Rozdział XVI
Stałam przed szafą zastanawiając się co założyć. Na dworze było dosyć zimno, więc nie chciałam wychodzić w sukience. Westchnęłam cicho czując, że powoli zaczynam się denerwować. Zawsze tak miałam, gdy nie mogłam czegoś znaleźć, gdy coś mi nie wychodziło lub w takich sytuacjach jak ta. Powoli schodziła ze mnie chęć pójścia na imprezę. Odeszłam od szafy i usiadłam na kanapie z twarzą schowaną w dłonie. Chciało mi się płakać. Zastanawiałam się dlaczego akurat z takiego błahego powodu.
— Nath, wszystko w porządku? — usłyszałam głos Eddiego, który wyrwał mnie z myśli.
— Tak tak, wszystko okej. Po prostu nie wiem w co mam się ubrać i dokąd dokładnie idziemy — uśmiechnęłam się delikatnie.
— Idziemy do Level Club. Byłem tam kiedyś z Bradem, jest tam super muzyka. — spojrzałam na niego, a on tylko puścił mi oczko. — A co do twojego ubioru to cokolwiek założysz będziesz najpiękniejsza ze wszystkich tam zgromadzonych kobiet skarbie. — posłał mi czuły uśmiech i wszedł do łazienki. Pokręciłam głową po czym wstałam ruszając z powrotem do szafy.
Wyrzuciłam z niej prawie połowę ciuchów, aż wreszcie znalazłam strój idealny. Zdecydowałam się na czarne trochę znoszone spodnie i bluzkę z wyciętym tyłem w tym samym kolorze. Zadowolona z tego, że w końcu udało mi się wybrać ubrania pomaszerował do biurka, na którym miałam lusterko i zaczęłam się malować. Postawiłam na trochę mocniejszy makijaż niż zazwyczaj, więc ciemnymi kolorami podkreśliłam oko. Po kilkunastu minutach byłam już ubrana i pomalowana. Przez ten czas Eddie nie opuścił toalety. Zaczęłam coś podejrzewać, więc podeszłam do drzwi i delikatnie zapukałam.
— Już kochanie wychodzę, daj mi jeszcze chwile. — nie odpowiadając ruszyłam usiąść na kanapę. Po kilku minutach w końcu opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na niego próbując kawałek po kawałku przeanalizować jego twarz. Widziałam po oczach, że musiał coś wziąć, ale postanowiłam teraz nie rozmawiać na ten temat. Nie chciałam psuć wieczoru.
— Jesteś już gotowy? Dochodzi dwudziesta pierwsza, zaraz będzie Jonathan z Nancy. — powiedziałam obojętnym tonem zakładając swoje glany.
— Tak jestem gotowy. — odpowiedział wkładając swoją kurtkę. Już mieliśmy wychodzić z mieszkania, gdy nagle chłopak złapał mnie za rękę zatrzymując. — Co Ci jest? Jesteś jakaś naburmuszona. — spojrzałam w jego oczy czując, że jednak popsuję ten wieczór.
— Ty tak serio? Myślisz, że nie wiem co robiłeś w łazience, że nie wiem jak wygląda naćpana osoba? — starałam się zachować spokój, ale niestety nie udało się.
— A więc o to chodzi. Śmieszne. — zaśmiał się sarkastycznie, a moje serce zaczęło bić mocniej. Zaczęłam bać się tej rozmowy.
— Co według Ciebie jest w tym wszystkim śmiesznego? — syknęłam. — Kilka godzin temu rozmawialiśmy na ten temat myślałam, że chociaż postarasz się ograniczyć, zanim zaczniesz leczenie, ale nie dałeś rady wytrzymać nawet dnia. — łzy coraz bardziej napływały mi do oczy, a ja próbowałam zrobić wszystko, żeby tylko je opanować. Nie chciałam płakać, nie chciałam mu pokazywać jak bardzo jestem słaba.
— Wiesz co Nathalie? — pierwszy raz odkąd pamiętam powiedział do mnie pełnym imieniem. Wiedziałam, że oznacza to coś złego. — Nie przypominam sobie, żebym obiecał Ci, że od razu przestanę brać. Więc daj mi spokój. — szybkim ruchem zdjął swoją kurtkę i rzucił nią o podłogę. — Na imprezę nie idę. — powiedział obojętnym tonem i ruszył z powrotem do łazienki.
Gdy zniknął za drzwiami wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Gdy już powoli zaczęłam dochodzić do siebie, złapałam za klucze i wyszłam z mieszkania. Zeszłam na dół gdzie czekała już Nancy z Jonathanem.
— Cześć kochana. — przyjaciółka od razu mnie przytuliła co odwzajemniłam. — Gdzie Eddie? — zapytała gdy się od siebie odsunęliśmy.
— Nie idzie z nami. — starałam się, aby ton mojego głosu brzmiał naturalnie, ale wiedziałam, że przed dziewczyną nie ukryję swojego smutku.
— Dlaczego? Co się stało? — złapała mnie za rękę, delikatnie masując ją palcami.
— Pokłóciliśmy się, ale nie chcę o tym rozmawiać. Chcę się napić. — uśmiechnęłam się delikatnie w stronę przyjaciół co odwzajemnili.
— To może ja nie będę wam przeszkadzał co? Zrobicie sobie babski wieczór co wy na to? — wtrącił Jonathan.
— No co ty! Tęskniłam za wami i chcę ten czas póki jesteście spędzić z wami w komplecie. — powiedziałam szybko.
— No dobrze, więc chodźmy na taksówkę. — powiedział chłopak po czym ruszyliśmy na postój.
Kilkanaście minut później byliśmy już pod klubem. Jonathan zapłacił kierowcy po czym wspólnie weszliśmy do środka. Głośna muzyka od razu zadziałała na mnie kojąco. Rozejrzałam się po lokalu. Było dość sporo ludzi, co było problemem, ponieważ prawie wszystkie stoliki były zajęte.
— Chyba musimy usiąść przy barze. Tylko tam widzę miejsca. — zauważyła Nancy. Ruszyliśmy więc za nią.
— To co pijemy dziewczyny? — zapytał chłopak gdy doszliśmy do baru.
— Szoty! — krzyknęłam uśmiechnięta, chcąc jak najszybciej poczuć miłe odprężenie, które daje alkohol.
— Chcesz masz. — Jonathan zasiał się wołając barmana. — Sześć szotów czystej poproszę. — patrzyłam jak mężczyzna nalewa do kieliszków trunek, którego teraz tak bardzo potrzebowałam.
— No to zdrówko kochani. Za nasze spotkanie. — Nancy podniosła swój kieliszek w górę, a ja wraz z Jonathanem zrobiłam to samo. Szybko wypiliśmy zawartość, a ja poczułam to cudowne pieczenie w gardle.
Po wypiciu już dość sporej ilości alkoholu, uznaliśmy wraz z Nancy, że pora zatańczyć. Byers został przy barze rozmawiając z nowo poznanym chłopakiem o fotografii. Gdy weszłyśmy na parkiet automatycznie zapomniałam o problemach z Eddiem. Oddałam się cała muzyce, która prowadziła rytmicznie moje ciało. Tańczyłam i śpiewałam z Nancy piosenkę, która właśnie leciała gdy nagle poczułam dłonie na moich biodrach. Przestraszona odwróciłam się, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Brad.
— Głąbie, znowu mnie przestraszyłeś! — dałam mu kuksańca w brzuch na co chłopak tylko się zaśmiał.
— Wybacz nie chciałem. — rzucił przyjacielsko. — A co to za dama, obok Ciebie? — wskazał palcem.
— To Nancy, moja przyjaciółka. Zajęta. — podkreśliłam ostatnie słowo na co w trójkę zaczęliśmy się śmiać.
— Witaj Nancy, jestem Brad. Miło mi Cię poznać. — wyciągnął prawą dłoń w kierunku dziewczyny.
— Mi Ciebie również. — oddała uścisk, ale jak to bywało z Bradem podniósł jej dłoń wyżej i złożył na wierzchu jej dłoni krótki pocałunek. — Widzę dżentelmen. — Nancy uśmiechnęła się miło.
— Tak zostałem wychowany. — uśmiechnął się delikatnie.
— Potańczysz z nami? — zapytałam grzecznie.
— Chętnie, ale najpierw pójdę zapalić. Za chwile wracam. — odwrócił się i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
— Nancy, ja też wyskoczę zapalić. — spojrzałam na przyjaciółkę, która pochyliła się w moją stronę.
— Dobrze, ja pójdę po drinka. Jak wrócisz to podejdź do baru. — machnęłam głową potwierdzająco i pobiegłam za Bradem.
Gdy tylko wyszłam z pomieszczenia, uderzyło mnie zimne powietrze, ale jak na złość zostawiłam kurtkę zawieszoną na krześle. Złożyłam ręce na piersi myśląc, że dzięki temu zrobi mi się cieplej i ruszyłam szukać Brada. Zauważyłam go kawałek dalej siedzącego na ławce.
— O cześć. Papierosa? — zapytał od razu gdy mnie zauważył.
— Jasne. — wyjęłam jednego z paczki, trzymając go dłuższą chwilę w dłoni.
— Odpalić Ci? — zapytał na co przytaknęłam. Wyjął z kieszeni zapalniczkę po czym go odpalił.
— Dziękuję. — uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił to samo. Paliliśmy w ciszy, żadne z nas się nie odzywało. Pewnie dlatego, że przy każdym naszym spotkaniu był Eddie. Jeszcze nigdy nie byliśmy sami.
— Cała się trzęsiesz. Może wracajmy do środka. — Brad przerwał ciszę, zauważając jak bardzo marznę.
— Nie, chcę trochę pooddychać świeżym powietrzem, ale jak chcesz to możesz wracać. — odpowiedziałam gasząc peta o chodnik.
— Zostanę z tobą. — powiedział wstając z ławki i ściągając swoją kurtkę, którą po chwili zarzucił na moje ramiona.
— Nie musisz tego robić. Teraz tobie będzie zimno. — zauważyłam na co chłopak tylko głośno się zaśmiał.
— Spokojnie, wypiłem i wypaliłem dzisiaj tyle, że jest mi cholernie ciepło. — spojrzałam na niego z uśmiechem. — Mogę o coś zapytać?
— Jasne, śmiało. — na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie.
— Eddie Ci wszystko powiedział?
— Tak, wszystko mi wyjaśnił. — uśmiechnęłam się smutno.
— To dlatego nie ma go z tobą? — zapytał patrząc na mnie z współczuciem.
— Mniej więcej. — wzięłam głęboki oddech po czym kontynuowałam. — pokłóciliśmy się, dość poważnie. Najpierw mówi, że jest uzależniony, widziałam jak bardzo przez to cierpi, a przed wyjściem tutaj znowu coś wziął, tak jakby nigdy nic. — łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam już dłużej ich powstrzymywać.
— Naprawdę mi przykro. Mam nadzieję, że wszystko się między wami ułoży. Kibicuje waszemu szczęściu. — po tych słowach objął mnie ramieniem, a ja próbowałam się uspokoić.
— No proszę proszę. — usłyszałam tak dobrze znajomy mi głos. Odwróciłam się do tyłu i ujrzałam Eddiego z butelką piwa w dłoni. — Pierwsza poważna kłótnia, a ty już lecisz do innego? — zaśmiał się przerażająco, a mnie przeszedł dreszcz strachu.
— Stary, opanuj się. — Brad wstał z ławki podchodząc do Munsona.
— Ja mam się opanować? To ty przytulasz moją dziewczynę. — rzucił butelką o ziemię. Trzask szkła odbił się echem w mojej głowie. — Wiedziałem, że Ci się podoba, ale nie myśl sobie, że ją dostaniesz! — i nagle cały świat zatrzymał się w miejscu. Zauważyłam tylko jak pięść Eddiego ląduje na twarzy Brada. — chłopak się przewrócił, a Munson siadł na nim okrakiem i zaczął bić go po twarzy.
— Co ty do cholery robisz! — wrzasnęłam biegnąc w tamtą stronę.
— Odejdź! — powiedział ledwo Brad, który dalej był okładany ciosami. Zignorowałam jego słowa próbując zepchnąć z niego Munsona, ale było to niemalże niemożliwe. Nagle poczułam dwie ręce odciągające mnie na bok, spojrzałam do góry i ujrzałam Nancy, która zaczęła mnie mocno przytulać gdy byłyśmy już w bezpiecznej odległości.
— Co ty odpierdalasz? — gdy usłyszałam głos Jonathana od razu odwróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam jak stoi przed Eddiem trzymając go za barki, ten zaś patrzył prosto na mnie.
— Kochanie, przepraszam. — krzyknął płacząc w moją stronę. Odwróciłam wzrok patrząc w ziemię.
— Teraz przepraszasz? Trzeba było myśleć kilka minut temu. — warknął Jonathan. — A teraz lepiej stąd idź. Nikt aktualnie nie chcę Cię widzieć. Łącznie z Nathalie.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę Eddiego, który również patrzył na mnie.
— Nie chciałem tego. — umilkł na chwile. — Przepraszam was wszystkich. — powiedział i szybkim krokiem odszedł.
— Zadzwońcie po karetkę. — powiedział Byers pomagając wstać chłopakowi z ziemi.
— Nie, nie dzwońcie. Nic mi nie jest. — oznajmił Brad resztkami sił delikatnie się uśmiechając.
Patrzyłam na jego twarz, która cała była we krwi. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to wszystko moja wina.
Kochani mamy rozdział 16!
Dodałam trochę akcji, żeby nie było za bardzo cukierkowo i miło, ale mam nadzieję, że i tak rozdział się wam podobał :) Jeśli tak zostawcie gwiazdkę i komentarz. :)
BUZIAKI!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro