Rozdział XVIII
Głośne odgłosy piorunów za oknem wybudziły mnie ze snu. Usiadłam na łóżku zerkając na zegarek, który wisiał na ścianie, wskazywał godzinę dziewiątą. Przetarłam zaspane i obolałe od płaczu oczy po czym spojrzałam na Nancy, która jeszcze słodko spała. Nie chcąc jej budzić po cichu wstałam z łóżka podchodząc do fotela na którym leżały moje ubrania i ruszyłam do toalety. Stanęłam przed lustrem, lustrując swoje odbicie. Miałam strasznie podpuchnięte oczy.
— Ale ty jesteś piękna, aż dziwne że nie pęka lustro. — powiedziałam do swojego odbicia z sarkazmem. Szybko przemyłam twarz wodą i sięgnęłam po hotelową szczoteczkę do zębów.
Gdy już umyłam zęby i przebrałam się w ciuchy z wczoraj wyszłam z łazienki. Nancy dalej spała więc wyszłam z pokoju kierując się do pokoju chłopaków. Zapukałam cicho i delikatnie w razie gdyby spali, ale na szczęście po chwili otworzył mi zaspany Brad.
— Obudziłam cię? — zapytałam przepraszającym tonem.
— Nie, prawie w ogóle nie spałem. Ból nie dawał mi nawet zamknąć oczu. — spojrzałam na jego twarz. Lewe oko miał tak podbite, że ledwo było widać rzęsy.
— Przykro mi. — spojrzałam smutno na swoje buty.
— Nic mi nie będzie. Morda nie szklanka. — zaśmiał się delikatnie. — Idziemy na śniadanie? — zapytał próbując zmienić temat.
— Wiesz co w sumie to chciałam wrócić do domu. Przebrać się i zobaczyć jak czuje się Eddie. — powiedziałam ściągając sobie pasma moich włosów z twarzy.
— No dobrze pojadę z tobą, tylko napiszę Jonathanowi kartkę, żeby się nie martwił, że nas nie ma. — wszedł do pokoju, a ja czekałam na korytarzu, po chwili wyszedł zamknął drzwi i razem ruszyliśmy na postój taksówek.
Kilka minut później dojechaliśmy do kamienicy. Brad zapłacił kierowcy po czym wysiedliśmy z auta. W ciszy weszliśmy do budynku. Stresowałam się tym co może się wydarzyć. Bałam się, że nasze zerwanie, zakończy wszystko. Nawet naszą przyjaźń. Gdy stanęłam przed drzwiami mieszkania wzięłam głęboki oddech.
— Nathalie, może wejdę z tobą? — usłyszałam zza pleców pełny wsparcia głos Brada.
— Nie dziękuję. Dam sobie radę. — uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę wyjmując z torebki klucz.
— Ok, jakby co będę u siebie. — odpowiedział i zniknął w swoim mieszkaniu.
Po chwili uznałam, że nie ma co tak stać na klatce. Włożyłam klucz do drzwi i próbowałam przekręcić, ku mojemu zaskoczeniu były otwarte. Weszłam w głąb mieszkania i od razu wzrokiem szukałam Eddiego. Zauważyłam go na kanapie. Spał. Podeszłam do niego i delikatnie zaczęłam ściągać mu włosy z twarzy. Gdy zobaczyłam jego twarz zamarłam. Była strasznie blada. Szturchnęłam jego ramię próbując go obudzić, ale nic z tego. Wstrząśnięta tym co się właśnie dzieję zaczęłam go z całych sił szarpać, ale i to nie przynosiło efektów.
— Eddie proszę obudź się! — krzyczałam z rozpaczy bojąc się o to co mogło się stać.
— Nathalie co się dzieję. — Brad wbiegł do naszego mieszkania od razu podchodząc do Eddiego i sprawdzając mu oddech. — Na szczęście oddycha. — w jego głosie było słychać ulgę. — Zadzwonię po karetkę. — podbiegł do telefonu szybko wpisując odpowiedni numer, a ja usiadłam obok Eddiego łapiąc jego dłoń w swoją.
— On... on jest cały zimny. — powiedziałam przez łzy.
— To normalne, prawdopodobnie przedawkował, albo wziął jakieś podejrzane gówno. — odpowiedział Brad gdy tylko zakończył rozmowę. — Karetka będzie za kilka minut. — podszedł od drugiej strony łóżka i usiadł chowając twarz w dłonie.
— Tak bardzo się boję. Co jeśli on umrze? — gdy dotarło do mnie to co powiedziałam zalałam się łzami jeszcze bardziej. Od razu przypomniało mi się jak Dustin powiedział mi, że Eddie nie żyje.
— Hej hej, spójrz na mnie. — Brad podszedł do mnie po czym klęknął zmuszając mnie bym na niego spojrzała. — Nic mu nie będzie. To jest silny facet da sobie radę. — nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ do drzwi zapukali ratownicy medyczni. Od razu podbiegli do chłopaka i zaczęli robić mu wstępne badania.
— I co z nim? — zapytałam po kilku minutach ledwo stojąc na nogach, prawdopodobnie gdyby nie Brad, który mnie podtrzymywał wylądowałabym już dawno na podłodze.
— Dokładnie nie wiemy, ale jedno jest pewne, zabieramy go do szpitala ponieważ nie ma żadnych reakcji na bodźce.
— Czy ja mogę go odwiedzić? — spojrzałam na ratownika błagającym wzrokiem.
— Oczywiście, że tak, ale dopiero wtedy gdy się obudzi. Chyba, że jest Pani kimś z rodziny.
— Niestety nie jestem. — odpowiedziałam smutno.
— W takim razie bardzo mi przykro, ale tak jak wspomniałem będzie mogła go Pani odwiedzić jak odzyska przytomność. Zabieramy go do szpitala St George's Hospital*— ratownik nie czekając na moją odpowiedź wrócił do swojej pracy. Po chwili przenieśli Eddiego z łóżka na nosze i skierowali się do karetki. Gdy tylko wyszli momentalnie upadłam na podłogę. Smutek jaki teraz czułam rozwalał mnie od środka. Czułam się jakbym już nigdy nie miała być szczęśliwa.
— Nath, obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. — Brad pomógł mi wstać z ziemi i mocno przyciągnął mnie do uścisku. Również się w niego wtuliłam czując, że trochę się uspokajam.
— Pojedziemy do szpitala? — spojrzałam na niego mając nadzieję, że się zgodzi.
— Ale pamiętasz, że nie wpuszczą cię na salę?
— Tak wiem, chcę tam po prostu być. Proszę. — powiedziałam odsuwając się od chłopaka.
— Dobrze, pójdę się tylko przebrać i jedziemy. — powiedział i zniknął za drzwiami.
Usiadłam na łóżku w miejscu na którym przed chwilą leżał Eddie i znów zaczęłam płakać. Została mi tylko nadzieja, że chłopak się obudzi i będzie wszystko po staremu. Najlepiej gdyby wszystko cofnęło się do czasów przed Vecną. Wtedy wszystko było takie proste. Munson mieszkał ze swoim wujkiem w przyczepie, ja z rodzicami w domu jednorodzinnym. Piątkowe wieczory filmowe, które urządzaliśmy sobie raz u niego raz u mnie, albo co niedzielne zajadanie się pączkami z wszystkimi przyjaciółmi w cukierni Pani Mortez. Bardzo chciałam, żeby było tak jak dawniej. Tęskniłam za tym. Oddałabym wszystko, żeby tylko znaleźć się z Eddiem i resztą przyjaciół w jakimś miłym miejscu.
— Możemy ruszać. — głos Brada wyrwał mnie z myśli. Wstałam szybko z kanapy i ruszyłam w stronę chłopaka. Gdy już mieliśmy wychodzić, uznałam, że muszę poinformować wujka Wayna o tym co się stało. Podbiegłam do telefonu i wykręciłam jego numer. Po chwili odebrał.
— Tak słucham?
— Dzień dobry proszę Pana, z tej strony Nathalie. Stało się coś niedobrego. — powiedziałam smutno.
— Mój Boże, co dokładnie. Czy coś się stało Eddiemu? — zapytał zatroskany.
— Niestety tak. — zamilkłam na chwilę próbując powstrzymać łzy. — Eddiego właśnie zabrało pogotowie. Nie wiem co mu dokładnie było, ponieważ nie jestem z rodziny, więc nie udzielili mi informacji. Ale gdy go zabierali był nieprzytomny. — zamknęłam oczy czekając na odpowiedź wujka.
— Co takiego? — usłyszałam, jak jego głos się łamie. — Jadę na lotnisko przylecę pierwszym lotem. Jaka jest nazwa tego szpitala?
— St George's Hospital.
— Dobrze, dziękuję za informację Nathalie. Ruszam na lotnisko. Do zobaczenia. — gdy się rozłączył odłożyłam słuchawkę i razem z Bradem ruszyliśmy do szpitala.
Gdy dojechaliśmy do szpitala od razu podbiegłam do recepcji, aby zapytać gdzie leży Eddie. Po uzyskaniu informacji szybko weszliśmy na odpowiednie piętro.
— Ta niewiedza mnie dobija. — powiedziałam ze złością.
— Uwierz mi, że mnie również. — westchnął Brad poprawiając się na krześle. — Zostało nam teraz tylko czekać na wujka Eddiego.
— Mam nadzieję, że załapał się na jakiś samolot. — westchnęłam cicho.
— Na pewno, z tego co wiem to lotów do Londynu zawsze jest pełno. — zauważył.
— Obyś miał rację. Bo chciałabym chociaż wiedzieć czy jego życiu nic nie zagraża. — moje zdenerwowanie zmieniło się w smutek.
— Hej, mówiłem ci, że na bank nic mu nie będzie.
— Skąd możesz to wiedzieć? — spojrzałam na niego czekając na odpowiedź.
— Wiesz, przeżywałem to samo co Eddie teraz. Również musiałem pokonać uzależnienie. — westchnął. — Rok temu byłem narkomanem. Dawałem w żyłę praktycznie codziennie. Pewnego dnia zmarła moja mama. Nie mogłem wytrzymać tego bólu więc przedawkowałem heroinę. Wylądowałem w szpitalu. Miałem zatrzymanie akcji serca, ale lekarze mnie odratowali. Jeżeli udało im się uratować mnie to na sto procent uratują również Munsona. Jest równie twardy co ja. — uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam.
— Dziękuję ci, że mi to powiedziałeś. Od razu czuję się trochę lepiej. — powiedziałam miło. — A co do twojej mamy to bardzo współczuję.
— Eh było, minęło. Najważniejsze, że tobie jest lepiej.
— Nie. Najważniejsze jest to, że twoja mama jest z ciebie dumna, że udało ci się rzucić. — zauważyłam, że się zaczerwienił, więc postanowiłam już nic nie mówić na ten temat.
Dochodziła godzina siedemnasta, a my dalej nie wiedzieliśmy co z Eddiem, oprócz tego, że dalej jest nieprzytomny. Jedyne co nam pozostało to czekanie na przyjazd wujka Wayna. Po około trzydziestu minutach zauważyłam go jak wchodzi na oddział. Od razu ruszyłam biegiem w jego stronę chcąc go mocno przytulić.
— Witaj Nath. — przytulił mnie, delikatnie gładząc mi włosy.
— Tak bardzo się cieszę, że Pana widzę. — powiedziałam gdy tylko się odsunęłam.
— Ja również. A to co za młodzieniec? — zapytał gdy podszedł do nas Brad.
— Dzień dobry, jestem przyjacielem Eddiego. Brad bardzo mi miło. — podał rękę wujkowi.
— Mi również. — również podał mu rękę. — Wybaczcie dzieci idę do lekarza zapytać o stan Edwarda. — nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę pokoju lekarzy.
Siedziałam z Bradem jak na szpilkach czekając na powrót wujka Wayna. Był tam dopiero kilka minut, ale miałam wrażenie jakby minęły godziny.
— Brad to wszystko moja wina. — wybuchłam płaczem. Czekanie oraz strach przed tym co przekaże nam wujek było jak bomba, która w końcu wybuchła.
— Dlaczego tak mówisz? — zapytał zatroskanym głosem.
— Eddie chciał, żebym z nim wczoraj wróciła do domu, ale odmówiłam. Gdybym z nim poszła do niczego by nie doszło. — załamana schowałam twarz w dłonie.
— Nath, to nie jest niczyja wina, a zwłaszcza nie jest twoja. Nie możesz się obw... — zamilkł, podniosłam głowę żeby zobaczyć dlaczego i ujrzałam wujka Wayna idącego w naszą stronę.
Płakał. To nie mogło zwiastować nic dobrego.
*St George's Hospital - jakiś randomowy szpital z internetu.
Mamy rozdział 18 i znów nie jest zbyt wesoło ...
Jeśli rozdział się podobał, zostaw gwiazdkę i komentarz. To bardzo motywuje do dalszego pisania! ❤️
Buziaki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro