Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXII

Stałam jak wryta nie wiedząc co robić. Przez moją głowę zaczęły przewijać się różne złe myśli. Najgorsza z nich dotyczyła tego, że udało im się znaleźć Eddiego w sprawie morderstw w Hawkins.

— Przepraszam czy Pani mnie słyszy? — głos jednego z policjantów wyrwał mnie z myśli. Spojrzałam w jego stronę.

— A mogłabym wiedzieć o co dokładnie chodzi? — w tym momencie podszedł do mnie Eddie. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, chodź widziałam po jego twarzy, że jest totalnie przerażony.

— Witam. Ja jestem Edward Munson. — chłopak przedstawił się i stanął twarzą w twarz z policjantami.

— W końcu Pana znaleźliśmy. Pójdzie Pan z nami. — powiedział mężczyzna wskazując na drzwi.

— Już nawet nie ma sensu pytać o co chodzi. — Eddie zwrócił się do mnie ze łzami w oczach. — Zadzwoń do mojego wujka. Kocham cię. — po tych słowach wraz z policją wyszedł z mieszkania. Stałam w bezruchu patrząc na drzwi. Stało się to czego tak bardzo się bałam. Gdy tylko wszystko do mnie dotarło zalałam się łzami. Co teraz?

Nagle do naszego mieszkania wbiegł Brad. Spojrzał na nie smutno po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego co wywołało u mnie jeszcze większy płacz.

— Policja zabrała Eddiego. — powiedziałam przez łzy odsuwając się od chłopaka.

— Tak wiem. Wracałem ze sklepu i widziałem jak wsiada do radiowozu. Trzeba załatwić dobrego prawnika. — powiedział siadając na kanapie.

— Tak masz rację, ale najpierw muszę zadzwonić do wujka Wayna. — podeszłam do telefonu i wykręciłam numer. Po chwili odebrał.

— Tak?

— Wujku. — zdążyłam powiedzieć tylko jedno słowo i znów zaczęłam płakać.

— Nathalie? Co się znowu dzieje?

— E..Eddie.. — nie mogłam wydusić z siebie pełnego zdania.

— Co się stało Eddiemu? Znów jest w szpitalu?

— Nie, zabrała go policja. — te słowa ledwo przeszły przez moje gardło.

— Mój Boże. Za pół godziny będę i razem coś wymyślimy. — nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ wujek przerwał połączenie.

— I co powiedział wujek? — zapytał Brad, który szedł w moją stronę ze szklanką wody w ręku, którą po chwili mi podał.

— Przyjedzie za trzydzieści minut. Wtedy będziemy myśleć co dalej. — wzięłam łyka wody, następnie odkładając szklankę na stolik. — Przepraszam, ale muszę zadzwonić do jeszcze jednej osoby. — zaczęłam wybierać numer. Po chwili uzyskałam połączenie.

— Munson wałku ile można było się nie odzywać. — usłyszałam w słuchawce głos Dustina co wywołało na mojej twarzy delikatny, ale szczery uśmiech.

— To ja Nathalie. — odpowiedziałam.

— Ah tak? To i tak nic nie zmienia, również jesteś wałkiem. Żeby przez tyle czasu nie odzywać się do przyja.. — przerwałam chłopakowi jego monolog.

— Eddiego zabrała policja. — powiedziałam na jednym wdechu.

— Co? Nie macie z czego żartować?

— Dustin! Ja nie żartuję. Przed chwilą go wyprowadzili. — odpowiedziałam smutno.

— O cholera. I co teraz? Wujek Wayne wie? — ton jego głosu wypełniony był niedowierzaniem.

— Tak. Zaraz ma przyjechać, a wtedy będziemy myśleć co i jak.

— Daj mi od razu znać jak będziesz coś wiedziała. Ja w tym czasie poinformuję całą resztę. — oznajmił Dustin po czym się rozłączył. Odłożyłam słuchawkę i skierowałam się w stronę kanapy, na której usiadłam.

Siedzieliśmy z Bradem w ciszy. Żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę. Nie mogłam się doczekać, aż wujek przyjdzie, ale czas strasznie się dłużył. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Czułam się okropnie. Miał to być piękny dzień zaręczyny, filmy, pizza. Nie planowałam na deser policji.

— Trzymasz się jakoś? — poczułam rękę Brada na swoim ramieniu. Tak bardzo się cieszyłam, że był przy mnie po tym wszystkim.

— Próbuję. Dla Eddiego. — powiedziałam ocierając łzy z twarzy. — Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?

— Co takiego? — zapytał szczerze zainteresowany.

— Jakiś czas przed przyjazdem policji Eddie mi się oświadczył. — uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie tej sytuacji. — A teraz nie wiem czy jeszcze go zobaczę. Wujek Wayne mówił, że za to grozi nawet kara śmierci. — na samą myśl o tym poczułam się słabo.

— Gratuluję! Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będziecie razem szczęśliwi. — odpowiedział przytulając mnie mocniej. — A co do kary śmierci. — przerwał na chwilę biorąc głęboki oddech. — Nie można jej do końca wykluczyć.

— Wiem.. — samo wyobrażenie sobie takiego wyroku wywołało u mnie płacz. — Ja mam już dosyć. Niech to wszystko się już skończy. — po moich słowach usłyszałam pukanie do drzwi.

— Ja otworzę. — Brad wstał i skierował się w stronę drzwi. Po chwili w głębi mieszkania ukazał się wujek Wayne. Był cały we łzach. Od razu wstałam i pobiegłam go mocno przytulić.

— Kiedy te problemy się skończą? — wyszeptał Wujek Wayne.

— Nie mam pojęcia. — odpowiedziałam płacząc w jego klatkę piersiową. Mężczyzna delikatnie gładził mnie po włosach.

— Mam już kilka informacji. Usiądź na kanapie. — odsunął mnie od siebie po czym wykonałam jego polecenie. Brad zajął miejsce obok.

— Więc wujku jakie to informację? — zapytałam zainteresowana.

— Nie najlepsze. — postawił przed nami krzesło z kuchni, na którym usiadł. Spojrzał na nas po czym kontynuował. — Więc tak, jeszcze dzisiaj zostanie przewieziony do więzienia w Hawkins. I tak jak myślałem chodzi o te morderstwa. Dzwoniłem również do prawnika, z którym spotykam się na miejscu, ale powiedział mi szczerze, że sytuacja jest kiepska. Nawet bardzo. — mężczyzna schował twarz w dłonie płacząc. Z moich oczu również leciały łzy.

— A wiadomo skąd się dowiedzieli o miejscu pobytu?

— Tak. Z tego co się dowiedziałem, znaleźli go przez pobyt w szpitalu. — oznajmił mężczyzna patrząc na mnie ze smutkiem.

— Jadę z tobą wujku, muszę być blisko Eddiego. — powiedziałam stanowczo po chwili ciszy.

— A co ze studiami? Przecież niedługo zaczyna się semestr. — zapytał Brad patrząc na mnie.

— Z całym szacunkiem, ale mam głęboko gdzieś studia. Wracam do Hawkins to postanowione. — po tych słowach wstałam i ruszyłam do szafy, w której była moja walizka.

— Jesteś tego pewna? — zapytał wujek podchodząc do mnie. — Przez tą decyzje zmienisz całą swoją przyszłość.

— Eddie jest moją przyszłością. Nic innego się dla mnie nie liczy. — odpięłam walizkę, do której zaczęłam wrzucać swoje rzeczy.

— Jak uważasz. Więc ja spakuję rzeczy Edwarda. Czy mógłbyś mi pomóc? — mężczyzna zwrócił się do Brada, który tylko skinął głową podchodząc do wujka.

Pakowanie zajęło nam dobrą godzinę. Gdy mieliśmy już wszystko gotowe, przypomniałam sobie o Nancy i Jonathanie, którzy nic nie wiedzą. Podeszłam do telefonu i szybko wykręciłam numer do Nancy. Po chwili odebrała.

— Słucham?

— Hej Nancy. Posłuchaj. Dzisiaj wracam do Hawkins wraz z wujkiem Waynem. — powiedziałam szybko.

— Dlaczego? Co Eddie znowu zrobił? — po jej tonie głosu rozpoznałam, że się zdenerwowała.

— Nic nie zrobił. Zabrała go policja. Dzisiaj przeniosą go do więzienia w Hawkins.

— Rany.. Dobrze, że mówisz. Zaraz się zbieramy i też wracamy. Do zobaczenia! — odłożyłam słuchawkę i ruszyłam w stronę walizek.

— Możemy się zbierać na lotnisko. — powiedziałam zakładając gitarę Eddiego na ramię i biorąc kilka toreb w ręce.

— No dobrze. Taksówka zaraz podjedzie. — wyszliśmy z mieszkania. Kluczę oddałam wujkowi, które miał przekazać właścicielowi mieszkania. Czułam się dziwnie, że czeka mnie powrót do domu.


Godzinę później byliśmy już na lotnisku. Brad pojechał z nami. Siedzieliśmy w poczekalni czekając na lot. Byłam załamana. Bałam się powrotu do Hawkins. Nie wiedziałam jak potoczy się sprawa z Eddiem. Ta nie wiedza niszczyła mnie od środka. Przetarłam twarz dłońmi czując jak pierścionek obdarza mnie zimnem. Spojrzałam na dłoń, na której widniał. Przejechałam po nim delikatnie palcem. Nie mogłam uwierzyć, że teraz jestem narzeczoną Edwarda Munsona.

— Czy to jest to co myślę? — z myśli wyrwał mnie głos wujka. Spojrzałam w jego stronę, a on wskazywał palcem na mój pierścionek.

— Tak kilka godzin temu Eddie poprosił mnie o rękę. — uśmiechnęłam się delikatnie.

— Oj dzieci. Mam nadzieję, że w końcu zaznacie spokoju i szczęścia. Bardzo się cieszę, że właśnie ciebie wybrał. — nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ usłyszeliśmy głos kobiety w głośnikach.

Pasażerów lotu 126 z Londynu do Hawkins zapraszamy do odprawy.

Brad wstał jako pierwszy, po czym stanął naprzeciw mnie. Chwilę na mnie patrzył i nagle mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk.

— Dbaj tam o siebie i o Eddiego. Dzwoń jak będziesz coś wiedziała. — powiedział odsuwając mnie od siebie. — Będę za wami tęsknił.

— My za tobą też. — osobna łza spłynęła po moim policzku.

— Nathalie musimy iść. — oznajmił nam wujek. Spojrzałam jeszcze szybko na Brada wysyłając mu uśmiech po czym wraz z mężczyzną skierowałam się w stronę odprawy.


Gdy już zajęliśmy miejsca w samolocie doszło do mnie, że czeka mnie rozmowa z rodzicami. Będę musiała powiedzieć im prawdę, z której raczej nie będą zadowoleni. Martwiłam się, że nie dam rady żyć z nimi w jednym domu. Oni nigdy nie zrozumieją, co łączy mnie z Eddiem, tym bardziej, że przecież mają go za mordercę. Westchnęłam cicho, co nie uszło uwadze wujka.

— Coś się stało? — zapytał posyłając mi uśmiech pełen ciepła.

— Nie wiem jak wszystko wyjaśnię rodzicom. Boję się, że skończę jako bezdomna, ponieważ do nich nie dotrze, że kochamy się z Eddiem. — powiedziałam smutno.

— Rozumiem. Ciężka sytuacja, ale pamiętaj jakby cokolwiek się działo możesz zająć pokoik Eddiego w naszej przyczepie.

— Nie mogę wujku. Nie chcę się pchać na siłę. — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— To nie będzie pchanie się Nath, ponieważ sam ci to zaproponowałem. A poza tym Eddie ci się oświadczył, więc można powiedzieć, że jesteśmy rodziną. — słowa mężczyzny mnie rozczuliły to było bardzo miłe.

— Dziękuję wujku. — uśmiechnęłam się szeroko w jego stronę.

Po rozmowie oparłam głowę o fotel patrząc przez małe okienko. Wszystko co działo się przez ostatnie dni przyprawiło mnie o ból głowy. Nie miałam przy sobie żadnych leków przeciwbólowych, więc postanowiłam się przespać. Zamknęłam oczy i już po chwili straciłam świadomość zasypiając.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam obok siebie Eddiego, który delikatnie przesuwał palcami po moim ramieniu. Szybko usiadłam rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Ku swojemu zaskoczeniu byłam w naszym mieszkaniu. Szeroko się uśmiechnęłam, to wszystko oznaczało, że ostatnie wydarzenie to tylko sen.

— Eddie kochanie! Tak się cieszę, że tu jesteś. — rzuciłam mu się w ramiona, całując go w usta. Po chwili pocałunku odsunął mnie od siebie i spojrzał głęboko w oczy z poważnym wyrazem twarzy.

— Przykro mi, ale nie ma mnie przy tobie. I prawdopodobnie już nigdy mnie nie zobaczysz. Żegnaj. Kocham cię nad życie. — po tych słowach zniknął.

— Eddie proszę wracaj! — zaczęłam krzyczeć ale nic to nie dawało. Czułam tylko czyjś dotyk na ramieniu.

— Nathalie! Nathalie obudź się! — otworzyłam oczy i zauważyłam wujka Wayna, który delikatnie potrząsał moim ramieniem. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w samolocie. — Co ci się śniło? Przed chwilą krzyczałaś przez sen.

— Śnił mi się Eddie... — przetarłam twarz rękoma biorąc głęboki oddech. — Powiedział mi, że już się nie zobaczymy. — zaczęłam płakać. Bałam się, że ten sen to przepowiednia przyszłości.

— Nathalie posłuchaj. Jesteś zmęczona, to dlatego pojawiają się w twojej głowie takie sny. Nie bierz ich do siebie. Dobrze? — zapytał podając mi odkręconą już butelkę z wodą.

— Postaram się. — napiłam się wody po czym znowu oparłam się o fotel.

Reszta lotu minęła nam już spokojnie. Gdy wyszliśmy z lotniska, złapaliśmy taksówkę. Jechaliśmy przez dobrze znane mi ulicę Hawkins. Z jednej strony cieszyłam się, że wróciłam, ale z drugiej żałowałam, że w takich okolicznościach. Gdy wjechaliśmy w moja ulicę zaczęły mi się pocić ręce. Stresowałam się konfrontacją z rodzicami. Wujek chyba zauważył mój strach, ponieważ obdarzył mnie szczerym uśmiechem.

— Będzie dobrze. Zaufaj mi. — oddałam uśmiech, nie odpowiadając.

Po chwili taksówkarz zaparkował przed moim domem. Wraz z wujkiem wysiedliśmy.

— Pamiętaj gdyby coś było nie tak od razu przyjdź do przyczepy. — powiedział podając moje bagaże.

— Dziękuję. — uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę drzwi od mojego domu.


Wyjęłam kluczę z torebki i otworzyłam drzwi. Gdy przekroczyłam próg domu poczułam zapach perfum mojej mamy. Odłożyłam bagaże na przedpokoju i ruszyłam w głąb mieszkania. Słyszałam dźwięk telewizora pochodzący z salonu wiedziałam, że właśnie tam siedzą rodzice.

— Mamo, tato wróciłam. — powiedziałam cicho, by ich nie przestraszyć. Oboje odwrócili się w moją stronę w tym samym momencie.

— Nathalie kochanie! — krzyknęła mama podbiegając do mnie i biorąc mnie w ramiona.

— Witaj kochanie. — powiedział tata gdy podszedł do nas. — Co się stało, że wróciłaś? Przecież zaraz zaczyna się semestr na studiach. — dodał po chwili. Odsunęłam się od mamy biorąc głęboki oddech.

— Wróciłam na stałe. Nie będę studiować. Chcę iść do pracy. Dodatkowo chciałam wam powiedzieć coś bardzo ważnego, ale lepiej usiądźcie. — wskazałam palcem na kanapę. Gdy rodzice już zajęli miejsca, mój stres był jeszcze większy niż wcześniej.

— Kochanie wiesz, że możesz nam wszystko powiedzieć. Nie stresuj się. — powiedziała mama, co wcale mi nie pomogło. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.

— Na początek proszę was, żebyście mi nie przerywali. — powiedziałam poważnym tonem na co rodzice przytaknęli. — A więc zacznę od początku. Nie pojechałam do Londynu tylko na studia, przede wszystkim pojechałam tam dla Eddiego. — miny moich rodziców zrzedły. Widziałam, że już woleli mnie nie słuchać. — Jesteśmy razem, a dokładniej jesteśmy narzeczeństwem. — pokazałam dłoń z pierścionkiem rodzicom. Mama odwróciła wzrok wstając z kanapy.

— Czy z tobą jest wszystko dobrze? Zaręczyłaś się z mordercą! Pomyślałaś, że mógł ci zrobić krzywdę!? — kobieta wymachiwała rękami krzycząc w moją stronę.

— Ile razy mam powtarzać, że Eddie nie jest mordercą! Właśnie przez takich jak ty go złapali i grozi mu śmierć! — emocje wzięły nade mną górę, płakałam załamana słowami matki.

— Bardzo dobrze niech go uśmiercą na to zasługuję! — spojrzałam na mamę nie wierząc, że wypowiedziała te słowa.

— Wiesz co? Nie chcę cię więcej widzieć. — skierowałam się do przedpokoju i złapałam za moje torby. — Zostawiam kluczę na szafce. — otworzyłam drzwi od domu wystawiając torby na zewnątrz.

— Nathalie zostań. Porozmawiamy jutro na spokojnie jak mama się uspokoi. — powiedział tata podchodząc do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.

— Nie będę nią rozmawiała dopóki nie odpuści sobie tego mordercy. — krzyknęła mama z salonu.

— Czyli nigdy już ze mną nie porozmawiasz. Pa tato. — wyszłam na zewnątrz trzaskając drzwiami i skierowałam się do przyczepy Eddiego.





Dosyć smutny rozdział za nami... Ciągle się coś komplikuję w życiu naszych bohaterów..

Jeśli rozdział się podobał zostaw gwiazdkę i komentarz będę bardzo wdzięczna kochani, tym bardziej, że coraz mniej osób czyta to opowiadanie :/

Buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro