Rozdział VIII
Kilka minut później skończyłam opowiadać całą historię, a szczęki Nancy i Jonathana opadły naprawdę nisko. Patrzyłam na nich z uśmiechem. Dawno nie widziałam ich takich zdziwionych.
— Wow tego się nie spodziewałam serio. Jak się z tym wszystkim czujesz? — dłoń Nancy spoczęła na mojej nodzę. Spojrzałam jej w oczy. Widziałam w nich zatroskanie.
— Wiesz, na początku było ciężko, w zasadzie bardzo ciężko, ale gdy tylko porozmawiałam z nim chwilę przez telefon wszystkie złe emocje uleciały. — zarumieniłam się na wspomnienie tej rozmowy telefonicznej.
— Bardzo się cieszę, że czujesz się dobrze, ale ja gdy tylko spotkam Eddiego na swojej drodzę, wydłubie mu oczy za to wszystko. — zaśmiałam się na te słowa wraz z Jonathanem, a Nancy kontynuowała. — Dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego zrobił to właśnie w ten sposób. Dlaczego nic Ci nie powiedział wiedząc, że będziesz strasznie cierpieć.
— Tak jak mówiłam, chodziło o to, żebym za nim nie uciekła. On dobrze wiedział, że będę chciała iść z nim. — stwierdziłam, ale Nancy dalej nie dała się przekonać.
— Kochanie powiem Ci szczerze, że gdybym był w takiej sytuacji jak Eddie zrobiłbym to samo. Nie chciałbym, żebyś zmarnowała sobie życie. — powiedział chłopak wstając z kanapy. — Idę do kuchni, napijecie się czegoś?
— Chętnie napiję się herbaty. A ty Nath?
— Ja również poproszę herbatę. — Jonathan już nic nie powiedział, tylko od razu skierował się w stronę kuchni. Odczekałam chwilę po czym spojrzałam na Nancy.
— I jak tam w sprawie zaręczyn? Wiesz już coś?
— W ten weekend wyjeżdżamy. Myślę, że wtedy coś się wydarzy, przynajmniej mam taką nadzieję. — Zaczerwieniła się. Widziałam, że jest szczęśliwa. Miałam nadzieję, że niedługo zostanie Panią Byers. Po kilku sekundach wrócił Jonathan z trzema kubkami miętowej herbaty.
— Dziękuję. — powiedziałam biorąc gorący napój od chłopaka. Reszta czasu minęła nam na rozmowach o tym co chcę robić po szkole.
Następnego dnia w szkole nadal dało się wyczuć, między mną a Dustinem ponurą atmosferę. Wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że na każdej przerwie siedzieliśmy razem śmiejąc się i wygłupiając, a teraz? Rozmawialiśmy ze sobą tylko wtedy gdy była taka potrzeba.
— Nath, co się dzieje między Tobą a Dustinem? — zapytał zaciekawiony Gareth, gdy Dustin poszedł do toalety.
— Nic takiego, zwykła przyjacielska sprzeczka. — skłamałam, poprawiając swoje czarne włosy.
— Czyżby? Pierwszy raz widzę was skłóconych. Nie przywykłem do takiego widoku.
— Gareth proszę Cię, przecież mówię, że to zwykła sprzeczka. Wszystko jest okej. — warknęłam już troszkę zdenerwowana.
— Okej okej, wyluzuj. — chłopak po tych słowach wrócił do jedzenia lunchu. Zrobiłam to samo.
Siedziałam na matematyce na maksa znudzona tą lekcją. Rysowałam jakieś dziwne rzeczy na kartce, które nie przypominały dosłownie żadnego przedmiotu, gdy nagle drzwi od klasy otworzyły się. Stanął w nich dyrektor, a obok niego stała Sylvia. Patrzyłam z niedowierzaniem w ich stronę modląc się w duchu, żeby przypadkiem nie dołączyła do mojej klasy. Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane.
— Drodzy uczniowie, chciałem przedstawić wam nową uczennicę oto Sylvia Jonson. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. — uśmiechnął się w jej stronę. — Sylvio, zajmij miejsce obok Nathalie Richardson. — wskazał na mnie palcem a ta jędza z fałszywym uśmiechem ruszyła w moją stronę. Patrzyłam jak siada obok mnie wyjmując z torby książkę i zeszyt do matmy.
— Ale niezła laska. — usłyszałam słowa Evana, który siedział za mną w ławce. Odwróciłam się do niego.
— Może i niezła, ale charakter paskudny. — oznajmiłam.
— Ty nie dość, że jesteś mało atrakcyjna to w dodatku charakter masz równie paskudny. — zamknęłam oczy biorąc głęboki oddech, żeby nie przyłożyć jej przy całej klasie. Spojrzałam na nią. Siedziała wielce dumna ze swojej riposty.
— Eddie zawsze mówił, że jestem najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widział. — powiedziałam ledwo słyszalnie, ale widziałam, że uśmieszek z jej twarzy zszedł. Teraz ja siedziałam dumnie.
— Wiesz co Nathalie? — zaczęła po chwili ciszy. — Dustin już mi powiedział, że wiesz o Eddiem, ale nie wiem czy wiesz, że ja od mojego przyjazdu mam z nim stały kontakt, więc myśle, że znów mu na mnie zależy — Zamurowało mnie. Czy ona właśnie powiedziała, że wiedziała o tym wszystkim a ja dowiedziałam się o tym dopiero dwa dni temu!? No, trzeba jej przyznać sprawiła mi przykrość. Uznałam jednak, że nie będę już nic mówić, bo doprowadziłoby to do powtórki z urodzin Dustina, a wizyta u dyrektora za uderzenie koleżanki z ławki na koniec roku nie jest dobrym pomysłem. Postanowiłam wrócić do rysowania w zeszycie.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, pędem wybiegłam z klasy tylko po to, aby być jak najdalej od Sylvi. Szłam w stronę klasy, w której lekcje miał Dustin. Musiałam z nim porozmawiać czy słowa tej francy są prawdziwe. Szukałam go kilka minut, ponieważ pod salą go nie było. Znalazłam go dopiero na sali gimnastycznej. Siedział tam z Nastką. Idealnie! Pomyślałam. Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z nią na temat "śmierci" Eddiego.
— Dustin musimy pogadać. — krzyknęłam ledwo przekraczając próg sali.
— Jasne, co tam? — chłopak szedł w moją stronę zostawiając Nastkę samą na trybunach.
— Nie zgadniesz kto dołączył do mojej klasy.
— Emm, chyba jednak zgadnę. Sylvia? — spojrzał na mnie nieśmiało.
— Tak! Ta pieprzona idiotka. — wybuchłam. Sama rozmowa o niej doprowadzała mnie do szału. — Powiedziała mi, że od czasu przyjazdu wie, że Eddie żyje, że mają kontakt. Czy to prawda?
— No więc tak, wie od początku, ponieważ podsłuchała moją rozmowę z wujkiem Waynem. A czy mają kontakt to nie wiem. Ma numer do Eddiego, więc w sumie to możliwe. — patrzyłam na niego nic nie mówiąc. Chwilę później spojrzałam również na Nastkę, która gdy tylko złapała ze mną kontakt wzrokowy zrobiła się cała czerwona i odwróciła wzrok.
— Ehh, ta cała sytuacja zaczyna mnie już dobijać, naprawdę. — łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
— Nath, będzie dobrze. Szczerze mówiąc wątpię, żeby Eddie chciał mieć kontakt z Sylvią. Jeśli w ogóle rozmawiają to pewnie to ona dzwoni do niego. Powiedziała Ci to po to żeby Cię zdenerwować. Musisz przestać jej słuchać, bo się zamęczysz, naprawdę. — płacząc wtuliłam się w Dustina. Chłopak niepewnie również mnie przytulił.
— Przepraszam za to, że byłam dla Ciebie taka wredna i oschła. — płakałam jeszcze bardziej, a uścisk Hendersona stał się mocniejszy.
— No już Nath. Nie jestem zły. Co było to było. Ja nie jestem bez winy.
— Ja..ja też Cię przepraszam Nathalie. — odsunęłam się od Dustina i spojrzałam na Nastkę, która teraz stała obok nas. — Nie chciałam, żebyś tak cierpiała.
— Nie ma sprawy. — uśmiechnęłam się do niej szeroko przez łzy i pociągnęłam do uścisku, w którym trwaliśmy kilka minut.
Po szkole przyjechał po mnie Steve, który miał odwieźć mnie do domu. Siedziałam na przednim siedzeniu zadowolona z tego, że w końcu pogodziłam się z Dustinem. Nawet wizja rozmowy z Eddiem na temat Sylvi nie psuła mi humoru.
— Widzę, że jesteś szczęsliwa. — zauważył Steve.
— Oj tak, nawet nie wiesz jak bardzo.
— Wiem. — uśmiechnął się pod nosem na co ja zmarszczyłam brwi i czekałam, aż zacznie mówić dalej. — Wiem, że Eddie żyje, więc wiem jak bardzo jesteś szczęśliwa.
— Skąd to wiesz? — zapytałam zaciekawiona.
— Dustin mi wczoraj powiedział. W zasadzie powiedział mi jeszcze, że możemy całej paczce powiedzieć prawdę. Eddie sam to zaproponował.
— To super! Bardzo się cieszę, że wszyscy będą wiedzieć. — powiedziałam, odwracając się w stronę okna. Z wielką radością stwierdziłam, że Hawkins znowu jest tak piękne i kolorowe jak kiedyś.
Dojechaliśmy na miejsce kilka minut później. Pożegnałam się ze Stevem uściskiem i ruszyłam do domu. Wyjęłam klucze z torebki i weszłam do środka.
— O jesteś kochanie. Obiad gotowy. — powitała mnie mama. Zdjęłam buty i poszłam umyć ręce. Chwilę potem siedziałam przy stole w jadalni czekając na jedzenie.
— Dziękuję. — powiedziałam gdy został mi podany obiad. Od razu zaczęłam jeść. Nawet nie miałam dzisiaj czasu myśleć o głodzie. Dopiero teraz zaczęłam go odczuwać.
— Spokojnie, bo się zadławisz. — zauważyła moja mama.
— Jestem bardzo głodna. — odpowiedziałam gdy tylko połknęłam kawałek mięsa. Mama tylko się zaśmiała. Reszta obiadu minęła nam w ciszy.
Wieczorem siedziałam przy biurku próbując odrobić lekcje. Miałam do zrobienia kilka zadań z matematyki, które mnie przerastały. Uznałam, że jutro przejdę się do Steva, który pomoże mi je rozwiązać. Odłożyłam książki do torby i wstałam z zamiarem skierowania się do toalety, aby ogarnąć się do spania, ale mój telefon niespodziewanie zaczął dzwonić. Odebrałam.
— Tak?
— Cześć Orzeszku. — usłyszałam głos Eddiego w słuchawce. — Co u Ciebie?
— Hej. Nie spodziewałam się telefonu od Ciebie.
— Przeszkadzam? Mogę zadzwonić później. — powiedział.
— Ależ skąd. Nie przeszkadzasz. U mnie wszystko okej, chociaż mam do Ciebie pytanie, które nurtuje mnie od popołudnia.
— Jakie pytanie? — jego ochrypły głos powodował gęsią skórkę na moim ciele.
— Rozmawiasz przez telefon z Sylvia? — zapytałam prosto z mostu.
— Rozmawiałem z nią dwa razy. Za każdym razem to ona dzwoniła. A dlaczego pytasz?
— Dzisiaj dołączyła do mojej klasy i uznała, że Tobie na niej zależy, bo często rozmawiacie.
— Ha, ta dziewczyna nigdy się nie uspokoi. Orzeszku po pierwsze, przestałem od niej odbierać po drugiej rozmowie, bo miałem jej dość. Użalała się, że ją uderzyłaś bez powodu, że jest coś z Tobą nie tak. Po drugie nie zależy mi na niej i to już od bardzo dawna. Zależy mi na kimś innym. — zapadła cisza, którą po chwili przerwałam.
— Mogę spytać na kim Ci teraz zależy?
— Na matce Dustina. — zamarłam na chwilę zdziwiona, słysząc te słowa. Eddie tylko się śmiał.
— Bardzo śmieszne głąbie. — odpowiedziałam również się śmiejąc.
— Zależy mi na takiej pięknej czarnowłosej dziewczynie, która wyzywa mnie od głąbów. — jego głos zaczął być poważny.
— No wiesz, jesteś nim Munson. — parsknął śmiechem razem ze mną. Tylko, że ja dodatkowo próbowałam zapanować nad fikołkami, które wykonywało moje serce.
Rozmawialiśmy jeszcze tylko chwilę, ponieważ Eddie, musiał iść spać. Po skończonej rozmowie poszłam się wykąpać, a następnie położyłam się spać szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
No i mamy rozdział 8. Jak zwykle spóźniłam się z dodaniem na czas. PRZEPRASZAM!
UWAGA!
Mam ogromną prośbę do każdego kto przeczyta ten rozdział. Zostawcie coś po sobie. Taka zwykła gwiazdka, albo komentarz daje wielką motywację do pisania. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro