Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*92*

- Yoongi - dziewczyna delikatnie dotknęła mojego ramienia przez co spojrzałem na nią załzawionymi oczami.

To była ona. Moja [T/I]. Łzy kapały samoistnie po moich policzkach. Kobieta złapała moja twarz w swoje dłonie i delikatnie ocierała mokre ślady.

Nie mogłem się powstrzymać i po prostu przytuliłem się do jej brzucha drżąc w spazmach płaczu. Jej palce wsunęły się w moje włosy i delikatnie głaskała. Chciała mnie uspokoić.

Wdychając jej zapach powoli dochodziłem do siebie. W końcu była obok mnie cala i zdrowa.

- Błagam nie zostawiaj mnie. Nigdy więcej tego nie rób - szeptałem w jej podkoszulek.

Moja żona odsunęła mnie odrobinę od siebie i spojrzała w oczy.

- Przecież zawsze będę tutaj - wskazała na moje serce. - I tutaj - dotknęła mojego czoła. - Kocham cie Yoongi, nie zapominaj nigdy o tym - wyszeptała delikatnie przesuwając kciukiem po moich wargach.

- Ja ciebie tez kocham - pocałowałem jej dłoń.

- Jak stad do księżyca? - zapytała z uśmiechem.

- Jak stad do księżyca - odpowiedziałem tym samym.

A potem poczułem mocne szarpnięcie do góry. Spojrzałem tam i zobaczyłem zmartwiona twarz Hoseoka. Nigdzie nie było mojej ukochanej.

- Gdzie ona jest? - zapytałem patrząc mu prosto w oczy.

- Jeszcze nie wyszli. Hyung powinieneś się położyć. Usnąłeś na podłodze - westchnął pomagając mi wstać. A raczej próbował.

Po prostu złapałem jego dłonie i zacząłem płakać. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Jakby wszystkie emocje i łzy trzymane przez całe moje życie właśnie się uwolniły. Niewidzialna zapora runęła.

- Ona nie może umrzeć Hoseok, nie może - szeptałem.

- Przeżyje, Jihyun ją uratuje - odpowiedział jedynie kucając obok mnie. - Proszę przestań płakać, musisz być silny - objął mnie delikatnie.

*****

Spędziłem sześć godzin. Sześć jebanych godzin przed salą. Po prostu czekałem. Przechodziłem przez fazy płaczu, załamania, gniewu i wyczerpania.

Było ze mną dużo osób. Zaczynając od pełnego nadziei Hoseoka.

- Hyung wszystko będzie w porządku. [T/I] jest bardzo silna. Wywalczy to - uśmiechnął się.

Pocieszającego mnie Jimina.

- Hej hyung... - westchnął widząc moje załamane plecy i delikatnie mnie po nich pogłaskał. A potem po prostu szeptał ciepłe słowa.

Delikatnego Jina.

- Yoongi, powinieneś iść spać. Musisz być silny - powiedział łagodnie.

Panikującego Taehyunga.

- A co jeśli za bardzo ją denerwowałem? Hyung to przeze mnie? A może za mało jej pomagałem - kręcił się w kółko.

Zagryzającego zdenerwowane wargi Jungkooka.

- Będzie dobrze. Będzie dobrze - powtarzał jak musztrę niemal dogryzając się do krwi.

I logicznego Namjoona.

- Z medycznego punktu widzenia jeśli nie jest to, aż tak poważne to jest spory procent szans, że uda się uratować ich oboje - mówił.

Poprzez karmiącego mnie Kihyuna.

- Proszę hyung. Musisz coś jeść - westchnął podając mi styropianowe pudełka.

A kończąc na Siyoungu, który trząsł nogą w nerwowym oczekiwaniu.

- Dlaczego to tak długo trwa? Czy ona umrze? Czy moja kochana przyjaciółka tak po protu zginie? Tak tragicznie. Tak bardzo tragicznie. Niczym w książkach - obgryzał paznokcie.

Aż wreszcie ujrzałem Jihyuna. Spojrzał na mnie uśmiechając się jak zawsze.

Był to zmęczony, pełen bólu i nadziei uśmiech.

- Co z nią? Co z moim dzieckiem? - w przeciągu sekundy znalazłem się przy nim.

- To chłopczyk, gratulacje - powiedział łapiąc moje ramie.

Mały uśmieszek wpłynął na moją twarz. Mam syna. Cholernego syna. Chciałbym teraz spojrzeć w twarz mojej kochanej żony i powiedzieć jej, że znowu mi się udało. Ale zrozumiałem, że mogę tego nigdy nie doświadczyć.

- A co z [T/I]? - zapytałem.

- Cóż... Można powiedzieć, że przeżyła - odpowiedział spokojnie.

- Jak to można powiedzieć? - niemal cofnąłem się ledwo łapiąc oddech.

- Walczy o życie. Ale jest silna, więc trzeba być dobrej myśli. Jeśli uda jej się wybudzić, wyjdzie z tego cała i zdrowa - uśmiechnął się odrobinę.

- Mogę ją zobaczyć? I mojego synka? - wypowiedziałem od razu odczuwając małą ulgę.

- Niestety nie możesz na razie zobaczyć ich bliżej niż przez szybę. Twój syn jest w sali obok w inkubatorze, natomiast [T/I] na oddziale intensywnej terapii - powiedział zabierając dłoń z mojego ramienia i powoli odchodząc.

- Jihyun! - zawołałem za nim, a ten odwrócił się w moją stronę. - Dziękuje. Z całego serca - wyznałem, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko i ukłonił głowę po czym wyszedł.

Od razu pobiegłem zobaczyć mojego synka. Obiecałem być odpowiedzialnym i idealnym ojcem.

I gdy moment później zobaczyłem moje maleństwo niemal po raz kolejny się popłakałem. Był taki mały, mógłbym go zmieścić w moich dłoniach. Już wiedziałem, co czuła [T/I] gdy nosiła go pod serduszkiem, czułem tą więź.

Pragnąłem go dotknąć, ponosić na dłoniach i spojrzeć w oczka szepcząc, że jest moim małym skarbem. Uśmiechnąłem się do siebie i obiecałem mu, że będzie najlepszym mężczyzną na świecie.

Po kilku minutach ruszyłem by zobaczyć moją ukochaną. Leżała podpięta do całej aparatury, a respirator umożliwiał spokojne oddychanie. Jej serce pracowało ciężko by żyć.

Uśmiechnąłem się. Wyglądała tak spokojnie. Pragnąłem złapać jej dłoń i delikatnie pogłaskać jej włosy. Nie byłem już na nią zły.

Chciałem jej powiedzieć, że wszystko wybaczam, całe to ukrywanie. Powiedzieć, że może postąpić jak chce, a ja nie będę jej miał tego za złe. 

Może walczyć lub po prostu odejść jak zamierzała.

*

Hejka

Wiecie co

Następny rozdział do epilog 😭😭😭

Kocham was ❤

Bayo <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro