ze mną? Co mam robić?
— Ty bądź po prostu sobą. Zdenerwuj się, oskarż ją o kłamstwo. Ja wtedy stanę po jej stronie, dzięki czemu łatwiej mi zaufa. Gdy znajdę się po tej samej stronie barykady, co ona, zapewne szybko wyśpiewa prawdę. Nie jest zbyt bystra. Powinna łatwo wpaść w pułapkę.
— Jesteś geniuszem zła, Cheriss.
— Ma się ten dar. — Teatralnie odrzuciła włosy za ramię. — Musimy odesłać ją do Phoenix jak najszybciej, bo w innym przypadku w życiu cię nie puści na koncert, na który dałeś mi bilety z okazji urodzin.
— Racja, koncert! W obliczu tragedii, jaką jest pojawienie się Cornelli, zdążyłem o nim zapomnieć. Nie zamierzam go odpuścić, więc trzeba wcielić twój plan w życie jak najszybciej.
— W takim razie, zaczynamy jutro. — Cheriss uśmiechnęła się szeroko. — Cornellia przyjdzie ci powiedzieć o ciąży, ty zrobisz jej aferę, że próbuje cię wrobić, a wtedy ja nakrzyczę na ciebie, że próbujesz się wykręcić i pójdę ją pocieszać. Umowa stoi?
— Jak najbardziej.
— Cudownie. Właśnie to chciałam usłyszeć. A teraz wybacz, bo jutro jest poniedziałek, a mi jako studentce wypada się trochę pouczyć.
— Jasne, zmykaj.
Wróciłem do swojego pokoju. Pierwotnie miałem w planach przygotować jeszcze trochę materiałów do pracy, ale Cornellia tak bardzo podniosła mi ciśnienie, że na niczym nie mógłbym się skupić. Postanowiłem zadzwonić do mamy i porozmawiać z nią o całej sytuacji. Wybrałem odpowiedni numer, a potem przyłożyłem telefon do ucha.
— Tobias? — zapytała po kilku sygnałach.
— A któż by inny?
— Nie dzwoniłeś tak długo do własnej matki, że zdążyłam już zapomnieć, jak brzmi twój głos — zaśmiała się. — Miło cię słyszeć.
— W innych okolicznościach odpowiedziałbym to samo, ale mam dzisiaj kiepski dzień.
— Co się stało? — szczerze się zmartwiła.
— Może już ci to wyleciało z głowy, ale wyklepałaś Cornelli, że poleciałem do Portland i dzisiaj znalazłem ją pod moimi drzwiami.
Mama milczała przez dłuższą chwilę. W końcu głęboko westchnęła.
— Znowu ten mój niewyparzony język.
— Raczej dobre serce — sprostowałem.
— Chciałabym czasami umieć kłamać, ale ludzie zawsze potrafią ze mnie wyciągnąć prawdę. Zrobiło mi się naprawdę żal Cornellii. Przyjechała do mnie i twojego ojca cała zapłakana, potem mówiła, że nie może cię znaleźć. Jak do tego dodała, że zostanę babcią, to nie mogłam jej nie pomóc. Tobiasie, nie możesz uciekać przed taką odpowiedzialnością. Wychowywałam cię na dobrego chłopaka.
— I to ci się udało. W innym przypadku zgodziłbym się z tobą w kwestii odpowiedzialności, ale mam pewność, że jeśli Cornellia naprawdę będzie miała dziecko, to nie ja jestem jego ojcem. Dałbym sobie obciąć rękę.
— Skąd to wiesz, Tobiasie?
— Stąd, że od dawna z Cornellią żyliśmy obok siebie, a nie ze sobą. Gdybyś wiedziała, jakim ona jest naprawdę człowiekiem, byłabyś w ogromnym szoku.
— Co teraz zamierzasz zrobić?
— Doprowadzić do tego, żeby wyśpiewała całą prawdę. A potem odesłać ją z powrotem do Phoenix.
I niech mi zgniją wszystkie paznokcie u stóp, jeśli tego nie zrobię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro