Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII




Powoli, zalana łzami kierowałam się w kierunku przyczepy. Byłam załamana. Wszystko co wydarzyło się w ostatnim czasie złamało mi serce na kilka, a może nawet i kilkaset kawałków. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Tak strasznie bałam się o życie Eddiego, ale jakby tego było mało moja matka musiała mnie dobić. Czasami się zastanawiam czy ktoś nie rzucił na moje życie jakiejś klątwy. Może i brzmi to śmiesznie, ale czasem się tak czuję. Gdy byłam już blisko celu, wytarłam dłonią oczy z łez. Wzięłam głęboki oddech nie chcąc, żeby wujek Wayne musiał się jeszcze zamartwiać mną. Miał i tak już sporo na głowie. Prawdę mówiąc podziwiam tego człowieka. Ja ledwo się trzymam, a jemu udaje się być silnym.
Chciałabym mieć tyle siły.

Kilka sekund później stałam już pod przyczepą. Podeszłam pod drzwi i delikatnie zapukałam, po chwili wyjrzał zza nich wujek. Rozmawiał przez telefon więc gestem dłoni pokazał mi, że mam wejść. Serce zaczęło mi bić szybciej gdy byłam już w środku, rozejrzałam się dookoła i znów poczułam łzy, które mimowolnie zbierały się w moich oczach. Najbardziej zabolał mnie widok zdjęcia, które wisiało na ścianie nad komodą. Znajdował się tam wujek Wayne trzymający rękę na ramieniu Eddiego. Patrzyłam na zdjęcie nie mogąc oderwać oczu. Widok ich dwóch uśmiechniętych od ucha do ucha, dał mi trochę nadziei na to, że w końcu wszystko się ułoży.

— Nathalie? — poczułam jak wujek delikatnie puka mnie w ramię. Odwróciłam się w jego stronę, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.

— Przepraszam, zapatrzyłam się na zdjęcie. — wskazałam palcem na ścianę. Wzrok mężczyzny również skierował się w tamto miejsce. Spojrzałam na jego twarz. Pojawił się na niej szczery uśmiech.

— Dustin zrobił nam to zdjęcie miesiąc przed tymi morderstwami. — zamilkł na chwilę, przecierając rękoma zmęczoną twarz. — Byliśmy na rybach. Pamiętam jak Eddiemu po raz pierwszy udało się złowić rybę, była to kilkucentymetrowa rybka, ale był z siebie bardzo dumny. — zaśmiałam się na te słowa. — Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane wybrać się z nim na takie wędkowanie. — gdy skończył mówić zalał się łzami. Odszedł ode mnie i usiadł na kanapie chowając twarz w dłonie. Przez chwilę stałam w bezruchu, zastanawiając się co zrobić, aż w końcu uznałam, że najlepiej będzie po prostu jak usiądę obok i dodam mężczyźnie otuchy. Delikatnie objęłam wujka ręką.

— Dzwonił Pan do prawnika? — zapytałam, gdy mężczyzna się trochę uspokoił. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a ja wiedziałam, że nie ma dobrych wiadomości.

— Rozmawiałem z nim jak przyszłaś. Niestety szansa na wyciągnięcie Eddiego z więzienia jest bardzo mała, w zasadzie zerowa. — załkał delikatnie, a ja poczułam ścisk w brzuchu, tak mocny, że aż zabrakło mi tchu. — Istnieją trzy możliwości. Pierwsza z nich to oczywiście uniewinnienie, ale już wiemy, że tak się nie stanie. Obrali go sobie jako cel i ciężko będzie wygrać wojnę z policją, która jest stuprocentowo pewna, że to on. — słuchałam uważnie każdego słowa. — Druga możliwość to dożywocie. Jeśli tylko Eddie zgodzi się podpisać ugodę, w której przyznaje się do winy, ale znam mojego bratanka i wiem, że nie przyzna się do czegoś czego nie zrobił. No i trzecia możliwość.. — w tej chwili zamilkł i zbladł, a ja już dobrze wiedziałam jaka jest trzecia możliwość.

— Trzecia to kara śmierci. — wyszeptałam cicho, a wujek tylko delikatnie przytaknął głową.

Kilka minut później dalej siedzieliśmy na kanapie. Oboje płakaliśmy wiedzieliśmy, że co by się nie stało w pewnym sensie i tak stracimy Eddiego. W głębi serca modliłam się, aby Eddie jednak podpisał ugodę. Przynajmniej wtedy by przeżył.

Minęły dwa tygodnie od aresztowania Eddiego. Niemal codziennie, widywaliśmy się z prawnikiem próbując wymyślić sposób by wyciągnąć chłopaka z więzienia. Właśnie teraz byliśmy w drodzę do kancelarii prawnej Thomasa Jonsona. Był to jeden z najlepszych prawników w Hawkins, co łączyło się niestety z tym, że był bardzo drogi. Na szczęście wraz z przyjaciółmi zrobiliśmy zrzutkę pieniędzy dzięki czemu było nas stać na jego usługi.

— Mam nadzieję, że tym razem ma jakiś plan, ostatnio nie był zbyt pomocny. — zauważył Dustin, który uparł się, że chce nam dzisiaj towarzyszyć.

— Wszyscy mamy taką nadzieję młody. — wujek Wayne uśmiechnął się do chłopaka. Ja szłam w ciszy. Ciąglę byłam zatopiona w swoich myślach.

Kilka minut później siedzieliśmy już w biurze Pana Jonsona. Przeglądał papiery z zeznań Eddiego, z delikatnym uśmiechem na twarzy, lecz po chwili uśmiech zmienił się w grymas smutku i rozczarowania. Nie tylko ja to zauważyłam, ponieważ po chwili rozległ się głos wujka Wayne.

— Coś nie tak? — cała nasza trójka wpatrywała się w prawnika.

— Niestety nie mam dobrych wiadomości. — na te słowa złapałam za dłoń wujka i mocno ją ścisnęłam. Bardzo bałam się usłyszeć co ma do powiedzenia. — Pan Munson nie podpisał ugody, z czym wiąże się brak możliwości dożywotniego pozbawienia wolności. — pękłam, gdy usłyszałam te słowa. Łzy zalały moją twarz tak samo jak twarz wujka i Dustina.

— Ale jak to!? Nie! To nie może być prawda! Jak oni sobie to wyobrażają? Chcą posadzić na krześle elektrycznym niewinnego chłopaka? — wrzeszczał wujek Wayne wymachując przy tym rękoma. — To mój bratanek to cholery!

— Panie Munson proszę się uspokoić, mamy jeszcze trzy tygodnie do rozprawy. Trzeba być dobrej myśli, a może uda się znaleźć dowody na to, że Eddie jest nie winny.

— Jak my niby znajdziemy te dowody? — zapytał Dustin, którego jeszcze nigdy nie widziałam tak zapłakanego.

— Mam numer do dobrego prywatnego detektywa. Może uda mu się coś znaleźć. — mężczyzna bierze małą różową karteczkę oraz długopis i zaczyna na niej pisać. — Proszę to ten numer. — podaję ją wujkowi Waynowi, który biorąc głęboki oddech siada z powrotem na krześle. — Panie Munson wiem, że Pan cierpi, ale trzeba być dobrej myśli. Trzeba mieć nadzieję. — wujek nic nie mówiąc wstaje i wychodzi z gabinetu. Patrzę na Dustina, który w tym samym momencie zerka na mnie. Powoli wstajemy z miejsca.

— Dziękujemy za pomoc. — mówię gdy jesteśmy już przy drzwiach.

— Pani Richardson mam tu jeszcze coś dla Pani. — odwracam się w stronę mężczyzny, który szuka czegoś w stercie papierów na biurku. Po chwili wyciąga do mnie rękę z listem. — Pan Edward na ostatnim spotkaniu prosił, abym to Pani przekazał. — biorę list z jego ręki cicho dziękując po czym wychodzę wraz z Dustiem na korytarz.

Gdy dojechaliśmy do przyczepy od razu skierowałam się do sypialni Eddiego. Położyłam się na łóżko i przycisnęłam list do piersi. Tak bardzo bałam się go przeczytać. Miałam przeczucie, że jest to list pożegnalny. W zasadzie byłam tego pewna. Wiedziałam, że muszę przeczytać ten list, tylko nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Spojrzałam znów na kopertę i uznałam, że teraz albo nigdy. Wyjęłam jej zawartość i już miałam zacząć czytać, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. To był wujek.

— Nathalie przyszedł twój tata. — nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Nie spodziewałam się, że przyjdzie.

— Już idę. — włożyłam list pod poduszkę i skierowałam się w stronę drzwi. Gdy wyszłam z sypialni zobaczyłam tatę siedzącego na kanapie. Był zestresowany, wiedziałam to, ponieważ tak samo jak mi w stresujących sytuacjach drży noga.

— Nathalie! — gdy mnie zobaczył od razu podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. Dalej byłam na niego zła, ale teraz tak bardzo potrzebowałam bliskości, że oddałam uścisk. — Przepraszam skarbie za wszystko. — odsunął mnie kawałek od siebie i spojrzał mi prosto w oczy. — Chciałem ci tylko powiedzieć, że wierzę w to, że Eddie jest niewinny. Znam cię i wiem, że gdyby naprawdę był odpowiedzialny za te zbrodnie nie zbliżała byś się do niego. Wybacz mi naprawdę. — po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się uśmiechnęłam, lecz po chwili uśmiech zszedł mi z twarzy.

— A mama? Dalej uważa, że jest winny?

— Niestety tak. I myślę, że to się nie zmieni. — odpowiada smutno, znów mnie przytulając. — Wrócisz ze mną do domu? — zapytał cicho gładząc mi włosy.

— Wolałabym nie. Nie mam teraz siły na kłótnie z mamą. — oznajmiłam odsuwając się.

— Rozumiem, ale pamiętaj, że możesz wrócić kiedy tylko będziesz chciała. — ucałował mnie w czoło, a następnie odwrócił się w stronę wujka. — Dziękuję Panu, że zajmuję się Pan moją córką. I życzę, żeby wszystko się ułożyło z bratankiem.

— Nie ma problemu Nathalie to prawie moja rodzina, więc tu również jest jej dom. — powiedział wujek posyłając mi uśmiech, który odwzajemniłam. — I dziękuję za miłe słowa. — uścisnęli sobie dłonie po czym mój tata wyszedł z przyczepy.

— Dziękuję, że mam w tobie wsparcie wujku. — podeszłam do mężczyzny i mocno się przytuliłam.

— A ja dziękuję za twoje. Razem damy radę. — odpowiedział gdy już się od siebie odsunęliśmy.

Gdy wróciłam do sypialni od razu spod poduszki wyjęłam list. Usiadłam na łóżku i zatopiłam się w słowach napisanych własnoręcznie przez Eddiego.

Kochana Nathalie.

Nie wiedziałem jak w ogóle zacząć ten list. Nie chciałem na samym początku pisać Ci przykrych rzeczy, ale niestety muszę. Jak już pewnie wiesz od Pana Jonsona nie podpisałem ugody. Jesteś najbardziej inteligentną osobą jaką znam, więc wiesz z czym to się wiąże. Prawdopodobnie usmażą mnie na krześle. Długo myślałem czy podpisać ten papierek, ale w końcu doszedłem do wniosku, że nie dam rady przyznać się do czegoś czego nie zrobiłem. Wolę już umrzeć... Wiem, że ranię Cię moją decyzją, ale spróbuj mnie zrozumieć. Uwierz mi, że tak będzie lepiej dla mnie jak i dla Ciebie. Obiecaj mi tylko jedno, że gdy mnie już nie będzie postarasz się ułożyć sobie życie od nowa. Znajdź nową miłość, miej dzieci, najlepiej całą gromadkę tak jak zawsze chciałaś. Po prostu, żyj tak jakby nie miało być jutra. Żyj za nas dwóch.

Pamiętasz gdy się poznaliśmy gdy byliśmy dzieciakami? Dokuczałem Ci wtedy, nie raz wtedy przeze mnie płakałaś, a ja się z tego śmiałem. Ostatnio zdałem sobie sprawę dlaczego tak robiłem. Już wtedy byłem w Tobie zakochany, ale nie chciałem tego dopuścić do świadomości, więc za wszelką cenę chciałem, żebyś się do mnie nie zbliżała. Teraz gdy tak nad tym myślę, mam ochotę udusić tego gówniarza, którym byłem, bo o mało nie popsuł mi okazji bycia, z najcudowniejszą kobietą jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi.

Na sam koniec chciałem Ci tylko napisać, że cokolwiek się ze mną stanie to zawsze będę Cię kochał. Na wieczność. NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNĘ!

                                                                                                    Twój Eddie.

Łzy strumieniami wylewały się z moich oczu. Kartka, z której czytałam była już tak mokra, że jeszcze chwila, a by się porwała. Szybko odłożyłam ją obok siebie na łóżku. Cały czas na nią patrzyłam i zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że naprawdę za kilkanaście dni go stracę. Ból, który czułam na tę myśl rozdzierał mnie od środka. Miałam już wszystkiego dosyć. Czułam, że powoli tracę te siły, które jeszcze chwilę temu trzymały mnie w kupie.

Następnego dnia obudziły mnie odgłosy dobiegające zza drzwi. Przetarłam zaspane i obolałe oczy, po czym wstałam z łóżka. Ruszyłam do drzwi, gdy je otworzyłam zauważyłam wujka leżącego na kanapie i dwóch lekarzy. Jeden z nich mierzył mu ciśnienie.

— Co się stało? — pędem ruszyłam w stronę kanapy.

— Nic takiego Nath. Słabiej się poczułem więc wezwałem pogotowie. — odpowiedział jakby nigdy nic.

— Jak to nic takiego? Bez powodu nie wzywa się karetki! — krzyknęłam zdenerwowana.

— Spokojnie, naprawdę nic mi nie jest.

— No nie do końca prosze Pana. —  odezwał się jeden z ratowników medycznych. — Ma Pan bardzo wysokie ciśnienie oraz Pana organizm jest wycieńczony.

— Teraz tyle dzieję się w moim życiu, że nie mam czasu na siebie. — powiedział wujek.

— Będzie musiał Pan go znaleźć, bo następnym razem nasza wizyta może zakończyć się pobytem w szpitalu. — słuchałam przerażona słów lekarza.

— Ja się nim zajmę. — powiedziałam szybko podchodząc jeszcze bliżej.

— Dobrze, oto recepta. Te leki trzeba brać codziennie z rana. Najlepiej po śniadaniu. — wzięłam karteczkę przyglądając się nazwą leków.

— Jasne rozumiem. Dziękuję Panom bardzo. — pożegnałam się z medykami, którzy chwilę później wyszli z przyczepy zostawiając mnie samą z wujkiem. Spojrzałam na jego twarz z wyrzutem.

— Nie patrz tak na mnie. Zapomniałem o lekach. Ta cała sprawa z Eddiem zajmuje moje myśli o każdej porze dnia i nocy.

— Rozumiem, ale chory w szpitalu nie pomożesz Eddiemu. — powiedziałam ruszając z powrotem do sypialni. — Ubiorę się i pójdę wykupić leki, a ty wujku proszę. Zjedz śniadanie i wypij herbatę. — posłałam miły uśmiech w stronę mężczyzny.

— Dobrze już idę sobie zrobić. — również się uśmiechnął i ruszył w stronę lodówki.


Kochani!
Na sam początek chciałam poinformować, że powoli zbliżamy się do końca tej historii. Muszę tylko wymyślić zakończenie, ponieważ w mojej głowie toczy się wojna o to czy zrobić Happy End czy też nie 😊

Chciałam również przeprosić za brak rozdziałów, ale mój laptop się popsuł, naprawa nic nie dała i musiałam kupić nowego. Niestety trochę czasu zajęło mi zebranie na niego pieniędzy. Teraz znowu wracam i postaram się wstawiać rozdziały systematycznie w każdy weekend.

Buziaki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro