Rozdział XII
Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie chłopaka, który był zaparkowany niedaleko lotniska. Zapięłam pasy i spojrzałam na Eddiego, który właśnie wkładał kluczyki w stacyjkę. Znów gdy tylko mój wzrok powędrował na jego dłoń przez moją głowę przeszły grzeszne myśli. Zaczerwieniłam się i od razu odwróciłam głowę. Usłyszałam tylko jego cichy śmiech co oznaczało, że zauważył moje zawstydzenie.
— Już zapomniałem jak uroczo się czerwienisz. — powiedział kładąc swoją dłoń na moim udzie. Wciągnęłam głośno powietrze czując jego dotyk. — No proszę, nie wiedziałem, że aż tak na Ciebie działam Orzeszku. — zaśmiał się patrząc w moją stronę.
— Przestań i odpal w końcu ten samochód. — oznajmiłam mając nadzieję, że to jakoś zmieni temat.
— Już dobrze, dobrze. — odpowiedział dalej z głupim uśmieszkiem na twarzy, po czym przekręcił kluczyk i włączył się do ruchu. Spojrzałam przez szybę na ruchliwe ulice Londynu i byłam w szoku gdy zobaczyłam ilość samochodów na drodze. W Hawkins zazwyczaj na ulicy były trzy samochody na krzyż, a tutaj były wszędzie przez co tworzyły się bardzo długie korki. Drugą ciekawą rzeczą były wielkie budynki, które sięgały chmur, u nas takich nie było.
— Wow, ale tu jest pięknie. — wymknęło się z moich ust.
— Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Na dzisiejszy wieczór zaplanowałem dla nas spacer i pewną niespodziankę. — spojrzał na mnie i puścił oczko.
— Niespodziankę? A jaką? — zapytałam podniecona myślą, co takiego mógł wymyślić Manson.
— Dowiesz się wieczorem mała, a teraz szykuj się, bo za chwilę będziemy w naszym mieszkaniu. — uśmiechnęłam się słysząc te słowa. Eddie właśnie powiedział, że zaraz będziemy w ,,naszym mieszkaniu''.
Chwilę później zaparkował na przeciwko rzędu starych kamienic, które mimo wieku miały swój klimat. Chłopak wyłączył silnik i wyszedł, aby otworzyć mi drzwi.
— Jesteśmy. To tutaj. — Wskazał niechętnie na jedną z kamienic, gdy tylko wysiadłam z samochodu.
Popatrzyłam na budynek, który był chyba jednym z najstarszych tutaj, ale było w nim coś pięknego. Na dole znajdował się salon gier, a od razu obok studio tatuażu. Kolorowe szyldy tych miejsc nadawały kamienicy niesamowity klimat. Już nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć je gdy będzie ciemno.
— Orzeszku wiem, że nie jest tu idealnie, ale jak na razie tylko na takie mieszkanie mnie stać. — spojrzałam na Eddiego, który stał smutny obok mnie.
— Tu jest cudownie. — stwierdziłam zgodnie z prawdą, a wyraz twarzy chłopaka delikatnie się rozpromienił. — Tu jest wszystko czego mi trzeba. Jest salon gier, a dobrze wiesz, że kocham grać. Jest studio tatuażu. — wskazałam ręką na wielki szyld ukazujący węża, który zamiast języka ma napis tatoo.
— Zawsze mówiłaś, że nigdy nie zrobisz sobie tatuażu, więc czemu cieszy Cię studio tatuażu? — zauważył patrząc na mnie z rękoma założonymi na piersi. Jego humor już się chyba poprawił, bo nie wyglądał na smutnego.
— No wiesz, właśnie zaczynam dorosłe życie więc może jednak skuszę się na malutki wzorek. — uśmiechnęłam się w jego stronę, a on odwzajemnił uśmiech podchodząc do mnie. Znowu patrzyliśmy sobie w oczy tak jak na lotnisku.
— Ja też tu mam wszystko czego mi trzeba. — powiedział, a mnie przeszły ciarki na całym ciele, gdy przywarł mnie do maski samochodu.
— Ah tak? — zapytałam próbując utrzymać równowagę.
— Mhmm. — mruknął mi do ucha, delikatnie przygryzając jego płatek. Cichy jęk wyrwał się z mojego gardła, a ja wiedziałam, że na twarzy Eddiego widnieje teraz szeroki uśmiech. — Jest już prawie wieczór chodź do domu musimy odpocząć przed wieczornym wyjściem. — odsunął się ode mnie i jakby nigdy nic ruszył do bagażnika po moje bagaże.
— Tą czerwoną dużą walizkę sama wezmę. — oznajmiłam po chwili gdy moje ciało uspokoiło się i oderwało od maski auta. Podeszłam do miejsca, w którym leżała walizka i wzięłam ją do ręki.
— No dobrze. — jego wargi podniosły się delikatnie widząc w jakim stanie mnie zostawił.
— Mamy już wszystko? — zmieniłam temat rozglądając się czy w samochodzie coś nie zostało.
— Jest wszystko, możemy iść. — chłopak zamknął samochód i ruszyliśmy w stronę kamienicy. Weszliśmy na pierwsze piętro po czym Eddie odłożył moje walizki na podłogę i zaczął szukać kluczy w kurtce. — Kurwa. — warknął a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
— Co się stało? — zapytałam przejęta widząc powagę na jego twarzy.
— Chyba zgubiłem klucze od mieszkania. — zaczął szperać w kieszeniach coraz ostrzej, aż nagle uderzył pięścią w ścianę obok drzwi. — Kurwa mać! Jak można być takim pieprzonym idiotą. — uderzył jeszcze kilka razy. Gdy chciał to zrobić po raz kolejny zatrzymałam jego dłoń.
— Eddie co się z Tobą dzieje!? — zapytałam ze łzami w oczach dalej trzymając jego rękę, która zaczęła się już trochę rozluźniać. Jeszcze nigdy odkąd go znam nie widziałam go w takim stanie.
— Przepraszam Orzeszku. — spojrzał na mnie speszony i przerażony gdy zauważył samotną łzę spływającą po moim policzku. Nagle zabrał rękę usiadł na schodach i zakrył twarz w dłoniach. — Przecież Ci obiecałem. Ja pierdole. — jego całe ciało się trzęsło. Usiadłam obok niego i przytuliłam go ramieniem.
— Co mi obiecałeś? — zapytałam spokojnym tonem, nie wiedząc o co dokładnie chodzi. — Eddie, spójrz na mnie. — poprosiłam, a on po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie. Był cały we łzach. Widok jego zapłakanego był najgorszym co kiedykolwiek widziałam. Przetarłam palcami jego łzy, na co on złapał jedną z moich dłoni i złożył na knykciach delikatny pocałunek.
— Obiecałem Ci, że ze mną nie będziesz cierpiała. I co? Jesteś ze mną od godziny, a już doprowadziłem Cię do płaczu swoją pierdoloną furią. — ostatnie słowa prawie wysyczał. Patrzyłam na niego dalej próbując wymyślić coś co mogłoby go teraz uspokoić i wpadła mi do głowy pewna rzecz.
— Eddie, przez tę godzinę byłam i jestem bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek. — złapałam go za policzki i złożyłam na jego ustach pocałunek mokry od naszych łez. Po chwili się odsunęłam i spojrzałam głęboko w jego brązowe oczy. — Pamiętaj, że dopóki jesteś obok mnie zawsze będę szczęśliwa, a teraz wstań i idź na spokojnie sprawdzić czy klucze nie zostały w samochodzie. — uśmiechnięta zdjęłam mu z twarzy kilka loków, a on cały czas patrzył na mnie z wdzięcznością wypisaną na twarzy. Po chwili wstał zabrał z ziemi kluczę od samochodu i wyszedł na parking.
Wzięłam głęboki oddech, gdy wyszedł z budynku. W mojej głowie kłębiło się bardzo dużo myśli. Dlaczego miał, aż taki wybuch złości? Czy powodem tego jest trauma po tym wszystkim co działo się w Hawkins? Nigdy przedtem nie widziałam nawet, aby głośniej krzyczał. Zawsze był spokojny, brzydził się agresją. Westchnęłam cicho wiedziałam, że będę musiała z nim o tym porozmawiać i spróbować mu jakoś pomóc, ale nie będę robić tego dzisiaj. Niech odpocznie i prześpi się z tym wszystkim.
— No proszę, czyżby to ta cudowna Nathalie z opowieści Mansona. — podskoczyłam ze strachu słysząc męski głos dochodzący, zza moich pleców.
— Czy ty się dobrze czujesz? O mało nie dostałam zawału! — krzyknęłam w stronę nieznajomego, który stał nonszalancko się uśmiechając. — Przestań się szczerzyć i powiedz kim jesteś. — zapytałam patrząc mu prosto w niebieskie oczy.
— Jestem Brad. Sąsiad i dobry kolega Munsona. — wyciągnął do mnie rękę na co niechętnie podałam mu swoją. — No, no, no. Eddie mówił prawdę. — powiedział mierząc mnie od góry do dołu.
— To znaczy? Jaką prawdę? — zaczęłam być coraz bardziej zirytowana. Nie mogłam doczekać się, aż wróci brązowooki z kluczem od mieszkania.
— Że jesteś bardzo piękna i bardzo seksowna. — oblizał dolną wargę, a mnie przeszedł dreszcz obrzydzenia.
— Możesz nie patrzeć na mnie w taki sposób? Denerwuje mnie to. — powiedziałam zakładając ręce na piersi.
— No już spokojnie. Ja tylko żartuję Nathalie. — uśmiechnął się już normalnie. — Przepraszam zawsze jestem takim obrzydliwym śmieszkiem. — spojrzałam na niego już trochę łagodniej i oddałam uśmiech.
— Ja też przepraszam, nie zawsze jestem taka sztywna. — poprawiłam włosy, które ciągle wchodziły mi na twarz, a Brad bacznie mnie obserwował.
— Dobrze, że jesteś. — powiedział nagle. — Mam nadzieję, że Eddiemu się teraz poprawi. — puścił mi oczko i wszedł do swojego mieszkania zostawiając mnie samą z głową pełną jeszcze nowych myśli. Czy chodziło mu o jego napady agresji? A może o coś innego? Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z siebie złe myśli gdy usłyszałam jak Eddie wchodzi po schodach.
— Mam klucze, leżały pod fotelem. — oznajmił z delikatnych uśmiechem podchodząc do drzwi otwierając je szeroko, abym mogła wejść. Mieszkanie było malutkie, ale przytulne. Kuchnia była połączona z malutkim salonem, który był prawdopodobnie również sypialnią, ponieważ kanapa była rozłożona a na niej leżała pościel. Przy wejściu były jeszcze jedne drzwi, które pewnie były wejściem do łazienki.
— Przytulnie. — powiedziałam odwracając się w jego stronę. Uśmiechnął się lekko, odkładając walizki na podłodze w salonie.
— Będziesz spała na kanapie. — wskazał palcem na mebel. — Ja mam w szafie materac dmuchany na którym będę spał.
— Nie Eddie. — powiedziałam stanowczo. — Razem będziemy spać na kanapie. — zauważyłam kilka iskierek w jego oczach.
— Podoba mi się ten pomysł. — odpowiedział cały rozradowany. — Pomogę Ci się wypakować. W tej szafie zrobiłam Ci miejsce. — pokazał na szafkę, która stała obok okna. Nie była za duża, ale miałam nadzieję, że wszystko zmieszczę. Podał mi jedną walizkę, a następną już zaczął otwierać.
— Zaczekaj. — zatrzymałam chłopaka w trakcie. — Otwórz czerwoną. — spojrzał na mnie zaskoczony, ale wstał i pomaszerował do czerwonej walizki, w której schowana była gitara, którą dla niego kupiłam wraz z Nancy. Otworzył walizkę, a jego mina była jeszcze bardziej zaskoczona niż wcześniej.
— Orzeszku od kiedy interesują Cię gitary? — wyjął futerał i zaczął mu się przyglądać.
— Otwórz. — wskazałam palcem na futerał. Chłopak wykonał moje polecenie i zamarł. — Podoba Ci się?
— Żartujesz!? Oczywiście, że mi się podoba, przecież to jest pieprzony Ibanez JEM! — wykrzyczał podniecony.
— Uff, to dobrze, że Ci się podoba, bo to prezent dla Ciebie. — spojrzał na mnie wielkimi oczami, odłożył delikatnie gitarę i podszedł do mnie wpijając się w moje usta.
— Dziękuję, marzyłem o niej. — po chwili mina mu zrzedła. — Orzeszku przecież ona kosztuje kupę kasy. Skąd miałaś tyle pieniędzy?
— Tym się nie przejmuj i ciesz się gitarą. — po tych słowach wstałam od walizki z kilkoma rzeczami z zamiarem włożenia ich do szafy, ale gdy byłam już obok poczułam jak ręce Eddiego łapią mnie w tali. Jednym ruchem obrócił mnie tak, że stałam do niego przodem.
— Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. — nie dał mi nawet odpowiedzieć, ponieważ zaczął mnie całować.
Oddałam pocałunek co najwidoczniej bardzo mu się spodobało. Złapał mnie za szyję, przez co ugięły mi się nogi. Poczuł to, gdyż od razu podniósł mnie na ręce i skierował się w stronę kuchni. Po drodze z rąk wypadły mi wszystkie rzeczy, które trzymałam na co delikatnie zaśmialiśmy się w swoje usta. Posadził mnie na blacie i dalej całował. Ledwo łapałam oddech, ale podobało mi się to. Wplątałam palce w jego włosy przyciągając go jeszcze bliżej siebie, aż do momentu gdy poczułam jego napiętą męskość dotykającą moich miejsc przez ubrania. Zastygłam przez chwilę bez ruchu co nie uszło jego uwadze.
— O mój boże. Przepraszam. — odsunął się ode mnie łapiąc się za głowę. — Zapomniałem o tym gnoju, który Cię dotykał za dzieciaka. Wybacz. — był w takim stanie, że bałam się kolejnego ataku agresji.
— Hej Eddie, spójrz na mnie proszę Cię. — zeskoczyłam z blatu podchodząc do niego gładząc go po ramieniu. — Nic mi nie jest. Tu nie chodzi o to. Już dawno to zwalczyłam. Po prostu nie spodziewałam się tego i to tyle. — patrzyłam na niego, a on na mnie. Uspokajał się.
— Przepraszam. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. — wziął głęboki oddech i przytulił mnie mocno.
— Nie szkodzi, poradzimy sobie z tym jakoś zobaczysz. — wtuliłam się w niego jeszcze mocniej mając nadzieję, że słowa, które przed chwilą wypowiedziałam staną się prawdą.
Cześć i czołem!
Mam nadzieję, że rozdział 12 się podobał piszcie co sądzicie. ;)
Kochani, jeśli spodobał się rozdział zostawicie gwiazdkę i komentarz. Dla Was to tylko chwila, a dla mnie wielka motywacja do dalszego pisania! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro