Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

004

Harry'emu chwilę zajęło przyswojenie informacji, którą przed chwilą powiedział mu Syriusz. To w ogóle nie pasowało mu do jego wizji nauczyciela Eliksirów.

— Jak to... Snape kogoś miał? Ktoś w ogóle z nim wytrzymywał? I jak to? Jest gejem? — Brunet miał w głowie tysiąc pytań na raz.

— Nie mam pojęcia jakiej jest orientacji i mam to głęboko gdzieś — mruknął Black. — Ale tak, ktoś go chciał. I nie była to kobieta. Chociaż Aidan nie należy też do najbardziej męskich osób. Jest po środku. Nie wiem czy wiesz o co mi chodzi.

— Po środku? — zapytał Harry, kompletnie nie rozumienąc o co chodzi.

— Cóż, nie jest ani mężczyzna ani kobietą. Wiem, to brzmi skomplikowanie. Ale gdybyś poznał Aidana to byś zrozumiał. Całkowicie to do niego pasuje — wytłumaczył Remus. — Chodziło z nami do Hogwartu.

— Byliśmy przyjaciółmi — dodał Syriusz. — To znaczy, nadal nimi jesteśmy, ale już tak często się nie spotkamy. Aidan zamieszkało we Francji ze swoim innym przyjacielem. Ale najwidoczniej wrócili. W dodatku ma zastąpić Hagrida w Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami do póki on jest na wyjeździe.

— Czyli Snape jest niestabilny psychicznie bo wrócił jego były?

— To dłuższa historia... Cóż, Snape nigdy nie był za bardzo lubiany w szkole-

— Raczej nie pomagało też to, że go gnębiliśmy — zauważył Lunatyk.

— Remus, przerabialiśmy to... Nieważne. Aidan było jego kompletnym przeciwieństwem. Można powiedzieć, że... lubiło seks? I dużo mężczyzn w tamtym okresie, nawet takich, którzy byli hetero, z nim spało.

Harry zmarszczył brwi. Raczej nie brzmiało to dobrze. Potter nie był do nikogo uprzedzony, ale wiedział że inni ludzie tak. Ciotka Petunia wyzywała swoją sąsiadkę od dziwek bo często przychodzili do niej mężczyźni. Brunetowi nie pasowało to, że Snape chciał być z taką osobą. Raczej wyobrażał go sobie jako bardzo surowego, oschłego i takiego, który chce zachować czystość do ślubu. Jednak brunet nie znał Aidana więc nie powinien oceniać jaki naprawdę jest i czy mógłby podobać się jego profesorowi Eliksirów.

— No i nie wiem jakim cudem, odmieniło mu się to całkowicie jak zaczął gadać ze Smar- ze Snapem. A Snape poczuł się chyba dowartościowany bo jednak osoba, którą każdy chciał wybrała jego. Zaczęli być razem. I tak aż do ostatniego roku. Zerwali bo Aidan odkryło, że Snape dołączył do Śmierciożerców. Myślę, że dlatego tak reaguje. Wróciła jego miłość, którą stracił wybierając Voldemorta. Ale sądzę, że oni nadal coś do siebie czują. Nawet po tylu latach — dokończył Syriusz.

— Przecież minęło tyle czasu. Jak mogliby dalej coś do siebie czuć? — zapytał zdziwiony.

— Cóż, niektóre uczucia trzymają się człowieka i nie chcą przeminąć. My też z Syriuszem chodziliśmy za czasów naszej edukacji. Później Łapa trafił do Azkabanu ale... moja miłość nigdy nie minęła, nawet wtedy, gdy myślałem, że zdradził twoich rodziców — wytłumaczył Remus.

— Chyba rozumiem... choć to dość przykre — mruknął brunet. — Kochać kogoś, kto cię zranił i nie móc przestać.

— Niby tak, ale okazało się, że jednak tego nie zrobił więc szczęśliwie się wszystko skończyło. — Remus uśmiechnął się do Syriusza, a ten odwzajemnił gest.

— Ale w przypadku Snape'a, to akurat prawda. Stał się Śmierciożercą, widziałem jego znak i wspomnienia. 

— Tak, ale dobrze wiesz, że teraz jest po naszej stronie — odpowiedział mu Lunatyk, na co Black się skrzywił. Nie dałby rady ukryć swojego uprzedzenia do profesora Eliksirów, nawet gdyby grozili mu śmiercią. — I Aidan to wie. Inaczej by się nie zgodziło na uczenie w Hogwarcie. Chociaż kto go tam wie.

— Polubisz go Harry — powiedział Syriusz i na powrót na jego ustach wstąpił uśmiech. — A przynajmniej mam taką nadzieję.

Pierwszy tydzień szóstego roku Harry'ego dobiegł do końca. Już od pierwszych lekcji ciężko pracowali i wysłuchiwali gadki nauczycieli, że od teraz muszą się przyłożyć bo zaczynają przygotowania do egzaminów końcowych.

Kilka razy wyszedł z Ronem i Hermioną na spacery, a także do biblioteki, aby dziewczyna mogła zabrać potrzebne książki. Już mieli zadane pierwsze wypracowanie, a ona od zawsze bardzo przykładała się do nauki.

Miał już też swoje pierwsze zajęcia z Syriuszem i Remusem. Co do Lupina, nie miał wątpliwości, że jego lekcje znowu będą na wysokim poziome, a przede wszystkim będą ciekawe. I tak właśnie było. Jednak jego zaskoczeniem były zajęcia ze swoim ojcem chrzestnym.

Łapa pokazał im dużo praktyki, ale też zajął się teoretycznym ujęciem tematu. To co mówił było ciekawe i Black pominął też wszystkie elementy podręcznika, które były zbędne i monotonne. Wszyscy wyszli z lekcji zadowoleni, a nawet od czasu do czasu słyszał na korytarzach rozmowy o Syriuszu i o tym jak innym podobają się jego zajęcia.

Poza tym Snape nadal się dziwnie zachowywał i nie zwracał na niego zbytniej uwagi. Aidana jeszcze nie poznał, będą mieć zajęcia dopiero w poniedziałek. Ciekawiła go ta sytuacja, chociaż z zasady nie wpycha się w sprawy innych ludzi, bo sam na głowie ma wystarczająco dużo swoich.

Rozmawiał też kilka razy z Malfoyem na zajęciach. I do tej pory wcale nie pokazał żeby jego zachowanie było jakimś żartem albo podstępem. Chociaż wiedział, że nadal nie powinien mu ufać w stu procentach. Nawet mógłby stwierdzić, że nie powinien na razie robić tego wcale.

Tak jak powiedziała mu McGonagall, w weekend udał się do dyrektora. Pani profesor podała mu wcześniej hasło więc wypowiedział je, a gargulec strzeżący wejście, wpuścił go na schody prowadzące do gabinetu Dumbledore'a. Harry zapukał przed wejściem po czym uchylił drzwi.

— Dzień dobry — przywitał się z Dubledorem.

— Ah, Harry, witaj! — Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego. — Siadaj. Herbaty?

— Poproszę.

Brunet usiadł na fotelu po drugiej stronie biurka dyrektora i rozejrzał się po gabinecie, w czasie gdy ten nalał im herbaty. Harry bardzo lubił to miejsce i wszysykie ciekawe przedmioty znajdujące się w nim. Dubledore podał mu filiżankę i usiadł na przeciwko.

— O czym pan chciał ze mną porozmawiać? — zapytał Gryfon.

— Cóż, głównie o tym co stało się w czerwcu. Martwię się, żebyś nie zawracał sobie tym zbytnio głowy Harry... Może i według przepowiedni to ty masz pokonać Voldemorta, ale nie musisz robić tego bez wsparcia. Jesteś utalentowany, ale młody. Wszyscy chcemy ci pomóc. — Dyrektor wziął łyk herbaty i spojrzał na niego łagodnie.

— Ja, tak, rzeczywiście o tym myślałem. Nawet dużo. Ale wiem, że nie jestem w tym zupełnie sam. Oczywiście, gdy nadejdzie ta chwila pewnie będę musiał...

— Jeszcze to nie ten moment na to. Mamy czas na przygotowanie się. Gdybyś jednak potrzebował z kimś porozmawiać, albo gdybyś zbytnio się zamartwiał to wiesz gdzie mnie znaleźć — powiedział, a Harry'emu przyszło do głowy, że to idealny moment na powiedzenie mu o swoich planach. — Jednak będziemy musieli omówić jeszcze jedną sprawę dotyczącą Voldemorta. Kluczową jeśli chcemy go pokonać. Jednak na razie skup się na nauce.

Harry skinął głową i wziął łyk herbaty. To co przed chwilą powiedział dyrektor zaniepokoiło go bardziej niż cała ta przepowiednia i zapewne będzie się tym stresować do póki Dumbledore nie wytłumaczy mu o co chodzi, ale wołał o tym nie wspominać. W dodatku nie wiedział jak niby ma skupić się na nauce w obliczu tego wszystkiego.

— Właściwie to mam do pana prośbę i jest z tym związana — zaczął mówić, a gdy dyrektor uniósł jedną brew do góry w wyrazie zainteresowania, kontynuował. — Chciałbym założyć grupę, w której uczylibyśmy się nawzajem przydatnych rzeczy do walki. Wie pan, zaklęcia, eliksiry, inne rzeczy, które mogłyby pomóc wygrać walkę z Voldemortem. I przede wszystkim ufalibyśmy sobie. Byłbym pewny, że będą mnie wspierać. Cóż, może to trochę samolubne z mojej strony, że chce wciągnąć w to więcej młodych osób, ale oczywiście chodzi tylko o tych, którzy sami będą chcieli dołączyć.

Dyrektor milczał przez chwilę, a w tym czasie Harry zdążył wypić swoją herbatę. Po kolejnych kilku minutach, Dubledore sięgnął do szuflady i wyciągnął z niej duży, srebrny klucz.

— Zajmij jedną z sal. Możesz zrobić co uważasz za słuszne, jednak musisz zachować całkowitą dyskrecję. Gdy już zbierzesz swoją grupę, podaj mi ich nazwiska. I nie zróbcie sobie krzywdy. — Wypowiadając ostatnie zdanie, uśmiechnął się lekko. — Uważam, że to dobry pomysł, jednak nie możecie przesadzać.

— Dziękuję. Na razie wiedzą tylko moi przyjaciele oraz Syriusz i Remus. Nie ma obaw, że dowie się ktoś, kto nie powinien — powiedział Harry i na jego ustach również zagościł uśmiech.

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas. Dyrektor zapytał go jak podobają mu się lekcje z nowymi profesorami, jak ogólnie idzie mu nauka i jak minęły mu wakację. Dopytał również o ludzi, których Harry chce zaprosić do dołączenia.

Po rozmowie brunet wrócił do dormitorium, gdzie zastał tylko Rona, siedzącego na swoim łóżku. Przyjaciel nie wyglądał na zbytnio zadowolonego, ale od jakiegoś czasu, Potterowi wydawało się, że on ciągle ma gorszy humor. Nie chciał jednak dopytywać, bo gdyby przyjaciel chciałby o tym mu powiedzieć, już by to zrobił. Weasley nigdy zbytnio nie krył się ze swoimi uczuciami.

— Hej. Co ty tu robisz jak jest taka pogoda? — zapytał Harry, siadając na przeciwko niego. — Ostatnie dni słońca w tym roku.

— A co mam robić? — zapytał Gryfon. — Nie miałem raczej ochoty na samotny spacer, a Hermiona znowu się uczy. Nie mam pojęcia po co, ale no. Poza tym, ty też jesteś w środku, czemu nie korzystasz z tej swojej cudownej pogody?

— Spotkałem się z Dumbledorem, rozmawialiśmy o kilku sprawach. Uda mi się zorganizować mój plan, ale powiem wam o tym jak będziemy we trójkę. Ale teraz mam zamiar wyjść polatać, idziesz ze mną? — zapytał i uśmiechnął się do przyjaciela.

— No dobra — westchnął Ron. — W sumie przyda mi się trochę ruchu.

Zebrali się i po chwili wyszli z zamku. O dziwo schody nie utrudniały im zejścia po nich, ale może mieli po prostu szczęście. Po wyjściu zaczęli kierować się w stronę boiska do Quidditcha, gdzie w szatniach przechowywali swoje miotły.

— Będziesz startować w tym roku do drużyny? — zapytał Rona. — Zostałem kapitanem. Fajnie byłoby gdybyś dołączył.

— Nie wiem. W sumie chciałbym, ale... nie wierzę trochę, że się dostanę. I nie chce dostawać się przez to, że się przyjaźnimy — zaznaczył, patrząc na Harry'ego.

— Hej, nie jestem taki? — powiedział, udając oburzonego. — Poza tym mam już pomysł na eliminacje w postaci meczu. Potrzebujemy obrońcy, pałkarzy i ścigającego. Zostałem tylko ja i Katie ze starego składu. Powinieneś spróbować — zachęcił go i doszli do boiska. — Masz duże szanse, serio. Widziałem jak grasz.

— No... może przyjdę. W sumie obrońca brzmi spoko. Ale to, że widziałeś jak gram to akurat nie argument. Domowe boisko to jednak coś zupełnie innego — powiedział Ron i weszli na pole do gry.

Ku ich zdziwieniu, kilka metrów nad ziemią unosił się Malfoy, latając na swojej miotle. Gdy ich zauważył, zleciał na dół i stanął na trawie.

— Chyba sobie ze mnie żartujecie — mruknął Ron.

— Hej — przywitał się z nim Harry.

— Heeej, ciebie też miło widzieć Weasley — mruknął z sarkazmem Draco. — Przyszliście polatać? — zapytał.

— A po co innego? — mruknął Ron. — Udajesz głup- — zaczął, ale Harry szturchnął go w bok. — Hej!

— Tak, przyszliśmy polatać. Chodź po miotły Ron. Chcesz z nami polatać? — Zapytał się Malfoya po czym skierowali się do schowka, do którego Harry, jako kapitan, miał klucz.

— Nie no serio? — mruknął Weasley. — Świetny plan stary.

— Jasne — odpowiedział Gryfonowi Draco, ignorując nastawienie tego drugiego. Poszedł za nimi i poczekał, aż Harry weźmie swoją błyskawicę, a Ron jedną z szkolnych mioteł. — Jakiś plan?

— Wyścig wokół jeziora? — zaproponował brunet, a pozostała dwójka się zgodziła.

Wzlecieli w powietrze i skierowali się nad jezioro, które znajdowało się przy Hogwarcie. Ustawili się w jednej linii i po wspólnym sygnale rozpoczęli wyścig. Oczywiście Harry był dużo szybszy od nich więc jako pierwszy go ukończył, jednak Ron i Draco szli praktycznie równo.

— No dalej Malfoy! Coś nie tak? — krzyknął do niego Ron, gdy udało mu się objąć delikatne prowadzenie.

— Chciałbyś Wealsey! — odpowiedział mu i przyspieszył tak żeby się z nim zrównać.

Obydwaj starali się wygrać z tym drugim za wszelką cenę, jednak metę jako pierwszy przekroczył Draco. Ron jednak nie zdążył wyhamować i wpadł na Ślizgona. Gdyby nie to, że blondyn złapał go za rękę, Weasley spadłby ze swojej miotły i spadł kilkanaście metrów w dół.

— Kurwa... dzięki — mruknął Ron, gdy już się trochę uspokoił.

— Spoko.

— Wszystko okej? — zapytał Harry, podlatując do nich.

— Tak, raczej tak — odpowiedział za Gryfona Draco. — Ale Weasley przegrał i tak wyścig.

— Miałeś lepszą miotłę!

We trójkę stwierdzili, że trochę jeszcze polatają wokół terenu szkoły. Harry rozmawiał z Draco, a Ron czasami wtrącał swoje zdanie. Po jakimś czasie wrócili na boisko i podawali sobie przez jakiś czas kafla. W końcu zaczęło się ściemniać i postanowili, żeby na dzisiaj skończyć.

— Brakowało mi tego — mruknął Malfoy, a Ron skinął głową przyznając mu rację.

— Było spoko. Ale nie myśl sobie, że teraz cię lubię czy coś. Nie wiem co ci tam co głowy przyjdzie — stwierdził Ron i poszedł odnieść miotłę.

— Nieśmiałbym — westchnął Draco, a Hary się zaśmiał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro