Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V




Dzisiaj urodziny Dustina, wszyscy wspólnie za jego plecami oczywiście planowaliśmy imprezę niespodziankę w jego domu. Na początku było głosowanie, w którym lokalu to robimy, ale jednogłośnie wygrały cztery ściany Hendersona. Jechałam właśnie z Max i Nancy, po przekąski do pobliskiego sklepu. Podróż mijała nam w ciszy. Każda z nas zatopiona była we własnych myślach. Ja ciągle myślałam na temat tego co kupić Dustinowi. Ten chłopak miał tak naprawdę wszystko. No z wyjątkiem piątej klepki, ale tego raczej nie dałabym rady kupić. Denerwował mnie brak pomysłu na prezent przede wszystkim dlatego, iż myślałam nad nim już dwa tygodnie. Myślałam, myślałam i nic nie przychodziło mi do głowy. Westchnęłam cicho, lecz nie uszło to uwadzę Nancy.

— Coś się stało?

— Nie, coś ty. Myślę nad prezentem, ale nic nie mogę wymyślić. Każdy pomysł po chwili namysłu wydaje się, słaby lub przereklamowany. — powiedziałam ze smutkiem. — Chciałabym kupić mu coś takiego co zostanie z nim na długo, co pokocha. — I wtedy znienacka w mojej głowie pojawił się prezent idealny.

— O widzę, że pojawił się pomysł. —  zauważyła dziewczyna uśmiechając się do mnie.

— Oj tak, pojawił się, ale zobaczycie co to wieczorem na imprezie.

— Powiedz nam teraz! — błagalny głos Max dobiegał moich uszu.

—  Nie! Nie wiem jeszcze czy dam radę załatwić ten prezent o tej porze, więc na razie wolę zostawić go dla siebie.

— No niech będzie. — odpowiedziała Max po czym dalej jechałyśmy w ciszy.

Kilka godzin później skończyliśmy przygotowania wnętrza domu. Tylko Pani Claudia krzątała się jeszcze po kuchni kończąc tort, który robiła razem z Robin.

— Dustin będzie w domu za około pół godziny. — poinformował nas Steve.

— Super wyszło, Dusty będzie zachwycony. — powiedział Mike kładąc swój prezent obok innych.

— Nathalie, a Tobie udało się kupić to co chciałaś?

— Na szczęście tak, moja mama go zaraz przywiezie. — odpowiedziałam entuzjastycznie nie mogąc doczekać się miny Hendersona na prezent.

Po kilku minutach przyjechała moja rodzicielka, zabrałam od niej pakunek i zaniosłam go do pokoju Dustina.

— Gaście światło Dustin zaraz będzie. — usłyszałam z dołu głos Willa, więc szybko odłożyłam paczkę na łóżko i zbiegłam na dół. Usadowiłam się obok Nastki za kanapą. Czekaliśmy krótką chwilę, aż w końcu usłyszeliśmy otwieranie drzwi.

— NIESPODZIANKA! — wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek krzycząc jak najgłośniej rozrzucając konfetti. Dusty stał i patrzył na nas wielkimi oczami.

— Kurde. Dziękuję! Ale prawie dostałem zawału! — wszyscy zaśmiali się na słowa chłopaka, ale mi wcale nie było do śmiechu. Obok solenizanta stała Sylvia.

Sylvia Jonson była dziewczyna Eddiego i koleżanka Dustina. Wyprowadziła się z Hawkins dwa lata temu co było dla mnie czymś cudownym.  Nienawidziła mnie w sumie ze wzajemnością. Gdy była w związku z Munsonem nie pozwalała mu mieć ze mną kontaktu, przez głupią zazdrość. Oczywiście chłopak nie słuchał i odzywał się do mnie co zakończyło ich związek od razu gdy ona się o tym dowiedziała. Od tamtej pory obwinia mnie o ich rozstanie. Złapałam z nią kontakt wzrokowy. Patrzyła na mnie z góry jakby czuła się lepsza. Przewróciłam oczami i znów skupiłam się na tym co było dzisiaj najważniejsze. Na Dustinie.

— Wszystkiego najlepszego! — uśmiechnięta przytuliłam mocno chłopaka, który również mnie objął. — Za chwilę przyniosę mój prezent, ponieważ nie może być za długo sam. — od razu odwróciłam się i skierowałam do pokoju, w którym była paczka. Złapałam ją i zeszłam na dół do wszystkich. — Proszę bardzo. — podałam pudełko Hendersonowi, na co on od razu zaczął je otwierać.

— O MÓJ BOŻE! TO KOTEK! — wyjął z paczki małego czarnego kotka, którego udało mi się adoptować ze schroniska.

— Jaki słodki! — pisnęła Nastka głaszcząc zwierzę po głowie.

— Nath, naprawdę dziękuję, to najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. — widziałam w jego oczach łzy szczęścia, przez co i w moich zaczęły się pojawiać.

— Nie masz za co dziękować. Jak go nazwiesz? — zapytałam ciekawa.

— Hmm, pierwsze co mi przyszło do głowy to Eddie. Na cześć Munsona. — spojrzałam na kotka, któremu to imię naprawdę bardzo pasowało.

— Myślę, że to bardzo dobre imię. — powiedział Mike, klepiąc Dustina w ramię.

Reszta imprezy mijała nam w świetnej atmosferze. Nancy z Jonathanem tańczyła przytulane tańce, Nastka z Mikiem również, a ja z całą resztą siedzieliśmy przy stole zajadając się potrawami przygotowanymi przez Robin i Panią Henderson.

— Mmm, ten tort jest przepyszny. — skomplementował Steve jedzący już trzeci kawałek.

— Dzięki, ale jak będziesz jadł w takim tempie to nie zostanie dla innych. — zauważyła Robin.

— Ej no przepraszam bardzo, nikt nie każe im się tam obściskiwać. Gdyby chcieli to zajadali się tym pysznym tortem. — zaśmiałam się na jego słowa.

— Steve, a nie chciałbyś może zatańczyć? — zerknęłam w stronę Sylvi, która przyglądała się Harringtonowi czekając na odpowiedź.

— Em, no w sumie mogę. — uśmiechnął się lekko po czym wstał i złapał ją za rękę kierując się w stronę salonu.

— Chyba nie jesteś za bardzo zadowolona, że ona tu jest? — zapytał Dustin patrząc na mnie.

— Szczerze mówiąc na początku byłam nie zadowolona, teraz mam to już gdzieś. Są twoje urodziny, więc nie będę psuła sobie humoru jej obecnością.

— No i bardzo dobrze. —  uśmiechnął się. — Ja nie wiedziałem nawet, że ona jest w mieście. Wracając do domu spotkałem ją jak szła do mnie złożyć mi życzenia. Mówiła, że przyjechała z rodzicami na jakiś czas.

— Oby był jak najkrótszy. — wymamrotałam pod nosem, po czym zabrałam się za jedzenie.

Dochodziła godzina dwudziesta trzecia, większość zaczęła zbierać się do domu. Zostałam tylko ja, Steve, Robin oraz Sylvia. Siedzieliśmy przy stole grając w karty gdy nagle do salonu weszła Pani Claudia z butelką w ręku.

— Przyniosłam domowej roboty nalewkę. Chciałby ktoś? — zapytała kobieta.

—  Ja chcę mamo. — Dustin podsunął swoją szklankę na co jego mama tylko prychnęła.

— Zabieraj tą szklankę, poczekaj jeszcze trochę, wtedy może pozwolę Ci posmakować.

— Wiecie co? Czasem zapominam, że Dusty to jeszcze szczyl. — powiedział w śmiechu Steve na co oberwał w ramię od Hendersona. —  Hej! A to za co? Ja tylko mówię prawdę.

— Z wami to jak z dziećmi. — powiedziała Robin uderzając delikatnie dłonią w czoło.

— Masz rację, jak z dziećmi. — powtórzyłam słowa dziewczyny. Chwilę później podniosłam szklankę, podając ją Pani Claudii. — Jeśli mogę prosić to chętnie się napiję.

— Jasne kochanie. — odkręciła butelkę i nalała mi sporo trunku. Następnie nalała, Robin i Sylvi. Steve nie mógł dzisiaj pić, ponieważ musiał odwieźć nas do domu.

— Harrington rozchmurz się. Następnym razem się napijesz. — powiedziałam widząc jego smutną minę, gdy patrzył na nas z pełnymi szklankami nalewki w ręku.

— No wiem, ale to jest niesprawiedliwe. — zrobił naburmuszoną minę jak małe dziecko na co zaczęliśmy się śmiać.

— Kurde szkoda, że w pokoju gościnnym mam tylko jedno łóżko, wtedy wszyscy moglibyście zostać.

— Ja i tak bym nie została, nie mam przy sobie kosmetyków do wieczornej pielęgnacji, a muszę ją robić codziennie. — przerwała Sylvia, która patrząc w lusterko poprawiała swoje długie kasztanowe włosy, których zawsze jej zazdrościłam. Kolor jej włosów był naturalny, przez co były one zdrowe i piękne. Moje za to przez farbowanie ich na czarno czasem wyglądały jak siano.

— Moja wieczorna pielęgnacja to zmycie delikatnego makijażu i umycie twarzy wodą. — Robin zaśmiała się z moich słów.

— Dlatego masz taką brzydką cerę.

— Co? — spojrzałam gniewnym wzrokiem na Sylvie zastanawiając się czy aby się nie przesłyszałam.

— To co słyszałaś kochana. —  już miałam wstać do dziewczyny, ale poczułam uspokajającą dłoń Pani Claudii na ramieniu. Wzięłam głęboki oddech po czym wielkiego łyka nalewki.

— Przepraszam na chwilę. — odłożyłam szklankę na stół i skierowałam się w stronę pokoju Dustina, żeby na chwilę zostać sama i się uspokoić.

Gdy dotarłam do pokoju, usiadłam na łóżku i wzięłam jeszcze kilka głębokich oddechów. Myślałam, że pozbyłam się tej dziewczyny raz na zawsze, ale ona musiała wrócić. No jak to się mówi, zło zawsze wraca. Westchnęłam i zaczęłam wzrokiem błądzić po pokoju Hendersona. Po chwili moje spojrzenie zatrzymało się na kupce podartej kartki, której urywki leżały przy śmietniku. Podeszłam do kubła i podniosłam kawałki, które były obok. Gdy tylko na nie spojrzałam zamarłam. Był to podarty list od Eddiego. Poznałam po piśmie. Zdeterminowana żeby poznać jego treść wyjęłam ze śmieci resztę kawałeczków i zaczęłam je układać. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu się udało. Miałam przed oczami list napisany przez Eddiego. Ale chwila. U góry kartki była data, która wskazywała zeszły poniedziałek. Jak to możliwe? Co tu się dzieje?








No i mamy już szósty rozdział. Jak się podobał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro