Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI




Spojrzałam po raz kolejny na kawałki przede mną. Bałam się zacząć czytać ten list, nie wiedziałam co jest w nim zawarte. Stałam tak przez dłuższą chwilę, aż usłyszałam pukanie do drzwi.

— Nath? Wszystko dobrze? — zapytał Dustin niespokojnym głosem.

— Tak tak, wszystko dobrze. Dajcie mi jeszcze chwilę. — starałam się żeby moja odpowiedź brzmiała jak najbardziej naturalnie.

— Okej, czekamy. — już nic nie odpowiedział. Z powrotem skupiłam się na liście. Wzięłam się w garść i zaczęłam czytać.

Hej Dusty!

Wybacz stary, że tak dawno nie pisałem, ale miałem sporo na głowie. Chciałem Ci się pochwalić, że udało mi się znaleźć pracę w salonie gier, dzięki czemu wynająłem malutkie mieszkanie na obrzeżach Londynu. Nie jest cudowne, ale ważne, że moje. Aktualnie żyje mi się dobrze, chociaż cholernie za wami tęsknie. Oddałbym wszystko, żeby móc być z wami w Hawkins. Napisz mi jak tam sytuacja. Ucichło trochę o mnie czy dalej robią ze mnie seryjnego mordercę bez serca. No ale dość o mnie, co tam u was? Wszystko dobrze? Opiekujesz się Nathalie tak jak prosiłem? Mam nadzieję, że tak. Kurwa, tak bardzo marzę o tym, żeby ją zobaczyć chociaż na chwilę. Ehh, do bani jest takie życie daleko od was, a szczególnie od Nath.. No cóż czekam na odpowiedź. Pozdrów mojego wujka.

P.S. Pamiętaj, żeby od razu pozbyć się listu.

E.M


Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Z listu wynikało, że Eddie żyje, że ma się dobrze. Cała roztrzęsiona upadłam na podłogę. Z moich oczu wylewały się łzy szczęścia i smutku jednocześnie. Oczywiście cieszyłam się z tego, że z Munsonem wszystko dobrze, ale nie mogłam przeboleć tego, że wraz z Dustinem sfingowali śmierć. Dlaczego nie powiedzieli mi prawdy? Ja przez pół roku, pieprzone sześć miesięcy, dzień w dzień opłakiwałam jego zgon, w czasie gdy on żył sobie kilkaset kilometrów od Hawkins. Złapałam się za głowę, która przez tą całą sytuację zaczęła okropnie boleć. Zamknęłam oczy delikatnie masując skronie i próbując unormować oddech. Po chwili szczęście i smutek zmieniły się w złość, której nie potrafiłam okiełznać. Wstałam z podłogi zgarniając z biurka podarty list i pewnym krokiem skierowałam się do salonu do reszty znajomych.

— Co to ma do cholery znaczyć? — rzuciłam kawałkami kartki w stronę Dustina, który nie wiedział co się dzieje. Wszyscy patrzyli w moją stronę z tą samą miną co Henderson. — Odpowiadaj! — wykrzyczałam płaczliwym głosem spoglądając jak chłopak podnosi z podłogi wszystkie ścinki. Po chwili na jego twarzy można było dostrzec przerażenie. Ha! Już wie o co mi chodzi.

— Nath, najpierw się uspokój wtedy Ci wszystko wyjaśnię. —  zaczął spokojnie na co ja tylko sztucznie się uśmiechnęłam.

— Chyba robisz sobie ze mnie żarty! Jak ja mam się uspokoić w takiej sytuacji?

— Może mi ktoś wyjaśnić o co chodzi? —  wtrącił Steve.

— O tak, chętnie Ci wyjaśnię. A więc nasz kochany Dustin wraz z Nastką i Eddiem zaplanowali, sfingowanie śmierci Munsona, który tak naprawdę żyje i mieszka sobie w Londynie, w czasie kiedy my cierpieliśmy oni pisali do siebie listy. — nie mogłam już wytrzymać, płakałam jak oszalała.

— Co? Dustin czy to prawda? — Harrington był w szoku zresztą jak cała reszta.

— T..t..tak, to prawda. Chcieliśmy zrobić wszystko, żeby Eddie mógł przestać się ukrywać dlatego razem z jego wujkiem wymyśliliśmy Londyn. Wiedzieliśmy, że tam będzie mógł sobie ułożyć życie na nowo, że nie będzie tam miał metki seryjnego mordercy.

— Ale dlaczego nam powiedziałeś, że nie żyje? — przerwałam mu w trakcie wypowiedzi.

— Uznaliśmy wspólnie, że tak będzie lepiej. Wiedzieliśmy, że w końcu pogodzicie się ze stratą i będziecie żyć po staremu. Gdybyście o wszystkim wiedzieli to chcielibyście do niego jechać a szczególnie ty Nath. Eddie nie chciał, żebyś marnowała na niego życie. Byłaś i nadal jesteś dla niego ważna, ale wolał, żebyś miała w swoim życiu osoby, które nie są przegrane. — wszyscy patrzyliśmy na Dustina, któremu z oczu wylatywały krople łez. Przez chwilę zrobiło mi się go szkoda, ale dosłownie po kilku sekundach potrząsnęłam głową wyrzucając z niej współczucie.

— Zaraz, zaraz. Jak to jest dla niego ważna? Przeczuwałam od początku, że ona coś do niego czuje — wskazała palcem na mnie, po czym kontynuowała. —  Ale wątpię, że on czuł coś do niej. No może oprócz przyjaźni. Myślę Dusty, że coś źle zrozumiałeś. On nigdy by do niej nic nie poczuł. — zacisnęłam dłonie w pięści i ruszyłam, żeby stanąć oko w oko z Sylvią.

— Powiem Ci tylko jedno, księżniczko. Radzę Ci trzymać buzię zamkniętą, bo aktualnie jestem jak bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć, a wtedy lepiej jak nie będzie Cię w pobliżu. — odwróciłam się z zamiarem wyjścia z domu Dustina już byłam przy drzwiach gdy nagle usłyszałam głos tej suki.

— Nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi, a tobie nie zostało jej za dużo. — jak na zawołanie cofnęłam się do dziewczyny, która stała dumnie się uśmiechając. Nawet nie wiem kiedy moja ręka mocno uderzyła ją w twarz. — Ty psychiczna idiotko. — patrzyłam jak z jej wargi leci krew. Pani Claudia, która wszystko widziała szybko pobiegła po apteczkę, a po chwili oczyszczała ranę na ustach Sylvi.

— Nathalie, chodź odwiozę Cię do domu. — poczułam jak Steve łapie mnie za rękę wyprowadzając z domu Hendersonów. — Robin ty zostań, odwiozę ją i jeszcze wrócę.

— Jasne, szerokiej drogi. — dziewczyna machnęła nam na odchodne, po czym zniknęliśmy za drzwiami domu.

Wsiadłam do auta Harringtona cała roztrzęsiona. Zapięłam pasy i spojrzałam na chłopaka. Nic nie mówił, jego mina również nie zdradzała żadnych emocji. Po chwili jednak zaczął rozmowę.

— Jestem z Ciebie dumny. —  uśmiechnął się szeroko w moją stronę.

— Naprawdę? Dlaczego? — zapytałam.

— Jestem dumny, bo serio długo dzisiaj wytrzymywałaś gadanie Sylvi. Ja już dawano na twoim miejscu bym wybuchł.

— A ja nie jestem z siebie dumna. Nie chciałam jej uderzyć to nie w moim stylu. — odpowiedziałam smutno.

— Żartujesz Nath? Ona od zawsze była dla Ciebie chamska, ubliżała Ci na każdym kroku. W końcu każdemu puściłyby nerwy plus Ty po takim odkryciu jak dzisiejsze miałaś pełne prawo rozwalić jej wargę. I nie ukrywaj, że nie miałaś na to ochoty już dawno.

— No może i miałam. — zaśmiałam się cicho razem ze Stevem.

Będąc już w domu, uznałam że nie ma sensu dzisiaj myśleć o sprawie Eddiego. Najważniejsze było to, że żył i miał się dobrze. Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl, że niedługo go zobaczę, bo postanowiłam, że nie odpuszczę dopóki z nim nie porozmawiam w cztery oczy. W lepszym nastroju niż wcześniej poczłapałam do toalety, żeby się wykąpać. Po drodze zabrałam wszystkie rzeczy, które były mi potrzebne.

Pół godziny później leżałam już w łóżku, zamierzałam iść spać, gdy nagle z mojej krótkofalówki usłyszałam głos Dustina.

— Nath, możemy porozmawiać? Na spokojnie? — zapytał ściszonym głosem.

— Możemy, ale nie dzisiaj. Aktualnie mam dosyć tego tematu. — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Dobrze, jutro do Ciebie wpadnę to porozmawiamy. Dobranoc.

— Dobranoc Dustin. — odłożyłam walkie talkie na szafkę nocną i przykryłam się szczelnie kołdrą.





Mamy szósty rozdział, w którym dzieje się to co wielu z was chciało! Eddie żyje :) Zadowoleni? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro