Rozdział VII
Następnego dnia około południa zadzwonił dzwonek do drzwi. Dobrze wiedziałam, że to Dustin, który zeszłego wieczoru zapowiedział swoją wizytę. Niechętnie wyszłam z pokoju kierując się na dół, aby otworzyć. W mojej głowie panował chaos. Z jednej strony chciałam z nim o tym wszystkim porozmawiać, ale z drugiej wiedziałam, że ta rozmowa skończy się wrzaskami z mojej strony. Wzięłam głęboki oddech i złapałam za klamkę otwierając drzwi.
— Cześć Nath, to co porozmawiamy? — Dustin nieśmiało spojrzał mi w oczy.
— Cześć, wejdź. — uchyliłam drzwi trochę mocniej, żeby wpuścić chłopaka, po czym kontynuowałam. — idź od razu do mnie do pokoju, za chwilę przyjdę. — patrzyłam jak kieruje się w stronę schodów na piętro. Przymknęłam na chwilę oczy, które już napełniały się łzami. Nie byłam do końca gotowa na to co mogę usłyszeć. Stałam jeszcze przez chwilę, uspokajając myśli i ruszyłam do pokoju.
— No więc słucham, co masz mi do powiedzenia? — zapytałam gdy już usadowiłam się na łóżku naprzeciw Dustina, który rozsiadł się w fotelu.
— Więc tak, opowiem Ci wszystko od początku. Tylko proszę nie przerywaj mi dobrze?
— Niech będzie, mów. — spojrzałam mu prosto w oczy czekając na to co ma do powiedzenia.
— Okej, więc w dzień śmierci Freda, wieczorem spotkałem się z Eddiem i jego wujkiem w lesie, przy wielkim kamieniu.
*Pół roku wcześniej, wspomnienie Dustina*
— Eddie wszystko dobrze? — zapytałem gdy zauważyłem go płaczącego w ramionach wujka.
— Dustin jesteś. — chłopak wyrwał się z uścisku i podbiegł do mnie przytulając mnie.
— Chłopie co się stało? — zapytałem zmartwiony.
— Mam już tego wszystkiego dosyć! Mam wszystkiego kurwa dosyć! — krzyczał zanosząc się łzami. Pierwszy raz odkąd go znam widziałem go w takim stanie. Wyglądał jak ostatnie nieszczęście, ale zdawałem sobie sprawę, że czuł się jeszcze gorzej niż wyglądał. — Nie wiem już co mam robić. Wszyscy mają mnie za mordercę, całe pieprzone Hawkins. Zrobili sobie ze mnie kozła ofiarnego. — przytuliłem go mocniej nie wiedząc co mam powiedzieć.
— Dustin, mam plan. Wiem co zrobić, żeby Eddie mógł żyć normalnie. Bez obaw czy nie wyląduje w więzieniu lub co gorsza na krześle elektrycznym. — wtrącił Pan Wayne, na co wraz z Munsonem spojrzeliśmy w jego stronę.
— Jaki masz plan, nic nie wspominałeś.
— Chciałem, żeby Dusty był przy tej rozmowie. A więc słuchajcie. Mam przyjaciela w Londynie. Już z nim rozmawiałem. Edward możesz u niego zamieszkać do czasu, aż to wszystko się nie wyjaśni. Tam będziesz bezpieczny.
— Nie ma mowy. Nie zgadzam się. — Eddie machnął głową na znak protestu. — Nie mogę tak po prostu zniknąć. Nie mogę was zostawić, nie mogę zostawić Nathalie.
— Edward posłuchaj mnie! Myślisz, że jak teraz trafisz do więzienia na całe życie, albo dostaniesz karę śmierci to Nathalie nie będzie cierpiała? Pomyśl. Możemy sfingować twoją śmierć. Wtedy ta dziewczyna przejdzie żałobę i zacznie żyć od nowa. Szczęśliwa.
— Ma Pan rację. Tym bardziej nie długo będziemy schodzić na drugą stronę wtedy byłaby to idealna okazja. — powiedziałem patrząc na mężczyzn.
— Myślicie, że to dobry pomysł? — zapytał Munson lekko się uspokajając.
— Tak. To dobry pomysł. Tak będzie najlepiej. — oznajmiłem.
— Niech będzie zgadzam się. Tylko Dusty, zaopiekuj się Nath. — spojrzał mi prosto w oczy ze smutkiem, który był zaraźliwy.
— Oczywiście, że będę się nią opiekował. Spokojnie. — uśmiechnąłem się lekko na co Eddie poklepał mnie po plecach.
*Teraz*
Płakałam jak głupia słuchając opowieści Dustina, który również płakał. Miałam tyle pytań, które chciałam zadać, że nie wiedziałam od czego mam zacząć. Przetarłam łzy i biorąc głęboki oddech zapytałam.
— Okej rozumiem to wszystko, ale dlaczego nie mogliście mi powiedzieć, że żyje?
— Mówiłem Ci już wczoraj. Wiedzieliśmy, że będziesz chciała do niego pojechać. Eddie wiedział, że rzucisz szkołę i uciekniesz z domu, żeby tylko być z nim. On nie chciał żebyś niszczyła sobie życie. — Dustin mówił spokojnie bawiąc się swoimi palcami.
— Mieliście rację, tak by było. — schowałam twarz w dłonie chwilę myśląc o co teraz zapytać.
— Masz numer do Eddiego? — uznałam, że to pytanie będzie najlepsze.
— Mam. Miałem Ci go dzisiaj podać. On już wie, że ty wiesz. Czeka na twój telefon. — patrzyłam jak wryta na Dustina, który grzebał w kieszeni po chwili wyciągnął z niej małą karteczkę i podał mi ją. — Jak będziesz miała chwilę to zadzwoń. Ja już nie będę przeszkadzał. — wstał i bez słowa wyszedł z mojego pokoju. Trzymałam małą karteczkę w dłoni patrząc na rząd liczb na niej napisanych. Moje serce biło jak oszalałe ze szczęścia wiedząc, że za chwilę mogę usłyszeć głos Eddiego. Wstałam z łóżka i powoli podeszłam do telefonu, który był na biurku. Podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer z karteczki. Sygnał, który słyszałam wydawał się trwać wieki, aż w końcu usłyszałam jego głos.
— Cześć Orzeszku. — nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, bo gdy tylko usłyszałam jego głos zalałam się łzami. — Proszę nie płacz. — usłyszałam przez słuchawkę, że on też płaczę.
— Dlaczego mnie zostawiłeś? — tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
— Orzeszku to nie tak. Nie chciałem Cię zostawiać naprawdę. Odkąd wyjechałem codziennie myślę tylko o Tobie. Tęsknie za Tobą tak samo jak Ty za mną.
— Chcę Cię zobaczyć. Pozwól mi na to proszę. — z sekundy na sekundę płakałam coraz bardziej.
— Kochanie proszę przestań płakać. — na chwilę zamarłam gdy usłyszałam z jego ust słowo kochanie, ale głos Munsona wyrwał mnie z tego stanu. — Jeśli chcesz to po zakończeniu szkoły możemy się spotkać, nie pozwolę Ci na to, żebyś przyjechała do mnie szybciej, chociaż wiedz, że bardzo tego pragnę.
— Naprawdę? Zobaczymy się? — uśmiechnęłam się przez łzy.
— Oczywiście, że tak Orzeszku. Jeśli już o wszystkim wiesz to dlaczego mielibyśmy się nie spotkać. — wyczułam, że on też się uśmiecha. Przez chwilę panowała cisza nikt z nas się nie odzywał, gdy nagle palnęłam.
— Kocham Cię Eddie! — gdy dotarło do mnie to co powiedziałam na mojej twarzy pojawiły się czerwone plamy wstydu. — znaczy co, nie! Nie chciałam tego... — nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ wtrącił się Eddie.
— Ja Ciebie też kocham Orzeszku. — zatkało mnie. Radość, która panowała we mnie była nie do opisania. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka szczęśliwa.
Rozmawialiśmy jeszcze dobre pół godziny, opowiadał mi jak żyje mu się w Londynie, co ciekawego go spotkało, a ja opowiedziałam mu wszystko co działo się w Hawkins. Po rozmowie czułam, że nic nie jest w stanie popsuć mi humoru, nawet krzyki mamy, gdy zobaczy rachunek za telefon.
Tego samego dnia wieczorem, zadzwoniłam do Nancy, prosząc ją o spotkanie. Oczywiście zgodziła się, więc po godzinie dwudziestej byłam w drodze do jej domu. Cała w skowronkach dotarłam do jej drzwi. Zapukałam delikatnie i czekałam, aż otworzy. Po chwili do domu wpuścił mnie Jonathan cały roztrzepany.
— Hej Nath, wejdź. — przytulił mnie na powitanie po czym kontynuował. — Nancy zaraz zejdzie. — uśmiechnął się, a ja zrobiłam to samo. Po chwili zobaczyłam jak dziewczyna schodzi ze schodów poprawiając włosy.
— Dobra już wiem, dlaczego Jonathan i Ty jesteście tacy potargani. — puściłam do nich oczko widząc jak zaczynają się rumienić.
— No wiesz miałaś być dopiero za czterdzieści minut. — zauważyła Nancy siadając obok mnie w salonie.
— No właśnie. Przez to ledwo zaczęliśmy a już musieliśmy skończyć.
— Jonathan! Przestań. — Nancy szturchnęła go w rękę.
— No co? Mówię prawdę. — zaśmiałam się, patrząc na minę Nancy.
— A Ty co taka wesoła Richardson? — zapytała dziewczyna uśmiechając się do mnie.
— Mam dwie wiadomości.
— Niech zgadnę. Dobrą i złą? — przerwał mi chłopak.
— Nie, obie dobre. — zauważyłam na ich twarzach zaciekawienie więc mówiłam dalej. — Eddie żyje, ma się dobrze i spotkam się z nim po końcu roku szkolnego. — patrzyłam na nich. Ich miny były takie same. Zaskoczone.
— Nath, o czym Ty mówisz. Jak to żyje? — zapytała Nancy.
— No żyje. Dustin i jego wujek uknuli wszystko, żeby Eddie mógł żyć spokojnie. Z resztą wszystko wam opowiem. — rozsiadłam się wygodniej i zaczęłam opowiadać im wszystko co wiem.
Kochani!
Z całego serca chciałam przeprosić za długą nieobecność. Postaram się teraz wrzucać rozdziały częściej! Ściskam was <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro