Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXV

Nadszedł ten dzień, który mógł zmienić nie tylko moje życie, ale też życie wujka Wayna, Eddiego i naszych przyjaciół. To właśnie dzisiaj ma odbyć się sprawa chłopaka. Wstałam o godzinie czwartej, obudziły mnie przerażające koszmary, które zupełnie nie miały sensu. Niestety tak zawładnęły moim umysłem, że nawet gdybym chciała nie dałabym rady znów zasnąć. Niechętnie wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Po kąpieli założyłam siwy kombinezon, który kiedyś dostałam od Nancy oraz czarne baleriny. Uznałam, że nie będę się malować, ponieważ wiedziałam, że nie ważne jaki będzie wyrok sądu i tak będę płakać. Wczoraj przy kolacji wraz wujkiem uznaliśmy wspólnie, że będziemy czekać pod budynkiem sądu na werdykt. Dustin mówił, że również się pojawi. Spojrzałam na zegarek, który stał na małej szafce nocnej, wskazywał godzinę czwartą trzydzieści. Uznałam, że przejdę się do cukierni Pani Mortez i kupię sobię oraz wujkowi świeże bułeczki maślane. Cukiernia była otwierana o piątej, więc postanowiłam pójść pieszo. Po cichu wyszłam z przyczepy i ruszyłam w drogę. Gdy tylko wyszłam wzięłam głęboki oddech. Uwielbiałam świerzę powietrze z rana, zawsze dodawało mi wigoru. Gdy przechodziłam obok swojego domu zobaczyłam tatę, palącego papierosa na werandzie. Stanęłam w miejscu przyglądając się tej sytuacji. Mój tata nigdy nie palił. Po chwili zauważył mnie. Wyglądał teraz jak nastolatek, który został przyłapany na paleniu.

— No, no tato. Nie wiedziałam, że palisz. — zaczepiłam go gdy byłam już wystarczająco blisko. Spojrzał na mnie uśmiechając się.

— Nie palę. — zamilkł na chwilę. — Popalam.

— Ah tak? Mama wie? — zapytałam udając oburzenie.

— Nie, nie wie. I lepiej żeby tak zostało. Pamiętasz jaka była załamana gdy dowiedziała się, że ty palisz? Nie chcę żeby znowu się przejmowała. — zgasił papierosa o podeszwę buta i wyrzucił go przed siebie na trawę.

— Spokojnie nic jej nie powiem. — odpowiedziałam, po czym sama wyciągnęłam jednego papierosa z paczki i go odpaliłam. — Czemu popalasz? — ostanie słowo wypowiedziałam pokazując w powietrzu cudzysłów.

— Z nerwów. Boję się o twój stan psychiczny dzisiaj. — spojrzał na mnie smutno.

— Będzie dobrze. Prawnik powiedział, że Eddie nie zostanie skazany na karę śmierci, ani na karę dożywocia. Jest nawet możliwość, że zostanie uniewinniony. — uśmiechnęłam się szeroko.

— Tak? To wspaniale! — odpowiedział tata przytulając mnie znienacka, przez co oparzyłam go papierosem. Od razu szybko się odsunął. — Ała! — wrzasnął.

— Następnym razem uważaj. — zaśmiałam się patrząc na zegarek. — Przepraszam tato, ale muszę już iść.

— A gdzie ci tak spieszno o piątej rano? Zazwyczaj spałaś do dwunastej. — zauważył.

— Idę do cukierni po bułki. Chcę zrobić śniadanie dla wujka Wayna, żeby miał siłę na dzisiejszy dzień.

— No dobrze, to leć. Pa kochanie. — uścisnęłam tatę i ruszyłam w stronę cukierni. Gdy odeszłam kawałek usłyszałam jak do mnie krzyczy. — O której jest rozprawa!?

— O dwunastej trzydzieści. — od krzyczałam w jego stronę.

— Będę pod sądem. — już nic nie odpowiedziałam tylko pokazałam kciuki do góry.

Przed sądem roiło się od reporterów telewizyjnych. Co chwilę ktoś do nas podchodził i zadawał pytania wujkowi typu Jak się Pan czuję z tym, że Pański bratanek zamordował trzy osoby? , Czy wie Pan jak traktują takie osoby w więzieniu? Mieliśmy już dosyć, ale za nic w świecie nie chcieliśmy stamtąd iść. Przyrzekliśmy sobie, że mimo wszystko zostaniemy. Dla Eddiego.

— Mam już ich dosyć! Zaraz im nagadam. — stwierdził Dustin, który aktualnie był najbardziej zdenerwowany z nas wszystkich.

— Nie ma sensu chłopcze. Oni i tak nie przestaną. — wujek Wayne poklepał go po plecach. Spojrzałam na tłum szukając wzrokiem taty, ale nie mogłam go zauważyć. Przed nami było z pięćdziesiąt osób. Nagle w tłumie pojawił się Detektyw Morgan. Szedł w naszą stronę.

— Zapraszam Państwo za mną, poczekacie w budynku. — uśmiechnął się przyjacielsko i ruszył w stronę sądu. My zaraz za nim. Zrobiło mi się przykro, ponieważ jeśli mój tata przyjdzie nie będzie mógł mnie znaleźć, ale nie mogłam nic na to poradzić.

Gmach sądu był naprawdę wielki. Wszystko w środku było brązowo białe, meble, ściany. Był to nowo wybudowany budynek, więc czuć jeszcze było farbą. Na samym środku wielkiego korytarza była mała okrągła fontanna, na której z pyska kamiennej ryby wydobywa się woda. Szczerze mówiąc nie tak wyobrażałam sobie ten budynek. Myślałam, że już tu wygląda jak w więzieniu. Myliłam się. Podeszliśmy do windy, gdy już byliśmy w środku detektyw nacisnął guzik z numerem cztery, po czym winda ruszyła do góry.

— To tutaj. — powiedział mężczyzna wskazując na wielkie brązowe drzwi z numerem dwadzieścia siedem. — Pan Munson jest już na sali wraz z prawnikiem. Ja muszę czekać tu razem z Państwem gdy będzie moja kolej żeby zeznawać zostanę wezwany. — uśmiechnął się ciepło.

— No nie! — usłyszeliśmy krzyk za nami. Gdy się odwróciliśmy zobaczyliśmy maszerującego w naszą stronę ojca Chrissy. Pana Cunninghama. — Jak śmiecie go tu wpuszczać! Ten człowiek wychował mordercę! — wykrzyczał mężczyzna wskazując palcem na wujka, który spokojnie stał obok mnie.

— Proszę się uspokoić. — powiedział detektyw podchodząc do Pana Cunninghama.

— Jak mam się uspokoić? To przez niego moja córeczka nie żyje! Gdyby potrafił wychować tego pieprzonego gówniarza, ona wciąż by żyła. — i nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Mężczyzna podszedł do wujka i z całej siły uderzył go z pięści w twarz.

— Czy Pan zwariował! — krzyknęłam w jego stronę pomagając wujkowi wstać z ziemi. — To nie jest jego wina! Tak samo jak nie jest to wina Eddiego.

— Ty się lepiej nie odzywaj Richardson! Chrissy mi mówiła jaka jesteś, że ciąglę łaziłaś za Munsonem. Ciesz się, że i ciebie nie zabił.

— Philip. — odezwał się wujek w stronę mężczyzny. — Wiem jak bardzo jest ci ciężko, ale nie możesz obwiniać wszystkich o jej śmierć. Nie ma żadnych dowodów na to, że Eddie zabił twoją córkę. — powiedział spokojnie trzymając sobie chusteczkę pod nosem, z którego leciała krew.

— Ja nie potrzebuję, żadnych dowodów. Wiem to. — już nic więcej nie mówiąc odszedł zostawiając nas w szoku.

— Pójdę z nim porozmawiać i przy okazji przyniosę apteczkę. — powiedział detektyw Morgan.

— Nie trzeba nic mi nie jest. Już prawie nie leci. — odpowiedział wujek siląc się na uśmiech.

— No dobrze, więc do zobaczenia za niedługo. — skinął głową i odszedł w głąb korytarza.

— Na pewno wszystko dobrze? — zapytałam przejęta.

—  Tak wszystko jest w najlepszym porządku. — odpowiedział wujek siadając na krześle za nami. Wraz z Dustinem zrobiliśmy to samo.

Minęło około trzydziestu minut odkąd detektyw Morgan został wezwany na salę. Dowiedzieliśmy się, że będzie ostatnim świadkiem co znaczyło, że już niedługo będziemy wiedzieli czy Eddie wraca z nami do domu. Od razu w mojej głowie zaczęły przewijać się obrazy co będziemy robić. Na początek oczywiście pójdziemy coś zjeść, albo jeszcze lepiej ja coś ugotuję. Od czasu co siedzi w więzieniu na pewno nie jadł nic normalnego. Następnie spędzimy wspólnie czas z wujkiem oglądając ulubiony film Eddiego czyli Halloween. Kaseta już leżała na stoliku w przyczepie, ponieważ wujek wypożyczył ją już tydzień temu. Następnie wezmę go w ramiona i już nigdy nie wypuszczę. Poczułam jak łza spływa po moim policzku. Tak bardzo chciałam, żeby już dzisiaj z nami wrócił, ale jedyna pewność jaką mieliśmy była taka, że werdykt zapadnie dzisiaj. Nagle z sali zaczęli wychodzić ludzie. Spojrzałam na wujka, który już zerwał się z krzesła. Czekaliśmy, aż z sali wyłoni się prawnik. W końcu go zauważyliśmy. Miał kamienny wyraz twarzy, z którego nie dało się nic wyczytać. Gdy podszedł do nas żadne z nas nie miało odwagi zapytać o wyrok. Oprócz Dustina.

— No i co? — zapytał cały roztrzęsiony.

— Nie wiem jak mam to Państwu powiedzieć, ale... — zamilkł, a ja poczułam jak gorzkie łzy napływają mi do oczu. Czułam złą wiadomość.

— Ale? Proszę mówić. — powiedział wujek, którego ciało trzęsło się tak jakby za chwilę miało się rozpaść na małe kawałeczki.

— A więc tak. Pana bratanek został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. — uśmiechnął się od ucha do ucha wiedząc, że nas nabrał.

— N..n..naprawdę? — zapytałam ocierając łzy z policzków.

— Tak. Dzisiaj o dziewiętnastej możecie go odebrać z więzienia. Tylko dobrze radzę zmienić adres zamieszkania. Nie wszyscy są zadowoleni z wyroku sądu. — odpowiedział poważnie.

— Tak bardzo Panu dziękuję! — rzuciłam się w ramiona prawnika czując radość, której nie dało się opisać. Tylko kilka godzin czeka mnie do bycia z Eddiem już na zawsze.

Razem z wujkiem czekaliśmy pod budynkiem więzienia. Oboje byliśmy aktualnie najbardziej szczęśliwymi ludźmi na świecie. Od wyjścia z sądu uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Dobijała nas tylko myśl o przeprowadzce. Jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat, ale wiedziałam, że trzeba to omówić jak najszybciej. Najlepiej teraz.

— Wujku. — zaczęłam nieśmiało.

— Tak Nathalie? — spojrzał na mnie posyłając mi ciepły uśmiech.

— Co zrobimy z tą przeprowadzką?

— Nie ważne. Pojedziemy tam gdzie będzie chciał żyć Eddie. — odpowiedział radośnie.

— Może Londyn, jeśli Eddie chciałby tam wrócić. — zasugerowałam.

— Jeśli oboję będziecie chcieli to może być Londyn. Znajdę tam pracę. — uznałam, że nie ma sensu dalej ciągnąć tematu. Spojrzałam na zegarek. Zostały tylko trzy minuty.

Nie czekając na wujka wysiadłam z samochodu i ruszyłam pod bramę więzienia przez, którą miał wyjść Eddie. Z wielkim uśmiechem wpatrywałam się w przestań przede mną gdy nagle wyszedł z niej Eddie. Ubrany w te same ubranie, które miał w dzień aresztowania. Od razu podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, oplatając go nogami w pasie. Jego ręce automatycznie złapały mnie pod pośladkami. Chwilę się tak przytulaliśmy, po czym odstawił mnie na ziemię.

— Witaj Aniele. — pocałował mnie w usta tak czule jak nigdy dotąd. Gdy przerwał skrzywiłam się lekko. — Nie chcę tu być, ani minuty dłużej. Przywitamy się porządnie w domu. — puścił mi oczko łapiąc mnie za rękę.

— Oczywiście rozumiem. — posłał mi szczery uśmiech i ruszyliśmy w stronę samochodu przy, którym stał wujek.

— Eddie. — nic więcej nie mówiąc podszedł do bratanka i mocno go uścisnął. Gdy odsunęli się od siebie bez słowa ruszyliśmy do samochodu.

Gdy skończyliśmy oglądać film, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wujek Wayne wstał i poszedł otworzyć, po chwili do przyczepy weszli moi rodzice. Eddie spojrzał w ich stronę trochę przestraszony. Pewnie bał się ich reakcji na to, że siedzimy razem. Nie wiedział jeszcze, że zaakceptowali nasz związek.

— Dobry wieczór Panie Munson. — powiedziała grzecznie moja mama. — Jeśli by Pan zechciał to wraz z mężem zapraszamy na kolację.

— I na alkohol rzecz jasna. — dodał mój tata, na co dostał kuksańca w żebra od mojej mamy.

— Chcielibyśmy Pana lepiej poznać skoro mamy zostać rodziną. — puściła oczko w naszą stronę. —  Chociaż wiem, że może chce Pan dzisiaj pobyć z bratankiem, wtedy przełożymy to na inny dzień.

— Nie, nie. Chętnie przyjdę. Niech oni nacieszą się sobą. — wskazał palcem na nas gdy podchodził do wieszaka ściągając z niego swoją czapkę z daszkiem.

— Bardzo się cieszymy, a wy młodzieży przyjdźcie jutro na obiad około trzynastej. Pa. — powiedziała mama po czym wraz z tatą i wujkiem wyszli z przyczepy. Eddie siedział jak zamurowany.

— Co tu się właśnie stało? — zapytał zdziwiony. — Przecież oni mnie nienawidzą.

— Już nie. — odpowiedziałam dając mu przelotnego buziaka.

— Dużo się zmieniło przez ten czas gdy mnie nie było. — zauważył wstając z kanapy. — Idę pod prysznic. Postaram się wykąpać jak najszybciej. — uśmiechnął się do mnie.

— Dobrze ja tu trochę ogarnę. — pokazałam na kanapę, na której było pełno pokruszonych chipsów i popcornu.

— Powodzenia. — dał mi buziaka w czoło i ruszył do łazienki.

Dosłownie minutę po jego wejściu do łazienki uznałam, że chcę do niego dołączyć. Odłożyłam sprzątanie na później. Szybko zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i cicho weszłam przez drzwi łazienki zamykając je. Dostrzegłam zarys jego nagiego ciała co spowodowało u mnie szybsze bicie serca. Weszłam do niego pod prysznic obejmując od tyłu jego mokre ciało. Stalismy tak przez chwile, gdy nagle obkręcił nas tak, że staliśmy naprzeciw siebie.

— Nie mogłaś beze mnie wytrzymać pięciu minut? — zapytał delikatnie masując moje ramiona.

— Nie mogę bez ciebie wytrzymać nawet sekundy. — po tych słowach wspięłam się na palcach, żeby go pocałować. Jego usta były spierzchnięte, ale i tak czułam delikatność tego pocałunku. Nie mogąc się powstrzymać prawą ręką objęłam jego penisa.

— Nie dasz mi się wykąpać co? — zapytał przenosząc swoje pocałunki na moją szyję.

— Dam, ale na pewno nie teraz. — zaczęłam pocierać ręką w górę i w dół w momencie gdy chłopak powędrował swoimi ustami na moje piersi. Całował je delikatnie podgryzając sutki. Podniecenie, które we mnie buzowało nie chciało już dłużej czekać. — Zróbmy to teraz. Wejdź we mnie. — Nie musiałam długo prosić. Eddie podniósł mnie za pośladki tak, że nogi miałam owinięte wokół jego talii. Od razu delikatnie we mnie wszedł. Powoli się poruszając. Dyszałam mu prosto w usta, gdy jego znów spoczęły na moich. Zaczął poruszać się coraz szybciej co doprowadzało mnie do szału. Przyjemność jaką mi dawał była nie do opisania. Nie potrzeba było dużo czasu, abym doszła. Chłopak doszedł chwilę po mnie. Odstawił mnie powoli na podłogę. Dyszeliśmy ciężko, a woda spływała po nas dając nam jeszcze większą przyjemność.

— Teraz mogę się wykąpać? — zapytał śmiejąc się.

— Teraz tak. — odpowiedziałam podając mu płyn do kąpieli.

Kilka minut później leżeliśmy w łóżku przytuleni, gdy przypomniało mi się, że trzeba omówić przeprowadzkę.

— Kochanie, czy prawnik wspominał ci, że poleca nam przeprowadzkę?

— Tak, mówił mi o tym. — odpowiedział cicho.

— Razem z wujkiem zastanawialiśmy się, czy nie chciałbyś zamieszkać na stałe w Londynie. Co ty na to? — zapytałam patrząc na niego. Kąciki jego ust delikatnie się podniosły.

— Obojętnie. Może być Londyn. — pocałował mnie w czoło.

— Ale musisz być pewny. Chcemy wyprowadzić się tam gdzie będziesz szczęśliwy. Tam gdzie będziemy mogli założyć szczęśliwą rodzinę. — powiedziałam wtulając się mocniej w tors chłopaka. Nagle złapał mnie za twarz tak bym mogła na niego znów spojrzeć.

— Jestem pewny. Może być Londyn. — zamilkł na chwile. — Jeśli będziesz obok mnie mogę mieszkać gdziekolwiek. Jesteś dla mnie wszystkim Aniele. Wszystkim. — mówiąc to jego dłoń gładziła moje włosy a moje serce robiło fikołki ze szczęścia.

— Kocham cię Eddie. — powiedziałam przybliżając się do jego twarzy.

— Ja ciebie też kocham. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. — pocałował mnie delikatnie, z miłością.

Wiedziałam, że nasze wspólne życie, w końcu będzie spokojne. Wszystkie przeciwności udało nam się pokonać. Teraz nareszcie jesteśmy tylko my, silniejsi i bardziej zakochani niż kiedykolwiek. NA ZAWSZE.


KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro