Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI




Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym zobaczę się z Eddiem po tak długim czasie. Wstałam około piątej rano, ponieważ samolot odlatywał o godzinie dziesiątej, a na lotnisko miałam spory kawałek. Siedziałam w kuchni czekając na śniadanie. Moja mama uparła się, że również wstanie tak wcześnie, żeby zrobić mi śniadania. Próbowałam jej wytłumaczyć, że obie ręce mam zdrowe i dam radę sobie sama zrobić posiłek, ale niestety, nie dałam rady jej przegadać. Krzątała się po kuchni hałasując naczyniami, odkąd wstała wszystko wylatywało jej z rąk. Było widać, że martwi się moim wyjazdem. Gdy po raz kolejny na podłogę spadł garnek, który trzymała wstałam i ruszyłam w jej stronę.

— Mamo pozwól, że sama zrobię sobie te śniadanie. — powiedziałam podnosząc garnek. Odstawiłam go na blat i spojrzałam na rodzicielkę. Płakała. — Mamuś proszę Cię nie płacz. Nie wyjeżdżam na zawsze. — podeszłam do niej bliżej i schowałam w mocnym uścisku, który odwzajemniła.

— Wiem Nathalie, ale będę bardzo tęsknić. Nie wiem jak dam sobie radę gdy nie będzie Cię w domu. — zaczęła łkać jeszcze mocniej.

— Będzie dobrze masz tatę, on będzie przy Tobie. — oznajmiłam głaszcząc ją uspokajająco po plecach.

— Dokładnie. Barbaro będę przy Tobie. — spojrzałam w stronę taty, który właśnie wszedł do kuchni. Był jeszcze w piżamie, po twarzy było widać, że dopiero wstał.

— Oh, Roger. Dlaczego nasza mała córeczka tak szybko urosła. — wyrwała się z mojego uścisku podchodząc do ojca i kładąc mu głowę na ramieniu.

— Tak to już jest Skarbie. Nic na to nie poradzimy. Możemy być tylko dumni z tego, że idzie do college'u. — powiedział patrząc na mnie z ogromną dumą wypisaną na twarzy.

— Kocham was strasznie mocno. — mówiąc to podeszłam do rodziców, żeby ich przytulić. Oboje wzięli mnie w ramiona.

— My Ciebie też kochamy Nathalie. Jesteś naszym całym światem. — z moich oczu również zaczęły spływać łzy gdy tata skończył zdanie. Chwilę jeszcze staliśmy wtuleni w siebie, po czym moja mama przetarła oczy i odłączyła się z uścisku.

— Dokończę śniadanie, siadajcie. — wskazała dłonią na stół w jadalni, więc razem z ojcem ruszyliśmy zająć miejsca.

Chwilę później jedliśmy w ciszy. Mama wyglądała już trochę lepiej, a tata w ogóle nie zdradzał żadnych emocji, ale ja dobrze wiedziałam, że będzie przeżywał gorzej niż mama gdy tylko nie będę tego widzieć. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

— Ja otworzę. — powiedziałam wstając od stołu. Ruszyłam przez przedpokój i otworzyłam drzwi. Stała tam Nastka wraz z Willem, Lucasem, Max i Mike'em.

— Hej Nath. — powiedzieli prawie wspólnym chórem.

— Cześć. — odpowiedziałam przytulając każdego po kolei.

— Przyszliśmy tylko, żeby się pożegnać. Będzie nam Ciebie brakowało. — zrobiło mi się ciepło w sercu na słowa Nastki.

— Mi was też będzie brakować. — odpowiedziałam patrząc na ich smutne twarze. — Może wejdziecie? —  wskazałam ręką w głąb domu.

— Bardzo byśmy chcieli, ale mamy wakacyjny szlaban w szkole. — powiedział Lucas, robiąc dziwnie zdenerwowaną minę.

— Oh. — tylko tyle z siebie wydusiłam. Byłam trochę zawiedziona, że tak szybko mnie opuszczą.

— Jak tylko zjedziesz do Hawkins od razu się z nami skontaktuj. — uśmiechnęłam się do Willa, który już nic więcej nie powiedział.

— Oczywiście. To do zobaczenia kochani.— znów przytuliłam każdego i wróciłam do domu. Usiadłam na krześle w jadalni z zamiarem dokończenia posiłku.

— Masz cudownych przyjaciół. — powiedziała mama, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem.

Siedziałam w swoim pokoju pakując do małej torby kilka rzeczy, które umilą mi lot. Schowałam książkę ,,Romeo i Julia", którą zaczęłam niedawno czytać. Uwielbiałam takie klimaty. Miłość dwojga ludzi, która jest nie popierana przez innych. To samo by było ze mną i Eddiem, gdybym rodzicom powiedziała, że go kocham. Dlatego nigdy nie dowiedzą się o moich uczuciach, ani o tym, że będę z nim mieszkać. Mogę się założyć, że gdy tylko dowiedzieliby się gdzie przebywa zgłosiliby to na policję. W końcu wierzyli w to, że jest mordercą. Westchnęłam cicho myśląc jakby to było gdyby Vecna nie zabiła tych wszystkich ludzi. Jak wyglądałoby wtedy moje życie. Do jakiego collegu bym poszła, czy stworzyłabym związek z Eddiem. Było tyle pytań, ale żadnej odpowiedzi. Odłożyłam torbę przy walizkach po czym uznałam, że położę się na chwilę. Skierowałam się w stronę łóżka. Od razu do niego wskoczyłam kładąc się na plecach. Patrzyłam w sufit, a minuty mijały powoli. Do moich myśli trafiały ponure wizje tego, że nie dam rady żyć z Eddiem, że będziemy się kłócić, że w końcu znajdzie sobie kogoś, że będą chcieli wspólnie zamieszkać, a wtedy ja będę musiała się wyprowadzić. Mimowolnie z moich oczu zaczęły spływać łzy. Zaczęłam się zastanawiać czy na pewno chcę do niego jechać. Wstałam z łóżka i podeszłam do stolika na których leżał telefon. Wykręciłam numer Eddiego. Po chwili odebrał.

— No witaj Orzeszku, już spako.. — nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ mu przerwałam.

— Nie przyjadę. — oznajmiłam drżącym głosem. Przez chwilę się nie odzywał.

— Dlaczego mała? Co się stało? — zapytał troskliwym głosem na co zaczęłam mocno płakać.

— Boję się. To wszystko mnie przerasta. Nie chcę cierpieć jak znajdziesz sobie kogoś. Za bardzo Cię kocham. — nie czekając na odpowiedź rzuciłam słuchawką. Łzy spływały po moich policzkach niczym wodospady. Usiadłam na krześle obok i schowałam twarz w dłonie. Po raz drugi wyznałam mu miłość, chociaż bardzo nie chciałam tego robić. Chwilę później mój telefon zaczął dzwonić wiedziałam, że to Eddie, więc nie odbierałam. Przetarłam oczy, na które ledwo widziałam przez płacz. Wstałam z krzesła i przeniosłam się z powrotem na łóżko. Położyłam się na boku, przykryłam kołdrą i pozwoliłam moim oczom płakać dalej. Kilka minut później zasnęłam.

Obudziło mnie pukanie do drzwi od pokoju, zaspanym głosem powiedziałam "proszę wejść". Spojrzałam w stronę drzwi. Stali w nich, Dustin, Robin, Nancy oraz Steve.

— Ty jeszcze w łóżku? Trzeba wyjeżdżać na lotnisko. — powiedział Steve łapiąc z Dustinem moje walizki.

— Nigdzie nie jadę. — przykryłam się jeszcze bardziej, mając nadzieję, że dzięki temu stanę się niewidzialna.

— Nath, wiemy co się stało, że dzwoniłaś do Eddiego wiemy też co mu powiedziałaś. — głos Nancy przepełniony był troską i współczuciem. Poczułam, że położyła się obok mnie na łóżku i przytuliła.

— Skąd wiecie? — zapytałam przecierając nos chusteczką, którą podała mi Robin.

— Dzwonił do mnie. Był bardzo smutny. Powiedział, że nie chcesz przyjechać. Prosił mnie żebym z Tobą porozmawiał. Powiedział, że nigdy nie pozwoli na to, żebyś cierpiała. — powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na Dustina i zapytałam.

— Naprawdę tak powiedział? — poczułam uspokajające ciepło.

— Tak. Powiedział też, że odkąd wiedział, że przyjedziesz zachciało mu się żyć, a gdy zmieniłaś zdanie wszystko się zniszczyło jak domek z kart. — oznajmił chłopak patrząc na mnie.

— Możecie na chwilę wyjść, muszę sobie wszystko przemyśleć. — nie odpowiadając wszyscy ruszyli w stronę wyjścia z pokoju. — Nancy, ty zostań proszę. — dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową. Gdy wszyscy wyszli spojrzałam na przyjaciółkę, która usiadła naprzeciw mnie.

— Powiedz, co mam robić? — zapytałam czując jak moje oczy znów napełniają się łzami.

— Po pierwsze to przestań płakać. — starła rękoma kilka samotnych kropli łez.

— A po drugie, znam Cię na tyle, że wiem, że jak nie pojedziesz będziesz żałowała. Dodatkowo jeśli go kochasz to zaryzykuj. Pamiętaj kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. — uśmiechnęłam się delikatnie na te słowa.

— Ale co jeśli..— nie dała mi dokończyć zatykając mi usta palcem.

— Nie ma, żadnych "ale". — powiedziała stanowczo. — Kochasz go, a on kocha Ciebie. To wystarczy, żeby wszystko się ułożyło.

— Skąd możesz wiedzieć, że mnie kocha? — zapytałam. — Nigdy tego nie powiedział, no może ostatnio, ale myśle, że powiedział to jako przyjaciel.

— Już kilka razy Ci mówiłam, że to widać. On nie patrzy na Ciebie jak na przyjaciółkę. — oznajmiła, a ja nie wiedziałam nawet co mam odpowiedzieć. — A teraz rusz ten zgrabny tyłek z łóżka i ogarnij się. Będziemy czekać na dole. Masz piętnaście minut. — Nie czekając na żadną moją odpowiedź, wstała i wyszła z pokoju zostawiając mnie samą, z głową pełną myśli. Nancy ma rację, jak nie zaryzykuję to nie dowiem się czy coś z tego będzie. Wstałam z łóżka z jakąś nową energią i poszłam do łazienki ogarnąć się do podróży.

Równo po piętnastu minutach zeszłam schodami do salonu gdzie wszyscy siedzieli.

— O jesteś. — twarz Nancy rozpromieniła się na mój widok.

— To my idziemy spakować walizki do samochodu. Chodź Dusty. — Steve wstał z kanapy a zaraz za nim Henderson. Pożegnali się z moimi rodzicami i wyszli.

— Powodzenia skarbie w nowej szkole. — powiedział tata przytulając mnie mocno, zaraz za nim stała mama cała zapłakana.

— Uważaj na siebie i dzwoń do nas codziennie. — matka również pociągnęła mnie do uścisku.

— Oczywiście mamo. Kocham was. — odsunęłam się od mamy po czym od razu podszedł do niej tata kładąc rękę na jej tali.

— My Ciebie też kochamy. — odpowiedzieli smutno. Puściłam im jeszcze buziaka w powietrzu i razem z resztą wyszłam z domu. Przed domem stało auto Steva do, którego wsiadłam. Zapięłam pasy, a w moje ślady poszedł, Dustin, Robin, Nancy a na końcu Harrington.

Jechaliśmy w ciszy, było słychać tylko muzykę z kasety, którą włączył Steve. Patrzyłam przez szybę, na krajobraz Hawkins zastanawiając się ile minie czasu, aż zacznę tęsknić za tym miastem. Pewne było tylko jedno. Jeszcze nie wyjechałam a już rosła we mnie tęsknota za rodzicami i przyjaciółmi. Odwróciłam głowę kładąc ją na ramieniu Nancy, która wraz ze mną i Robin siedziała z tyłu. Dziewczyna oparła głowę o moją i przez resztę drogi jechaliśmy w takie pozycji.

— Jesteśmy na miejscu. Wiesz co masz dalej zrobić czy pomóc Ci? — zapytała Steve.

— Dam sobię radę. — uśmiechnęłam się lekko. Patrzyłam na ich twarze, na których malował się smutek. — Dziękuję wam za wszystko. Kocham was strasznie. —  pokazałam im rękoma, że zapraszam ich do grupowego uścisku. Wszyscy podeszli. — Do zobaczenia. — odsunęłam się od nich i ruszyłam w stronę odprawy.

Trzy godziny później usłyszałam głos Stewardessy mówiący, że za dziesięć minut lądujemy. Schowałam książkę do torby i zaczęłam się stresować. Wiedziałam, że już minuty dzielą mnie od spotkania z Eddiem. Wzięłam kilka głębokich oddechów, które powoli mnie uspokajały. Spojrzałam przez okno, samolot był coraz niżej i niżej, aż w końcu wylądował. Złapałam za torbę i wyszłam z samolotu. Od razu skierowałam się po mój bagaż. Na szczęście kolejka była mała i po kilku minutach kierowałam się w stronę wyjścia z lotniska gdzie miał czekać Eddie. Gdy doszłam do miejsca spotkania zauważyłam tłum ludzi, w którym próbowałam wyłapać chłopaka. I w końcu po chwili zauważyłam go. Stał niedaleko mnie, ubrany w czarne dżinsy i dżinsową kurtkę. Włosy kaskadami loków opadały mu na ramiona. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Na szczęście po chwili również mnie zauważył. Stał przez chwilę bez ruchu, po czym podbiegł do mnie łapiąc mnie za biodra i obracając dookoła. Zaśmiałam się na ten gest. Gdy odstawił mnie na ziemie, przez chwilę panowała cisza, ponieważ mierzyliśmy wzrokiem swoje twarze.

— Już myślałem, że nie przyjedziesz. — powiedział swoim ochrypłym głosem a mi zmiękły kolana. To nie było to samo co słyszeć jego głos przez telefon. — Posłuchaj mnie. — złapał za moją brodę, a ja automatycznie wbiłam wzrok w jego oczy. — Nigdy nie pozwolę na to, żebyś przy mnie cierpiała, już i tak wycierpiałaś wiele, przez tę sfingowaną śmierć. — wzdrygnęłam się na wspomnienie tych dni, gdy byłam przekonana że Eddie nie żyje. — Obiecuję Ci, że każdy dzień który ze mną spędzisz będzie najszczęśliwszy w twoim życiu, ponieważ byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza. — chciałam coś odpowiedzieć, ale przeszkodziły mi jego usta na moich. Wpił się w nie mocno, ale całował delikatnie, namiętnie. Gdy minął szok, spowodowany tym niespodziewanym pocałunkiem, również zaczęłam delikatnie poruszać wargami. Jedna z jego dłoni spoczywała dalej na mojej brodzie a druga na biodrze. Czułam się jak osuwa mi się grunt pod nogami. Delikatnie uchyliłam usta chcąc, aby jego język stoczył walkę z moim. Nie musiałam długo czekać. Pocałunek stawał się coraz bardziej dziki, więc nie chętnie uznałam, że czas go zakończyć. W końcu byliśmy w miejscu publicznym. Odsunęłam się delikatnie dysząc, a Eddie patrzył mi w oczy.

— Dlaczego tak patrzysz? — zapytałam czerwieniąc się.

— Muszę się na Ciebie napatrzeć, bo boję się, że to sen, i że zaraz się z niego obudzę. — uszczypnęłam go żartobliwie w ramię.

— Widzisz to nie sen. — uśmiechnęłam się.

— Bardzo mnie to cieszy. — znów połączył nasze usta w pocałunku, który trwał o wiele krócej od tamtego. Oparł czoło o moje i patrząc mi w oczy powiedział. — Kocham Cię Orzeszku. Naprawdę kurewsko Cię kocham. — teraz to ja zbliżyłam usta do jego i złączyłam je w krótkim, ale namiętnym pocałunku.





Mamy rozdział 11, w którym doszło do spotkania naszych głównych bohaterów. Mam nadzieję, że się cieszycie :)

WAŻNE!

Chciałam was zapytać o jedną rzecz. Jak myślicie, poleciałam trochę za szybko z fabułą czy jest okej? Będę wdzięczna za odpowiedź <3

Jeśli rozdział się spodobał zostaw gwiazdkę, komentarz lub obserwację. To bardzo motywuje do dalszego pisania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro